Scott Smith Ruiny Wyd. Albatros 2007 400 stron |
Ostatnio długo przeszukiwałam czeluści Internetu w poszukiwaniu książki, która miała spełnić trzy wymogi. Po pierwsze: miał to być horror. Po drugie miał to być dobry, klimatyczny horror. Po trzecie: miał to być dobry, klimatyczny horror dostępny w mojej ulubionej bibliotece. Okazało się, że zadanie wcale nie było takie proste. W końcu przez gęste sito ostrej selekcji przebił się jeden tytuł. Z biblioteki wróciłam z Ruinami Scotta Smitha.
Streszczanie tej historii można by zacząć tak, jak wielu tego typu opowieści: to miały być zwykłe, szalone wakacje spędzone z grupą przyjaciół... I jak nietrudno odgadnąć, ze zwyczajnością nie miały nic wspólnego. No, chyba żeby za standard uznać utknięcie w meksykańskiej dżungli, w otoczeniu uzbrojonych, wrogich Majów, którzy i tak okazują się jednym z mniejszych problemów z jakimi muszą zmierzyć się bohaterowie "Ruin".
Grupa amerykańskich nastolatków tegoroczne wakacje postanawia spędzić w Meksyku. Amy i Stacy są przyjaciółkami, Jeff chłopakiem Amy, a Eric partnerem Stacy. Wolny czas spędzają w towarzystwie poznanych na miejscu Greków oraz Mathiasa, Niemca, który na wakacje przyjechał z młodszym bratem, Henrichem. Wakacje płyną beztrosko. We dnie opalali się na plaży, pocąc się jedno przy drugim na jaskrawych ręcznikach. Pływali i nurkowali z maską; spiekli się i skóra im złaziła. Jeździli konno, wiosłowali w kajakach, grali w minigolfa.* Sielską atmosferę psuje jednak opowieść młodego Niemca. Henrich poznał dziewczynę i postanowił wybrać się z nią na pobliskie wykopaliska. Mathias był temu przeciwny, ale nie potrafił wpłynąć na decyzję brata. Poirytowany wyszedł z pokoju, w którym mieszkali, a gdy do niego wrócił znalazł tylko zawierający mapkę list, w którym Henrich podał położenie wykopalisk.
Gdyby mogli przypuszczać jak skończy się spotkanie z Majami, jak jeden przypadkowy krok odetnie im szansę na powrót do domu, jak wielkie niebezpieczeństwo grozi im na oplątanym winoroślą wzgórzu, gdyby dane im było ujrzeć choć jeden kadr z tego, co miało ich czekać, nigdy nie opuściliby bezpiecznej, meksykańskiej plaży...
"Ruiny" rozkręcają się powoli. Niecierpliwie oczekiwałam pierwszych oznak grozy. Napięcie narasta stopniowo, ale konsekwentnie i z każdą kolejną stroną robi się coraz bardziej przerażająco. W horrorach nie szukam krwiożerczych potworów, wylewających się flaków, epatowania brutalnością czy szokowania okrucieństwem. Liczy się klimat, dreszczy emocji, stopniowo narastające napięcie i finał, który mocno odbije się w pamięci, ale nie ze względu na drastyczność końcowej sceny, a pomysłowe rozwiązanie.
Czy powieść Smitha spełniła moje oczekiwania? Zdecydowanie tak. Oczywiście można się przyczepić do tego i owego, jak choćby przewidywalnego epilogu czy nie do końca jasnej genezy zła królującego na wzgórzu, ale te drobiazgi w żaden sposób nie psują emocji towarzyszących lekturze. Jedynie fakt, że żaden z nastolatków nie miał przy sobie telefonu komórkowego nieco dziwi. Rozumiem, że koszt prowadzonych w ten sposób rozmów mógłby przekroczyć możliwości finansowe młodzieży, ale co innego nie korzystać z komórki, a co innego w ogóle jej nie mieć przy sobie.
Największymi autami Ruin jest stopniowo narastająca atmosfera grozy oraz towarzyszące jej napięcie prowadzące do mocnego końca. Mocną stroną są też sylwetki bohaterów. Każda z postaci książki ma wyraźnie nakreślony charakter, a opisy ich stanów emocjonalnych ułatwiają wczucie się w sytuację. Stronie psychologicznej tej książki nie mam nic do zarzucenia. Również sceny walki o przetrwanie są bardzo realistyczne, dobrze opisane. Jest w powieści kilka scen, przed którymi warto przestrzec bardziej wrażliwych czytelników. Klimat klimatem, ale to jednak horror, więc i krwi nieco będzie, i makabryczne momenty też się znajdą.
Na podstawie książki w 2008 roku powstał film w reżyserii Cartera Smitha. Seans jeszcze przede mną, ale plotki głoszą, że wersja filmowa na tle powieści wypada raczej blado, a i fabularnie różni się od pierwowzoru.
Mnie Ruiny Scotta Smitha zapewniły dwa emocjonujące wieczory. Stephen King tę powieść poleca. Polecam i ja.
Największymi autami Ruin jest stopniowo narastająca atmosfera grozy oraz towarzyszące jej napięcie prowadzące do mocnego końca. Mocną stroną są też sylwetki bohaterów. Każda z postaci książki ma wyraźnie nakreślony charakter, a opisy ich stanów emocjonalnych ułatwiają wczucie się w sytuację. Stronie psychologicznej tej książki nie mam nic do zarzucenia. Również sceny walki o przetrwanie są bardzo realistyczne, dobrze opisane. Jest w powieści kilka scen, przed którymi warto przestrzec bardziej wrażliwych czytelników. Klimat klimatem, ale to jednak horror, więc i krwi nieco będzie, i makabryczne momenty też się znajdą.
Na podstawie książki w 2008 roku powstał film w reżyserii Cartera Smitha. Seans jeszcze przede mną, ale plotki głoszą, że wersja filmowa na tle powieści wypada raczej blado, a i fabularnie różni się od pierwowzoru.
Mnie Ruiny Scotta Smitha zapewniły dwa emocjonujące wieczory. Stephen King tę powieść poleca. Polecam i ja.
*Scott Smith, Ruiny, przeł. Danuta Górska, Wyd. Albatros, 2007, s. 11.
Widziałam film. Może być :)
OdpowiedzUsuńJa mam niby w planach, ale nie lubię krwawych seansów, a ten się na taki zapowiada, więc się nieco waham. ;)
UsuńCzasami mam ochotę na tego typu literaturę. Też musi być dobra. Po horrory sięgam rzadko, tego autora nie znam, ale mnie zainteresowałaś książką.
OdpowiedzUsuńMnie też czasem najdzie na coś tego typu. Dawniej częściej, teraz jednak wolę bardziej realistyczne klimaty. :)
UsuńJa lubię horrory i filmowe i ksiązkowe.Do tej pory największe wrażenie zrobiła na mnie ksiązka Mastertona "Manitou".
OdpowiedzUsuńHorrorów filmowych się boję, więc rzadko oglądam. =)
Usuń"Manitou" chciałam przeczytać, ale niestety nie spełnił wymogu trzeciego. =/
To naprawdę radzę Ci poszukać w innej bibliotece albo zakupić. Naprawdę warto :)
UsuńSpróbuję z pierwszym wariantem. Problem w tym, że pracę kończę na tyle późno, że mam niewielkie szanse by zdążyć do innej biblioteki. =/
UsuńJak czytam recenzje horrorów to aż smutno mi się robi, bo bardzo je lubie, ale mam kategoryczny zakaz czytania i oglądania.
OdpowiedzUsuńKsiazka wydaje się ciekawa i gdybym mogła to bym przeczytała :-)
O, a czemu tak? Zbyt silnie na Ciebie działają?
UsuńNiestety tak. Może być najgłupszy horror na świecie, a ja i tak nie będę spała.
UsuńOstatnio czytałam mange, w której dziewczyna tylko oglądała horror i został pokrótce opisany. Standardowo spać nie mogłam.
No to masz gorzej niż ja. Na mnie tak działają tylko horrory filmowe.
UsuńFilm sredni, ale mozna obejrzec:)
OdpowiedzUsuńZ tego, co piszesz, to ksiazka wydaje sie bardziej interesujaca:)
A bardzo krwawy? Bo jak tak, to chyba sobie daruję.
Usuńwidziałam film i czytałam książkę :) bardziej podobała mi się książka... a że było to już dość dawno, planuję jeszcze raz po nią sięgnąć :) ciągle uśmiecha się do mnie z bibliotecznej półeczki :)
OdpowiedzUsuńJa już raczej do niej nie wrócę, ale chętnie poczytałabym coś w podobnym klimacie.
UsuńKsiążkę czytałam już dość dawno temu, ale bardzo mi się podobała, ten klimat o którym wspominasz jest genialny i ta nieuchronność losu, to było dobre. Filmu jeszcze nie widziałam, ale kiedyś na pewno zawieszę na nim oko :)
OdpowiedzUsuńMi się podobało to stopniowanie napięcia i kolejnych sposobów na wykończenie psychiczne bohaterów. (Rety, jak to brzmi. :P)
UsuńCzytałam w zeszłym tygodniu:) Świetny klimat ma ta książka.
OdpowiedzUsuńCzytałam w tym tygodniu i potwierdzam. :P
UsuńW sumie za horrorami nie przepadam, ale ten zapowiada się ciekawie - lubię dżungle, tzn. jedynie myślami, nie ciałem ;D
OdpowiedzUsuńKoniecznie musisz przeczytać tę książkę. Choćby po to, żeby się dowiedzieć, że to nie Ty lubisz dżunglę. To dżungla lubi Ciebie! (W tym momencie w tle rozlega się upiorny śmiech).
UsuńKsiążka była dla mnie niezłym zaskoczeniem. Co róż przechodziły mi ciarki po plecach. Choć książkę czytałam już jakiś czas temu to do tej pory dokładnie pamiętam jej treść oraz to, że połknęłam ją w jeden wieczór ( no odrobinę przedłużony) :) Fajna recenzja :)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie miałam szans, na przeczytanie jej w jeden wieczór, ale przy drugim podejściu nie było mowy, bym ją odłożyła przed poznaniem zakończenia. :)
UsuńNie słyszałam o tej książce i film też dopiero przede mną. Pójdę chyba Twoim śladem i zachowam odpowiednią kolejność. ;)
OdpowiedzUsuńTak chyba najlepiej. Co prawda podobno film ma inne zakończenie, ale mam wrażenie, że po seansie można nie mieć już ochoty na książkę. :P
UsuńOj, horror, to nie dla mnie, ale mąż się nią zainteresował. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDla mnie nie bardzo są wersje filmowe, jakoś bardziej nie przerażają. :)
UsuńMnie książkowe horrory nudzą. :P Filmowe na ogół już też. :P A w ogóle to taki "Blair Witch Project" w połączeniu z filmem, który oglądam od wczoraj - "Aquirre - gniew Boży". :P
OdpowiedzUsuńPffff... Cóż za porównanie! Tego drugiego filmu nie widziałam, ale mam wrażenie, że w żadnym z wymienionych dżungla nie była tak... hmmm... pełna życia. =)
UsuńTeż szukam dobrego horroru, więc spadłaś mi z nieba ze swoją recenzją :) Książkę już mam na liście, będę się za nią rozglądać :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie rozczarujesz. :)
UsuńAniu ależ masz wymagania :D dobrze, że taką książkę znalazłaś :) jak znam życie, to w mojej bibliotece jej nie będzie :(
OdpowiedzUsuńCzęsto biorę coś w ciemno, tym razem chciałam się zwiększyć szansę na to, że książka będzie dobra. ;)
UsuńTeż to znam. Cała masa polecanych książek odpadła właśnie przez punkt trzeci. =/
"chyba żeby za standard uznać utknięcie w meksykańskiej dżungli" - myślę, że w literaturze i filmie niestandardowe wydarzenia można uznać za standard ;P mam podobne oczekiwania wobec horrorów, zaliczam się do grona wrażliwych czytelników, ale bardzo lubię atmosferę grozy i zaskakujące zakończenia, jedna chyba wolę zło w postaci jakiegoś mordercy, a nie nieokreślonej postaci ;)
OdpowiedzUsuńGdyby standardem były standardowe, to by nudno było. ;)
UsuńTeż wolę coś bardziej realistycznego. Dawniej częściej sięgałam po horrory, teraz wolę jednak dobry thriller. Ale czasami mam ochotę i na tego typu historię. W zeszłym miesiącu sięgnęłam po Koontza, w tym po Smitha. :)
Proszę, proszę... a napis pod miejscem na komentarz u mnie proszący o pozostawienie linku do recenzji tej samej książki, to co? Zniknął? Nie pokazał się? Chochlik... będę musiała napisać do obsługi blogspotu i zapytać, dlaczego kiedy AnnRK komentowała moją recenzję "Ruin", nie zobaczyła entuzjastycznej podpowiedzi "pozostaw link". Oj, coś się niedobrego z tym internetem dzieje.
OdpowiedzUsuńTakie standardy to standard w horrorach dla młodzieży, Koszmary kolejnych lat, zim, jesieni, krzyki, domki w lesie i inne oryginalne tytuły. Ale jako książka... mmmmm... cud miód, aż by się chciało wiecej.
Rety, dwie minuty się głowiłam o co Ci chodzi. :P
OdpowiedzUsuńNo ten tego, przyznaje, że chyba nawet nigdy nie przeczytałam tego tekstu. :P
Moja wiedza na temat standardów w horrorach jest niewiele lepsza niż tych w fantastyce, więc wiesz - łatwo mnie zaskoczyć. Zwłaszcza w książce. W filmie albo się za bardzo boję (np. "Krzyk"), albo za bardzo nudzę (np. wczoraj oglądany "Nienarodzony").