Wczorajsza notka miała zaczynać się tak:
Dziś Dzień Kobiet, więc będzie trochę o kobietach. O tych, których przygody śledziłam z przyjemnością i tych, dzięki którym w ogóle te przygody powstały. O kobietach sympatycznych i irytujących, o bohaterkach książek i filmów. A ponieważ uwielbiam wszelkie rankingi, więc i ta notka taką właśnie będzie miała postać.
Dalej miało być o ulubionych bohaterkach z dzieciństwa (Ania z Zielonego Wzgórza), o pisarkach, które wtedy lubiłam (wyszło na to, że czytałam głównie Krystynę Siesicką i Martę Fox, bo to były czasy, kiedy wolałam wspinać się po drzewach niż wzdychać do chłopców, w związku z czym bliższe były mi przygodówki Alfreda Szklarskiego, Adama Bahdaja, czy Zbigniewa Nienackiego niż nastoletnie miłości).
Od dzieciństwa miałam dotrzeć do dorosłości i pisarek, które teraz uwielbiam, czyli Hanny Kowalewskiej, która nie ma zbyt wielkiej konkurencji, bo znów okazuje się, że wśród moich ulubionych autorów brakuje kobiet. W czołówce króluje Haruki Murakami, tuż obok znajdują się m.in. Erich Segal, Milan Kundera, Marek Hłasko, Jeffery Deaver a ostatnio także Cormac McCarthy.
I jak tu pisać o kobietach?
Deszcz siąpił, ulicami biegali przedstawiciele obu płci ściskając w rękach przemarznięte róże i tulipany, pomysłu na notkę nie było, a i entuzjazmu do przesiadywania przed komputerem też. Na pocieszenie postanowiłam babskie święto po babsku świętować, czyli wybrać się do centrum handlowego i zostawić trochę wypłaty w sklepach odzieżowych. Co prawda aura zachęcała raczej do tego, żeby z książką i herbatą zaszyć się pod kocem, ale chęć zaopatrzenia się w wiosenny sweterek czy apaszkę przezwyciężyła lenistwo.
Snując się od sklepu do sklepu w końcu doszłam do wniosku, że to jest jeden z tych dni, kiedy na wieszakach nie ma absolutnie niczego atrakcyjnego i dalsze niemrawe pałętanie się po lokalach nie ma najmniejszego sensu. W każdym centrum handlowym jest jednak takie miejsce, skąd zawsze, ale to zawsze jestem w stanie wyjść z lżejszym portfelem, ale i iskierkami radości w oczach. Doskonale wie o tym mój mąż, więc za rękę zostałam zaciągnięta do księgarni (przyznaję, ani przez myśl mi nie przeszło stawianie jakiegokolwiek oporu). Tylko oglądam - mruczałam, ale męskiej czujności nie zwiodłam. Po chwili mąż stał przy ladzie z "Podróżą do miasta świateł. Róża z Wolskich" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, którą już od dawna chciałam przeczytać oraz "Poradnikiem pozytywnego myślenia" Matthew Quick'a, na podstawie, której powstał niedawno przeze mnie oglądany film.
W drodze do domu "zahaczyliśmy" jeszcze o Biedronkę, gdzie w oczy rzuciło mi się "Miasteczko Salem" Stephena Kinga. Mam nadzieję, że mistrz wybaczy mi, że wylądował w koszyku między chlebem i płatkami kosmetycznymi a Coca-Colą.
Ostatnim punktem programu okazała się powieść "Wyznaję" autorstwa Jaume Cabré, czyli książka, którą przeglądałam za każdym razem, gdy byłam w księgarni. Czekała na mnie w domu w bardzo miłym towarzystwie.
Gdy się ma już rajstopy, a nie lubi goździków - nie ma jak dobra książka. Albo cztery dobre książki. I tylko róży trochę żal, bo przemarzła biedaczka. Jak wiele innych wczorajszego dnia.
Dziś Dzień Kobiet, więc będzie trochę o kobietach. O tych, których przygody śledziłam z przyjemnością i tych, dzięki którym w ogóle te przygody powstały. O kobietach sympatycznych i irytujących, o bohaterkach książek i filmów. A ponieważ uwielbiam wszelkie rankingi, więc i ta notka taką właśnie będzie miała postać.
Dalej miało być o ulubionych bohaterkach z dzieciństwa (Ania z Zielonego Wzgórza), o pisarkach, które wtedy lubiłam (wyszło na to, że czytałam głównie Krystynę Siesicką i Martę Fox, bo to były czasy, kiedy wolałam wspinać się po drzewach niż wzdychać do chłopców, w związku z czym bliższe były mi przygodówki Alfreda Szklarskiego, Adama Bahdaja, czy Zbigniewa Nienackiego niż nastoletnie miłości).
Od dzieciństwa miałam dotrzeć do dorosłości i pisarek, które teraz uwielbiam, czyli Hanny Kowalewskiej, która nie ma zbyt wielkiej konkurencji, bo znów okazuje się, że wśród moich ulubionych autorów brakuje kobiet. W czołówce króluje Haruki Murakami, tuż obok znajdują się m.in. Erich Segal, Milan Kundera, Marek Hłasko, Jeffery Deaver a ostatnio także Cormac McCarthy.
I jak tu pisać o kobietach?
Deszcz siąpił, ulicami biegali przedstawiciele obu płci ściskając w rękach przemarznięte róże i tulipany, pomysłu na notkę nie było, a i entuzjazmu do przesiadywania przed komputerem też. Na pocieszenie postanowiłam babskie święto po babsku świętować, czyli wybrać się do centrum handlowego i zostawić trochę wypłaty w sklepach odzieżowych. Co prawda aura zachęcała raczej do tego, żeby z książką i herbatą zaszyć się pod kocem, ale chęć zaopatrzenia się w wiosenny sweterek czy apaszkę przezwyciężyła lenistwo.
Snując się od sklepu do sklepu w końcu doszłam do wniosku, że to jest jeden z tych dni, kiedy na wieszakach nie ma absolutnie niczego atrakcyjnego i dalsze niemrawe pałętanie się po lokalach nie ma najmniejszego sensu. W każdym centrum handlowym jest jednak takie miejsce, skąd zawsze, ale to zawsze jestem w stanie wyjść z lżejszym portfelem, ale i iskierkami radości w oczach. Doskonale wie o tym mój mąż, więc za rękę zostałam zaciągnięta do księgarni (przyznaję, ani przez myśl mi nie przeszło stawianie jakiegokolwiek oporu). Tylko oglądam - mruczałam, ale męskiej czujności nie zwiodłam. Po chwili mąż stał przy ladzie z "Podróżą do miasta świateł. Róża z Wolskich" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, którą już od dawna chciałam przeczytać oraz "Poradnikiem pozytywnego myślenia" Matthew Quick'a, na podstawie, której powstał niedawno przeze mnie oglądany film.
W drodze do domu "zahaczyliśmy" jeszcze o Biedronkę, gdzie w oczy rzuciło mi się "Miasteczko Salem" Stephena Kinga. Mam nadzieję, że mistrz wybaczy mi, że wylądował w koszyku między chlebem i płatkami kosmetycznymi a Coca-Colą.
Ostatnim punktem programu okazała się powieść "Wyznaję" autorstwa Jaume Cabré, czyli książka, którą przeglądałam za każdym razem, gdy byłam w księgarni. Czekała na mnie w domu w bardzo miłym towarzystwie.
Gdy się ma już rajstopy, a nie lubi goździków - nie ma jak dobra książka. Albo cztery dobre książki. I tylko róży trochę żal, bo przemarzła biedaczka. Jak wiele innych wczorajszego dnia.
radość w czterech tomach |
Super książki!
OdpowiedzUsuńWiem. :P
Usuńnie ma to jak dobra książka w prezencie :) 'Poradnik pozytywnego myślenia' również jest na mojej liście do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńOj tak, zdecydowanie. Ciekawa jestem jak ta książka wypadnie w porównaniu z filmem.
UsuńJa powiem to co kiedyś usłyszałem, od rodziciela
OdpowiedzUsuń"Kobiety są do kochania, a nie do rozumienia" :D
Nie da się pisać prosto o kobietach, bo to skomplikowane stworzonka, które swoim urokiem, oraz niestrudzoną żelazną logiką, potrafią omotać każdego faceta :) Po za tym należy żyć w zgodzie z każdymi stworzonkami, dlatego facet każdego dnia powinien dbać o tę symbiozę :)
Brawa dla rodziciela! :)
UsuńNo proszę, Leanika to ma dobrze. :P
L. Twierdzi co innego :P Mówi, że mało przydatny jestem i ogólnie potrzebny tylko od czasu do czasu :D
UsuńOd czasu do czasu to i tak nieźle. Nie masz co narzekać. :P
UsuńWypraszam sobie, ty w ogóle nie jesteś przydatny, ani potrzebny. Ja to na dzień kobiet nic nie dostałam, pfff.
UsuńUuuu... Ciastek, no to wtopa. :P
UsuńRównież wczoraj kupiłam "Miasteczko Salem" w Biedrze, chociaż czytałam je na wakacjach - chcę skompletować twórczość Kinga na półkach.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że u mnie też królują męscy pisarze.
Kompletowania nie planuję, ale kilka książek mam. Tej jeszcze nie czytałam, więc wzięłam, choć biorąc pod uwagę tempo czytania własnych książek, chyba lepiej bym wyszła na tym, gdybym wypożyczyła "Miasteczko Salem" w bibliotece. ;)
UsuńNie czytałaś "Miasteczka Salem"?!
UsuńHyyy... szybko nadrabiaj zaległości :P!
Sporo Kinga nie czytałam, więc to akurat nie powinno dziwić. =)
UsuńJa wczoraj na dzień kobiet dostałam ,,Nadzieję'' Kasi Michalak, więc też był to dla mnie cudowny dzień.
OdpowiedzUsuńTwoje nabytki są rewelacyjne i niezwykle pięknie się prezentują razem.
Grunt to mężczyźni, którzy wiedzą czego nam trzeba. :P
UsuńUlala, ale prezenty! Tylko pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuń"Miasteczko Salem" to jakaś wersja kieszonkowa?
Nie narzekam. ;)
UsuńZadam teraz głupie pytanie: 17,5 cm to wydanie kieszonkowe? ;)
Cofam pytanie, bo choć nie lubię "zmniejszonych" książek to Kinga Ci pozazdrościłam, bezczelnie zgapiłam i pobiegłam szybciutko do biedrony :D
UsuńCieszę się, że zdążyłaś, bo u mnie był tylko jeden egzemplarz. :)
UsuńZazdroszczę "Wyznaję". Czytałam ostatnio w Newsweeku o tej ksiązce i zapowiada się imponująco. Czekam na Twoje wrażenia.
OdpowiedzUsuńJa niestety nie dostałam ksiązki :( Tylko kwiaty i słodkości.
"Wyznaję" to ostatnio najgorętszy tytuł na moje liście. Cieszę się z niej ogromnie i mam nadzieję, że się nie zawiodę. Oczekiwania mam spore. ;)
UsuńU mnie zamiast słodkości były książki. Musisz zacząć rzucanie delikatnych acz konsekwentnych sugestii. ;)
A kwiatek nieco zmarzł, chciałam go umieścić na fotce, ale dziś nie prezentował się najlepiej. :P
Czekam na recenzję "Wyznaję" - ostatnio "chodzi" za mną ta książka:)
OdpowiedzUsuńNo to miałaś bardzo udany Dzień Kobiet, gratuluję męża, który spełnia marzenia...:)
Za mną chodziła, tupała, wrzeszczała wręcz. To był mój gorący numer jeden na liście książek do kupienia. :)
UsuńDziękuję, ale nie przekażę. Jeszcze spuchnie z dumy i co ja wtedy zrobię? :P
Czytałam jedynie "Miasteczko Salem". Jestem ciekawa Twojej opinii.
OdpowiedzUsuńZanim do niej dotrę, to pewnie minie sporo czasu. ;)
UsuńSuper książki! Kinga chciałam wczoraj kupić, ale jakoś zapomniałam. Może następnym razem się uda:) ,,Róża z Wolskich" to świetna powieść, na pewno będzie Ci się podobać:)
OdpowiedzUsuńKing pewnie pojawi się jeszcze nie raz. A o "Róży..." czytałam już tyle dobrego, że jestem niemal pewna, że i mi się spodoba.
UsuńJa tam lubię goździki ;-)
OdpowiedzUsuńAle i tak najpiękniejszym prezentem jest zawsze książka, a nawet jej wielokrotndość :-)
Pozdrawiam serdecznie!
Wolę róże. ;)
UsuńOj tak, wielka radość gwarantowana.
Przeczytałam "Poradnik..." i rozmawiałam o filmie z koleżanką, która go oglądała. Ona nie wiedziała o czym do niej mówię... A scena, która w książce ma pewien komizm (jeśli się ją wyobrazi na samym początku), jest zupełnie innaczej nakręcona. Więc moje rozczarowanie skutecznie odciąga mnie od obejrzenia filmu.
OdpowiedzUsuń"Wyznaję". Gdzieś słyszałam o tym tytule, gorąco go polecano. Objętość robi wrażenie, więc poczekam na opinię, czy warto się do niej zabierać.
Pozdrawiam serdecznie. :)
Właśnie słyszałam, że książka jest nieco inna niż film i dlatego tak bardzo chce ją przeczytać, żeby porównać wrażenia.
UsuńZ ciekawości zajrzałam na BiblioNETkę, żeby zobaczyć ocenę "Wyznaję". Ocen niewiele, bo tylko trzy, ale za to średnia 6,0. ;) Z tego zestawu to będzie pierwsza książka, którą przeczytam.
Świetne.:) "Wyznaję" też za mną chodzi.
OdpowiedzUsuńMnie już dopadło, czego i Tobie życzę. :)
UsuńŚwietna historia :) U mnie też w sumie niewiele kobiet - autorów, jakbym miała się roztkliwiać, pewnie doszłabym do tych samych wniosków, co Ty, tyle że ja bym do centrum handlowego nie poszła, bo i wypłaty nie dostaję ;) Męża masz wspaniałego. A "Miasteczka Salem" nie zdążyłam kupić, albo wcale nie było, i jestem zdruzgotana. Jeszcze jej nie czytałam, a nie przeszkadza mi biedronkowy formacik. Szalenie więc zazdroszczę Ci, że zdążyłaś kupić ;)
OdpowiedzUsuńOgólnie to zgadzam się, od goździka lepsza książka, a od książki lepsze cztery książki. Miłego :)
Bez wypłaty też można. Zaszywasz się w Empiku i czytasz do woli. Na studiach tak robiłam, w przerwach między wykładami. Tzn. na pierwszym roku, jak jeszcze miałam zajęcia na Fredry. :)
UsuńBył tylko jeden egzemplarz, więc Cię nie poratuję. Chyba były jeszcze inne tytuły, ale też je wymiotło. =)
Pytanie brzmi, co jest lepsze od czterech książek? :P
Do najbliższego empiku mam ponad 70 km :P
UsuńA ten przy Fredry też lubiłam. Oj, można się było zatracić :)
Hm... pięć książek?
Yhm. Znam to uczucie. I dlatego teraz mieszkam tam, gdzie od Empiku i Matrasu dzieli mnie półgodzinny spacer, albo kilkuminutowa jazda tramwajem.
UsuńEee... Sześć książek, to brzmi lepiej. :P
Przebijam - siedem.
UsuńAle wiesz, co? W sumie cieszę się, że nie mam empiku pod ręką. Miałabym jeszcze mniej pieniędzy. Bo choć jestem uzależniona od księgarni internetowych i allegro, to czasem skutecznie mnie cena wysyłki powstrzymuje od wydawania wszystkiego.
Jest dobrze. :)
Uuu... Osiem to już marzenie. Takie szaleństwo zdarzyło mi się chyba tylko raz.
UsuńE tam. Raz czy drugi raz Ci zabraknie kasy, to się nauczysz powstrzymywać. Sprawdzone. :P
Widzę, że mamy wiele wspólnego, i pisarzy czytanych w dzieciństwie, młodości a także to, że wolimy księgarnie niż sklepy z ciuszkami.
OdpowiedzUsuńŁadnie się "obciuchałaś" na tej wyprawie z mężem. Czyżby sponsorował z takiej okazji.)
No proszę, nawet nie wiedziałam. :)
Usuń(Choć tak cichutko przyznam, że w odzieżowych lubię sobie pobuszować od czasu do czasu, choć fakt - zakupy w księgarni sprawiają mi dużo więcej radości).
Trochę sponsorował, trochę sprezentował, a trochę skubnęłam ze swojej wypłaty. Nie ma jak współpraca. ;)
Fajnie, gdy taka jest.)
UsuńNie narzekam. ;)
UsuńA mąż też dobrze wie, że na moje marudzenie książka jest najlepszym lekarstwem. :P
A ja nie dostałam wczoraj kwiatka od chłopaka (dostałam w sumie od taty, ale chyba to się nie liczy). Dostałam za to słodycze, więc też dobrze, bo akurat byłam głodna i mam co dziś podjadać - to już trochę mniej dobrze. Ciekawi mnie książka Jaume Cabré. Będę wyczekiwała recenzji ;)
OdpowiedzUsuńJak nie liczy jak liczy? Jest facet, jest kobieta, jest kwiatek. Wszystko tak, jak być powinno. ;)
UsuńA i słodycze są nie do pogardzenia, choć mnie jakoś ostatnio średnio do nich ciągnie (i całe szczęście!).
Cabré pójdzie na pierwszy ogień, tylko najpierw muszę się uporać ze stosem bibliotecznym.
"Poradnik pozytywnego myślenia" zakupiłam sobie sama z okazji Dnia Kobiet. Wczoraj zaczęłam, dzisiaj skończę. Całkiem przyjemna książka :)
OdpowiedzUsuńA "Wyznanie" też na mnie czeka. Moja siostra dostała tę książkę w prezencie i chyba chwilowo nie znajdzie czasu na lekturę. No więc ja przeczytam ją pierwsza.
Fajnie. Chętnie porównam wrażenia. Cieszy mnie Twoja opinia na temat "Poradnika...", bo właśnie na taką przyjemną lekturę liczę. :)
UsuńCzyli jednak ten dzień nie okazał się taki zły;) Świetne książkowe prezenty;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie lepszy niż zapowiadała to przeurocza aura. Takiego deszczowo-śnieżnego Dnia Kobiet nie pamiętam. I to w Poznaniu. Zgroza. =)
UsuńNo i pięknie wzbogacona bilbioteczka!
OdpowiedzUsuńNie zaprzeczę. Szkoda tylko, że regał mi się skończył. =)
Usuńdla mnie wczorajszy dzień był przeokropny - zapamiętam go na długie lata :(
OdpowiedzUsuńOj. :(
UsuńCo się stało?
Wspaniałe nabytki i prezenty :) Miłego czytania :)
OdpowiedzUsuńGdzie się takich domyślnych mężów znajduje? ;) Ja dostałam kwiaty od 4 fajnych chłopaków, jakoś o książkach nie pomyśleli...Jestem ciekawa Cabre, jednej z najlepiej sprzedających się książek w empiku. W mojej bibliotece ustawiła się do niej już długaśna kolejka :)
OdpowiedzUsuńW Bieszczadach. :P
UsuńNawet nie wiedziałam, że Cabre się tak dobrze sprzedaje. Ciekawe czy jest równie dobry jak rozchwytywany.
Świetne prezenty sobie zrobiłaś :) też uważam, że lepsze ksiażki niż goździki czy rajstopy... choć nie powiem dostałam z okazji tego dnia 2 tulipany. Jeden w pracy i drugi od męża. A książkę kupiłam sobie wcześniej na tę okazję :D
OdpowiedzUsuńRóżę z Wolskich to bym Ci podkradła :)
A Kingiem kusisz, bo wybieram się jutro do Biedry
Kwiatek jest miły, ale w towarzystwie książki pachnie jeszcze lepiej. :P
UsuńU mnie został tylko ten jeden King. Może będziesz miała więcej szczęścia i upolujesz coś jeszcze.
Też miałem kupić "Miasteczko...", ale uznałem, że jeżeli już to czytałem to chyba lepiej by było zachować te 12zł na może jakąś inną książkę Kinga w Biedronce, której jeszcze nie przeczytałem :P.
OdpowiedzUsuńMiłego wieczoru!
Melon
I słusznie. Zwłaszcza, że King pojawia się tam od czasu do czasu.
Usuńcałe szczęście, że nie drzesz rajstop, bo mogłaś ich dostać aż tyle dzięki temu. Przyjemnego czytania.
OdpowiedzUsuńDrę i to nawet nie wiem jak i kiedy. Ale na szczęście najczęściej chodzę w spodniach. =)
UsuńPodróż do miasta świateł właśnie czytam, na razie wszystko wskazuje na to, że zrobiłaś dobry zakup :)
OdpowiedzUsuńNa to liczę. Sporo pozytywnych opinii już widziałam, cieszę się, że je potwierdzasz. :)
UsuńTaki dzień mógłby się częściej powtarzać. ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że "Wyznaję" nie tylko do mnie krzyczało z półki. Jestem bardzo ciekawa tej książki. ;)
Oj tak, choć nie wiem czy portfele by to wytrzymały. ;)
UsuńKrzyczało, krzyczało. A na dodatek zważywszy na format, ciężko też było tę książkę przeoczyć. =)
Nic tylko zazdrościć męża, który za rękę ciągnie do księgarni :D zazwyczaj niestety jest odwrotnie ;)
OdpowiedzUsuńU mnie tylko kwiatki, ale i tak mam wiele zaległych książek do przeczytania, więc może to i dobrze... Akurat xD
To tylko takie pocieszanie się, książkę zawsze fajnie kupić, jak postoi na polce dłużej nic jej sie nie stanie :D
Pewnie miał dosyć marudzenia, że w odzieżowych nic nie ma. :P
UsuńTeż się tak zawsze pocieszam, ale teraz mam mocne postanowienie, że będę czytać nowe nabytki w miarę na bieżąco. Zwłaszcza, że kupuję tylko te, które naprawdę bardzo chcę przeczytać (no, ewentualnie czasami skuszę się na jakąś promocję i wezmę coś, co może, kiedyś tam, jak będzie czas...).
U mnie na stosiku Cabre "Wyznaję" też czeka. W zasadzie nie czeka bezczynnie, bo mąż czyta. Jemu się podoba, mówi, że świetna. Też jestem ciekawa, bo wiele o książce słyszałam. Mój pobyt w księgarni w Dniu Kobiet skończył się tak: Jacek Dehnel "Młodszy księgowy", Michel Faber "Jabłko" (czytałam kiedyś "Szkarłatny płatek i biały" i bardzo mi się podobało), Ondjaki "Babcia 19 i sowiecki sekret".
OdpowiedzUsuńNa Dehnela też mam ochotę. "Jabłko" podobało mi się nieco mniej niż "Szkarłatny...", ale też trudno porównać opowiadania do powieści. Za to jako uzupełnienie powieści są świetne. Tego ostatniego tytułu nie kojarzę, więc tym bardziej jestem ciekawa Twojej recenzji.
UsuńMiło mi, że "Róża" stoi obok "Wyznaję", którą jestem zachwycona! Dobre sąsiedztwo!
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy, bo wierzę, że obydwa tytuły okażą się strzałem w dziesiątkę. :)
UsuńBardzo, bardzo podobny mamy gust czytelniczy:) Zaskoczona jestem ogromnie. Przytoczyłaś większość i moich ulubionych pisarzy:) a Cabre czeka już na mnie na odbiór w empiku:))
OdpowiedzUsuńSuper! Miło odnaleźć taką pokrewną czytelniczo duszę. ;)
Usuń