czwartek, 12 lipca 2012

Dawid W. Pierce "Nie pozwól mi odejść"
W drodze na szczyt

David W. Pierce
Nie pozwól mi odejść
Wyd. WAM
2010
260 stron
David W. Pierce w Nie pozwól mi odejść opowiada swoją własną historię. Głównym jej wątkiem są jego relacje z nastoletnią córką, Chery. David wraca do wspomnień sprzed lat, do dnia, w którym córka pod wpływem lektury Wszystko za Everest namówiła go do wyprawy na górę Pikes Peak w Kolorado, mierzącą ponad cztery tysiące metrów nad poziom morza. Pomimo wielu trudności, braku doświadczenia górskiego i kondycji, pomimo wielu chwil zwątpienia udaje im się osiągnąć cel. 

Od tego momentu zapragną stawiać przed sobą kolejne wyzwania, biorąc udział w maratonach i wspinając się na coraz trudniejsze do zdobycia góry. Łącząca ich więź staje się coraz silniejsza, a każda wspólnie spędzona chwila czegoś ich uczy. Chera nauczyła mnie, że nie zawsze ważne jest dotarcie na szczyt, ważniejszy jest sam proces chodzenia[1] - zwierza się David. Czas, który córka z ojcem razem spędzili, pozwolił im przeżyć wiele trudnych, ale i wspaniałych chwil. Podejmując kolejne wyzwania, pokonują własne słabości. Poznają swoje możliwości, a przede wszystkim siebie nawzajem. Troszczą się o siebie, wspierają i wspólnie idą do przodu. Można im tylko pogratulować tak wspaniałych relacji, tej mocnej więzi łączącej ojca z dorastającą córką.


Wszystko wygląda pięknie, a jednak książka mi się nie podobała. Od niemal pierwszych stron miałam wrażenie, że biorę udział w rekolekcjach, w wykładzie, który ma wpłynąć na moje życie, kazać zastanowić się nad sobą i z pieśnią na ustach przekraczać przeszkody, których pokonanie ma mnie zbliżyć do Boga. Nie chcę zaczynać dyskusji na tle religijnym, bo nie po to piszę tę recenzję. Bardziej wierzącym osobom pewnie spodoba się podróż córki i ojca, którzy nie tylko z każdą pokonaną przeszkodą, zbliżają się do poznania siebie, ale także do odnalezienia Boga. Mnie ciągłe podkreślanie mocy swojej wiary zniechęciło. Miałam wrażenie, że autor snuje swą opowieść tylko po to, by w finale przekonać mnie, że gdyby nie On, ten cały wysiłek nie miałby sensu, że nawet gdyby sami osiągnęli sukces, byłby to sukces niepełny, że tylko z Jego pomocą udało im się zdobyć cel. Pokonaliśmy wiatr, skały, grawitację i zimno. Bóg posłał swoich aniołów, by nas wspierali, opiekowali się nami, zagrzewali, podarowali okulary słoneczne, gdy ich potrzebowaliśmy. A potem, gdy byliśmy kompletnie wykończeni, zmęczeni i nie byliśmy w stanie się ruszać, zaoferował nam miejsce do odpoczynku na swojej werandzie. Byliśmy ledwie żywi. Ale nasze serca śpiewały z radości. Więc otuleni kurtkami wstaliśmy z uniesionymi rękami i zaczęliśmy tańczyć[2].

Gdy dotarłam do końca książki, okazało się, że czeka tam na mnie 17 pytań do dyskusji. Do rozważań są kwestie typu: Czy doszukałeś się podobieństw między rodzicielstwem a poszukiwaniem Boga? W jaki sposób doświadczyłeś lub wyobrażałeś sobie, że rodzicielstwo służy odkrywaniu Boga i na odwrót?[3] albo Co myślisz o człowieku, który podarował Cherze swoje okulary?[4] Czy był aniołem? Czy mógł nim być? Podziel się twoją historią o spotkaniu anioła[5]. To tylko upewniło mnie, że ta książka nie powstała ot tak, ze zwykłej chęci podzielenia się swoim szczęściem i opowiedzenia własnej historii.

Odbiór tej książki z pewnością w dużej mierze zależy od naszego podejścia do wiary. To, co mnie zniechęca, innych zmusi nad zastanowieniem się nad sobą, zmianą postępowania. Trudno jest mi dodać coś więcej, bo jak napisałam wcześniej, nie chcę snuć rozważań na tematy religijne i podejścia do Boga i przede wszystkim nie chcę krytykować stosunku bohaterów do tych kwestii. Każdy z nas inaczej odbierze te książkę i dojdzie do własnych wniosków, z pomocą zamieszczonej w niej pytań lub bez. Nie pozwól mi odejść jest jedną z tych książek, których wybór lub odrzucenie, nie powinno opierać się na czyimś subiektywnym odczuciu. Tej książki nie da się ocenić jednoznacznie.


***

[1] David W. Pierce, Nie pozwól mi odejść, przeł. Katarzyna Wydra, Wydawnictwo WAM, 2010, s. 244.
[2] Tamże, s. 240.
[3] Tamże, s. 255.
[4] Duet ojciec-córka wyruszyli na lodowiec, zapominając o okularach, które zabezpieczyłyby oczy dziewczyny przed śnieżną ślepotą.
[5] Tamże, s. 257.


***

Po lekturze Nie pozwól mi odejść mój zeszyt z cytatami wzbogacił się o ten fragment:

(...) po to właśnie są lektury: abyśmy nie musieli robić tego, o czym właśnie przeczytaliśmy, gdyż przeżywamy wszystko pośrednio dzięki bohaterom pojawiającym się na kolejnych stronicach.

(s.18)

12 komentarzy:

  1. Początek recenzji zapowiadał naprawdę interesującą książkę, ale te odniesienia religijne są chyba trochę nie na miejscu. Chociaż jestem osobą wierzącą, nie będę usilnie szukała tej książki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się wydaje, że trochę w tych uniesieniach religijnych przesady. Nie lubię mieszania Boga do wszystkiego.

      Usuń
  2. Czyli co - wspinaczka odpada? :P Bo dla mnie książka - na pewno. Przy takich włącza mi się z całą siłą sceptycyzm i zapewne po każdym rozdziale mówiłabym: "akurat!". :P
    A z samym podejmowaniem nowych, trudniejszych wyzwań, skojarzyło mi się "Dotknięcie pustki". Tyle, że tam brakowało takich pytań. :(
    :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się wspinać, to z głową a nie wiarą, że jakby co to Bóg pomoże. Trąci mi to pychą.
      Mój sceptycyzm działał na pełnych obrotach. :P

      Kurcze, prowadzenie bloga książkowego ma jeden spory minus - zawsze znajdzie się ktoś, kto mi przypomni o książce, której miałam poszukać albo wygrzebie coś, co chętnie dopisałabym do długaśnej listy książek do upolowania. "Dotknięcie pustki" to ta pierwsza kategoria. Na razie udało mi się tylko obejrzeć film.

      Usuń
    2. O, to by w razie czego tłumaczyło brak rozsądku i ostrożności. :P
      A widzisz, a ja sobie dopisałam film do listy, po tym, jak zobaczyłam, że go obejrzałaś. :P

      Usuń
    3. Tia. Np. dlaczego dojrzały facet naraża córkę na ślepotę śnieżną, bo ważniejsze jest dla niego osiągnięcie celu, niż zdrowie dziecka. Całe szczęście, że na ich trasie Bóg postawił anioła z zapasową parą okularów...

      Nie odwracaj kota ogonem! :P

      Usuń
  3. raczej spasuję, nie do końca zainteresowała mnie ta historia
    pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama historia nie wydaje się zła, gorzej z jej przedstawieniem. W każdym razie, mnie ono nie pasuje.

      Usuń
  4. Dziękuje Ci bardzo za link i wybacz, że dopiero teraz odpisuje, "zżerał" mnie czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi. Nie samymi blogami człowiek żyje. :)

      Usuń

  5. Również czytałam i też uważam, że nie jest to książka dla mnie.
    Świetna strona, na którą będę od teraz zaglądać :)

    Ja dopiero zaczynam pracować nad recenzjami, ale i tak zapraszam do mnie:
    books-imagination.blogspot.com

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tej pory słyszałam raczej pozytywne opinie o tej książce, więc z przyjemnością zajrzę do kogoś, kto podziela moje zdanie. ;)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.