wtorek, 9 października 2012

Filmowe podsumowanie miesiąca - wrzesień 2012 (cz. 2)

A oto i druga część filmowego podsumowania września.

8. "Cienie we mgle" reż. Woody Allen (1991); 7/10
(USA; dramat, komedia, kryminał)

Starym dobry Woody nigdy nie zawodzi. Tym razem przedstawił nam historię polowania na zabójcę, w zamglonym mieście pogrążonym w mroku. Allen wcielił się w rolę Kleinmana, niepozornego księgarza, którego sąsiedzi wyrwali ze snu, by mógł wziąć udział w tajnym planie schwytania przestępcy. Plan jest tak tajny, że przez resztę nocy biedny księgarz włóczy się po mieście, nie bardzo wiedząc jaką rolę miałby odegrać.

Obsada filmu robi wrażenie. Przewijają się tu takie nazwiska jak John Malkovich, Mia Farrow, Kathy Bates, Madonna, Jodie Foster czy John Cusack.

Allen jak zwykle serwuje widzowi sporo zabawnych, ale i trafnych tekstów. Pod płaszczykiem nieco mrocznej komedii, kryją się niejednokrotnie gorzkie prawdy.

9. "Historia kina w Popielawach" reż. Jan Jakub Kolski (1991); 9/10
(Polska, dramat)

Czy ja już wspominałam, że Kolski jest moim ulubionym polskim reżyserem? Nie? No to już mówię. Jan Jakub Kolski jest moim ulubionym polskim reżyserem.

Narratorem tej historii jest dziesięcioletni Staszek, który przybliża widzom historię rodu Andryszków, kowali z dziada pradziada. Staszek przyjaźni się z najmłodszym z Andryszków, Józiem, którego przodek zbudował pierwszy kinematograf, wyprzedzając braci Lumière. Brzmi nudno? Gwarantuję, że takie nie jest. Historia Andryszków jest piękna, ciepła i opowiedziana w niesamowity sposób. Nastrój, jaki potrafi w swych filmach stworzyć Kolski jest absolutnie niesamowity i nie do podrobienia.

"Historia kina w Popielawach" jest wspaniałą sagą rodzinną, w której aż kipi od uczuć - od tych najpiękniejszych po te mniej chwalebne. Proza życia przeplata się z elementami fantastycznymi. Umiejętność wplatania w fabułę realizmu magicznego cenię u Kolskiego ogromnie. 

Sześć filmów Kolskiego za mną. Poza słabszym obrazem "Afonia i pszczoły" - polecam każdy z nich ("Wenecja", "Jasminum", "Daleko od okna", "Historia kina w Popielawach", "Jańcio Wodnik")

10. "Moje córki"  reż. Tyler Perry (2007); 6/10
(USA; melodramat)

Monty (Idris Elba) jest mechanikiem samochodowym. Po nieudanym małżeństwie zostaje mu niesmak i trzy wspaniałe córki, nad którymi sprawuje opiekę. Monty z trudem wiąże koniec z końcem. Podczas jego nieobecności dziewczynki zostają same. Pewnego dnia o mało nie dochodzi do nieszczęśliwego wypadku, czego skutkiem jest odebranie dziewczynek ojcu. Trafiają one do matki, która obecnie obraca się w podejrzanym narkotykowo-mafijnym towarzystwie. Jej uczucia do córek są raczej mało matczyne. Monty widząc nieszczęście dzieci, postanawia im jakoś pomóc. Wsparciem w tej trudnej walce okaże się pewna śliczna i przebojowa prawniczka...

Lekki, przewidywalny film jednokrotnego użytku. Można się wzruszyć, ale niekoniecznie. Całość jest raczej schematyczna, postaci jednowymiarowe, ale ogląda się przyjemnie, stąd tak wysoka ocena. Idris zagrał całkiem nieźle, choć akurat z tym aktorem polecam zupełnie inny film (inny pod każdym względem) - "Czasem w kwietniu" (bardzo dobry, mocny obraz o wojnie pomiędzy Tutsi i Hutu).

11. "Mroczne cienie" reż. Tim Burton (2012); 6/10
(USA; fantasy, horror, komedia)

Przed wieloma, wieloma laty Barnabas (Johnny Depp) odrzucił miłość Angelique Brouchard (Eva Green). Wzgardzona kobieta to zła kobieta i Barnabas odczuł tę złość dosyć mocno. Angelique go zabiła, zamieniła w wampira i zakopała. I tak przeleżał pod ziemią niemal dwieście lat. Teraz powraca pragnąc przywrócić swemu rodowi dawną świetność. Oczywiście znów spotyka się z panną Brouchard, z czego raczej nie może wyniknąć nic dobrego. I nie wynika.

To jest to miejsce, w którym rozlega się z moich ust jęk zawodu. Długo żałowałam, że nie zdecydowałam się na seans w kinie. Po seansie przed komputerem ucałowałam Bolesława Chrobrego w wąsik. I pomyśleć, że mogłam te 20 zł tak bezsensownie wydać na kino...

Cóż... Burton rozczarował mnie przeogromnie. Johnnny Depp, Helena Bonham Carter i wspaniały klimat to za mało. Chwilami bywało zabawnie, ale mam wrażenie, że takiego Deppa już widziałam, podobne gagi już znam i że ten film właściwie nie wznosi niczego nowego. Film  jest za to przepiękny wizualnie i to zaważyło o tak wysokiej ocenie. Pozostaje mieć nadzieję, że wchodzący do kin w grudniu "Frankenweenie" przypomni mi za co tak cenię Burtona. 

12. "Gniew tytanów" reż. Jonathan Liebesman (2012); 4/10
(USA; fantasy, przygodowy)

Po dobrym "Starciu tytanów" przyszedł czas na o wiele słabszą drugą część. Tym razem Perseusz (Sam Worthington) wyrusza na trudną i niebezpieczną misję w głąb Tartaru, gdzie ma stawić czoła samemu Hadesowi (Ralph Fiennes), uratować swego ojca Zeusa (Liam Neeson) i uniemożliwić Kronosowi wydostanie się z podziemi, co dla świata i ludzi byłoby totalną katastrofą. 

Film jest widowiskowy i temu zaprzeczyć nie można. Jest na co popatrzeć, bo efekty specjalne robią duże wrażenie, akcja toczy się wartko i nie ma czasu na nudę. Nie zmienia to faktu, że scenariusz jest słaby. Szkoda, że przy użyciu tak wspaniałych efektów nie można było ukazać mniej oklepanych wątków. Ja wiem: honor, rodzina, ratowanie świata - to ważne kwestie, ale gdyby tak choćby bohatera uczynić ciekawszym, dać mu jakąś ludzką wadę, rysę na charakterze, cokolwiek co sprawi, że będzie bardziej autentyczny, wyrazisty. Strach pomyśleć co to się będzie działo w trzeciej części. Miejmy nadzieję, że przynajmniej oko czym będzie nacieszyć.

13. "Głowa do góry" reż. David Duchowny (2004); 8/10
(USA; dramat, komedia)

David Duchowny, gwiazda "Z Archiwum X", postanowił stanąć po drugiej stronie kamery i nakręcić swój debiutancki obraz. Efekt? Naprawdę niezły. Bohaterem "Głowy do góry" jest Tom Warshaw, który postanawia zmierzyć się ze swoją przeszłością i powrócić do miejsca, w którym spędził dzieciństwo. Powrót ten jest okazją do przypomnienia sobie ludzi, dzięki którym stał się tym, kim jest. Podróż w przeszłość pozwala mu zrozumieć wiele rzeczy, odkryć siebie na nowo, uporządkować własne myśli i na nowo odnaleźć radość życia.

Przeszłość lubi się za nami ciągnąć. Czasami potrzebna jest chwila poświęcenia dawnym sprawom. Rozliczenie się z przeszłością pomaga jaśniej spoglądać na przyszłość, pozwala cieszyć się z tego, co mamy teraz. I o tym jest ten film.

W jednej z rol wystąpił Robin Williams, co powinno być dodatkową zachętą do obejrzenia debiutu Duchovnego. Drugim atutem jest Eryka Baduh, która też ma swoje pięć minut na ekranie i wykorzystuje je świetnie. "Głowa do góry" jest ciepłym, pełnym emocji filmem. Polecam.

14. "Śniadanie u Tiffany'ego reż. Blake Edwards (1961); 9/10
(USA; melodramat)

Tego filmu pewnie polecać nikomu nie trzeba. Historia zwariowanej Holly (Audrey Hepburn) i jej nowego sąsiada (George Peppard) to już klasyk. Film powstał na podstawie opowiadania Trumana Capote.

 




Zamiast czytać moje wypociny na temat filmu, o którym napisano już wszystko wiele razy, po prostu obejrzyjcie fragment filmu i posłuchajcie nagrodzonego Oscarem utworu Henry'ego Manciniego "Moon river".



Zamerykanizowało mi się to zestawienie. ;)

Podsumowując: filmem miesiąca zostaje "Historia kina w Popielawach", a ponieważ "Śniadanie u Tiffany'ego" jest równie dobre, to filmy miesiąca są dwa

Największą klapą okazał się obraz "Hooligans 2".

20 komentarzy:

  1. Również miałam zastrzeżenia do Burtona w tym wydaniu - powaliła mnie widowiskowość, scenografia, charakteryzacja, ale nic poza tym. "Śniadanie..." toż to klasyka, pyszna za każdym razem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, wizualnie film jest piękny. Ale to za mało nawet dla tak wiernego fana Burtona jak ja.

      Przyznaję, że "Śniadanie..." widziałam po raz pierwszy. Takich zaległości mam jeszcze sporo. =/

      Usuń
  2. Mam w planach "Mroczne cienie" :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje mi życzyć, żebyś się nie rozczarował. :)

      Usuń
  3. "Śniadanie u Tiffany'ego" to piękny klasyk. Reszty filmów nie oglądałam, ale chętnie zapoznam się chociażby z obrazem Kolskiego, którego i ja uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Cieni we mgle" nie widziałam, jakoś mi umknął ten film Allena, a uwielbiam jego historie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja trafiłam na niego przypadkiem w bibliotece. Ma trochę inny klimat niż pozostałe filmy Allena, ale to wciąż ten sam Woody. ;)

      Usuń
  5. w planach mam "Mroczne cienie" :) uwielbiam deepa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Depp jest też moim ulubieńcem. Zwykle tworzy naprawdę ciekawe kreacje aktorskie. :)

      Usuń
  6. Oj, oj, oj, nie zorientowałam się z fabuły, że to Burton. I teraz jestem rozdarta, bo kocham gada, ale nie wiem, czy to oglądać, żeby się nie rozczarowac... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, obrazki sobie pooglądasz. Ładne są. :P

      Usuń
    2. No ostatnio tylko obrazki oglądam. :P A film ostatnio oglądałam, ohohoho....

      Usuń
    3. Aż poszłam sprawdzić. No, 22 września. Zostaw już te obrazki, nie po to Andryszek kinematograf wymyślił, żeby się samymi fotkami zachwycać. :P

      Usuń
    4. Jak szybko je przeglądam, to prawie tak, jakbym film miała. :D

      Usuń
  7. O, a ja akurat o "Mrocznych cieniach" same dobre rzeczy słyszałem... Cóż, należałoby kiedyś samemu się przekonać, bo Burtona bardzo lubię, ale z drugiej strony... jakoś do kina się nie chce wybrać :P Lenistwa się nie pokona, czekam, aż w telewizji rzecz się pojawi! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak w telewizji, to pewnie Tvn albo inny Polsat. Z reklamami chcesz oglądać? ;)

      Usuń
    2. Szczerze napiszę, że się do reklam już jakoś przyzwyczaiłem ;) Taka przerwa się przydaje, gdyż przed emocjonującym ostatecznym starciem można sobie herbatki zrobić albo po prostu odpowiedzieć na zew zmęczonego prawie dwugodzinnym seansem pęcherza ;)

      Usuń
    3. Ja się zdążyłam odzwyczaić. O ile reklamy w komedii niespecjalnie mi przeszkadzają, o tyle w dramacie czy thrillerze potrafią skutecznie zabić nastrój.

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.