poniedziałek, 2 lipca 2012

Martyna Wojciechowska "Przesunąć horyzont"
Zakładniczka własnych marzeń

Martyna Wojciechowska
Przesunąć horyzont
Wyd. Otwarte
2006
260 stron
Literaturę górską znam bardzo słabo, właściwie wcale. Kilka pozycji mam w planach, za sobą zaś jedynie dwie książki Anny Czerwińskiej z cyklu GórFanka. Na książkę Martyny Wojciechowskiej Przesunąć horyzont polowałam już od dawna. W końcu udało mi się ją wypożyczyć z "mojej" bibliotece.

Bardzo cenię dokonania autorki. Już nie mogę się doczekać, kiedy dorwę w swoje ręce trzecią część Kobiety na krańcu świata. Dwie poprzednie bardzo mi się podobały. Martyna Wojciechowska ma talent do wyszukiwania ciekawych historii i niebanalnych osobowości. Jeśli dodać do tego styl pisania, rzeczowy, ale i plastyczny, bez zbędnych ozdobników, a jednak oddający wszystkie emocje towarzyszące wyprawom, to czego chcieć więcej? Pięknych zdjęć? Są i zdjęcia. Książki pani Martyny są pięknie wydane, a fotografii jest naprawdę mnóstwo.


17 października 2004 roku, podczas kręcenia na Islandii materiału do programu "Misja Martyna" doszło do wypadku. Od początku mam złe przeczucia. Zwykle inaczej siadaliśmy w samochodzie. Zawsze jeździłam w składzie: operator i dźwiękowiec. Rafał zazwyczaj zajmował miejsce obok kierowcy, tym razem usiadł z tyłu, ze mną. Wszystko się pozmieniało... Za kierownicą siada nasz polski kierowca-przewodnik. Jesteśmy zmęczeni, mamy kawał drogi do przejechania, pogoda jest fatalna. No i przysypiamy wszyscy. Ja nie zapinam pasów, bo leżę z głową na kolanach Rafała. Witek drzemie na miejscu pasażera z przodu. Budzi mnie potworny huk i ból...[1] Operatorowi Witkowi połamane żebra przebiły płuca, Martyna miała złamany kręgosłup, pękniętą kość łonową i ponadrywane przyczepy mięśni, które wyszarpały kawałki kości ze stawu biodrowego.Wpakowana w gorset, wylądowała na wózku inwalidzkim. Rafał, główny operator i przyjaciel Martyny, nie przeżył. Czy można się więc dziwić psychicznemu załamaniu podróżniczki?

Są jednak ludzie, którzy tak łatwo się nie poddają i niewątpliwie Martyna do nich należy. Zainspirowana sukcesem Piotra Morawskiego i Simone Moro, którzy właśnie zdobyli himalajski szczyt Shisha Pangma zimą, zafascynowana filmami dokumentalnymi obrazującymi wspinaczkę rosyjskich ekip na Lhotse i Mount Everest, podróżniczka zaczyna powracać do życia. Jej niespokojna natura daje o sobie znać. Obraz z Shisha Pangmy i filmu o zmaganiu się Rosjan z siłami natury na Evereście uzmysłowiły mi, że to jedyna droga. Że kiedy jest tak bardzo, bardzo źle, to musisz przesunąć sobie horyzont. Nie możesz myśleć tylko o tym, że następnego dnia trzeba wstać i ćwiczyć, żeby dojść do jakiejś tam formy. Musisz spojrzeć na tyle daleko, żeby dojście do formy było tylko nic nie znaczącym etapem, bo prawdziwy cel leży znacznie dalej. A w zasadzie - wyżej...[2] Martyna zaczyna intensywnie ćwiczyć, bierze udział w wyprawie na Aconcaguę, leżący w Andach najwyższy szczyt obu Ameryk. Zachęcona sukcesem zaczyna planować wyprawę na Mount Everest, najwyższy szczyt Ziemi.


z autorką na Targach Książki w Krakowie



Przesunąć horyzont jest nie tylko opowieścią o zdobywaniu przez autorkę Mount Everestu, ale przede wszystkim zapisem walki z własnymi słabościami. Podróżniczka musi się zmierzyć nie tylko z niegościnnymi wysokogórskimi terenami, ale także udowodnić sobie, że ma siłę, która pomoże jej pokonać życiowe trudności, walczyć o spełnienie marzeń oraz pozbierać się po wypadku, po którym niejeden człowiek poddałby się pod naciskiem smutku, żalu i poczucia winy.

Z jednej strony podziwiam upór i wytrwałość autorki, z drugiej zaś przeraża mnie jej pociąg do ryzyka, niekiedy tak lekkomyślnie podejmowanego. Mam wrażenie, że niekiedy nie wie, kiedy się zatrzymać, odpuścić. Jest silną osobą. Lubi wyzwania. Wciąż wyznacza sobie nowe cele. Chyba po prostu nie potrafi inaczej i takie życie na krawędzi jest jej siłą napędową. Na swojej stronie pisze o sobie, że jest zakładnikiem własnych marzeń. A na pytanie o swój najważniejszy szczyt odpowiada: ten, który jest jeszcze przede mną[3], Pozostaje tylko życzyć Martynie Wojciechowskiej, by nigdy nie opuszczały ją nie tylko siły i wola walki, ale także szczęście.

W książce narracja bohaterki przeplatana jest fragmentami pamiętnika, który Martyna prowadziła podczas wyprawy, fragmentami maili i sms-ów (niekiedy bardzo osobistych) wysyłanych i odbieranych na trasie. Na końcu autorka przedstawia sylwetki wszystkich uczestników ekspedycji na Czomolungmę, opisuje samą górę i historię najważniejszych wypraw na szczyt, podaje ważne informacje medyczne dotyczące wspinaczek wysokogórskich oraz zamieszcza słowniczek terminów specjalistycznych. Takiego słownika zabrakło mi w książkach Anny Czerwińskiej, więc w trakcie lektury jej książek, co chwilę wpisywałam w Google kolejne obco brzmiące dla laika słowa. Ponadto Przesunąć horyzont zawiera też mnóstwo wspaniałych zdjęć, które pozwalają choć trochę poczuć atmosferę tamtej wyprawy.

Książka opatrzona jest dedykacją dla Rafała Łukaszewicza. Polecam ją nie tylko zainteresowanym górami, przygodami i podróżami, ale także tym, którzy nie wierzą we własne możliwości.




***

[1] Martyna Wojciechowska, Przesunąć horyzont, Wydawnictwo Otwarte, 2006, s. 8.
[2] Tamże, s. 10.
[3] www.martynawojciechowska.pl

28 komentarzy:

  1. Literaturę podróżniczą miałam na wyciągnięcie ręki, nawet planowałam sobie coś pożyczyć, niestety,za krótko pracowałam w księgarni. :P
    Do ryzyka mnie nie ciągnie (nooo, ten jeden skok na bungee), ale odrobina motywacji i wiary by się przydała. Tylko skąd?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noooo... O ile "zwykłe" książki są drogie, o tyle ceny podróżniczych (zwłaszcza tych ładnie wydanych) są powalające.

      Bungee też mi się marzy, ale takie naprawdę porządne. I skok ze spadochronem.

      Z motywacją problemów nie mam. Skoro czegoś chcę, to sama wizja osiągnięcia celu już mnie motywuje. Z wiarą bywa różnie.

      Usuń
    2. Ooo, skoczysz ze mną z mostu? :P Ale do wody! No chyba, że chcesz się załapać - w Rz. w parku linowym swego czasu można było skoczyć za free. :) Zapomniałabym dodać - topless. :P Oferta była tylko dla pań, nie wiem, czemu.

      A jak sobie radzisz z przeszkodami, z którymi Ty nic nie możesz zrobić? Bo moja motywacja wtedy mówi: wal się.

      Usuń
    3. Do wody nie. Moje umiejętności pływackie pociągnęłyby mnie na dno. Ale z mostu mogę, byleby był ładny widok. :)

      Ty tak serio z tym topless? Naprawdę ktoś coś takiego wymyślił??

      Szukam innej drogi, czasami rezygnuję. Z jednej strony trzeba walczyć o siebie, z drugiej - szkoda też marnować życie na coś, co jest kompletnie poza zasięgiem. Różnie bywa. A czasami jest tak, że to ja czegoś nie mogę, ale może jest ktoś, kto może mi pomóc.

      Usuń
    4. No ale nie musisz nurkować, nie chcesz zawisnąć nad wodą? :P O topless słyszałam z opowieści, ale może to urban legend. :) Chociaż, kto wie...

      Taak, właśnie przydałaby mi się ktoś znajomy w UP, który by mi pomógł... :P

      Usuń
    5. Zwisać mogę. =)
      Wszystko jest możliwe, choć to akurat brzmi równie dziwnie co perwersyjnie. :P

      Aaaaa... O to chodzi. Ale jakieś kryteria wyboru przecież muszą mieć. A Tobie by się ten kurs przydał, w końcu jesteś w trakcie wolontariatu i jak się doszkolisz, to masz szansę na dobrą pracę.

      Usuń
    6. Kurczę. To czemu mnie tam nie było?! :P

      A, to taki przykład pierwszy z brzegu. Słyszę "pomoc" - myślę "znajomości"... :P Time to die, jak to powiedział jeden android. ;)

      Usuń
    7. Widocznie jesteś za mało perwersyjna. Albo zwisa Ci to, że ktoś inny zwisa nago. Zwłaszcza, jeżeli to kobieta. =)

      Smutne, ale coś w tym jest. Androida w to nie mieszaj. Jemu nawet znajomości nie pomogły, więc może lepiej znajdź kogoś, kto dożył napisów końcowych. Ku pokrzepieniu serc.

      Usuń
    8. No ale sama mogłabym zwisać. :P
      Ford dożył. :P I nawet w kilku innych filmach jeszcze się pojawił. :P

      Usuń
    9. Tej strony Twojej osobowości nie znałam. :P

      Ej, ale to nie była kwestia Forda. O ile mnie pamięć nie zawodzi.

      Usuń
  2. Niestety to nie dla mnie. Nie przepadam za książkami o podróżach. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda. W końcu dookoła jest tyle pasjonujących miejsc. :)

      Usuń
  3. Osobiście lubię czasem obejrzeć programy w tv z autorką tej książki, jednakże po książki raczej już bym nie sięgnęła. Jakoś nie moja tematyka zbytnio :) Bynajmniej nie twierdzę, ze nie są ciekawe, bo z pewnością są dla kogoś, kogo akurat interesuje to, o czym pisze ta pani :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli są w sam raz dla mnie, bo ja wszelką literaturę podróżniczą łykam tak często, jak mogę. Jak się samemu siedzi na tyłku, to fajnie choć przeczytać o tym, gdzie poniosło innych. ;)

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  4. Jakoś nie przepadam za Martyną Wojciechowską, ale bardzo lubię Beatę Pawlikowską, a szczególnie jej książkę "W dżungli życia" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja akurat wolę Wojciechowską.
      Tej książki Pawlikowskiej akurat nie czytałam, z tych niepodróżniczych za mną jest "W dżungli miłości" i zdecydowanie jest to książka nie dla mnie. Nie przekonują mnie jej porady, ale jeśli komuś mogą pomóc, to plus dla autorki.

      Usuń
  5. Bardzo lubię Martynę Wojciechowską. Do tej pory niestety znam ją tylko z programów telewizyjnych, ale jej książki mam w planach, a "Przesunąć horyzont" jest na czele mojej listy. Niestety jakoś nigdzie nie mogę dorwać tego tytułu. Ogromie podziwiam wytrzymałość psychiczną tej kobiety... Ja szczerze wątpię, że po podobnym wypadku bym się pozbierała... A nawet gdyby, to pewnie już by mi się odechciało wszelkich podróży raz na zawsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Przesunąć horyzont" wyjątkowo mocno pokazuje siłę Martyny Wojciechowskiej. W innych książkach pisze przede wszystkim o krajach, które zwiedza, spotkanych ludziach, ich historiach, a w tej jest bardzo dużo o samej Martynie i po tej lekturze nie sposób nie podziwiać jej wytrwałości.

      Mam nadzieję, że uda Ci się zdobyć jej książki. :)

      Usuń
  6. Często oglądam program Martyny Wojciechowskiej, podziwiam jej zapał, ale tak jak piszesz w swojej recenzji, przeraża mnie jej pogoń za rzeczami niemożliwymi czy niebezpiecznymi, tak jakby adrenalina dodawała jej skrzydeł i była machina napędzającą. Z własnymi słabościami można walczyć na wiele sposobów, niekoniecznie wchodząc Mount Everest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie ona nie potrafi inaczej. Są tacy ludzie, którzy nie usiedzą na miejscu i ciągnie ich do przygód i niebezpieczeństw. I to w jakiś sposób rozumiem. Ale kogoś, kto ledwie wydostawszy się z gorsetu zasuwa na Aconcaguę, a później na Mount Everet już jakoś zrozumieć mi trudniej.

      Usuń
  7. Uwielbiam Martynę Wojciechowską, dlatego poluję na wszystkie jej książki. Cieszę się niezmiernie, bo niedługo zdobędę jej "Automaniaczkę" :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zazdroszczę, bo akurat tej książki nie czytałam i nie bardzo mam ją skąd wziąć.

      Usuń
  8. Do przeczytania książek Wojciechowskiej zachęciłaś mnie już w komentarzach pod recenzją książek Kruszony. Może właśnie od tej zacznę. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To brzmi jak całkiem dobry pomysł. Nie jestem pewna, ale to chyba w ogóle pierwsza książka autorki.

      Usuń
    2. Dzięki! W takim razie będę na nią polować w bibliotece. :-) Pozdrowienia!

      Usuń
    3. Pozdrawiam również! :)

      Usuń
  9. koniecznie muszę przeczytać:))

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.