środa, 14 sierpnia 2013

Adam Chałupski "Rowerem do Afganistanu"
Pocztówka z Azji Środkowej

Adam Chałupski
Rowerem do Afganistanu
Wyd. Libra
2011
264 strony
Od jakiegoś czasu literatura podróżnicza nie tylko pozwala mi cudzymi oczami ujrzeć te miejsca, których moje własne nie miały okazji zobaczyć, ale także uświadamia mi własne tchórzostwo. Jeździć na rowerze lubię, zwiedzić Azję Środkową bym chciała, ale wybrać się tam na rowerze? Nie wiem czy zdecydowałabym się na to mając tyle żyć co Mario Bros, a co dopiero dysponując tym jednym jedynym. W obliczu takiego wyzwania moja odwaga kurczy się do rozmiaru rodzynki koryntki.

Każdy (...) ma coś do powiedzenia - jest do opowiedzenia tyle historii, tyle opinii do wygłoszenia, komentarzy do wydania...[1] Oddajmy głos Adamowi Chałupskiemu, architektowi z wykształcenia, podróżnikowi z zamiłowania, człowiekowi, który pewnego dnia wsiadł na rower i ruszył przed siebie przemierzając Kazachstan, Kirgistan, Tadżykistan, Uzbekistan, Afganistan i Pakistan. Wrócił cało, przywiózł ze sobą mnóstwo wspomnień i wspaniałych zdjęć, dzięki czemu powstała książka Rowerem do Afganistanu.

O tym, że na jednośladach można dotrzeć niemal wszędzie, przekonały mnie już inne polskie, niespokojne duchy, Anna i Robb Maciąg, którzy na samodzielnie złożonych rowerach wyruszyli w podróż do Indii oraz przemierzyli Jedwabny Szlak, czy Magdalena i Paweł Opaska okrążając na dwóch kółkach świat. Powiedzenie do odważnych świat należy pasuje jak ulał do ich historii. Z ogromnym zaciekawieniem sięgnęłam po książkę Adama Chałupskiego. Każdy, kto choć trochę śledzi bieżące wiadomości ze świata wie, że Azja Środkowa nie zawsze jest najlepszym miejscem na rowerowe eskapady. Tym bardziej zainteresowała mnie relacja kogoś, kto postanowił samotnie zwiedzić tamte rejony, często poruszając się z dala od utartych szlaków i bezpiecznych ośrodków turystycznych.

Podróż pozwala spojrzeć na wiele spraw z dalekiego dystansu i zrozumieć schematy rządzące światem. Wyjście z matni jaką obarcza człowieka społeczeństwo wymaga pewnego wysiłku i samodyscypliny[2]. Chalupski otwarcie przyznaje, że w Polsce się dusił, czuł zbyt ograniczany. Nie wyobraża sobie swojego życia w bezruchu, chce poznawać świat własnymi oczami. Nie ufa mediom i ich wizji rzeczywistości. Wybrał samotną podróż, choć po pewnym czasie okazało się, że potrzeba obcowania z ludźmi jest zbyt silna. Łatwo to zauważyć czytając Rowerem do Afganistanu, książkę, w której to nie mijane miejsca grają pierwsze skrzypce, a ludzie do tych miejsc należący. To oni są bohaterami tej książki i im chcę podziękować za wszystkie nasze spotkania[3] - pisze autor we wstępie.



Każdemu z mijanych państw, Adam Chałupski poświęca osobny rozdział. Swą historię zaczyna w Kazachstanie, kraju rozległych pustkowi i kosmodromu Bajkonur. Stamtąd przemieszcza się w stronę Kraju Kwitnącej Wiśni oraz dawnego imperium Czyngis-Chana, ale to już osobna opowieść, na osobną książkę. Przed wjazdem do Afganistanu, posłuchał dobrych rad, zapuścił brodę i przefarbował ją, by upodobnić się do tubylców. Czy faktycznie ten kraj okazał się najmniej bezpieczny? Opisywaną w książce podróż skończył w Pakistanie. Wędrując z globtroterem zatrzymamy się nad zanikającym Jeziorem Aralskim, Jeziorem Issyk-Kul, które nie zamarza nawet przy temperaturze -40 st. C, wypijemy kumys z Kirgizami, zwiedzimy tętniącą życiem Bucharę, ujrzymy wzbudzające niepokój, porzucone w pospiechu przez armię rosyjską czołgi i wozy pancerne.



Adam Chałupski zagląda do stolic, ale i na prowincję. Spotyka ludzi różnego typu, w większości są oni przyjaźni i chętni do pomocy. Niekiedy odnosiłam wrażenie, że podobnego wsparcia nie otrzymałby w naszym rodzimym kraju, gdzie ludzie wydają się jednak bardziej nieufni, ostrożni i egoistyczni. Po raz kolejny nasuwa się myśl, że im mniej człowiek ma, tym chętniej się tym dzieli. Im mniej zepsuty przez cywilizację, tym większe w nim zrozumienie dla potrzeb drugiego człowieka.



Nie mam nic do zarzucenia stylowi w jakim napisana jest książka, ale korekcie zdarzyło się kilka wpadek. Trochę jest jednak za dużo w tekście przystępnie podanej, acz nico suchej wiedzy, za mało emocji i zapisu własnych wrażeń. Szkoda też, że relacja z wyprawy jest ogromnie skrócona. Mam wrażenie, że Chałupski miałby do powiedzenia o wiele więcej. Autor przyznaje, że gdyby chciał pisać równie szczegółowo jak wtedy, gdy relacjonował wyprawę do Indii, książka miałaby pewnie kilka tysięcy stron. Tak, to faktycznie sporo, ale wydaje mi się, że skrócenie reportażu do obecnego formatu, nie pozwoliło autorowi na wyczerpanie tematu. Zabrakło mi bardziej szczegółowych opisów mijanych miejsc. Nieco więcej było o spotykanych po drodze ludziach, ale i w tym przypadku nie miałabym nic przeciwko bardziej rozbudowanym relacjom. Tym bardziej, że Andrzej Chałupski spotyka wiele ciekawych postaci, tych przyjaznych, chętnie służących pomocą, ale i takich, którzy w obcokrajowcu widzą jedynie źródło zarobku. Niesamowici ludzie i równie niesamowite miejsca zasługują na nieco więcej uwagi.



Największą wartością tej książki są absolutnie przepiękne zdjęcia. Wprost nie mogłam się na nie napatrzeć. Fotografii jest całe mnóstwo. Bez nich Rowerem do Afganistanu byłoby niestety zaledwie przeciętną relacją. To, czego czytelnik nie znajdzie w tekście, zobaczy na zdjęciach - ludzi, miejsca, niesamowity klimat. Fotografie oglądałam więc chętniej, niż czytałam tekst. Chętnie wybrałabym się wystawę fotografii podróżnika. Moc wrażeń gwarantowana.



Podziwiam Chałupskiego za odwagę, samotna podróż przez nierzadko mało gościnne pustkowia, podczas której zdanym się jest wyłącznie na siebie, zależnym od pogody, sprzętu i przypadkiem napotkanych tubylców, wymaga niesamowitej odwagi. Napędzany swą pasją podróżnik, przemierzył wiele kilometrów po mało znanych nam terenach. Dzieląc się swoją wiedzą, odkrył przed czytelnikami choć część prawdziwego oblicza Azji Środkowej. Może nie jest to książka idealna, może nie do końca spełniła moje oczekiwania, ale nie wyobrażam sobie, by mogło jej zabraknąć na mojej półce z literaturą podróżniczą.



***

Książkę polecam
ciekawym świata
miłośnikom literatury podróżniczej
wybierającym się do Azji Środkowej
wielbicielom podróży na dwóch kółkach
poszukującym impulsu do podróżowania
szukającym dowodu na to, że chcieć to móc
miłośnikom pięknych fotografii

***

[1] Adam Chałupski, Rowerem do Afganistanu, wyd. Libra, 2011, s. 261.
[2] Tamże, s. 9.
[3] Tamże.


44 komentarze:

  1. Zapowiada się naprawdę ciekawie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubisz takie tematy, to warto przeczytać, mimo, że do ideału tej książce daleko. Za to zdjęcia są świetne.

      Usuń
  2. Bardzo lubię takie książki, ale widzę że muszę polować na nią w wersji tradycyjnej, a nie e-bookowej ze względu na zdjęcia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podróżnicze zdecydowanie najlepiej czytać w wersji tradycyjnej. I w ogóle mieć je na własność, żeby zaglądać do nich od czasu do czasu.

      Usuń
  3. Naprawdę zazdroszczę autorowi. Ja również czasami się duszę w naszym kraju. Muszę koniecznie zajrzeć, dzięki takim książkom, przemieszczam się do innego świata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mu zazdroszczę, ale nie mam w sobie tyle odwagi. Wolę czytać o cudzych wyprawach tego typu.

      Usuń
  4. Azja to nie jest kontynent, do którego chciałabym się wybrać. Afganistan kojarzy mi się jednoznacznie, i nie są to podróże. Wolałabym do Afryki - Kenia, safari, lwy, te sprawy. A najbardziej do Ameryki Północnej - Stany Zjednoczone to moje największe podróżnicze marzenie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. New York czy coś bardziej na dziko? ;)

      Usuń
    2. Najbardziej chciałabym zwiedzić je wzdłuż i wszerz. Zobaczyć m.in. Wielki Kanion Kolorado, wodospad Niagara czy Park Narodowy Yellowstone. Z miast m.in. San Francisco (z powodu detektywa Monka), Atlanta (z powodu "Przeminęło z wiatrem"), Seattle (z powodu "Bezsenności w Seatle"), Los Angeles (i słynna aleja Rodeo Drive z "Pretty woman" oraz Hollywood) czy Beverly Hills (ciekawe dlaczego :P). Myślę, że lista miejsc byłaby dłuższa niż ta, którą przygotowałam na potrzeby galerii śladami bohaterów Jeżycjady. Bo tu jest wiele książek i filmów, które mnie zainspirowały. Ale to marzenie ściętej głowy :P

      Usuń
    3. I pewnie trasa byłaby nieco trudniejsza niż wyprawa po Poznaniu. ;)
      Ale taka wyprawa śladami bohaterów filmowych to byłoby coś!

      Oj tam, od razu ściętej głowy. Weź przykład z tego kolesia, który postanowił sprawdzić ile jest w stanie przejechać podróżując wyłącznie dzięki pomocy innym, zdaje się, że ogłosił się na tweeterze. I tak sobie jeździł po świecie za cudzą kasę i korzystając z dobrej woli różnych ludzi. :D

      Usuń
    4. Nie podpowiadaj, bo jeszcze pojadę śladami bohaterów filmowych. Myślę, że byłaby to dłuuga wyprawa :P

      Usuń
    5. No to napiszesz długą książkę. W czym problem? :D

      Usuń
  5. Zdjęcia rzeczywiście decydują o wartości książek podróżniczych..bez nich czytanie nie byłoby już taką przyjemnością.
    Hm...do Azji daleko...może na razie, w ramach treningu, wyprawa rowerem po Bieszczadach?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeee... Wolę po Poznaniu i okolicach, bardziej płasko. :P
      Gdzie te czasy, kiedy człowiekowi się chciało jechać rowerem do Cisnej. Na samą myśl mnie teraz nogi bolą. :P

      Usuń
  6. Literaturę podróżniczą to bardzo chętnie bym czytał, gdybym tylko miał jeszcze na nią czas. Ale kiedy już sięgam po jakąś fabułę, to wszystko inne schodzi na bok, a jednak o wiele łatwiej mi jakoś obejrzeć jakiś podróżniczy program w tv. Szkoda, ale może kiedyś będzie tego czasu więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To u mnie jest odwrotnie. Programów już dawno nie oglądałam. W sumie żałuję, ale czas nie guma... ;)

      Usuń
  7. Bardzo ciekawa może być ta książka. Lubię takie czytywać, bo sama nie mogę się wybrać w taką podróż :) A z tymi rowerami to prawa. Znam mężczyznę, który co lato rowerem objeżdża całą Polskę, a jeśli mu się to nudzi, jedzie rowerem za granicę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś marzyła mi się taka podróż wzdłuż granic Polski, ale coś mi się wydaje, że szybko bym się poddała. :D

      Usuń
  8. Przedstawione fotografie są fantastycznie i świetnie uatrakcyjniają całość tej książki. Moja siostra kocha podróżnicze powieści, więc jej polecę "Rowerem do Afganistanu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na moich zdjęciach wyglądają tak sobie, w książce prezentują się o niebo lepiej.

      Usuń
  9. Mimo wszystko chętnie bym tę książkę przeczytała.Zawsze przy okazji książek podróżniczych zastanawia mnie, o ile łatwiej mają mężczyźni, zwłaszcza podróżując po tak newralgicznych zakątkach świata, jak Azja Środkowa:) Lubię też porównywać wrażenia z podróży przedstawicieli obu płci - jest to równie ciekawe, jak samo czytanie ich wspomnień:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, też się nad tym zastanawiałam, czy i na ile mężczyznom jest łatwiej. Ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić samotną kobietę w takim Pakistanie czy Afganistanie. Choć z drugiej strony - może się zdziwię i niedługo trafię na tego typu książkę napisaną kobiecą ręką? :)

      Usuń
  10. Jestem pełna podziwu dla tego pana i z chęcią przeczytałabym o jego przygodzie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd ludzie biorą w sobie tyle odwagi, to ja pojęcia nie mam. :D

      Usuń
  11. Mnie książki podróżnicze nie satysfakcjonują kompletnie. No chyba, żeby rzeczywiście pooglądać fotki, to co innego. :D Kolega się kiedyś zaangażował w akcję charytatywną - na rowerze, chyba ponad 2000 km. Kurczę, nie mogę wygooglować teraz jego strony (A uwielbiałam jego zdjęcia. Szkoda, że nie mógł zająć się tylko fotografią).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, siedząc na tyłku pewnie nie zrobiłby wielu fantastycznych książek, więc może te 2000 km na coś się przydały. ;)

      Usuń
  12. Szczerze uwielbiam takie książki i chętnie bym sięgnęła również po ten tytuł. I jeszcze te zdjęcia... bajka!

    Ogólnie to marzę o czymś takim i mam nadzieje, że marzenie to, uda mi się kiedyś zrealizować.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje mi trzymać kciuki za spełnienie Twojego marzenia. Może kiedyś poczytam Twoją relację? :)

      Usuń
  13. Odważny facet. Trudno nie podziwiać takich ludzi :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Miałam przyjemność poznać takiego szaleńca, który trochę rowerem, trochę pieszo, trochę promem przejechał Afrykę i uwielbiam takich ludzi, którzy się niczego nie boją i dążą do celu, chociaż wymaga to wielu wyrzeczeń. Uwielbiam też jak taka publikacja opatrzona jest w liczne fotografie, co bardziej daje wyobrażenie o tym wszystkim, a zarazem jest to uzupełnienie, żeby się tam przenieść chociażby oczami wyobraźni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój kolega ze studiów stopem ruszył do Ameryki Południowej i tak się tam pałęta już jakiś czas. Nawet o Antarktydę zahaczył. Podziwiam ogromnie odwagę, zapał, wytrwałość i w ogóle podziwiam jego samego. Ja bym tak nie potrafiła.

      A książek podróżniczych bez zdjęć bardzo nie lubię. Wyobraźnia wyobraźnią, ale ona nie zawsze wystarcza.

      Usuń
  15. Podsunę tę książkę swojemu tacie, od kilku miesięcy jest ogromnym fanem jazdy na rowerze i na pewno taka relacja go zainteresuję. Mam tylko nadzieję, że nie będzie chciał iść w ślady autora książki :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko się nie zdziw, jak któregoś dnia dostaniesz od niego pocztówkę znad Jeziora Aralskiego. :D

      Usuń
  16. Raczej rzadko czytam takie książki, ale na tę chętnie się skuszę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz chociaż zdjęcia przejrzeć. Są przepiękne. :)

      Usuń
  17. Hmm, świetna recenzja ;) może się skuszę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Jeśli lubisz literaturę podróżniczą to warto zajrzeć i do tej książki. Tym bardziej, że o Azji Środkowej piszą niewiele.

      Usuń
  18. Uwielbiam takie relacje z zagranicznych podróży, przede wszystkim dlatego, że dalekie są od tego co proponują nam ogólnie dostępne przewodniki:) Sama ze znajomymi przemierzyłam znaczną część Europy Południowej. Może nie rowerem a busem. Wrażenia niezapomniane:) Zgadzam się z Twoją opinią o tym, że często za granicą można otrzymać więcej serdeczności niż w naszym kraju... Jeśli kiedyś tylko padnie w towarzystwie hasło o podobnym wyjeździe bez chwili zastanowienia spakuję namiot, konserwy i zupki chińskie i wyruszę w podróż:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabrałabym się z Tobą, ale nie lubię konserw. :P

      A tak z ciekawości: gdzie byłaś?

      Usuń
    2. Odkąd pracuję w laboratorium spożywczym też ich unikam:P:P W zeszłym roku przejechaliśmy wybrzeże Czarnogóry- po prostu piękna, a przy tym bardzo sympatyczni mieszkańcy, pozytywnie nastawieni do Polaków! Wcześniej wybrzeże Słowenii, północną Chorwację i Włochy z Wenecją:) a wszystko za niewielkie pieniążki:) Marzyła nam się jeszcze Hiszpania, ale rozsądek wziął górę ze względu na odległość...

      Usuń
    3. Jej, wspaniała wycieczka. Takie objazdówki są najfajniesze, bo można mnóstwo zobaczyć (więc oczywiście cichutko Ci zazdroszczę). :)

      Usuń
    4. Skoro dla miłośników dwóch kółek to zapewne i dla mnie. :D Tak w ogóle chciałam powiedzieć, że masz świetne zaprojektowanego bloga. Z reguły nie zwracam na to uwagi, ale tutaj jest naprawdę przyjemnie i czytelnie.

      Usuń
    5. Dzięki. Chciałam to popsuć, ale brakuje mi czasu, więc póki co od baaaaardzo dawna zostaję przy tym, co stworzyłam nie mogąc skupić się na czytaniu i walcząc z gorączką. Tak, więc, cieszę się, że wygląda to ok. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.