[źródło] |
Główny Urząd Statystyczny opracował raport dotyczący czytelnictwa i zawrzało. Okazuje się, że przeciętny Polak wydaje rocznie na książki 19,44 zł, czyli niewiele. Znów, jak co jakiś czas, zrobił się raban. Oceniając kondycję czytelnictwa na podstawie tej mizernej liczby, faktycznie można dojść do nieciekawych wniosków. Jeden wypad do pubu znacznie bardziej takiego przeciętnego Kowalskiego trzepie po kieszeni, a bądźmy szczerzy - przeciętny Kowalski siada na barowym stołku nieco częściej niż raz do roku. Można płakać i załamywać ręce, boleć nad nieoczytanym społeczeństwem, któremu z coraz większym trudem przychodzi sklecenie kilku złożonych zdań lub wziąć głęboki oddech i zastanowić się nad tym, czy faktycznie jest się czym stresować.
Czytam od zawsze i w dość dużych ilościach. Czytałabym więcej, gdyby doba liczyła nie 24 godziny, a na przykład 48 i nie trzeba było znacznej jej części poświęcać na rzeczy typu praca, jedzenie, czy sen. Kupuję książki od roku, może dwóch lat. Nie więcej. Nie było mnie stać na książki w liceum, ani na studiach. Zresztą, jako studentka zdecydowanie więcej wydawałam na piwo niż literaturę. Zupełnie inaczej niż teraz. Ale czytałam dwa razy więcej niż obecnie, nieświadomie psując statystyki pożyczając książki z różnych źródeł.
Niemal każdą moją książkę, oprócz mnie czyta co najmniej jedna osoba. Przez wiele lat w lektury zaopatrywałam się głównie w bibliotekach. Sporo pożyczałam od znajomych. Śmiem twierdzić, że większość kupionych książek, trafia do więcej niż jednego czytelnika. Tego w statystykach nie ma. Nie kupuję, nie znaczy - nie czytam. I na odwrót - sam zakup danej publikacji nie jest równoznaczny z jej przeczytaniem. Statystykami można więc sobie wytrzeć... twarz. Nie odzwierciedlają rzeczywistości, nie powiedzą nam ile tak naprawdę czytamy.
Nie twierdzę, że problemu nie ma. Jest, co słychać wyraźnie na ulicach (poprawność wypowiedzi nie jest naszą mocną stroną), widać po poziomie tekstów pojawiających się w Sieci. I mówię tu nie tylko o pospiesznie tworzonych komentarzach, ale także dłuższych tekstach czy artykułach. Żyjemy szybciej, piszemy szybciej, z mniejszą dbałością o poprawność. Poza tym, książki są czasochłonne. Obejrzenie filmu zajmuje przeciętnie dwie godziny, przeczytanie powieści - co najmniej trzy razy więcej. Książki kojarzą się z nauką, lekturami, nudą. Niektórym oczy otwiera Harry Potter, innym Igrzyska śmierci, jeszcze inni po prostu nie trafili na lekturę, która zmieniłaby ich stosunek do literatury. Tak, wierzę w to, że każdy może znaleźć książkę dla siebie.
Mam to szczęście, że większość bliskich mi osób lubi czytać, więc może przez to (lub dzięki temu) statystyki mnie nie przerażają. Są ludzie, z którymi mogę podyskutować o przeczytanych lub planowanych lekturach i nie należą do nich jedynie blogerzy.
Dopóki w środkach transportu i na przystankach spotykać będę ludzi z nosami zatopionymi w książkach, pozostanę optymistką.
Pamiętam taką sytuację...
Jechałam tramwajem. Na środku przejścia stał chłopiec, jedną ręką ściskał poręcz siedzenia, drugą - otwartą książkę. Czytał jeden z tomów serii Felix, Net i Nika. Od lektury odrywał się dopiero wtedy, gdy tramwaj gwałtownie hamował. Rozglądał się nieco zaskoczony na boki i na powrót zatapiał w lekturze. W końcu tramwaj zatrzymał się na "jego" przystanku. Chwilę to trwało, zanim chłopiec powrócił do rzeczywistości. Wysiadając nie zamknął książki. Już na chodniku znów zaczął ją czytać, jednocześnie próbując iść przed siebie. Wpadł na kogoś, zdziwił się, przeprosił. Z nosem w książce poszedł dalej. Miał dziesięć, może jedenaście lat.
Dopóki zaczytani, mali chłopcy będą wpadać na przechodniów, mam gdzieś statystyki.
Dopóki w środkach transportu i na przystankach spotykać będę ludzi z nosami zatopionymi w książkach, pozostanę optymistką.
Pamiętam taką sytuację...
Jechałam tramwajem. Na środku przejścia stał chłopiec, jedną ręką ściskał poręcz siedzenia, drugą - otwartą książkę. Czytał jeden z tomów serii Felix, Net i Nika. Od lektury odrywał się dopiero wtedy, gdy tramwaj gwałtownie hamował. Rozglądał się nieco zaskoczony na boki i na powrót zatapiał w lekturze. W końcu tramwaj zatrzymał się na "jego" przystanku. Chwilę to trwało, zanim chłopiec powrócił do rzeczywistości. Wysiadając nie zamknął książki. Już na chodniku znów zaczął ją czytać, jednocześnie próbując iść przed siebie. Wpadł na kogoś, zdziwił się, przeprosił. Z nosem w książce poszedł dalej. Miał dziesięć, może jedenaście lat.
Dopóki zaczytani, mali chłopcy będą wpadać na przechodniów, mam gdzieś statystyki.
Od zawsze słychać płacz o niskim poziomie czytelnictwa i od zawsze widzę mnóstwo ludzi odwiedzających biblioteki, księgarnie i czytających w środkach komunikacji publicznej. Dlatego nie zwracam na to uwagi :)
OdpowiedzUsuńOtóż to. Mam nadzieję, że ludzie się statystykami nie przejmą i nadal będą czytać. ;)
UsuńU mnie jest tak samo, tzn. jak u Ciebie, nie jak u statystycznego Kowalskiego. Wyrabiam z rodziną normę za wszystkich mieszkańców sporego wieżowca.
OdpowiedzUsuńSporo osób czyta książki, kupuje, wypożycza. Jednak ze statystyką w części zgadzam się. Rozejrzyj się po ulicy, w autobusie, tramwaju, posłuchaj jak część ludzi mówi, mniejsza o to o czym mówią, ale jakim językiem się posługują. Mam wrażenie, że część Polaków po prostu cofa się. A poniekąd jest to efekt nieczytania.
Tu się zgodzę.. Nie twierdzę, że wszyscy czytający świetnie się wysławiają, a nieczytający kaleczą język, ale jednak wśród tych znajomych, którzy mają problem z językiem polskim, przeważają nieczytający.
UsuńU mnie niestety jest inaczej tzn. w moim najbliższym otoczeniu tylko ja czytam i to w jakimś stopniu potwierdza te koszmarne statystyki. :/ Ale ten przykład chłopca jest bardzo pokrzepiający. :)
OdpowiedzUsuńNo to musisz czytać i kupować jeszcze więcej, żeby statystyki naprawić. ;)
UsuńJa niestety spotykam mało osób czytających... Trochę dziwnie się czuję jako osoba czytająca kilka książek miesięcznie w towarzystwie nieczytaczy... Czasami, kiedy widzę jakąś osobę czytającą interesujący mnie tytuł, to aż mam ochotę podejść i zacząć rozmowę. Hamuję się jednak, bo sobie jeszcze ktoś ciekawe rzeczy o mnie pomyśli ;)
OdpowiedzUsuńJa mam lepiej, jak widzę, że ktoś czyta książkę, robię wszystko, zeby zobaczyć okładkę i zorientować się co czyta. Nieraz dziwnie wyglądam:)
Usuń@Wiedźma, nie wiem jak inni, ja bym była przeszczęśliwa, gdyby ktoś mnie w ten sposób zaczepił. :)
Usuń@anetapzn, robię dokładnie tak samo. Pełnią szczęścia jest rozpoznanie książki po okładce bez próby wczytania się w to, co na niej napisane. ;)
Mnie kiedyś tak dziewczyna w autobusie zaczepiła :) Fajnie się rozmawiało :)
UsuńFajnie! Ja jakoś nie mam odwagi, ale sama nie miałabym nic przeciwko, gdyby mnie ktoś tak zaczepił. ;)
UsuńWszyscy narzekają, wszyscy marudzą a ja jakoś tego problemu nie widzę. Dookoła mnie jest mnóstwo ludzi którzy czytają, niekoniecznie kupowane książki. Za każdym razem, gdy jestem w bibliotece jest tam malutki tłok, a wiedz, że moja biblioteka jest malutka. Nie wiem skąd oni biorą te statystyki... Dobrze napisałaś, mogą sobie nimi wytrzeć... twarz.
OdpowiedzUsuńWidocznie przepytywali niewłaściwych ludzi. ;)
UsuńCena podana przez GUS mnie zbiła z nóg. Ja wyrabiam normę dla mojego otoczenia jako jedna z nielicznych nałogowo czytających, więc rozumiem, skąd takie dane. Z drugiej jednak strony, nie taki diabeł straszny... Wystarczy zobaczyć, ile jest blogów recenzyjnych, ile osób udziela się na forach/ portalach książkowych. Nawet sam fakt, ile osób zagląda chociażby do księgarń i ogląda książki, to już jakieś pocieszenie. Wiadomo, książki też do najtańszych nie należą. Nie jest zachwycająco dobrze, ale ja bym też nie wpadała w tak gigantyczną panikę - czytanie to, wbrew pozorom, hobby jak każde inne. Nie każdy pomiędzy pracą a już posiadanym hobby może wykroić czas na czytanie dużej ilości książek.
OdpowiedzUsuńW pełni się z Tobą zgadzam, zwłaszcza z tym ostatnim zdaniem. Czytanie jest bardzo czasochłonne. Trudno wracać po pracy do domu i mając na głowie rozmaite obowiązki, dodatkowo wspomniane przez Ciebie jakiekolwiek hobby, i jeszcze czytać duże ilości książek. To niewykonalne.
UsuńTwierdzę dokładnie tak samo, aczkolwiek sama z własnego doświadczenia wiem, że niektórzy naprawdę nie sięgają po książki i stronią od nich jak od ognia. Często jednak widuję ludzi wlepionymi z nosami w książkach na przystankach, w kawiarniach czy też chociażby w szkole, dlatego tak samo jak Ty- pozostanę w tej sprawie optymistką :). Poza tym teraz, kiedy w świat weszły ebooki, tablety i czytniki coraz więcej osób chętniej sięgają po literaturę.
OdpowiedzUsuńAno właśnie - ebooki. Trudno ocenić ile osób czyta korzystając z plików pobranych w Sieci. To tak, jakby się chciało ująć w statystyki to, ile słuchamy muzyki, na podstawie ilości sprzedanych płyt.
UsuńPewnie, że niektórzy nie sięgają po książki. A ja np. nie pływam ani nie gram w tenisa. Nie wszyscy mogą i muszą robić wszystko. :)
Ja od dawna uważam, że nie jest tak żle. Widzę mnóstwo ludzi, którzy czytają. A statystyki to tylko statystyki. Nie ma co się załamywać.
OdpowiedzUsuńZdrowe podejście. :)
UsuńMnie to 19.44 jakoś szczególnie nie przeraża. W końcu książka to nie majtki, nie każdy musi mieć swoje! Ja na przykład kupuję dużo mniej książek niż kiedyś - właściwie kupuję tylko jeśli trafi się tytuł w wyjątkowo okazyjnej cenie. A poza tym korzystam z finty, kilku bibliotek, pożyczam od znajomych, czytam te które nagromadziłam na półkach.. A jeśli chodzi o czytanie, to oceniając po tym co widzę wokół, to mogę śmiało stwierdzić, że coraz więcej osób sięga, przynajmniej od czasu do czasu po jakąś książkę.
OdpowiedzUsuń"W końcu książka to nie majtki, nie każdy musi mieć swoje!"
UsuńPadłam. :D
Ja również nie zgadzam się z twierdzeniem: nie kupuję= nie czytam. Czy do tego podsumowania wliczają się książki zakupione używane? Pewnie nie. A ja sporo takich mam. Ja ksiażki kupuję w sieci (wydawnictwa, FB, LC) i jak widać tu są i używane i nowe. Moja koleżanka przestała kupować książki gdyż ja jej pożyczam swoje, które przeczytałam, następnie ona te książki pożycza jeszcze jednej koleżance i swoim rodzicom oraz teściom więc jakby nie było oprócz mnie książki czyta jeszcze 6 osób a czasami również jej córka o ile to jest młodzieżówka.
OdpowiedzUsuńZastanawiam mnie również kwestia tego ile osób brało udział w tych statystykach dotyczących ilości przeczytanych książek w ciągu roku.
Również zauważam, że coraz więcej osób czyta na przystankach w komunikacji miejskiej i z tego należy się cieszyć:D
A tak dodam jeszcze, że mnie przeraża jeden fakt; ilu tak naprawdę Polaków nie czyta? Tak porónując do bloggerów osób zamieszczających recenzje na portalach- jeden czyta średnio powiedzmy z 10 książek= rocznie średnio 120 ksiażek- a statystyczny czytelnik w ciągu roku czyta jedną książkę lub nawet chyba mniej... jak z tego wniosek? Smutny... nawet mój mąż się czasami zastanawia jak to jest faktycznie, gdy docierają do mnie przesyłki z książkami.
UsuńZ pewnością sporo osób nie czyta książek. Część z nich sięga po czasopisma, co też nie jest złe (no, chyba, że to czytanie ogranicza się do "Świata Seriali" czy magazynów plotkarskich), sporo czyta artykuły w internecie, choć i tu artykuły są różnej jakości. Ale przecież z książkami jest podobnie. Dobry artykuł w gazecie jest więcej warto niż książka grafomana.
UsuńŹródła pozyskiwania książek są coraz liczniejsze. Zakup i biblioteka - to tylko niewielka część. Jak sama piszesz - są wymiany, pożyczki, sprzedaże książek już przeczytanych, książki wędrujące, książki od wydawnictw, ebooki z mniej lub bardziej legalnych źródeł itp. Nie jest tak źle, tak myślę. :)
Jak ktoś czyta tylko pudelka (ten plotkarski portal) w sieci, to hmmm do rozwijania intelektualnego bym tego nie zaliczyła:)
UsuńNo nie wiem, patrząc na niektóre "gwiazdy" sporo się można nauczyć. :P
UsuńStatystyki to w każdym przypadku, nie tylko czytelniczym, przekłamania i są zależne od wielu czynników czy interpretacji danej osoby. Wczoraj np. słyszałam o tym, że 80% Polaków czuję się szczęśliwym - w kraju, gdzie każdy narzeka, tak dla zasady chociaż. Nie twierdzę, że to jawna nieprawda, bo to zawsze zależy od tego, jak pytanie jest zadane. W każdym razie pierwsze co przychodzi do głowy po ogłoszeniu wyników przeróżnych badań to: ciekawe, kto odpowiadał na te pytania i kto wyniki interpretował (instytucja ds. czego?). Wyniki badań zawsze można nagiąć tak, aby pasowały do problemu, W komunikacji miejskiej widuję wiele osób z książką przed oczami. Ja sama ostatnio rzadko czytam własne książki, choć zdarza mi się je kupować. Stale planuję zabrać się za przerabianie swojej prywatnej biblioteki, ale ciągle wpada mi w ręce jakaś ciekawa pozycja z biblioteki albo od znajomych, rodziny. A tak jak napisałaś, czasu rozciągać się niestety nie da. Ja z przymrużeniem oka w każdym razie patrzę na badania tego typu. I muszę na koniec pochwalić ostatnie zdanie Twojej wypowiedzi - genialne :)
OdpowiedzUsuńO, jestem w tych osiemdziesięciu procentach. :D Narzekam, ale ostatnio doszłam do wniosku, że jestem szczęśliwa. :D
UsuńW każdym razie - masz rację, wyniki będą zależały od tego, ile osób się przeczyta i na ile będą nie reprezentatywne. Wystarczy, że ktoś będzie zatrzymywał ludzi na ulicy, a przypadkiem w pobliżu będzie zlot blogerów książkowych i już statystyki będą lepsze. ;)
Piękny i prawdziwy tekst napisałaś - zgadzam się z nim w stu procentach! Statystyki zwracają uwagę na pewne zjawiska, ale w niewielkim stopniu oddają ich sedno, najczęściej mają paniczny wydźwięk - ich rolą jest raczej zwrócenie uwagi niż analiza zjawiska.
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa:)
UsuńDzięki, dziewczyny. :)
Usuń@Karolina: Osobiście statystyki uwielbiam, jakiś obraz czegoś dają, ale tak jak piszesz - w niewielkim stopniu oddają rzeczywisty obraz.
Ja bardzo rzadko kupuję książki, ale nie oznacza to, że nie czytam. Wręcz przeciwnie: do biblioteki chodzę co kilka dni, pożyczam książki od znajomych.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o moje otoczenie to bardzo mało osób czyta książki, niestety:(
Musisz delikatnie wywrzeć wpływ na to otoczenie. :P
Usuńw przypadku kilku moich przyjaciółek udało mi się to:)
UsuńNo to gratuluję, bo to niekiedy nie lada wyzwanie. :)
UsuńMam w nosie te statystyki. Z prostego powodu. Otóż może i Polak wydaję mało na książki, ale pamiętajmy, że mamy kryzys ( i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej). Jest to kryzys finansowy,a nie czytelniczy. Czytam ogromnie dużo, mogłabym więcej, ale cóż czas się nie rozciągnie. Jestem matką, mam 30 letni kredyt hipoteczny, mam 1/4 etatu, więc się pytam Z CZEGO MAM KUPIĆ WIĘCEJ KSIĄŻEK PANIE PREMIERZE?Mam dwoje dzieci ( w tym jedno, a za rok kolejne , które dzięki Bogu się uczy). Oczywiście wolałabym te 400 zł, które wydałam na podręczniki wydać na książki , chociażby dziecięce, ale przecież cyfryzacja w szkołach to proces, który w moim mniemaniu nigdy się na dobre nie rozkręci ( przynajmniej w malutkiej szkole , jak mojej córki).
OdpowiedzUsuńPoza tym, biblioteki znikają z mapy Polski, ale przecież sam minister Boni PLANUJE ZLIKWIDOWAĆ WIEJSKIE BIBLIOTEKI. Halo o co chodzi?
GUS niech krzyczy na ustrój, zaniedbanie w procesie wpajania kultury czytania w szkołach, w domach , o domach kultury nie wspomnę ( bo za moich czasów było inaczej) . Kluby dyskusyjne są np. w mojej powiatówce (które z roku na rok ma mniejsze subwencje), o godzinie 15, w środę. Nasuwa się kolejne pytanie. Kto ma w nich uczestniczyć, kiedy uczniowie wracają do domu po szkole, dorośli w pracy, a niepracujący rodzice ,dzieci nie mają z kim zostawić, bo dziadkowie do 67 lat pracować muszą.
Ludzie czytają. Ja może nie widzę tego tak tego w środkach transportu, bo jeżdżę tylko samochodem. Ale mieszkałam w Gdańsku, studiowałam w Warszawie i widziałam ludzi w tramwajach, pociągach itp z książką.
Powiedzmy sobie wprost szkoły w temacie czytelnictwa także nie trzymają już takiego poziomu , jak z moich czasów. Pamiętam, kiedy nauczyciel zachęcał, zabierał do biblioteki, tłumaczył , opowiadał, a teraz?
Ustawa o szkolnictwie jest bublem. Ja w pierwszej klasie już czytałam. Biegałam do miejskiej biblioteki . A teraz się zabrania uczyć dzieci w zerówce literek, pierwszych czytelniczych ruchów. Moja córka przez 1,5 miesiąca pierwszej klasy uczy się ślaczków, operowania ołówkiem. Poznała tylko A, O. Gdzie na angielskim musi już pisać i czytać słówka. Gdyby rodzice nie wkładali wysiłku w wczesnoszkolną edukację, to niewiele znalazło by się szkół, które zrobią coś więcej w tym temacie. Są nauczyciele, którzy zachęcają uczni, uczą naprawdę z powołania, ale są i tacy , którzy byle do przerwy. Wiem z doświadczenia.
Kanon lektur niezmienny, woła o pomstę do nieba. Bo cóż mi starocie, które wieją nudą. Dobrze klasyka zawołacie, patriotyzm itp. Ale trochę nowego , współczesnego świata, by nie zaszkodziło.
Choć kupuje coraz mniej, to mój tablet jest zawalony ebookami, które cierpliwie czekają na moment chwały. Może powinno się VAT zmniejszyć na książki, bo nie oszukujmy się książki są bardzo drogie . Np. "Przestępczość w czasach PRL-U" kosztuje 92 zł. NO to jakaś kpina. A, choć choruję na nią nie kupię . Mam inne wydatki. Za mnie nikt na zimę nie zaopatrzy dzieci. Więc , nie kupuję , nie znaczy nie czytam. Niedowiarków zapraszam na stronkę mojej powiatówki, gdzie prawie wszystkie pozycje mają status wypożyczone. A półki świecą pustkami.
Przygnębiające jest to, co napisałaś. Bo faktycznie, kryzys finansowy odbija się na czytelnictwie mocno. Z czego zrezygnuję, gdy kończy mi się kasa? Z jedzenia? Z biletu na komunikację miejską? Z kurtki na zimę?
UsuńCo do likwidacji bibliotek - nie wypowiem się. To kulturalny blog i nie ma na nim miejsca na wulgaryzmy.
Kiedyś nie tylko bardziej zachęcało się do czytania, ale też mniej cudów odciągało od książek. Teraz jest bogaty program telewizyjny, mnóstwo stacji do wyboru, pożerający czas internet, wciągające gry, dostęp do różnych atrakcji poza domem. Kiedyś tego nie było. Czasy się zmieniają i trzeba to zaakceptować. Byle tylko przez te zmiany nie zapomnieć o tym co ważne.
Szkoła to w ogóle trudny temat. Program jest coraz łatwiejszy i zabijający kreatywność. Dobór lektur to katastrofa. Sama w szkole ich nie czytałam, mimo, że czytać zawsze lubiłam. Cóż, nastolatkę niekoniecznie kręci "Potop" czy "Nad Niemnem". "Lalkę" doceniłam dopiero po latach.
Z cenami książek jest różnie. Z jednej strony jest mnóstwo promocji, z drugiej - jak widzę nieraz pięć kartek na krzyż i twardą oprawę w cenie 40 zł, to zaczynam się śmiać i odkładam książkę na półkę.
W miarę rozwoju e-booków, coraz więcej osób będzie korzystało z książek pobranych z sieci. Często nielegalnie. To też trudno ująć w statystykach.
sporo tych komentarzy więc nie wiem czy się powtarzam, ale zastanawiam się skąd oni biorą te statystyki... ja wydaję około 100-150 miesięcznie na książki... czasem więcej czasem mniej... faktem jest że z tego co ja kupię korzysta kilka osób...ale żeby aż tak mało... patrząc choćby na biedronkę i jak tamte książki mają powodzenie aż ciężko mi uwierzyć...zresztą do Urzędu Statystycznego z tego co słyszałam rzadko trafiają poprawne a raczej prawdziwe dane...co wchodzę do księgarni to pełno osób kupuje w bibliotekach tłok...sama nie wiem...w każdym mącie razie to powinno dać komuś do myślenia, że jak będziemy mieć tak drogie książki to coraz mniej osób będzie czytać.. poza tym z tego co wiem małolaty korzystają z internetu i czytają na komórkach, laptopach itp. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo widzisz, 150 podzielone na "kilka" i statystyki lecą na łeb na szyję. Przestań pożyczać! :D
UsuńWłaśnie! W Biedronce książki czasami znikają szybciej niż chleb. :P
Niestety, ale smutne jest to, jak mało się czyta. Ja zanim poszłam na studia też za wiele nie czytałam i nie kupowałam, bo u mnie była tylko jedna droga księgarnia. W końcu jednak dopadłam do Matrasa i korzystam też z promocji:)
OdpowiedzUsuńNo tak, jakbym miała kupować książki u siebie w Bieszczadach, to portfel by nie wytrzymał. :(
UsuńMasz rację, dopóki są chłopcy, którzy potrafią tak zatopić się w książce, jak ten z Twojej opowieści nie ma co płakać.Trzeba książki kupować w prezencie zamiast rzeczy zbędnych, tyle, że pięknie opakowanych.
OdpowiedzUsuńJa z pewnością wydałam średnio miesięcznie więcej niż te statystyki.
Zawsze kupuję w prezencie książkę. No, chyba, że trafiam na naprawdę ciężki przypadek, to odpuszczam, ale mało kiedy to się zdarza. :)
UsuńJa głównie kupuję swoim dorosłym dzieciom licząc, że kiedyś zaczną czytać. Na razie czyta córka, a synowie niestety nie.
UsuńMoże nie trafili jeszcze na właściwy tytuł?
UsuńPrzede wszystkim chcę powiedzieć tyle - świetny tekst. Dodawać właściwie nic nie muszę, bo zgadzam się z każdym Twoim słowem. Gdyby ludzie nie czytali, nie czekałabym miesiącami na książkę w bibliotece. Gdyby nie czytali, nie spotykałabym każdego dnia w autobusie czy na uczelni osób zatopionych w lekturze. Gdyby nie czytali, nie napisałabyś pięknej historii o nastoletnim chłopcu. I wreszcie - gdyby ludzie nie czytali, na portalach literackich nie roiłoby się od użytkowników, a Targi Książki w różnych miastach świeciłyby pustkami. Sama obecnie studiuję i książki kupuję rzadko, a jeśli to najczęściej po sporych przecenach. Wierzę, że ludzie czytają mało, ale nie ufam tak przeprowadzanym statystykom, bo zwyczajnie nie są miarodajne.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńO, właśnie - kolejki w bibliotece. Spróbuj upolować jakiś bestseller, albo kryminał poczytnego autora. Taaaaaa...
Och, Kochana, jakże chamsko hamują tramwaje w Twych notkach...
OdpowiedzUsuńI to jak! Przy okazji pięknie obrazując fragment o szybkim pisaniu. ;)
UsuńJa tam nie wierzę w statystyki, gdyż gdzie nie spojrzę to ludzie czytają.
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej patrzysz w dobrą stronę. ;)
UsuńStatystyki są głupie, to by mogło skończy całą debatę, ale nie, troszkę się wypowiem:)
OdpowiedzUsuńTrafnie zauważyłaś,że nie kupowanie nie znaczy,że człowiek nie czyta, ja będąc w liceum nie opuszczałam biblioteki, nie było dnia żeby nie pożyczyła książka, każda przerwa była spędzana w towarzystwie książki!
Ciekawa jestem co teraz powiedzą statystki? Staram się kupować książki jak najczęściej, no ale nie oszukujmy się to nie jest tani wydatek, często pożyczam od znajomych.
Opisując tego chłopca idącego z książką po chodniku przypomniałaś mi jak ja sama kiedyś wracając z pracy nie mogłam się doczekać aż dokończę książkę, wyjęłam z torebki i szłam drogą do domu zatopiona w lekturze :))) miałam wtedy troszkę więcej niż 11 lat.. :))))
Statystyki mówią, że w bibliotekach poziom czytelnictwa jest mniej więcej taki sam. ;)
UsuńA co czytałaś?
Martwe jezioro Olgi Rudnickiej :)
UsuńTego akurat nie czytałam, ale kontynuację miałam w rękach. Przy okazji przypomniałaś mi, że miałam się za Nataliami rozejrzeć. :)
UsuńDośc trudny, a zarazem ciekawy temat poruszyłaś. Powiem tak, w moim środowisku, weźmy na przykład moją klasę, nikt oprócz mnie i koleżanki nie czyta książek, a jak już trzeba przeczytać lekturę to wolą sobie przeczytać streszczenie. Bardzo mało ludzi, którzy są zatopieni w lekturze spotykam na mieście. Czy to mnie niepokoi? Powiem tak, nie obchodzą mnie inni ludzie, nie będę milion razy przekonywać ich, ze czytanie jest fajne, że gry komputerowe są beee, oni muszą sami to odkryć.. Każdy jest inny i każdego co innego kręci. W mojej najbliższej rodzinie czytam ja, czyta mama i czyta starszy brat, młodszego się podreperuje i też zacznie czytać :) A co do wypowiedzi przechodniów to jest powód, żeby się niepokoić. Ciągle tylko urwy lecą.
OdpowiedzUsuńSporo osób zaczyna czytać już po skończeniu szkoły, gdy książki przestają się kojarzyć z nudnymi lekturami, więc jest nadzieja dla Twoich znajomych. ;)
UsuńHmm, jeśli miałbym odwołać się do swojego doświadczenia, to studenci zbyt dużo nie czytają. Czasem wyciągnę sobie książkę w przerwie między zajęciami i większość patrzy na mnie jak na idiotę ;) Spotkałem się też z tym, że ludzie mają tendencję do pokpiwania sobie z czytających - raczej nie dziewczyn, bo czytająca dziewczyna jest seksowna, ale czytający facet to obecnie prawie zbrodnia i społeczne samobójstwo :P Niestety - chyba jestem już tak wciągnięty w świat książek, że łatwo się z niego nie wygrzebie, ale wolałbym żeby samo czytanie było darzone odrobinę większym szacunkiem niż obecnie :)
OdpowiedzUsuńChciałam tylko nadmienić, że się mylisz. Czytający facet też wygląda seksownie. ;)
UsuńŁukaszu drogi, weź sobie do serca słowa Pauliny!
UsuńJa tak z 2 lata to sporo kupuję, wcześniej niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńA ja od roku. Wcześniej co jakiś czas zdarzały mi się większe zakupy (np. przy każdym pobycie w Krakowie), ale poza tym, książki kupowałam jedynie dla kogoś, w prezencie.
UsuńJuż jakiś czas temu uznałem wszystkie uśrednienia, statystyki za stek bzdur. Ktoś to powinien wydać i dodać do obowiązkowych lektur szkolnych jako "Bajki Misia Rysia". U mnie w domu książki (i te stare i najnowsze) leżą w stosach, bo dostaję je bezpośrednio od wydawnictw. Miesiąc w miesiąc odstaję kilkadziesiąt pozycji, a potem część tego dobra wysyłam dalej, do recenzentów, na konkursy czy dla potrzebujących bibliotek. Nie kupuję, ale czy to oznacza, żem półmózg, półanalfabeta, ćwierćinteligent i ogólnie kmiot z lepianki w Bieszczadach wyrwany?
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie tę radość uczniów, kiedy między "Potopem" a "Nad Niemnem" wyląduje tomiszcze pełne statystyk. :D
UsuńJako osoba pochodząca z Bieszczad, radzę tę lepiankę przenieść w inny region, bo zacznę gryźć po kostkach. Dzika baba ze mnie, więc mi wolno. ;)
Ja myślę, że to statystyki, więc nie ma co się nimi przejmować. Ja kupuję i to dużo książek, moi rodzice - nie. Ale czytają to, co ja kupię. Więc średnio, powiedzmy, że ja miesięcznie wydam 100 zł na książki, to na nasze gospodarstwo wychodzi 33 zł. Nawet mniej, bo i moi bracia czytają to, co kupię, a oni w Irlandii siedzą, więc też nie kupują. Sądzę, że ta statystyka może być słuszna... biorąc pod uwagę to że wiele osób w ogóle książek nie kupuje. Ale co mnie to tam...
OdpowiedzUsuńCzytelnictwo ma się nie najgorzej! Takich chłopców jak ten Twoj z tramwaju jest wielu. Ludzie czytają. A kogo obchodzą statystyki? Póki mamy do kogo się odezwać i z kim pogadać o przeczytanej lekturze, to mnie nie interesuje, czy ktoś kupuje, pożycza czy (sic!) ściąga książki. Zatem też pozostaję optymistką :)
O, i to podejście mi się podoba. Nawet zaniżanie statystyk Ci wybaczę, bo pożyczając od Ciebie książkę (pamiętam, oddam, tylko filmy jeszcze muszę obejrzeć!) też się do tego przyczyniłam. :P
UsuńA jaką książkę ode mnie pożyczyłaś?
Usuń"Zimowego mordercę", sklerozo jedna. :)
UsuńNie sklerozo, bo ja Ci niczego nie pożyczałam.
Usuń:)
Pfff... Mam trzech świadków!
UsuńAle to nie było wypożyczenie. :)
UsuńTy ewidentnie coś kręcisz!
Usuńja nie kupuję książek, nie stać mnie na to ale wypożyczam je z biblioteki lub od chłopaka. Czyli co jestem zaliczana do osób nie czytających książek bo nie zapłaciłam za nie? Moim zdaniem do takich rankingów powinni dodawać biblioteki ile książek w roku zostało wypożyczone ile kupione i wtedy by wyszło. Tak na prawdę dużą ilość osób nie stać na książki a chętnie by czytali.
OdpowiedzUsuńNo cóż, jesteś tą złą, która psuje Polakom opinię. Jakoś musisz tym żyć. :P
UsuńBiblioteki liczyli osobno i wyszło, że mniej więcej jest tak, jak było rok wcześniej. Ale czy ktoś brał pod uwagę to, że coraz więcej osób ma czytniki?
Wychodzi na to, że statystyczny Polak za tą cenę kupuje 3/4 książki rocznie :D
OdpowiedzUsuńDoskonale! Świetna historia! Niestety ja też czasami wpadam na kogoś, albo wgl zapominam wysiąść na swoim przystanku ;p
Albo jedną w promocji. A jak dobrze zapoluje, to nawet dwie. :P
UsuńWpadać nie wpadam (przemieszczam się biegiem, więc czytanie byłoby ewolucją cyrkową), ale zagapić mi się zdarzyło.
Mnie te statystyki GUS-u nie przerażają, bo one mówią tylko o tych, którzy kupują książki. A nie o tych, którzy nie kupują, ale czytają. Dobrze by było, gdyby GUS brał pod uwagę także statystyki wypożyczeń w bibliotekach i ilość osób czytających w czytelniach. A, i jeszcze bookcrossing i itp akcje.
OdpowiedzUsuńMoże jestem optymistką, ale ja mimo wszystko wierzę, że czytające społeczeństwo przetrwa. No, może nie będzie czytać książek, ale e-booki...
Sama staram się nadrabiać normę. I w czytaniu, i w kupowaniu. Niby dużo nie kupuję, ale tak ok 500 złotych na rok wychodzi. Nie licząc gazet.
Niech się GUS nie martwi:)))
Biblioteki też śledzą, ale e-booków (zwłaszcza tych nielegalnych) już nie są w stanie skontrolować. Swoją drogą, mam nadzieję, że nie doczekam tych czasów, kiedy w Empiku będą garnki, e-booki i gablotka z pięcioma bestsellerami w wersji papierowej.
UsuńAno właśnie, ja też zauważyłam, że więcej osób w komunikacji miejskiej ma w rękach księgarniane egzemplarze.
OdpowiedzUsuńKupisz trzy takie powieści i już poprawiasz statystyki, więc nie jest tak źle.
Pogratulować dziadka. ;) U mnie od zawsze w domu było mnóstwo książek i nie wyobrażam sobie, żeby w moich własnych czterech kątach było inaczej.
Jeżeli ludzie nie czytają to dlaczego w mojej bibliotece są zawsze takie kolejki do nowości? :) Do wszelakich statystyk podchodzę z przymrużeniem oka.
OdpowiedzUsuńAno właśnie. I kto ciągle wypożycza kryminały, na które czekam? Ostatnio nie było nawet pół Gerritsen. Dopadłam Becketta dopadłam, ale był tylko tom trzeci. Drugi wiecznie w obiegu.
UsuńTeż mi się to zdarza. Kilka razy wyskakiwałam z tramwaju w ostatniej chwili. A kiedyś tak bardzo się stresowałam, że przegapię przystanek, że wysiadłam o jeden za wcześnie. :D
OdpowiedzUsuń19zł rocznie na książki? hihi chyba dziennie to byłaby idealna kwota na książki dla mnie - tzn za mało, ale gdyby ktoś chciał mi dawać to i taką kwotę chętnie przygarnę :)
OdpowiedzUsuńI mam tak jak Ty - dopóki połowa tramwaju, którym jadę czyta książki, ludzie na przystankach czy w kolejkach u lekarzy to jakoś statystyki czytelnicze mam gdzieś....
Ja bym jeszcze do tej dziennej kwoty potrzebowała gratis choć ze trzy godzinki, bo mi czasu brakuje na zaopiekowanie się tymi książkami, które kupuję chcąc podnieść średnią. ;)
UsuńZgadzam się - nie trzeba mieć od razu fortuny, żeby czytać. Wystarczy jakaś mała biblioteka blisko miejsca zamieszkania i po prostu idziesz, to pogadasz z panią bibliotekarką, która przymyka oko na różne sprawy, to wrócisz z naręczem książek, że nie możesz ich udźwignąć. :) W kwestii czytelnictwa jest bardzo źle, szczególnie w moim byłym gimnazjum, czytała garstka osób, można by zliczyć na palcach jednej dłoni. Ale wierzmy w nas, moli książkowych, i czytajmy dalej! Staram się czytać w autobusie, jak jadę do szkoły. Wyróżniam się trochę spośród tych wszystkich fanatyków muzyki, to jest jakaś plaga: wszyscy ze słuchawkami na uszach. :)
OdpowiedzUsuńTo ja się wtapiam w tłum. Mam słuchawki na uszach i książkę w ręce. :P
UsuńMasz rację!
OdpowiedzUsuńGdyby tym zaczytanym dziesięciolatkiem była dziewczyna, pomyślałabym, że widziałaś moją córkę. Jedyne, na co ją uczulam to to, by nie czytała, przechodząc przez ulicę (zdarzyło się):)
Nieźle! Czyli czytanie książek jednak może być niebezpieczne. ;)
UsuńNo wiesz, nie dziwię się temu chłopcu. Też bym tak zrobiła z "Felixem, Netem i Niką". Niezależnie jaką częścią.
OdpowiedzUsuńTakie są właśnie dzisiejsze "statystyki". Przecież ja na przykład nie mogę sobie kupować tylu książek, żeby wyszło na to, że kupuję ich tyle, ile czytam. Bo bym musiała kupować codziennie. A, dla informacji tych, którzy te statystyki tworzą, jest coś takiego jak "BIBLIOTEKA". A 20 złotych to może być nawet 5 książek, jeśli trafi się dobra okazja.
Nie czytałam, więc niestety nie mogę się wypowiedzieć. :)
UsuńW bibliotece kiedyś się obłowiłam książkami za złotówkę, więc przy odrobinie szczęścia za tę statystyczną kwotę mogłabym kupić 19,44 książki. :P
Dlaczego ja nigdy nie trafiłam na takie tanie książki? ;o
UsuńBywasz w niewłaściwych bibliotekach. ;)
UsuńJa nie lubię czytać na stojąco, chyba że w windzie. A w komunikacji miejskiej czytam tylko, gdy mam gdzie usiąść. Jednak zawsze mam ze sobą jakąś książkę, nawet jak jadę na chwilę na miasto czy idę do dziadków 2 bloki dalej. A w tym tygodniu czytam w przerwach między zrywaniem jabłek - zawsze to 20 min. do czytania ;)
OdpowiedzUsuńOooo, zapraszasz na kompocik? :D
UsuńTia. Ja nawet jak idę na imprezę, to z książką w torebce. A nuż, towarzystwo się spóźni? :P
Jak pomożesz zrobić, to zapraszam :P
UsuńW moim przypadku to ja się wszędzie spóźniam, więc raczej nie dlatego biorę ze sobą książkę. Po prostu nie lubię siedzieć bezczynnie w tramwaju czy autobusie ;)
Ech, zawsze musi być jakiś haczyk. :P
UsuńAno widzisz, to ja mam takie towarzystwo, które się spóźnia bardziej niż ja. A siedzieć bezczynnie też nie lubię, ani stać. Muzyka + książki, to obowiązkowe wyposażenie. :)
Niesamowita historia o chłopcu, którą napisałaś :) ja też często widzę ludzi czytających w autobusach i wiara wraca.. Niestety są to głównie ludzie starsi.. Dzieci nie chcą czytać :( W mojej rodzinie wręcz mają książkowstręt. wolą pograć w ubieranki online..Ale trzeba być optymistą.. Ja czytałam mnóstwo dopóki byłam w gimnazjum. Liceum i studia bardzo rzadko, a po studiach, miłość do książek wróciła :)
OdpowiedzUsuńJa miałam przerwę na początku studiów - nowe miejsce, nowi ludzie, książki poszły nieco w odstawkę. Ale na osiedlu, na którym mieszkałam, miałam bibliotekę i to nieźle wyposażoną, więc jak mogłam nie powrócić do książek? :)
UsuńStatystyki nigdy prawdy nie oddadzą. Ale problem z czytaniem i tak jest. Po pierwsze książki są za drogie, po drugie e-booki mają za wysoki VAT, dlaczego wyższy niż papierowe książki? Nie wiadomo. A mogłyby być tańsze. Po trzecie są grupy, które nic nie czytają.
OdpowiedzUsuńJak się patrzy na znajomych wokół, to wydaje się, że jednak ludzie czytają. I można mieć mylne przeświadczenie, że nie jest źle. Jest jednak masa ludzi, która wręcz szczyci się tym, że książki w ręku nie miała. Niestety w poprzedniej pracy miałam styczność z takimi ludźmi i przerażało mnie to, że jest ich tak dużo. Na pewno nie jest dobrze z czytelnictwem w naszym kraju. W Czechach (też według statystyk) czyta podobno 90%!
To ja mam właśnie to przeświadczenie, że nie jest źle. I z całych sił chcę wierzyć, że nie jest ono mylne. (Grunt to się dobrze oszukiwać). ;)
UsuńNie rozumiem tego parcia żeby wszyscy bezwzględnie czytali. Kiedyś czytała elita i to było normalne, a teraz zmusza się wszystkich. Czytanie ma być przyjemnością i tylko wtedy, gdy z chęcią sięga się po lekturę, czytanie ma sens. Tak samo jest ze sportem, wiadomo że jest zdrowy, ale nie każdy lubi go uprawiać.Pewnie że można się zmuszać ( ja tak robię), ale przyjemności mi to nie sprawia. Niech każdy spędza wolny czas tak jak lubi.
UsuńAleż my nikogo do tego nie zmuszamy. :)
UsuńW którymś komentarzu nawet pisałam, że rozumiem tych, którzy mając pracę, inne hobby, rodzinę itp. mogą nie mieć już możliwości na wygospodarowanie czasu na czytanie. Choć wydaje mi się, że i w tym wypadku warto choć dwa-trzy razy do roku po coś sięgnąć. Tak samo jak ja, choć nie uprawiam regularnie sportu, czasami czuję potrzebę rozruszania mięśni, tak samo może być w przypadku książek, dla rozruszania szarych komórek (wiem, wiem, w tym samym celu można sięgnąć po jakiś magazyn, no ale...).
Mam wrażenie, że kupowanie książek czasami budzi zdziwienie. Niektórzy pytają mnie na przykład czy nie szkoda mi pieniędzy wydawać na książki :(
OdpowiedzUsuńO, z tym pytaniem też się parę razy spotkałam. Przeczytać - tak, kupić - niekoniecznie. Ale trochę tę postawę rozumiem. Do raz przeczytanych książek rzadko zaglądam ponownie.
UsuńTeż obraz małych dzieci, które lubią czytać, napawa mnie optymizmem.
OdpowiedzUsuńZanim zaczęłam pracować, też niestety nie było mnie stać zbyt często na zakup książek. Zdarzały mi się wcześniej jakieś zakupy książkowe, ale było ich niewiele. Oczywiście czytałam, miałam do opanowania biblioteczkę moich rodziców, bibliotekę szkolną i kolekcje zaprzyjaźnionych osób. Teraz częściej kupuję, bo lubię też posiadać książki, marzy mi się sporych rozmiarów biblioteczka domowa i dążę do realizacji moich planów. Moi znajomi raczej czytają, ale znam wielu, którzy nadal kupują niewiele książek, bo szkoda im kasy, bo nie mają miejsca w mieszkaniu, bo mają dużo ważniejszych wydatków... Niestety jest tez grupa, która nie czyta wcale i niektórzy nawet się tym szczycą. Nie pochwalam, ale też nic na siłę, staram się jakoś zaakceptować ich wybór. Może nikt im nie pokazał, że literatura może być ciekawa? Może próbowali przebrnąć przez jakąś lekturę szkolną i się zniechęcili? Może w ich domach się nie czytało?
Ja nie wiążę statystyk sprzedaży ze stanem czytelnictwa, bo są to dwie zupełnie różne sprawy. Jednak niestety ankiety pokazują, że odsetek osób czytających też nie jest zbyt wielki, więc nawet nie wiążąc tych dwóch tematów, raczej trudno o optymistyczne wnioski.
Rozumiem, że można nie czytać, ale nie rozumiem jak można się szczycić tym, że się nie czyta. O ile w pierwszym przypadku z taką osobą może mnie mniej łączyć, choćby ze względu na mniej wspólnych tematów, to w przypadku drugim taka osoba mnie kompletnie nie interesuje, bo takie stwierdzenie raczej nie świadczy najlepiej o jej poziomie.
UsuńWypożyczam, trochę dostaję, kupuję. I kupowałabym jeszcze więcej, gdybym tylko miała za co, z tego prostego powodu, że w bibliotece nie ma często tego, co ja chcę, a czytając od, powiedzmy, dziesiątego roku życia, jakiś gust mi się ukształtował, więc nie będę czytać tylko tego, co akurat jest, biorąc pod uwagę, ile ciekawych pozycji ukazuje się na rynku. Z zaopatrzeniem mojej biblioteki jest z roku na rok coraz gorzej, mniej książek kupują (pominę milczeniem, że dominują te obcych autorów, a nie polskich), no bo mają ograniczone fundusze. Nie zmienia to jednak faktu, że ludzie tam są zawsze, a po jakieś "głośne" pozycje trzeba się ustawiać w kolejce, bo upolować na półce nie ma szans. Ludzi na książki nie stać, w bibliotece nowości nie ma, a potem "ci na górze" się dziwią, że społeczeństwo nie czyta, że nie wspomnę o tym, jak chętnie się biblioteki zamyka, bo najprościej powiedzieć, że tam się nic nie dzieje. Wiem, że trochę chaotycznie to piszę, ale mam natłok myśli na ten temat. Kto ma czytać, to i tak będzie czytał, a zapowiadana kampania ministerstwa kultury, że jakieś autorytety mają zachęcać do czytania, tylko mnie rozśmieszyła - niech wydadzą te pieniądze na książki do bibliotek, a nie na honoraria, bo mnie żaden autorytet zachęcać nie musi. W mojej rodzinie dużo osób czyta, ale większość polega na bibliotekach, najwięcej kupuję chyba jednak ja. A jeszcze co do samych statystyk, ile razy bym nie była na targach książki w Krakowie, zawsze były tłumy, i zawsze wtedy mówię, że nie wiem, jak to się ma do tego, że ludzie nie czytają. Przecież przypadkiem się tam chyba nie znaleźli...
OdpowiedzUsuńKiedyś widziałam jakiś spot zachęcający do czytania. Moja pamięć szybko go usunęła z rejestru, bo był tak zniechęcający do sięgnięcia po książki, że jeszcze chwila, a sam przestałabym czytać. :/ Nie wiem kto go robił, jaka to była kampania i nawet nie chcę sobie tego przypominać.
UsuńCo do biblioteki, racja. Większość książek, które chcę przeczytać, albo się w niej nie pojawi, albo będzie jednym z tych bestsellerów, które chce przeczytać każdy. Kolejka długa, ludzie zwykle wypożyczają na prawie miesiąc, więc ile osób w roku dostanie dany tytuł w swoje ręce? Łatwo policzyć...
Ta a propos targów - będziesz w tym roku?
Może to nie jest najlepszy przykład, ale na pięknego Greya kolejka w mojej bibliotece liczy sobie 18 osób;) Na trylogię Millenium dochodziła do trzydziestu...
UsuńBędę w sobotę, a przynajmniej taki jest plan i mam nadzieję, że nic się nie spieprzy, żeby mi to uniemożliwić. Nie wiem, jak będzie ze spotkaniem blogerów, bardzo bym chciała na nim być, ale z tym może być gorzej. Rozumiem, że Ty będziesz?
Przykład jak przykład, zjawisko obrazuje. ;)
UsuńPodobnie jak Ty - mam plan. Tzn, musi się wydarzyć coś naprawdę niefajnego, żebym nie pojechała.
Statystyki;) Przeciez nie bierze się pod uwagę książek pożyczanych z biblioteki, od znajomych, książek dostanych, wygranych itp.
OdpowiedzUsuńBiblioteki były sprawdzane osobno, co do reszty - zgoda. Trudno prześledzić ile osób czyta raz kupioną książkę.
UsuńDojeżdżam na uczelnię 1,5 h, potem jeszcze 15 min tramwajem. Wokół ludzie zasiadają przy laptopach (jeśli jest akurat miejsce...), telefonach i innej elektronice. Ja wyciągam książkę. W zeszły piątek zderzyłam się z sytuacją, gdzie jedna kobieta w starszym wieku z zaskoczenia na mój widok zapomniała zamknąć buzię. Pomyślałam - to niemożliwe. Jeśli już nawet starsze osoby nie czytają, świat zszedł na psy... Na szczęście dwa przystanki dalej kobieta także wyciągnęła książkę i obdarzyła mnie uśmiechem. Odetchnęłam z ulgą.
OdpowiedzUsuńAch, to porozumienie czytelniczych dusz. :D
UsuńBardzo trafne spostrzeżenia. Jak wygląda tworzenie statystyk miałam się ostatnio okazję przekonać - przyszła do mnie Pani z Urzędu Statystycznego i poprosiła o odpowiedź na kilka pytań zachęcając mnie usilnie do współpracy tekstem: "Pani mieszkanie zostało wylosowane i będzie reprezentantem 250 tysięcy podobnych mieszkań". Dostałam czkawki ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo wyczulona na ludzi, którzy czytają książki, może dlatego wszędzie ich widzę - w księgarniach, autobusach, w parkach, bibliotekach, nawet w pubach. Wszyscy moi bliscy i znajomi czytają jak szaleni, księgarnia, w której kiedyś pracowałam była oblegana przez czytelników, w bibliotece, do której chodzę nie można się miesiącami doczekać na nowości, bo kolejki tworzą się kilometrowe i nie pomaga zakup kilku egzemplarzy. W sieci poznaję setki osób, które czytają i dzielą się swoimi spostrzeżeniami.
Z drugiej strony wśród moich znajomych nie ma osób nieczytających, gdyż zapewne swego czasu robiłam jakąś selekcję:) Obracam się w kręgach czytelników, księgarzy, bibliotekarzy, filologów, pisarzy - zapewne to jest przyczyna faktu, iż nie stykam się drastycznie z nieuctwem i brakiem zainteresowania książkami.
Czytam tyle, ile jestem w stanie, mój mąż pogodził się z tym, że czasem na obiad jest fast food, bo ja akurat nie miałam czasu na przyziemne czynności, gdyż chciałam choć na chwilę zatopić nos w lekturze:) Dostaję dużo książek od wydawnictw, sporo też pożyczam w bibliotece, a przynajmniej jedna z lektur przeczytanych w miesiącu pochodzi z moich zakupów sprzed dwóch lub trzech lat, mimo to kupuję bardzo dużo książek, więcej niż mogę sobie na to pozwolić, jeśli mam być szczera... Moja mama, moi przyjaciele - wszyscy kupują, bo kochamy mieć książki na własność, od czasu do czasu do nich wracać, po prostu mieć świadomość, że są nasze i możemy je przekazać naszym dzieciom.
Ludzie czytają dużo, ale dzięki temu, że biblioteki są coraz lepiej wyposażone. Najważniejszy nie jest zakup, tutaj liczy się fakt przeczytania książki. Cóż z tego, że ludzie nie kupują - ważne, że czytają. Będzie się w efekcie mniej wydawać? Ależ proszę bardzo obniżyć ceny książek, a nie stale je podnosić. Taki Aros na przykład może sprzedawać książki prawie 30% taniej? Może. Dlaczego inni nie mogą? A może kupienie książki w dużo niższej cenie, w dyskoncie lub w antykwariacie już się nie liczyło do statystyk... :)
Wszelkie statystyki mam w głębokim poważaniu ;) ;)
Mam nadzieję, że godnie reprezentujesz te 250 000.... :P
UsuńRety, swoją droga, ktoś powinien przeprowadzić ankietę w dziesięciu dodatkowych mieszkaniach i założę się, że wyniki byłyby zupełnie inne.
U mnie selekcja zrobiła się sama. Wiadomo, z osobami czytającymi (i oglądającymi filmy, bo je też bardzo lubię) mam więcej wspólnych tematów, niż z tymi, które interesują głównie plotki (te podwórkowe i z showbiznesu), serialowe tasiemce i inne cuda, które nijak się mają do tego, co mnie kręci.
Pięknie podsumowałaś całość ostatnim zdaniem. :D
Akurat do tego typu statystyk mam dosyć sceptyczny stosunek, zresztą widzę, że tak jak większość. Sama dopiero od niedawna kupuję książki w miarę regularnie, ale to nie znaczy, że wcześniej nie czytałam. Może zamiast grzmienia o okropnym stanie czytelnictwa w Polsce więcej czasu poświęcać na jego promowanie? :)
OdpowiedzUsuńO ile to będzie promowanie z głową, bo kiedyś widziałam spot zachęcający do czytania, który działał raczej odwrotnie niż miał z założenia.
UsuńPrzebrnęłam przez połowę komentarzy i ... pominę to, co już napisano tam wielokrotnie, bo to już chyba jasne ;-)
OdpowiedzUsuńMnie ta statystyka martwi, choć podchodze do tego zupełnie inaczej. Te niecałe 20 zł oznacza kłopoty dla wielu wydawnictw. Bo im akurat niewiele z tego przychodzi, że dany egzemplarz przeczyta cała rodzina, 15 znajomych i kot. Skoro sprzedaż jest mała, to i pieniędzy na wydanie kolejnych książek jest mało. A potem psiaczymy, że wydawnictwo wydało pierwszy tom ciekawej serii i na tym koniec. Nie obwiniam czytelników bo wiadomo, że finansowo wcale tak dobrze nie stoimy. Choć z drugiej strony puby faktycznie nie świecą pustkami i pewnie dałoby się uzbierać kilka groszy na książkę...
Przyznam szczerze, że mnie nieco drażni robienie z igieł wideł - Polak czyta tyle a tyle książek na rok - tragedia na miarę katastrofy nuklearnej. Nie wiem skąd to przekonanie, że jeśli ktoś nie lubi ślęczeć nad książkami, to jest automatycznie delikatnie mówiąc ... niedorozwinięty. Co z osobami czynu, które zamiast zaszywać się w czterych ścianach, odkrywają świat na inne sposoby? Osoba nieczytająca niekoniecznie jest równoznaczna z przygłupem. I na odwrót - czy takie 5 twarzy Greya sprawiło, że świat nam zmądrzał? ;-p
To fakt - z punktu widzenia wydawnictw nie wygląda to optymistycznie. Tylko tak jak piszesz - ceny są niekiedy kosmiczne, a mam wrażenie, że większość ludzi czytająco-bywających w pubach, prędzej zrezygnuje z zakupu książki, niż wyjścia na piwo ze znajomymi.
UsuńOtóż to, zwłaszcza, że jak ktoś zauważył (chyba w dyskusji na google+): często ludzie mało czytający, sięgają po bestsellery, a te zwykle nie mają nic wspólnego z wartościową literaturą.
Statystyki rzeczywiście nie zawsze dobrze obrazują stan faktyczny. Teoretycznie poziom czytelnictwa w Polsce bada też Instytut Książki i Czytelnictwa (piszę "teoretycznie", bo różnie z metodologią tych badań jest - jak się dowiedziałam na zajęciach - ale ogólne tendencje można oczywiście z nich wyczytać). Ze wszystkich tych badań wynika, że Polacy mało czytają. To racja. Ale dopóki będziemy obserwować takie zdarzenia, jak to opisane przez Ciebie na końcu postu, będzie dobrze. Mimo wszystko;)
OdpowiedzUsuńNie ma co łapać depresji na zapas. ;)
UsuńDobrze napisane! Zgadzam się z tobą w stu procentach!
OdpowiedzUsuńJa miałam inną sytuację. Wtedy to ja czytąłam na przystanku autobusowym książkę - zbiór opowiadań "Tysiąc lat dobrych modlitw". Dosiadł się do mnie starszy pan i poprosił abym czytała na głos. Nie przeszkadzało mu, że byłam w połowie czy że do przyjazdu jego autobusu przeczytam najwyżej dwie strony. Zrobiłam mu tę przyjemność, a on na pożegnanie pocałował mnie w rękę gdy nadjechał jego autobus. Takie sytuacje są miłe i na pewno każdy kiedyś spotkał takiego chłopca o jakim pisałaś czy sam był jak ten chłopiec.
Jej, świetna historia! Dzięki takim opowieściom, statystyki stają się o wiele mniej bolesne i istotne. :)
UsuńJejku, ile komentarzy nade mną... wiesz ile trzeba namerdać tym kółeczkiem w myszce, żeby tu dobrnąć ;D? No właśnie ;p.
OdpowiedzUsuńSą takie chwile w moim marnym życiu, że żałuję, iż nie należę do tej kategorii przeciętnego Polaka w sprawie kupowania książek... Gdybym częściej wypożyczał, aniżeli kupował to teraz nie byłbym bankrutem, którego nawet nie stać na "Doktor Sen" Kinga ;D!!!
Ej to ostatnie zdanie jest takie słodkie ;p. Szkoda, że nie wpada na mnie żaden czytelnik pogrążony w książce, tylko to ja najczęściej wpadam na ściany ;D. No, ale trzeba z tym żyć i czytać dalej ;).
Spokojnej nocy :*!
Melon
Paluszek się zmęczył? :P
UsuńTrzeba mieć skarbonkę i grosz do grosza... ;)
Co za świnia stawia ściany na drodze czytelnika? Swoją drogą, nie to, żebym miała jakieś niecne zamiary, chciałabym zobaczyć ten plask Melona o ścianę.
Spokojnej! :D
Nie spoko, zmieniałem palce ;p.
UsuńNo skarbonkę to już mam... no i w sumie mam tylko skarbonkę ;).
Hahahahaha, dzięki za Twoją jakże miłosierną szczerość ;3! Na drugi raz zrobię filmik, żebyś mogła sobie odtwarzać przed spaniem i śniła o moim bólu pouderzeniościennym ;P.
Dobrze, że masz 20 palców. Musiałeś pociesznie wyglądać kręcąc małym palcem lewej stopy. :P
UsuńSprzedaj skarbonkę. Będziesz miał wkład do... hmmm skarbonki. :D
O, teraz przed oczami mam jeszcze ciekawszą wizję. Melon idzie ulicą, zaczytany. Lewą ręką podtrzymuje książkę (wiatr szarpie kartki, lekko nie jest), prawą ręką próbuje komórką nagrywać sam siebie, żeby zarejestrować ewentualny "plask". Piękne. :D
Byłam pewna, że pisałam Ci już komentarz do tego wpisu! Trudno, dziwne to.
OdpowiedzUsuńW spamie nic nie mam, a sama mam sumienie czyste - nic nie kasowałam. :)
UsuńJejku, to już nie wiem co się stało, może myślałam, że opublikowałam, a mnie logowało? - napisałam dłuuugi komentarz, trudno:P
UsuńI tak mnie teraz zostawisz w tej nieświadomości? Nie zdradzisz, co napisałaś?
UsuńEj, a Ty w ogóle dostałaś maila ode mnie?