Władysław Zadanowicz Misjonarze z Dywanowa. Pinky, czyli nowicjusz Wyd. Księgarnia Zdanowicz 2007 456 stron |
Nie powiem, że rzuciłam się na książkę od razu, gdy tylko przesyłka wylądowała na moim biurku. Z jednej strony zżerała mnie ciekawość, bo o Leńczyku faktycznie czytałam już sporo pochlebnych opinii, a sam autor skutecznie podgrzewał atmosferę wokół książki, z drugiej zaś - bądźmy szczerzy - żołnierskie misje w Iraku to nie jest temat, który leży w sferze moich głównych zainteresowań. Miałam mnóstwo wątpliwości. A jeśli mi się nie spodoba? Jak to powiedzieć wzbudzającemu sympatię autorowi, który nie tylko w napisanie książki, ale i w cały proces wydawniczy włożył czas, pieniądze, serce?
Z tymi obawami, pewnego lipcowego popołudnia, rozłożyłam się wygodnie z książką na kolanach i zabrałam za lekturę. We wstępie autor ostrzega przed stosowanym w powieści prymitywnym i wulgarnym językiem, jaki rozlega się z żołnierskich ust na wszystkich szczeblach dowodzenia. Jeśli więc nie masz skończonych osiemnastu lat, masz awersję do takiego rodzaju słownictwa albo jesteś kobietą - choć znam kilka, które posługują się owym językiem w sposób mistrzowski - odłóż książkę na półkę, bo ona nie jest dla ciebie przeznaczona[1]. No ładnie, myślę sobie, święta nie jestem, kilka słów powszechnie uznawanych za nieprzyzwoite znam, a co gorsza - zdarza mi się ich używać, ale skoro autor już na pierwsze stronie ostrzega to znaczy, że lekko nie będzie. I nie jest, ale w końcu to nie opowieść o społeczności szkółki niedzielnej, a o misji w Iraku. Czytelnik niejedną kur...ką dostanie w twarz. Na szczęście szybko można się do tego przyzwyczaić. Policzek przestaje piec, a fabuła wciąga.
Władysław Zdanowicz źr. booklips.pl |
Leńczyk chodzi, marudzi, bredzi coś o pomyłce i tym, że nie jest tym za kogo go uważają, ale słuchać nikt go nie chce i nie ma rady - leci do Iraku na misję. Kiepska perspektywa dla kogoś, kto bez względu na to co robi, zawsze pierwszy ładuje się w kłopoty. Na dodatek szeregowy ma drobny problem ze strzelaniem. Jakim cudem zaliczał strzelnicę? Melduję, że nie zaliczałem![2] - z rozbrajającym uśmiechem oświadcza Piotr. Przez trzy miesiące próbowali mnie tego nauczyć, ale nawet przy ślepakach zamykałem oczy i w końcu dali sobie spokój[3]. Leńczyk taki właśnie jest, rozbrajający. I to nie tylko miny (nawet nie pytajcie co z taką miną można później zrobić). Wyobraźcie sobie żołnierza, który właśnie stoi na wprost generała z dwoma widelcami w dłoni pomiędzy którymi rozciągnięte są damskie stringi. Tak, to Leńczyk. Albo mężczyznę przemierzającego Irak na rowerze i próbującego dokonać "zamachu" za pomocą... osła. Tak, to też Leńczyk.
A jeśli już o rowerze mowa, to cały ten wątek jest po prostu mistrzowski. Istna komedia omyłek. Humor, akcja, ironia. Przez moment przed oczami stanęły mi sceny z filmu Roberto Benigniego Tygrys i śnieg, gdzie główny bohater zmuszony sytuacją również porwał się na przemierzanie Iraku na dwóch kółkach, ale nie - historia Attilio nie jest nawet w połowie tak zakręcona jak to, co przytrafiło się polskiemu szeregowcowi.
okładka wydania anglojęzycznego źr. amazon.com |
Żeby nie było, że tylko chwalę, to przyczepię się do jednej z końcowych scen pierwszego tomu Misjonarzy z Dywanowa, która wydała mi się nieco zbyt rozciągnięta. W tejże scenie emerytowany porucznik uświadamia pewnej pani porucznik, z czego składa się żołnierz pod względem anatomicznym. Otóż żołnierz składa się z części twardych, czyli kostek (...) i części miękkich, czyli mięsa[4]. Po tym wstępie następują obszerne wyjaśnienia szczegółowe, zabawne na początku, nużące przy końcu. Ciekawiej by było, gdyby ta wiedza na temat żołnierskiej anatomii została rozbita na mniejsze fragmenty, rozrzucone w różnych częściach książki. Skumulowana w jednym miejscu w pewnym momencie zaczyna męczyć, co pod koniec książki robi się szczególnie niebezpieczne, zwłaszcza, gdy w zanadrzu jest jeszcze kontynuacja. Na szczęście pierwszy tom kończy się jak trzeba, czyli zwiastując równie emocjonujący dalszy ciąg.
Przyczepić można by się było także do korekty, ale autor uprzedził, że jest nieco kulawa, więc się nie czepiam. Tak tylko wspominam o niej, dla porządku.
Przyczepić można by się było także do korekty, ale autor uprzedził, że jest nieco kulawa, więc się nie czepiam. Tak tylko wspominam o niej, dla porządku.
Władysław Zdanowicz nie pisze o wampirach, nie tworzy mrożących krew w żyłach kryminałów ani ociekających erotyką powieści. Nie reklamują go w kolorowych magazynach, jego książek próżno szukać w pewnej bardzo popularnej sieci księgarń. A jednak radzi sobie nieźle, osiągając wyniki sprzedaży, o których wielu samopublikujących pisarzy może jedynie pomarzyć. Obecnie pierwszy tom Misjonarzy z Dywanowa dostępny jest w anglojęzycznej wersji na Amazonie. Trwają poszukiwania wydawcy wersji francuskojęzycznej, a pisarz przyznaje, że chętnie przedstawiłby Leńczyka także naszym sąsiadom, Niemcom, Czechom, Rosjanom. Kto wie, czym autor nas jeszcze zaskoczy, póki co gromadzi materiały i pisze kolejne książki.
Jedno jest pewne, oprócz tego, że nauczyłam się kilku nowych kombinacji brzydkich wyrazów, poznałam problemy żołnierzy przebywających na misjach oraz dowiedziałam się, że plutonowy stoi w hierarchii wyżej niż kapral, po prostu świetnie spędziłam czas. Misjonarze z Dywanowa okazali się świetna literaturą rozrywkową, z wiarygodnymi dialogami (o ile taki znawca tematu jak ja, jest w stanie to stwierdzić), ciekawymi postaciami, niebanalną fabułą oraz olbrzymią dawką rozładowującego napięcie humoru. Po moich obawach nie został nawet najmniejszy ślad.
---
Książkę polecam
miłośnikom tematyki wojskowej
wielbicielom humorystycznych historii
ceniącym ironię
niewrażliwym na wulgaryzmy
przeciwnikom biurokracji
fanom Szwejka
tym, którzy lubią głośno się śmiać podczas lektury
poszukującym dobrej literatury rozrywkowej
ciekawym dlaczego warto wpuścić Leńczyka nawet do własnej lodówki
---
[1] Władysław Zdanowicz, Misjonarze z Dywanowa. Pinky, czyli nowicjusz, wyd. Księgarnia Zdanowicz, 2007, s. 3.
[2] Tamże, s. 127.
[3] Tamże.
Książkę potraktowałam jako wyzwanie choć tak jak Ty obawiałam się że kompletnie mi się nie spodoba. A tu taka niespodzianka - jak wspaniale to się czyta! Mocno trzymam kciuki za międzynarodowe sukcesy autora bo w pełni na nie zasługuje. A sama pewnie już niedługo zatęsknię za Leńczykiem i skuszę się na kolejny tom :-)
OdpowiedzUsuńTeż trzymam kciuki. Tym bardziej, że autor jest nie tylko autorem książki, ale i całego sukcesu z nią związanego.
UsuńA drugi tom też na pewno przeczytam. Prędzej czy później. :)
Mój mąż zachwycony :) ja zaśmiewałam się do łez, recenzji nie czytam, przepraszam, ale nie chcę się sugerować, przeczytam, jak napisze swoją, pozdrawiam serdecznie :)
UsuńSpoko. :)
UsuńCzekam wobec tego na Ciebie. :)
Ależ dowcipna recenzja! Strasznie korci mnie ta książka:)
OdpowiedzUsuńJak tylko będziesz miała okazję, to czytaj koniecznie. Tam to jest dopiero dowcipnie. :D
UsuńBardzo polubiłam Rovera i teraz czekam już na czwarty tom tej serii, ponieważ z tego co wiem, to nie jest to trylogia, lecz nieco dłuższy cykl, tak przynajmniej wynika z zakończenia trzeciego tomu.
OdpowiedzUsuńO, nawet nie wiedziałam, że może się pojawić kolejny tom.
UsuńNieco się obawiam tej pozycji, chociaż może kiedyś i ja jej ulegnę;)
OdpowiedzUsuńNie masz co się obawiać. Świetna, humorystyczna książka. :)
UsuńCiekawa, zabawna recenzja. Jednak po książkę nie sięgnę. Nie dla mnie, stanowczo. :)
OdpowiedzUsuńOj tam, założę się, że Leńczyk by Cię zauroczył. :D
UsuńMoże i tak, ale jakoś jak widzę żołnierza na okładce... Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale w księgarni na pewno bym nawet nie zajrzała do środka. W ogóle żołnierze, wojsko, misje jakoś mnie odstręczają. :)
UsuńW księgarni też bym nie zajrzała, bo to nie moja tematyka. W sumie gdyby nie sama postać autora, też bym pewnie po nią nie sięgnęła. Ale ciekawość zwyciężyła, z czego się ogromnie cieszę. ;)
UsuńHihi, fajnie opisałaś tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńSamo się pisało. :D
UsuńRecenzja niezła:)) Ale raczej nie mój temat:)
OdpowiedzUsuńMój też nie, a czytało się świetnie. Czasem warto zaryzykować. :D
UsuńJetem już po drugim tomie tej serii i nadal jest zabawnie. Także polecam.
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć. Kiedyś na pewno sięgnę po kontynuację. :)
UsuńJak Ty to świetnie opisałaś!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Basiu. :)
UsuńRecenzja świetna:) Myślałam, że jest to nudna książka, która w ogóle mnie nie zainteresuje, a tu proszę, ciekawa, pełna humoru lektura:)
OdpowiedzUsuńCzego jak czego, ale nudy nie można tej książce zarzucić. :D
UsuńTo trochę nie moje klimaty, ale mnie zaczyna ciekawić fenomen Leńczyka i chyba kiedyś wpuszczę go do mojej lodówki :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Lepiej uważaj. Po wszystkim zostanie Ci w niej tylko światło. :D
UsuńZdecydowanie moja tematykę, więc muszę ją przeczytać! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie podziel się wrażeniami po lekturze! :)
UsuńUwielbiam podobne książki :) Muszę ją jakoś dorwać.
OdpowiedzUsuńKoniecznie. Myślę, że Ci się spodoba. :)
UsuńChętnie się za nią rozejrzę i przeczytam, brzmi interesująca, i do tego z humorem :)
OdpowiedzUsuńO tak, z dużą dawką humoru. :D
UsuńWłaśnie sprzedałaś mi tę książkę :) Świetna recenzja i bardzo zachęcająca. Patrząc na okładkę, pomyślałam, że nie jest to lektura dla mnie, a teraz sobie myślę, że może jednak mi się spodoba:)
OdpowiedzUsuńPodać Ci mój numer konta? :P
UsuńDziękuję i zachęcam. Moim zdaniem okładka sugeruje typowo męską lekturę, a okazuje się, że i panie świetnie się bawią. Ot, siła humoru autora. :)
Ja również mam tę książkę. Planuję ją w tym tygodniu przeczytać. Autor wydaje się być bardzo sympatycznym człowiekiem. Rozśmieszyła mnie nawet jego dedykacja:) Oby więcej takich ludzi.:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Trzeba przyznać, że kto jak kto, ale ten autor na pewno wyróżnia się z tłumu. :D
UsuńO... no to mam prezent dla męża na urodziny! Hurrra!!!
OdpowiedzUsuńKoniecznie napisz, czy mężowi spodobała się książka. Moim zdaniem będzie się bardzo dobrze bawił. :D
UsuńKsiążka do listy, film do listy. "Szwejka" nadal morduję. :D A "Paragraf 22" czytałaś?
OdpowiedzUsuńNie czytałam, wiem, wiem - wstyd.
UsuńFe, wynudziłam się jak mops na "Tygrysie". :P Ale wiesz, że ciekawie się złożyło. Wcześniej oglądałam "Życie jest piękne" i nie miałam zielonego pojęcia, że w "Tygrysie" gra ten sam duet. Ale to akurat nie komplement, bo pierwsza część "Życia" mnie potwornie zirytowała i znużyła. :P Druga część filmu była mistrzowska, czego o tym drugim nie mogę powiedzieć. :P
Usuń"Tygrys..." jest słabszy niż "Życie...", ale żeby aż tak? No, ale skoro duecik Cię zirytował, to trudno przypuszczać, żeby "Tygrys..." Ci się spodobał. Mnie ten film bawił. :D
UsuńUwielbiam książki wywołujące na mojej twarzy uśmiech i bardzo się cieszę, że są jeszcze autorzy, którzy potrafią takie napisać. ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, rzadko na takie trafiam. Trochę w tym mojej winy, bo często sięgam po takie tytuły, które z założenia nie są śmiechotwórcze, ale gdybym chciała coś znaleźć, to niewielu autorów przychodzi mi na myśl.
UsuńKiedyś znajomy polecał mi tą książkę ale nie za bardzo spodobała mi się jego recenzja. Widzę jednak, że warto po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńWarto, oj, warto. Naprawdę świetna rozrywka. :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSzczerze, nie słyszałam o Leńczyku ani o cyklu Misjonarze z Dywanowa. Może dlatego, że nie jestem miłośniczkom tematyki wojennej, nawet w formie humorystycznej ;)
OdpowiedzUsuńA do lodówki zaglądałaś? :P
Usuń