Daniel Pennac Jak powieść Wyd. MUZA S.A. 176 stron |
Jak powieść
Daniela Pennac’a jest esejem o literaturze i o czytaniu. Całość jest napisana
lekko i przystępnie. W tej niewielkiej objętościowo książce, autor dzieli się
swoimi spostrzeżeniami na temat czytelnictwa. Zaczyna od tego, od czego swoją
przygodę z literaturą rozpoczyna większość z nas, od bajek opowiadanych nam
przez rodziców, od pierwszych poznanych literek i tworzonych z nich słów i
wreszcie od pierwszych samodzielnie przeczytanych wyrazów i tej dumy, na widok
radości rodziców. Następnie Pennac porusza także temat m.in. tego, dlaczego
dzieci niekiedy tracą zainteresowanie książkami, a młodzież reaguje na ich
widok z niechęcią.
Autor przytacza kilka czytelniczych anegdot. Bardzo spodobała mi się historia nauczyciela, który
wobec niechęci uczniów pewnej klasy do lektur, poprowadził zajęcia w nietypowy
sposób. Zamiast zmuszać uczniów na brnięcia przez kolejne tomy i odpytywać ich
z treści, sam zaczął im czytać na głos kolejne książki na lekcjach, wzbudzając
coraz większe zainteresowanie słuchaczy.
Pennac w swoim
eseju umieścił 10 praw każdego czytelnika, które oczywiście szybko odniosłam do
siebie i własnej przygody z czytaniem.
Prawo bardzo ważne. Zauważyłam, że niekiedy czytający uważają tych omijających książki za, w pewnym sensie, gorszych. A przecież każdy z nas ma swoje pasje i sposoby spędzania wolnego czasu. Wcale nie czuję się gorsza przez to, że nie trenuję siatkówki, nie gram na pianinie, ani nie maluję obrazów. Każdy z nas ma prawo do nieczytania i nierobienia tego, co nie sprawia mu przyjemności. I nikomu nic do tego.
Zdarza się. Przyznaję. Bardzo rzadko, ale jednak. Na
sumieniu mam m.in. „Dzwonnika z Notre Damme” Victora Hugo, którego uwielbiam,
ale część opisów przeleciałam „po łebkach”.
Staram się kończyć to, co zaczęłam – nie tylko w
odniesieniu do książek, ale przyznaję, że kilka tytułów, które mnie nie
zainteresowały, bez większych wyrzutów sumienia odłożyła na bliżej nieokreślone
„kiedyś”. W końcu tyle jest książek, które mają szansę być tymi ciekawszymi, że
szkoda czasu na coś, co nie sprawia radości. Nie dokończyłam m.in. Jesieni
patriarchy Marqueza i Pamiętnika przetrwania Lessing, mimo że tych autorów bardzo cenię.
4. Prawo
do czytania jeszcze raz
Prawo, z którego korzystałam w dzieciństwie, kiedy to chętnie wracałam do Dzieci z Bullerbyn Astrid Lindgren czy Ani z Zielonego Wzgórza Lucy Maud Montgomery. Teraz już rzadziej wracam do przeczytanych książek. Świadomość tego, ile ciekawych pozycji mam jeszcze do odkrycia sprawia, że wolę poznawać nowe niż powracać do starego. Chyba jedynym tytułem, do którego co jakiś czas powracam (zwykle czytając wybrane fragmenty) jest książka Hanny Kowalewskiej "Julita i huśtawki".
5. Prawo do czytania byle czego
Mam za sobą przygodę z takimi dziełami jak Trędowata Heleny Mniszkównej, czy książki Paulo Coelho, po które teraz już bym nie sięgnęła. Im więcej czytam, tym mądrzej wybieram, co nie zmienia faktu, że i teraz trafiają mi się takie "perełki". Zdarza się też tak, że nie mam ochoty na nic, co skazywałoby moje szare komórki na choćby najlżejszy wysiłek i świadomie sięgam po coś mało ambitnego.
6. Prawo do bovaryzmu (choroby przenoszonej przez tekst)
Wg autora, bovaryzm polega na natychmiastowym i wyłącznym zaspokojeniu
naszych emocji: wyobraźnia pęcznieje, nerwy drżą, serce łomocze, adrenalina
buzuje, identyfikacja działa na wszystkie strony, a mózg bierze (chwilowo)
poblask codzienności za romantyczne latarnie…[2]
Całkiem sympatyczne uczucie. Zdarzyło mi się kilkakrotnie, np. przy czytaniu Człowieka, o którego upomniało się morze Centkiewiczów, Doktorów Ericha Segala czy Szachownicy flamandzkiej Arturo Péreza-Reverte.
O tak. Czytam wszędzie tam, gdzie muszę spędzić bezczynnie choćby kilka minut, nawet jeżeli miałoby to wyglądać dziwnie.
8. Prawo do czytania na wyrywki
Tylko wtedy, gdy wracam do książki, którą znam (Julita i huśtawki, Gra w klasy Cortázara) lub która nie ma ciągłej akcji (Lapidarium Kapuścińskiego), ale zdarza się to naprawdę rzadko.
9. Prawo do czytania na głos
Próbowałam kiedyś czytać kotu Fausta Goethego, ale nie był zainteresowany. ;)
10. Prawdo do milczenia
Do momentu założenia tego bloga, na temat przeczytanych książek wypowiadałam się bardzo rzadko. Choćby dlatego, że czytam bardzo szybko (dla mnie zawsze jest na za mało czasu) i na niektóre szczegóły w ogóle nie zwracam uwagi, a inne dosyć szybko zacierają się w mojej pamięci. Czytam raczej dla siebie, żeby zaspokoić swoją ciekawość i chęć poznania danej książki, a nie dla długich dyskusji i analiz przeczytanego dzieła. Teraz jest troszkę inaczej, w końcu ciężko napisać recenzję książki, której się nie pamięta, a jeszcze trudniej się o niej rozmawia, ale tempo czytania pozostaje bez zmian, więc lektury, które wspominam teraz szybko ustąpią nowym.
***
Ze wspomnianego eseju można wynotować całkiem sporo ciekawych cytatów. Mój zeszyt wzbogacił się o dwa:
Czas na czytanie jest czasem ukradzionym. (Tak samo
zresztą jak czas na pisanie czy czas na kochanie).
Ukradziony czemu?
Powiedzmy, obowiązkowi życia.[3]
Wielka powieść, która stawia nam opór, wcale
niekoniecznie musi być trudniejsza niż inne… Po prostu między nią – żeby była
nie wiem jak wielka – a nami – choćbyśmy się uważali za jak najbardziej
zdolnych do jej „zrozumienia” – nie zachodzi odpowiednia reakcja chemiczna. (…)
Mamy zatem wybór: albo myśleć, że to nasza wina, że gdzieś nam czegoś brakuje,
że przypadła nam w udziale jakaś porcja głupoty nie do przezwyciężenia, albo uciec
się do jakże kontrowersyjnego pojęcia gustu i spróbować ustalić nasze własne
upodobania.[4]
***
[1] Daniel Pennac, Jak powieść, przeł. Katarzyna
Bieńkowska, wyd. Muza, 2007, s. 142.
[2] Tamże, s. 161.
[3] Tamże, s. 123.
[4] Tamże, s. 155.
Wydaje się świetny esej, a prawa- idealnie ujęte! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJest świetny. Trochę trafnych spostrzeżeń autor w nim umieścił.
UsuńZ każdym z praw zgadzam się w stu procentach. Bardzo przyjemnie się to czytało :)
OdpowiedzUsuńJa też. Najrzadziej korzystam z prawa dziewiątego. Polecam cały esej. :)
UsuńFantastyczny post. Prawa czytelnika niczym wyjęte z mojego życia. Książka zdecydowanie must have. Pozdrawiam ciepło. :)
OdpowiedzUsuńO tak, dla każdego bibliofila pozycja obowiązkowa. :)
UsuńTrafny ten schemat. :) I jak tak patrzę, to skrzętnie korzystam z tych praw. :P No może poza czytaniem byle gdzie. To zawsze było moją piętą achillesową, zwłaszcza, jak trzeba było posiedzieć w czytelni albo wypełnić jakoś czas między zajęciami. ;) No nie mogę się skupić na czytaniu i już. ;)
OdpowiedzUsuńJa mogę czytać w różnych warunkach. Zwykle bardziej przeszkadzają mi hałasujący sąsiedzi, niż jakikolwiek hałas na zewnątrz. Jak na studiach miałam przez jakiś czas zajęcia blisko Empiku, to w przerwach nawet udało mi się przeczytać jedną z książek Pawlikowskiej. :P
UsuńWiem, zawsze Ci tego zazdrościłam. :P Kurczę, muszę jeszcze raz "Grę w klasy" przeczytać, bo chyba przeczytałam ją po łebkach. :P I akurat wychwyciłam te fragmenty, które wtedy były mi bliskie...
UsuńTeż bym chciała ją jeszcze raz przeczytać w całości i tym razem wg klucza. Nawet mam już "Grę w klasy" na własność, ale jakoś tak ciężko mi się za to zabrać. Tyle "nowości" dookoła. =)
UsuńDochodzę do wniosku, że powinnam przeczytać ten esej - również ze względu na mój przyszły zawód;) Podobają mi się prawa czytelnika. I zgadzam się z Twoimi komentarzami;) Również często szkoda mi czasu na może i dobre, ale niezbyt ciekawe książki. W końcu jest tyle innych, które trzeba przeczytać;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj koniecznie, co prawda będziesz miała styczność raczej z osobami, które lubią czytać, ale nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać jakaś sugestia zawarta w tym eseju. :)
UsuńZapowiada się ciekawie, chwilowo niczego nowego nie szukam, zresztą czas na czytanie znacznie mi się ukrócił, ale tytuł na pewno zapamiętam.
OdpowiedzUsuńOd prawa #2 płynnie przeszłam do prawa #3 w przypadku Tolkiena ^^ Zaczęło się od przeskakiwania opisów, stron, aż w końcu sobie darowałam, zostanę przy ekranizacjach ^^
Co do #7, mam tak samo, mogę czytać wszędzie i w każdym hałasie (choć co po takiej lekturze przeczytanej w autobusach zostaje, to już inna sprawa). A czy wyglądam dziwnie... meh, są tacy, dla których styczność z książką sama w sobie jest dziwna, więc co ja się będę przejmować ;)
Punkt o trudnych lekturach mi się podoba, miło, że w końcu ktoś zauważył, że to, czy książka idzie nam "gładko" czy nie to zwyczajnie kwestia naszych upodobań, nie inteligencji czy jej braku.
Ciekawy wpis :)
Ta książka dużo czasu Ci nie zajmie, więc na pewno uda Ci się ją wcisnąć w grafik. ;)
UsuńJa do Tolkiena w ogóle jeszcze nie podeszła, a ekranizacje trylogii uwielbiam.
W autobusie czasami łatwiej mi się skupić niż u siebie. W mieszkaniu ciągle coś mnie rozprasza, a to coś mam zrobić, a to ktoś czegoś chce, a to sobie przypomniałam, że coś miałam sprawdzić, albo usiądę "na momencik" przy komputerze...
A to o trudnych lekturach też mi się podoba. Od razu się dowartościowałam. :P
Ojj zgadzam się z wszystkimi. ;D
OdpowiedzUsuńTo jest nas dwie, a nawet więcej. :)
UsuńOgromnie sympatycznie czytało mi się tę książkę, aż pospisywałam sobie własny zestaw kolejnych czytelniczych praw. Gdy się zastanowić, jesteśmy grupą niesamowicie uprzywilejowaną - mamy tych praw tak dużo! ;)
OdpowiedzUsuńJa żałuję, że nie mam tej książki na własność.
Usuń