Marcin Kołodziejczyk B. Opowieści z planety prowincja Wyd. Wielka Litera 2013 192 strony |
Pewnie ten i ów się teraz uśmiechnie pod nosem, bo oto oburza się ktoś, kto zaraz po maturze spakował plecak i przeprawił się przez Wisłę na zachód, z radością korzystając na miejscu z tego, do czego z Bieszczad miałby nieco dalej niż trzy tramwajowe przystanki. A niech się uśmiecha ten i ów, pod nosem, pod wąsem, pod czym sobie chce, swoje wiem, bo "Polskę B" widzę także w większych miastach, tych na zachód od Wisły, z kinami pełnymi premier, teatrami o odrestaurowanych fasadach, zatrzymującymi czas muzeami, gwarnymi galerami handlowymi, rozrastającymi się blokowiskami i przesiąkniętym spalinami powietrzem. Zwykle to od nas zależy, którą częścią Polski będziemy, bo choć startujemy z różnych pozycji, wiele życiorysów udowadnia, że można zarówno szybko spaść z wysoka, jak i zdobyć szczyt, wytrwale pnąc się i nie tracąc z oczu celu.
Marcin Kołodziejczyk pisze właśnie o "Polsce B" i ogromnie obawiałam się tej lektury. Nie zdarzyło mi się co prawda jeszcze rzucać książką o ścianę, ani podrzeć na strzępy tekstu, który wytrącił mnie z równowagi, ale ponieważ życie jest pełne "pierwszych razów", zdarzyć się mogło wszystko. W końcu książka B. Opowieści z planety prowincja już samym tytułem łaskocze drażliwie i daje przedsmak tego, co może mnie czekać w środku, mnie pełnej obaw o stereotypową, obraźliwą zawartość, o niesprawiedliwe potraktowanie wschodnich krańców Polski.
Po pierwszym opowiadaniu odetchnęłam z ulgą, po drugim zaczęłam czerpać z lektury przyjemność, trzecie okazało się genialne. Kołodziejczyk okazał się świetnym obserwatorem, co w połączeniu z lekkim piórem, umiejętnością przekazywania emocji i oddawania psychologicznych niuansów, sprawiło, że na planecie prowincja, chciałam zostać dłużej, niż przez niespełna dwieście stron lektury.
Bohaterami Kołodziejczyka są starzy i młodzi, ci którzy pogodzili się ze swoim losem i tacy, co wciąż marzą o wielkim świecie, kobiety i mężczyźni, doświadczeni przez los, a także ci, których już między nami nie ma. Autor każdemu z nich daje kilka, kilkanaście stron i w pełni wykorzystuje ten niewielki format, wtłaczając weń człowieka z całą jego historią, filozofią i uczuciami. Ta książka pełna jest emocji, każdy z prowincjonalnych obrazków zapada głęboko w pamięć. Jest w tym ogromna zasługa autora. Wszystkie historie mają swój styl, odpowiednio dobraną formę językową. Postaci ożywają. Już po chwili to nie Kołodziejczyk opowiada o Tadeuszu Wróblu czy Marii Meksykance. Tadeusz siedzi koło nas i dzieli się strumieniem swych myśli. O mamusi, co się bała elektryczności. O kocie w studni. O tatusiu, który odszedł. Obok przycupnęła Maria. Chciała się wybrać na pielgrzymkę do Częstochowy, ale nie mogła, w miejscu trzymała ją praca, opieka nad dwojgiem staruszków z Karczewa, śliniących się i ze spuchniętymi dziąsłami. Sztuczne szczęki już im się nie mieściły w ustach[1]. Maria, więc tylko odprowadza na rowerze pielgrzymkę. Jedzie i opowiada każdemu, kto zechce jej słuchać. O śmierci męża. O synu pijaku, przystojnym niczym Belmondo. O życiu, po prostu.
Opowiadania są nie tylko różnorodne językowo, ale i ich forma dostosowana jest do ich treści. Są tu monologi, rozmowy, narracje pierwszo i trzecioosobowe, jest retrospekcja, relacja z sali sądowej czy dialog z pociągu. Wszystkie opowieści są przejmująco prawdziwe, nie pozostawiają obojętnym. Często kończą się zaskakującą pointą, każde z nich jest wyjątkowe i warte uwagi. Na mnie największe wrażenie zrobiła historia Jana G., wulkanizatora, któremu wypadek zabrał stopę, a żona serce. G. oddał nogę za przedpotopowego rzęcha[2]. Żona ma innego. Gumowy schodzi na tory głosi tytuł opowiadania. I faktycznie, Jan tak właśnie robi...
Zbiór historii Marcina Kołodziejczyka jest niezwykły poprzez swoją... zwyczajność. Każdy z nas zna podobne historie, mija ludzi o pokrewnych życiorysach. Zawistnych, zazdrosnych, przegranych, tych, którzy nie potrafią się odnaleźć w otaczającej ich rzeczywistości, uciekających w alkohol, skoki w bok, na tory. W reportażu B. Opowieści z planety prowincja odnalazłam echo literatury, którą bardzo cenię. Jest tu wnikliwość pisarstwa Andrzeja Stasiuka z Opowieści galicyjskich, magia zwyczajności Prawieku i innych czasów Olgi Tokarczuk, degrengolada rodem z Tartaku Daniela Odiji. Kołodziejczyk daleki jest jednak od wtórności, ma swój styl, wyczucie. Niczym kameleon wtapia się w tło, dając bohaterom szansę na opowiedzenie historii swojego życia. Warto ich wysłuchać.
***
[1] Marcin Kołodziejczyk, B. Opowieści z planety prowincja, wyd. Wielka Litera, 2013, s. 43.
[2] Tamże, s. 30.
***
Cieszę się, że nie musiałaś spełniać swoich złowieszczych gróźb pod adresem tej książki :-)) Widać zatem, że jest to pozycja godna uwagi. Lubię tak historie, które urzekają zwyczajnością, naturalnością obrazu, dlatego rozejrzę się w wolnej chwili za "B. Opowieści z planety prowincja".
OdpowiedzUsuńJa też, nawet kiepskiej książki byłoby szkoda. ;)
UsuńRozejrzyj się koniecznie. Mnie zaskoczyła bardzo, zarówno pod względem treści jak i języka.
Brawo. Fantastyczna recenzja. Jestem pod wrażeniem, oczywiście przeczytam jeśli dorwę:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńTak sobie myślę, że powinna Ci się spodobać.
Kurczę, nie słyszałam o tej książce, a widzę, że to duży błąd...
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że ta książka przeszła bez echa, a szkoda.
UsuńŚwietna recenzja. Dobrze i lekko się ją czyta. Ja pomimo, że ewidentnie mieszkam w Polsce A a w portfelu mam Polskę B:) jak mi książka wpadnie w łapki to na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńNo cóż, ja "uciekinierka" z Polski B do Polski A, zabrałam ze sobą portfel z polski B i teraz mi wiecznie na książki brakuje. :P
Zainteresowałaś mnie:)
OdpowiedzUsuńTrochę mnie uspokoiłaś tą recenzją (bo już na sam widok tytułu zaczęłam się denerwować;)
OdpowiedzUsuńAno, tytuł podnosi ciśnienie, to fakt. A może to my jesteśmy przewrażliwione? Nie wiem. W każdym razie, ile razy słyszę wszelkie złośliwości pod adresem naszych stron, robię się nieco agresywna. A na hasło "Azja" jestem w stanie skoczyć do oczu z pazurami. :P
UsuńMoże jesteśmy przewrażliwione. Ale to nie wzięło się znikąd. Na szczęście wielu z tych narzekających w końcu odkrywa, że w Bieszczadach jest pięknie, jesteśmy cywilizowani, a nawet mamy prąd. I internet;)
UsuńI szkoły, nie zapominaj, że mamy szkoły!
UsuńDo końca życia nie zapomnę zdziwienia małżeństwa spotkanego w pociągu na wieść o tym, że mam rodziców nauczycieli. Ich pełne zdumienia pytanie "to tam są szkoły?" było takim zaskoczeniem, że autentycznie zaniemówiłam. =)
Chcę, chcę chcę!
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja:)
No to szukaj, szukaj, szukaj! :)
UsuńDziękuję.
Oj toż oczywiste, że podział na Polskę A i B jest tylko umowny, ale równiez trudno zaprzeczyć, że wschód jest strasznie słabo rozwiniety ekonomicznie w stosunku do zachodu. Nie ma już sensu wnikać dlaczego, bo powodów mozna by znaleźć mnóstwo, ale to jest fakt. Mam nadzieje, że kwestia gazu łupkowego coś zmieni w tym względzie.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to nawet mimo obietnicy "lepszego" zycia jakos nie ciągnie mnie do dużych miast, ale zobaczymy jak tam mi się ułożą losy :)
Nie dla każdego jest to takie oczywiste. Możesz mi wierzyć, sporo różnych dziwnych tekstów usłyszałam od "wielkomiastowych". =)
UsuńMnie ciągnęło do miasta i to bardzo (za nic nie chciałabym wyjechać z Poznania), ale nie dlatego, że moje Bieszczady są gorsze, tylko akurat mi do szczęścia potrzeba czegoś innego, niż one mogą mi zaoferować.
Ehh, to widocznie tylko ze mnie taki wieśniak :D Widocznie krew nie woda i moje chłopskie pochodzenie daje o sobie znać :P
UsuńŻycie wieśniaka też ma swoje plusy. ;)
UsuńNie każdy musi tęsknić za hałasem i pospiechem.
Hmmmm... Hmmmm... Hmmmm... Nieee, jednak nie dla mnie :D. Jeszcze jakby ta książka miała fajną okładkę to moooże naaawet bym... nieee, nie sądzę ;). Marudzenie jest moim przeznaczeniem :D.
OdpowiedzUsuńMiłego święta Flagi ;P!
Melon
To teraz ja pomarudzę. Flagi rozdawali, ulotki z nieba zrzucali, a ja siedziałam w pracy. Chlip, chlip. I jak tu świętować?
UsuńWalić robotę, święto ważniejsze ;D! Przecież niecodziennie rozdają flagi... i to za darmochę... i to w Polsce ;P.
UsuńMoże w przyszłym roku się załapię. Na wszelki wypadek już złożę podanie o urlop. :P
UsuńWłaśnie o "Prawieku" pomyślałam. :-) Jak mi się kiedyś uda znaleźć tę książkę w bibliotece, na pewno ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńPodpisano:
mieszkanka Polski B, która na brak kultury nie narzeka. No, przynajmniej za kadencji miłościwie nam panującego prezydenta F. :D
Nie narzeka, bo nie wie jaka przepaść dzieli kulturę Polski B od kultury Polski A. :P
UsuńA tak w ogóle, to ostatnio rzuciła mi się w oczy reklama jakiejś książki z akcją w Bieszczadach, gdzie... uwaga, uwaga... czas płynie tak wolno, że ludzie czytają gazety sprzed tygodnia! :P
Ej, ja w ogóle nie czytam gazet więc w sumie się zgadza... :P
UsuńJa też, ale to pewnie takie skrzywienie człowieka z Polski B. Nawet po przeprowadzce nie potrafię się wtopić w tło. :P
UsuńCzasem mam wrażenie, że żyję w innym świecie, bo nigdy nie zastanawiałam się nad problematyką "Polski A" czy "B" :P mam na myśli, że nigdy nie przychodziło mi do głowy przypinać komuś łatki z tego powodu i dziwi mnie, że inni tak robią. Ja po prostu przypinam ludziom łatki z innych powodów :P
OdpowiedzUsuńKsiążka akurat mnie nie zainteresowała.
Pewnie też bym na to nie zwróciła uwagi, gdybym bezpośrednio się z tym nie spotkała. A tak, ludzie na wieść o Bieszczadach, albo wzdychają z zazdrością "ojej, jak tam pięknie" lub zaczynają monolog dotyczący tego, że tam nic nie ma. Dzicz, po prostu.
UsuńCiekawy pomysł na bloga .Życzę powodzenia w prowadzeniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i obserwuję!
Dziękuję. :)
UsuńTo jest jedna z tych książek, które bym chciała mieć w swojej biblioteczce, ale obiecałam sobie, że nie kupuję książek w najbliższym czasie!
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Jak już pękniesz i złamiesz obietnicę, to mogę Ci obiecać, że nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto. ;)
UsuńBardzo spodobał mi się wstęp Twojego wpisu i Twoja opinia na temat tzw. "Polski B". Ja również uważam, że "Polska B" to stan umysłu, a nie miejsce urodzenia czy zamieszkania.
OdpowiedzUsuńO książce wcześniej nie słyszałam, ale po Twojej recenzji z chęcią bym ją przeczytała.
Cieszę się, że więcej osób jest tego zdania. Taki niesprawiedliwy podział ze względu na miejsce zamieszkania trochę boli.
UsuńDobrrra, Ciastek pojechał do domu to mogę wrócić do blogowego życia. Co do książki to... Hmm... Zacznę może od tego, że cały ten podział mi się nie podoba. Dlaczego ktoś kto urodził się w "Polsce B" ma być gorszy? Ważne to, co ma się w głowie, a nie gdzie się urodziło.
OdpowiedzUsuńOpowiadania wyglądają interesująco, bo poprzez właśnie tą zwyczajność jest w nich coś prawdziwego, a to sobie cenie.
A, mam "Geja w wielkim mieście" i "Zmyślone życie Sergieja Nabokova". Zrobiłam też w końcu to "55". Chciałaś zobaczyć, co powinno trafić do niszczarki :P
Aaaa... No tak, to tłumaczy Twoją, a właściwie Waszą, nieobecność. :P
UsuńZajrzę do Ciebie jak się ogarnę, bo zdaje się, że mam "mały" chaos blogowo-facebookowo-mailowy. O_o
A, i czekam na recenzje tych dwóch książek, bo sama pewnie szybko nie kupię. Trzeba by wreszcie pomyśleć o jakimś mini urlopie wakacyjnym i co nieco przyoszczędzić. ;)
W tym miesiącu się nie doczekasz, bo mam już cały zaplanowany, ale czerwiec to inna sprawa. Zwłaszcza, że na "Sergieja" jestem niesamowicie wręcz napalona. I nie to związku z tym, że był on homoseksualistą! :P
UsuńNie będę interpretować Twojej wypowiedzi. :P
UsuńSłusznie, bo właśnie ją przeczytałam i brzmi cokolwiek dziwnie :P
UsuńAcz książka mnie ciekawi, bo Vladimir nigdy o bracie nie wspominał. Ba, wszystkich homoseksualistów w swoich powieściach obśmiewał, bądź stylizował na złych, nie potrafiąc się pogodzić z orientacją Sergieja.
Aż taka zorientowana w temacie nie jestem. ;)
UsuńChyba powinnam nadrobić zaległości.
Zaczynam cię sprowadzać na drogę ciemności :P
UsuńLatarka w dłoń i w drogę! ;)
UsuńWidocznie ja nie mieszkam w Polsce, bo nawet nie wiedziałam o takim podziale. Ale pewnie miałabym podobne odczucia, gdyby mój region nazywali Polską B ;) Książka zapowiada się ciekawie, może kiedyś po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest świetna. Uwielbiam taki życiowe historie.
Usuń