Elif Şafak "Lustra miasta" Wydawnictwo Literackie 440 stron |
Byłam twarda. Pierwszego wieczoru stwierdziłam, że pewnie jestem już zbyt zmęczona po całym dniu i to dlatego nie potrafię się wciągnąć w fabułę. Odłożyłam książkę, by powrócić do niej nazajutrz. Tym razem zmęczona byłam jakby mniej, co tylko pogorszyło sprawę. Po ok. 150. stronach musiałam się poddać i zrobić coś, czego staram się unikać. Zwrócić niedoczytaną lekturę do biblioteki.
Miało być ciekawie, czasy Świętej Inkwizycji, Madryt, rodzinne tajemnice, podejrzenia o czary, inkwizytor wsłuchany w podszepty pewnego Głosu... Miało być, ale nie było. Język powieści męczył mnie od pierwszych stron, by w końcu zirytować na tyle, że postanowiłam nie marnować więcej czasu. Początkowo, gdy jeszcze wierzyłam, że dotrę do końca powieści, zaznaczałam ołówkiem co dziwniejsze treści. Szybko okazało się, że nie ma to większego sensu, bo musiałabym podkreślić większość tekstu...
"Wstydliwy uśmiech, który od rana gościł na jego wargach, nabrał nagle śmiałości, jak małe kocię, które znalazło schronienie w czyichś ciepłych ramionach; już się szykował, by wybuchnąć kaskadą radosnego śmiechu, lecz nie mógł tego zrobić, skierował więc siłę do wewnątrz, jak krzyk zduszony dłońmi przyciśniętymi do ust. Antionio Pereira nie był bowiem przyzwyczajony do tak gwałtownych reakcji, dlatego - choć uśmiech nie rezygnował i ponawiał próby - mężczyzna stawiał mu opór, starając się zapanować nad wargami i zachować choćby resztki powagi.[1]
"Ślad po cięciu nożem na lewym policzku skorzystał z okazji - i zabolał. Drugi zaś, któremu nie w smak była litość, rozzłościł się i zganił swego towarzysza. Podczas gdy obie blizny się kłóciły, starucha postanowiła dać młodej klientce drobny upominek.[2]
Tak, wiem co to jest personifikacja. Jednak gadający sztylet ("choć ten mówił powoli i wyraźnie"[3]) czy blizna na czole, która "siedziała naburmuszona"[4] chyba przerosły moją wyobraźnię. Na co dzień rzadko dyskutuję ze sztućcami, a od "strzelania fochów" w domu jestem ja, a nie moje blizny i taki stan rzeczy jak najbardziej mi odpowiada.
Gdybym zacisnęła zęby (chyba, że miałyby one inne plany), może i zniosłabym styl pisarki, a nawet zdołałabym się do niego przyzwyczaić na tyle, by przynajmniej podjąć próbę doczytania powieści do końca, pomimo scen wyrywania włosów łonowych w celu poderwania amanta czy tańca pary znad talerza zupy, co samo w sobie byłoby jeszcze do przełknięcia, gdyby owa para nie rzucała uwodzicielskich spojrzeń. Powiedzenie "przez żołądek do serca" nabiera w tym kontekście nowego znaczenia...
Niestety oprócz wielkiej kumulacji metafor, ozdobników i wszelkich innych poetyckich zabiegów, pojawiały się w powieści takie oto osobliwe scenki rodzajowe.
"Skoro dziecko uparcie nie chciało się odwrócić, Stara sama musiała się tym zająć. Nie tracąc czasu, wsunęła ręce w łono rodzącej i obróciła je. Stało się to tak szybko, że dziecko nie zdążyło się zorientować, co się dzieje, i stawić oporu.[5]
Tak, tak, jest to scena porodu. I pozwolicie, że jej nie skomentuję.
Co można napisać po przeczytaniu 150 stron, gdy powieść liczy 400? Że ten fragment był męczący, przegadany, przestylizowany, nieciekawy i kompletnie nie zachęcający do dalszej lektury. Jednego autorce odmówić nie można, wielkiej wyobraźni. Niestety forma w jakiej wytwory fantazji przedstawiła, dla mnie okazała się kompletnie niestrawna. W książce panuje chaos, metafora goni metaforę i całość przez to staje się niezrozumiała.
"Milczenie wody udzieliło się wszystkiemu wokół"[6]. I ja lepiej już zamilknę. Brak mi wprawy w językowej ekwilibrystyce, brak wyobraźni autorki, by słowami oddać wszystkie moje myśli.
---
[1]Elif Şafak, "Lustra miasta", przeł. Anna Akbike Sulimowicz, Wydawnictwo Literackie, 2011, s. 41.
[2]Tamże, s. 93.
[3]Tamże, s. 122.
[4]Tamże, s. 96.
[5]Tamże, s. 56.
[6]Tamże, s. 136.
"Wstydliwy uśmiech, który od rana gościł na jego wargach, nabrał nagle śmiałości, jak małe kocię, które znalazło schronienie w czyichś ciepłych ramionach; już się szykował, by wybuchnąć kaskadą radosnego śmiechu, lecz nie mógł tego zrobić, skierował więc siłę do wewnątrz, jak krzyk zduszony dłońmi przyciśniętymi do ust. Antionio Pereira nie był bowiem przyzwyczajony do tak gwałtownych reakcji, dlatego - choć uśmiech nie rezygnował i ponawiał próby - mężczyzna stawiał mu opór, starając się zapanować nad wargami i zachować choćby resztki powagi.[1]
"Ślad po cięciu nożem na lewym policzku skorzystał z okazji - i zabolał. Drugi zaś, któremu nie w smak była litość, rozzłościł się i zganił swego towarzysza. Podczas gdy obie blizny się kłóciły, starucha postanowiła dać młodej klientce drobny upominek.[2]
Tak, wiem co to jest personifikacja. Jednak gadający sztylet ("choć ten mówił powoli i wyraźnie"[3]) czy blizna na czole, która "siedziała naburmuszona"[4] chyba przerosły moją wyobraźnię. Na co dzień rzadko dyskutuję ze sztućcami, a od "strzelania fochów" w domu jestem ja, a nie moje blizny i taki stan rzeczy jak najbardziej mi odpowiada.
Elif Şafak birazoku.com |
Niestety oprócz wielkiej kumulacji metafor, ozdobników i wszelkich innych poetyckich zabiegów, pojawiały się w powieści takie oto osobliwe scenki rodzajowe.
"Skoro dziecko uparcie nie chciało się odwrócić, Stara sama musiała się tym zająć. Nie tracąc czasu, wsunęła ręce w łono rodzącej i obróciła je. Stało się to tak szybko, że dziecko nie zdążyło się zorientować, co się dzieje, i stawić oporu.[5]
Tak, tak, jest to scena porodu. I pozwolicie, że jej nie skomentuję.
Co można napisać po przeczytaniu 150 stron, gdy powieść liczy 400? Że ten fragment był męczący, przegadany, przestylizowany, nieciekawy i kompletnie nie zachęcający do dalszej lektury. Jednego autorce odmówić nie można, wielkiej wyobraźni. Niestety forma w jakiej wytwory fantazji przedstawiła, dla mnie okazała się kompletnie niestrawna. W książce panuje chaos, metafora goni metaforę i całość przez to staje się niezrozumiała.
"Milczenie wody udzieliło się wszystkiemu wokół"[6]. I ja lepiej już zamilknę. Brak mi wprawy w językowej ekwilibrystyce, brak wyobraźni autorki, by słowami oddać wszystkie moje myśli.
---
[1]Elif Şafak, "Lustra miasta", przeł. Anna Akbike Sulimowicz, Wydawnictwo Literackie, 2011, s. 41.
[2]Tamże, s. 93.
[3]Tamże, s. 122.
[4]Tamże, s. 96.
[5]Tamże, s. 56.
[6]Tamże, s. 136.
niezbyt zachęcająca pozycja, chociaż nigdy wcześniej nie wpadła mi w oczy :)
OdpowiedzUsuńNaburmuszone blizny Ci się nie podobają? :P
UsuńRównież zachęcona pozytywnymi opiniami, przytargałam z biblioteki "Pchli pałac", mam nadzieję, że się nie rozczaruję podobnie jak Ty.
OdpowiedzUsuńO, czekam na opinię. Ciekawa jestem ciekawa, czy wszystkie książki pisane są w tym samym stylu...
UsuńOoo, zapachniało tfu!rczością rodem z SuSa czy PLUSa :] Trzy razy czytałam ten pierwszy fragment żeby zrozumieć, o co tak właściwie bangla. Wyszło mi o tak: uśmiecha się półgębkiem -> uśmiecha się szeroko -> podejmuje świadomą decyzję o wybuchnięciu śmiechem (skoro się szykował, choć ja tam zawsze sądziłam, że wybuchy śmiechem to są raczej spontaniczne...) ->x-> wydaje z siebie prychnięcie/burknięcie -> powraca do uśmiechania się jak głupek. Nadal nie wiem co zaszło, ale zapowiada się przecudnie :3
OdpowiedzUsuńOj, no. Bo chłop był radosny, ale szczęście z zasady go przerażało. I w ogóle cały życie unikał wszystkiego, co byłoby szybsze niż jego puls. A najwyraźniej szczęście ma sprinterskie zacięcie. Proste. :P
UsuńA tak przy okazji, PLUSa odkryłam dopiero niedawno. Jeśli jest coś co ZAWSZE poprawia humor, to właśnie ten blog. :P
UsuńMuszę przyznać, że ta książka Elif nie należy do najprostszych, ale przypadła do mojego gustu. Muszę "wziąć na klatę" Twoją krytykę, bo dla mnie Safak to pisarka rewelacyjna, moja literacka miłość od pierwszych liter :) Mam nadzieję, że następne spotkanie będzie bardziej udane, polecam inne powieści :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI to jest właśnie fajne, jeden uwielbia to, czego drugi nie może znieść, zdania się różnią, dyskusje toczą i nie jest nudno. :)
UsuńCelowo za Safak biegać nie będę, ale jak napatoczę się na nią w bibliotece, to spróbuję się z nią zaprzyjaźnić. ;)
Podziwiam Cię za to, że zdołałaś przebrnąć przez 150 stron takiego czegoś. Środki stylistyczne są dobre, jeśli nie występują w nadmiarze. A tu... Szkoda słów.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, w tym wypadku nadmiar był zabójczy. =/
UsuńA ja tam wolę nie eksperymentować i czytać klasykę, albo co najmniej bardziej znanych pisarzy.)
OdpowiedzUsuńNo i spójrz, jakie perełki omijasz. ;)
UsuńPrzyznam, że pod koniec czytania tego pierwszego zacytowanego przez Ciebie fragmentu, nie pamiętałam już, co było napisane na początku. Wróciłam więc do początku i... sytuacja powtórzyła się.
OdpowiedzUsuńWiem, że nie powinno się oceniać książki po przeczytaniu kilkunastu zdań, ale mam wrażenie, że i ja męczyłabym się podczas czytania tej powieści.
Kilka komentarzy wyżej Owca przetłumaczyła całą scenkę na bardziej ludzki język. :P
UsuńNie powinno, ale uwierz mi - całość jest w takim stylu, więc jeśli fragmenty Ci nie odpowiadają, to i reszta raczej nie przypadnie do gustu.
Ale mnie zachęciłaś. :D Brzmi jak Pratchett. :D
OdpowiedzUsuńPratchett? PRATCHETT? Ty chyba za dużo czasu spędzasz na mrozie. Idź odtajać i wróć jak sobie przemyślisz to, co napisałaś. =)
UsuńNaprawdę szkoda, że od tej książki zaczęłaś...To jest jej wpadka. Mam nadzieję, że dasz szansę "Bękartowi"
OdpowiedzUsuńHm... Skoro tak mówisz... Akurat Twojej opinii wierzę, więc pewnie spróbuję, jak gdzieś natrafię na tę książkę. Ale na wszelki wypadek po inne sięgać nie będę. =)
UsuńTragedia!
OdpowiedzUsuńKrótko i na temat. =)
UsuńMoje pierwsze spotkanie z Safak także było bardzo nieudane. Naczytałam się pozytywnych opinii i jakież było moje rozczarowanie sromotne. Ajajaaj! Na pierwszy ogień poszło "Czarne mleko". Także odłożyłam książkę po 150 stronach. No nie dałam zwyczajnie rady. Bełkot z rodziny pewnego pana o imieniu Paulo:) Myślałam, że coś jest ze mną nie tak, wszędzie natykałam się na pochwalne recenzję. W końcu trafiłam na dwie niepochwalne i mi ulżyło:)
OdpowiedzUsuńOdczekałam chwilę i zabrałam się za wcześniejszy "Pchli targ". I co? Nooo objawienie literackie. Pochłonęłam książkę natychmiast. Potem był wspomniany przez Ciebie Bękart i to była jeszcze przyjemniejsza literacka podróż. Także nie poddawaj się. Warto do Safak wrócić, ale mam taką teorię, że pani chyba odebrało umiejętność władania piórem po urodzeniu dziecka, bo jej najświeższe powieści są wybitnie nieudane:)
Pozdrawiam cieplutko!
"Czarne mleko" na wszelki wypadek będę omijała szerokim łukiem, ale jak mi się uda dopaść "Bękarta..." to dam autorce jeszcze jedną szansę. Nie lubię skreślać autora po pierwszym spotkaniu z jego twórczością, ale co innego gdy nie podejdzie mi temat, a co innego gdy kompletnie nie leży mi styl pisarza, bo jest duża szansa, że kolejne książki będą pisane podobnie.
UsuńNie no... gadające przedmioty? Nie, nie, nie.
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej rozbroiła naburmuszona blizna, no i scena porodu... =)
UsuńOstatnio też zdarza mi się nie doczytać książki, przez jej 'interesującą' fabułę:)
OdpowiedzUsuńI słusznie. Ja już prawie dojrzałam do tego, że czytanie kiepskiej książki jest kompletną stratą czasu. W końcu jest tyle ciekawszych lektur.
UsuńPrzytoczone przez ciebie fragmenty zdecydowanie wystarczają, żebym trzymała się od tej książki z daleka. Scena porodu jest... Nie wiem jak to określić nawet.
OdpowiedzUsuńNo co? Przyznaj, że metoda jest skuteczna. Nie wiem po jakiego grzyba męczy się kobiety cesarką, skoro można rzecz załatwić szybciej i mniej boleśnie. =)
UsuńSzkoda, ze się rozczarowałaś. A z drugiej strony napisałaś świetna recenzję książki niedoczytanej :)
OdpowiedzUsuńTrochę mi żal, że nie dokończyłam, bo może wynotowałabym więcej takich perełek. ;)
UsuńDziękuję! :)
Widzisz, warto było się przemęczyć, żeby napisać wesołą recenzję :P scena porodu bardzo ciekawa, wyrywanie włosów łonowych pewnie też :P mi też zdażało się oddać książkę bez czytania, ale miałam ku temu zazwyczaj mniej powodów...
OdpowiedzUsuńGdybym miała tę książkę na własność, to pewnie w końcu przeczytałabym całość. Takich perełek jest tam pewnie sporo. No ale nie chciałam przetrzymywać książki, niech i inni się nią cieszą, a na raz bym takiej ilości metafor nie dała rady łyknąć. :P
UsuńPoległam na 71 stronie, a wszystko przez przekleństwo, które nie zapomina, które nie dochowa tajemnicy, a pewnego dnia przemówi ;))
OdpowiedzUsuńI oczywiście nie muszę dodawać, że to była to już tylko kropla, która przelała czarę :)
A z plusów - jak zwykle piękna okładka :))
Ha! Byłam twardsza! Przeczytałam dwa razy więcej, a Ty straciłaś kilka naprawdę DOBRYCH tekstów. :P
Usuń