Tim Burton od dawna należy do moich ulubionych reżyserów. Zdarzyły mu się co prawda słabsze filmy, jak choćby Planeta małp. Nie bardzo udane były też pozbawione oryginalności Mroczne cienie, których nawet Johnny Depp nie potrafił wznieść wyżej przeciętności. Wystarczy jednak przypomnieć takie perełki jak Duża ryba czy Gnijąca panna młoda i wszelkie wątpliwości pryskają. Tak, warto było ruszyć się z domu i wreszcie wybrać się do kina, gdy na ekranie gości Frankenweenie.
Tego roku, w którym rozgrywa się akcja orwellowskiej antyutopii, Górną Woltę przemianowano na Burkinę Faso, a na świat przyszła Katie Melua, miało też miejsce jeszcze jedno wydarzenie. Walt Disney nie zdecydował się na dystrybucję krótkometrażowego filmu aktorskiego Frankenweenie, uznając go za nieodpowiedni dla młodych widzów. I pewnie nikt by o tej produkcji nie usłyszał, gdyby nie to, że nazwisko jej twórcy jest obecnie jednym z popularniejszych w światowej kinematografii. Wyszło jednak jak wyszło. Burton zrobił karierę, a jego krótkometrażowa opowieść, wariacja na temat klasyki science-fiction za jaką niewątpliwie należy uznać Frankensteina Mary Shelley z 1818 roku, doczekała się swej pełnometrażowej, tym razem animowanej, odsłony.
Radość Vistora jest ogromna. Pojawiają się jednak i komplikacje, bo choć sam Korek charakterem na szczęście nie przypomina mieszkańców Smętarza dla zwierzaków Stephena Kinga, to sytuacja nieco wymknęła się spod kontroli i spokój mieszkańców miasteczka zostanje zachwiany.
Frankenweenie ma mroczny burtonowski klimat i taki sam humor. Wizualnie bardzo mnie przekonał. Po ekranie ganiają charakterystyczne blade, niedospane postaci o długich, patykowatych kończynach. A wszystko to w czarno-białej wersji animacji poklatkowej. Sporo w tym filmie aluzji do klasyki kina grozy. Pojawiają się stwory żywo przypominające gremliny, godzillę czy narzeczoną Frankensteina. Scena w budce kojarzy się z Ptakami Alfreda Hitchcocka, postaci mają charakterystycznie mroczne imiona i nazwiska (Van Helsing, Igor czy Edgar). Lepiej zorientowani w klasyce widzowie, z pewnością dostrzegą tych powiązań znacznie więcej.
fragment ścieżki dźwiękowej
Wersja 3D jest słaba, ale dzięki okularkom na nosie obejrzałam trójwymiarowy zwiastun Życia Pi. Na mnie zrobił spore wrażenie i teraz mam jeszcze większą ochotę na wyprawę do kina na ekranizację powieści Martela. Ale, ale... Żeby nie odbiegać od tematu, wróćmy do naszej animacji, a konkretnie do muzyki. Nie trudno zgadnąć, że za ścieżkę dźwiękową odpowiedzialny był nie kto inni, a Danny Elfman, ten sam, który stworzył muzykę do Gnijącej panny młodej, Edwarda Nożycorękiego i całej masy innych burtonowskich dzieł. Duet Burton & Elfman i tym razem sprawdził się bez zarzutu.
Podobno pomysł ożywiania zwłok nie wszystkim odpowiada. Jeśli nie należysz do tej grupy możesz spokojnie zasiąść przed ekranem i po prostu dobrze się bawić. Tak jak ja.
zwiastun
(Dubbing jaki jest, każdy słyszy. Da się przeżyć, aczkolwiek gdybym miała wybór, to zdecydowałabym się na wersję z napisami).
Burtonowi bym wybaczyła nawet bajkę z Barbie w roli głownej <3
OdpowiedzUsuńI kucyka pony też. :P
Usuńtytuł przypomina mi jeden wątków z powieści Kinga Cmentarz zwierząt o ożywieniu kota - na film mam ochotę, ale nie wiem kiedy będę go miała okazje obejrzeć :)
OdpowiedzUsuńAno, o tym też jest w recenzji. ;)
UsuńObejrzyj, obejrzyj. Fajny. :)
Wielbię Tima Burtona, przyznaje się. Szczególny sentyment mam do "Gnijącej Panny Młodej". Jak tylko będę mogła obejrzę ten film! Niestety w moim pseudo-mieście nie ma kina :(
OdpowiedzUsuńO tak, "Gnijąca..." nie ma sobie równych. :)
UsuńNie martw się, i tak już go powoli ściągają z ekranów, więc może niedługo będzie na dvd.
A, i tu masz link, książka do wyzwania :)
Usuńhttp://recenzencki.blogspot.com/2013/01/lucyfer-moja-historia-victoria-gische.html
Dopisana. :)
UsuńAle mi narobiłaś ochoty! Na pewno obejrzę, gdy będę miała ku temu okazję. Widzę, że jednak warto ;) Miło zapamiętałam "Gnijącą pannę młodą", więc i ten film mi przypadnie do gustu.
OdpowiedzUsuńMelduję, że na hasło "Burton" tracę obiektywizm (chyba, że ktoś mi próbuje wcisnąć, że "Planeta małp" jest dobra), więc mojej opinii nie do końca można ufać. ;)
Usuń"Gnijąca..." nadal jest bezkonkurencyjna.
Ale ja ufam, lubię subiektywne opinie. Przecież różne są gusta. Co z tego, że mi obiektywnie powiesz, jak ja nadal nie będę wiedziała, czy warto. A teraz wiem, ze tak ;)
UsuńA co do kociaków to z internetu kochana, w google. Jeżeli nie ma informacji, iż nie mogę wykorzystać zdjęcia to wówczas biorę na nagłówek nic nie zmieniając prócz rozmiaru. :)
A do książki zachęcam, bardzo ciekawa. Musi Ci się spodobać!
Pfff... To się nazywa odwrócić kota ogonem. =)
UsuńMuszę pogrzebać za tymi zdjęciami. Zawsze mi się wydaję, że już ładniejszego nie będzie, a później zmieniasz fotkę i oczy znów mi na wierzch wychodzą. Cudne, fotogeniczne bestie. =D
Ha! Książka jest w bibliotece. Nie to, żeby na półce. Ktoś był szybszy, ale ważne że jest. :)
BURTON <3
OdpowiedzUsuń(przepraszam za nieskładny komentarz, ale inaczej się nie da ;d)
Pewnie się da, ale emotka wyraża wszystko. :P
UsuńNa pewno obejrzę...Zwiastun "Życia Pi" też w kinie widziałam - robi wrażenie, ale trochę się boję, bo książkę bardzo lubię i ciężko mi sobie wyobrazić dobrą ekranizację. Jestem ciekawa, jak Ang Lee potraktował powieść Martela:)
OdpowiedzUsuńAno właśnie... Książkę też bardzo lubię i nie da się ukryć, jest pewna obawa przed zniszczeniem mojej własnej wizji zdarzeń. Ale ten zwiastun jest taaaaaakiiiii ładny. ;)
UsuńBurtonowski klimat uwielbiam, darzę też wielką sympatią "Gnijącą pannę młodą", takie dziwadełkowe obrazy są genialnie, dlatego żałuję, że nie wybrałam się na "Frankenweenie" :-/
OdpowiedzUsuń"Gnijąca..." pozostaje numerem jeden, ale "Frankenweenie" też jest świetny.
UsuńOj tam, nie ma co żałować. To nie jest super widowiskowy film, którego efekty specjalne powalają z wielkiego ekranu. Na komputerze czy innym mniejszym ekranie też się sprawdzi. :)
Może za jakiś czas, zapisuję tytuł ;)
OdpowiedzUsuńSłusznie. Bo to całkiem fajna produkcja. :)
UsuńA nie ma wersji z napisami? Niedobrze... Do kolejnych produkcji Burtona nie trzeba mnie zachęcać, lubię tego reżysera ze względu na jego specyficzny styl. "Mroczne cienie", swoją drogą, nie są aż takim złym filmem;)
OdpowiedzUsuńJest. Ale jak się ktoś wybiera do kina przez miesiąc, to w końcu zostają mu seanse z dubbingiem o szesnastej trzydzieści w Nowy Rok. :P
UsuńNie, no... Aż takie złe nie były, ale przyznaję, że się zawiodłam. Spodziewałam się czegoś ciekawszego.
Koniecznie muszę obejrzeć, pewnie w czasie ferii wybiorę się z córką :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Świetny pomysł. Tylko się pospieszcie, bo z tego co widziałam, seansów jest już coraz mniej. =/
UsuńHeh, ja też na hasło Burton tracę obiektywizm, podobnie jak na Allen i Almodovar :) Chociaż połączenie Burtona z Disneyem trochę mi zgrzyta.
OdpowiedzUsuńZ Almodovarem mam identycznie. Allena też bardzo lubię, choć już może mnie fanatycznie niż Burtona i Almodovara.
UsuńNawet nie wiedziałam, że to jest produkcja Disneya. Dopiero w kinie mnie oświecono. Zapewniam, że nic nie zgrzyta. Chyba, że jakiś czający się w mroku potwor. Zębami. =)
Burtona oglądałam tylko "Mroczne cienie" i bardzo przypadły mi do gustu. Nie wiem tylko jakie wnioski mam wyciągać, czytając w wielu miejscach, że to słabszy film Burtona - że mam inny gust niż wszyscy czy raczej, że to tak świetny reżyser,że nawet jego słabszy film może się podobać, zwłaszcza tym, którzy nie mają porównania z tymi lepszymi. Polskiego dubbingu nie mogłam na razie przesłuchać, ale często go lubię. Np. bardzo lubię Marcina Hycnara, który dubbingował Kung Fu Pandę, Artiego w trzeciej części"Shreka" (chyba nie pomyliłam imienia bohatera) oraz wiele postaci na Disney Channel ;) choć czasami dubbing zawodzi, pamiętam, że w Potterze średnio mi odpowiadał.
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie. Już wyjaśniam. "Mroczne cienie" mogą się wydawać słabsze tym, którzy już znają twórczość Burtona. Po prostu w czasie seansu można odnieść wrażenie, że reżyser korzysta z chwytów, które już kiedyś z powodzeniem stosował. Sam film nie jest zły. Po prostu słabiej wypada na tle wcześniejszych produkcji.
UsuńNo to teraz tak:
po pierwsze: "Duża ryba"
po drugie: "Gnijąca panna młoda"
po trzecie: "Edward nożycoręki"
po czwarte: "Sweeney Todd"
po piąte: "Ed Wood"
po szóste: "Charlie i fabryka czekolady"
Dodałabym jeszcze po siódme: "Alicja w Krainie Czarów", ale dużo osób narzeka na ten film, więc tylko dyskretnie przemycę ten tytuł.
No, to tydzień filmowy masz już zaplanowany. :P
No to już rozumiem, dziękuję za wyjaśnienie :)
UsuńCzy filmy są ułożone według kolejności od najlepszego do najgorszego?
Co za ulga, bo już się bałam, że będę się nudzić wieczorami;P
Ależ proszę. Zawsze do usług. =)
UsuńPrawie. :) Właściwie chyba tak. Hm. Wszystkie je uwielbiam.
Z tym, że np. "Po piąte", jest filmem specyficznym. Opowiada o najgorszym reżyserze horrorów wszechczasów. Co mi przypomniało, że miałam obejrzeć jakiś film tego reżysera w celach (roz)poznawczych. =)
Jak dobrze, że masz mnie. =)
Twój opis "Po piąte" bardzo mnie zaintrygował, więc chyba ten film na mojej liście zajmie czołowe miejsce ;)
UsuńTeż się z tego cieszę =) tylko jeszcze przydałby mi się ktoś, kto by mi pomógł zrealizować Twoje wytyczne :P
To sobie jeszcze dopisz "po któreśtam" - obejrzeć film Eda Wooda. Ja jeszcze nie miałam tej przyjemności, ale podobno mocne wrażenia gwarantowane. :P
UsuńTzn. pooglądać za Ciebie? :P
Nie wiem czy mocne wrażenia nadają się na moje słabe nerwy ;P
UsuńNiekoniecznie. Może się za mnie pouczyć lub w najgorszym razie zorganizować mi dobrze czas i zmusić do trzymania się planu :P
Dla Ed Wooda warto się poświęcić. W końcu w swoje filmy włożył tyle serca. :P
UsuńPouczyć? Faktycznie trzeba Ci przeorganizować czas, bo masz dziwne priorytety. :P
Te priorytety zostały mi narzucone z góry ;P
UsuńZbuntuj się! Burton czeka! :P
UsuńBędę musiała koniecznie obejrzeć ten film:)
OdpowiedzUsuńSłuszny wniosek. =)
UsuńOj tak, ten niedospany patykowaty klimat jest świetny i tutaj. Ale "Korek" mnie rozwalił. :D Na szczęście oglądałam przyzwoitą wersję, bez takich pomysłów... :P
OdpowiedzUsuńNooo... Ja padłam jak to usłyszałam. Gdyby były napisy, można by to jakoś cudownie przeoczyć, ale dubbing na to nie pozwolił. =)
UsuńPrzyzwoitą. Taaaaaa... :P
Cicho bądź. :P Ale po raz pierwszy nie zwróciłam uwagi na muzykę. Może jak kiedyś wrócę do niego, zwrócę. ;-)
UsuńPóki co to zawróciłaś zwracaniem w mojej biednej głowie. =)
UsuńA muzykę sobie z youtube puść. Gdzieś widziałam cały soundtrack w jednym pliku.
Może masz za duży monitor i musisz ruszać głową, żeby przeczytać cały komentarz? :P
UsuńTia. Jak na meczu tenisa. Lewa. Prawa. Lewa. Prawa. =)
UsuńŚmiej się, w pracy mamy takie wielkie monitory, że żeby zobaczyć, co mam po lewej stronie zdjęcia lub prawej, muszę ruszać głową. :P
UsuńFajnie. Wyraźniej widać kratki w saperze i kolory w pasjansie. :P
Usuńnie próbowałam, ale to dobra myśl. :P
UsuńNie próbowałaś? To co tam robisz? =)
UsuńMam ochotę na ten film, odkąd przeczytałam o nim w gazecie. Muzyka rzeczywiście nastrojowa - a zwiastun narobił mi apetytu. Końcówka z ogonkiem i to "zaraz ci przyszyję" - cudne.
OdpowiedzUsuńZ Burtona widziałam dotąd tylko "Edwarda Nożycorękiego" - zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie (i ta muzyka!).
Nieśmiało odeślę Cię do mojego komentarza z rozmowy z Armalkolit i zaproponuję resztę "burtonów".
UsuńA ogonek jest faktycznie rozbrajający. ;)
Kiedyś się na pewno skuszę, więc będę miała w pamięci Twoją listę podpowiedzi, dzięki :)
UsuńAleż proszę. :)
UsuńStrasznie mnie za tym Burtonem nosi, niestety, póki co nie ma czasu ani energii. Ale w końcu nadrobię, taką mam przynajmniej nadzieję ^^
OdpowiedzUsuńI w końcu mam pierwszy tytuł do wyzwania ^^
http://owcadz.blogspot.com/2013/01/38-dziewiec-i-po-tygodnia-z-zycia.html
Pewnie, że nadrobisz. Burtona nie obejrzysz? BURTONA? :P
UsuńFilmy Burtona uwielbiam, także z chęcią obejrzę i ten ;)
OdpowiedzUsuńGorąco polecam. :)
UsuńDo kina raczej się już nie wybiorę, ale będę pamiętać o tym filmie. Klimat wydaje się absolutnie urzekający :)
OdpowiedzUsuńAkurat to jest taki typ filmu, który niewiele traci, gdy się go ogląda na małym ekranie. :)
UsuńTim Burton już kiedyś zrobił film "Frankenweenie" z 1984, dla wytwórni Disneya, jednak ta uznała że film o psie który jest martwy, nie jest odpowiedni dla dzieci i zaprzestała dystrybucji. Filmowi też nie pomogło nazwisko reżysera, bo jego jeden z lepszych filmów "Sok z Żuka" powstanie za 4 lata, tym samym zaczynając jego karierę. Ogólnie film nie był godny uwagi, miał wiele błędów. Taka ciekawostka, że nie od razu robi się dobre filmy.
OdpowiedzUsuńEkhem. A mój tekst czytałeś? ;)
UsuńTak. Tylko chciałem powiedzieć że ile potrzeba przejść aby być później dobrym reżyserem :) A on ma wielką wyobraźnie i jeszcze nie raz nas zaskoczy :)
Usuń:)
UsuńCo racja to racja. Ot dowód na to, że nie warto się zniechęcać początkowymi niepowodzeniami.
Przede mną "7 psychopatow", "Anna Karenina" i "Django", ale obejrzę, jasne! Z Burtonem nie mam zbyt wiele wspólnego, ale czas to chyba zmienić. "Smętarz dla zwierzaków" był średni, ale jeśli piesek jest fajniejszy od zdechłego kota, czemu nie?
OdpowiedzUsuń"Smętarz..." znam tylko z wersji książkowej i nie jestem pewna, czy chcę poznać filmową (horror to nie jest mój ulubiony gatunek ;).
Usuń"Annę Kareninę" ogromnie bym chciała obejrzeć, ale na razie się wstrzymuję, bo liczę na to, że w końcu się w sobie zbiorę i przeczytam książkę.
A Burtona koniecznie! To mówię ja, fanka. :P
No właśnie ja też myślę o książce, ale już drugi miesiąc czekam w kolejce do niej w bibliotece, a film już czeka... A Burtona jasne, spróbuję kawałek! Skoro polecasz! :)
UsuńA filmu "Smętarz.." nie widziałam, mówiłam o książce. Lubię horrory, ale sporo ekranizacji książek Kinga to jednym słowo dno, jest jakaś taka zależność, że albo ekranizacje są wyjątkowe udane (Zielona mila, Lśnienie itd) to inne są tak przerażająco kiepskie, że żal patrzeć... Na szczęście z książkami jest nieco lepiej, mało jest "niewypałów" ;)
UsuńBoję się horrorów. Są krwiste, flakowate albo biegają w nich przerażające cosie, które wyskakują znienacka. Brrr...
Usuń"Zieloną milę" i "Lśnienie" widziałam. Faktycznie dobre.
"Mgła" ubawiła nawet mnie. :P
Widziałam jeszcze "1408" - strasznie nierówny film. I to by chyba było na tyle.
A książki Kinga w pewnym momencie przestały mi odpowiadać (albo trafiłam na te gorsze). Zamierzam do niego wrócić za jakiś czas, bo sporo z tych niby lepszych jeszcze przede mną, ale wiadomo - plany są spore, a czasu malutko.