wtorek, 29 maja 2012

Meir Shalev "Moja babcia z Rosji i jej odkurzacz z Ameryki"
Sweeper

Meir Shalev
Moja babcia z Rosji
i jej odkurzacz z Ameryki
Wyd. MUZA S.A.
2011
224 strony
Meir Shalev jest izraelskim pisarzem, publicystą i satyrykiem. Tworzy dla dzieci i dla dorosłych. Jego książki przetłumaczono na ponad 20 języków. Za swą twórczość zdobył kilka nagród, między innymi The Brenner Prize i The Benstein Prize. Strzelam, że to takie izraelskie Nike. Ponadto Meir jest kuzynem autorki Życia miłosnegoZeruya Shalev[1].

To wszystko nie zmienia faktu, że po jego książkę sięgnęłam ze względu na… tytuł. Bo bądźmy szczerzy – sekundę przed ściągnięciem z półki pozycji Moja babcia z Rosji i jej odkurzacz z Ameryki, nie miałam pojęcia o istnieniu jej autora.

Głównych bohaterów opowieści Meira nietrudno odgadnąć. Tak, tak – są to babcia i jej odkurzacz. Babcia szczególna, należałoby dodać. Sam odkurzacz właściwie też nie jest zwyczajny. To odkurzacz domowy, ale największy, najcięższy i najmocniejszy[2]. Sweeper firmy General Electric. Prezent przysłany przez zdrajcę z kapitalistycznej Ameryki.


Był rok 1936, pojawienie się takiego sprzętu  w niewielkiej osadzie Nahalal budziło wszelkie znane ludzkości emocje, od złości po radość, od zazdrości po niesmak. Ważne, że zachwycona była sama babcia Tonia, energiczna pedantka, twardą ręką rządząca w swoim królestwie – niewielkim domku dostępnym jedynie nielicznym. Domek ten obwarowany został zasadami, których przestrzegać należało bezwzględnie. Chcesz wejść – byle nie od frontu. Tylnymi drzwiami niby można, ale może lepiej usiąść na ganku i tam wypić herbatę. Błota się na podłogę nie naniesie, kurzu z odzienia na nią nie strzepie. Klamki w drzwiach babcia owinęła szmatkami chroniącymi przed brudem i plamami. Podobnie jak uchwyty niektórych szaf i szuflad. Dodatkowa szmatka zwisała z ramienia Toni i służyła szybkiej interwencji – jeśli babcia zechce zetrzeć przyczajoną plamę, która nagle została odkryta, zauważy naczynie, które wymaga wypolerowania, albo będzie musiała wytrzeć ręce, zanim dotknie czegoś czystego, czegoś, co nie jest obwiązane własną szmatką[3].

W domu była także jadalnia używana raz w roku, łazienka z której korzystać nie było wolno, bo przecież wiadomo, że myć się idą ludzie brudni, a tacy na pewno w łazience zrobią bałagan, ponadto znajdowały się tam fotele, na których się nie siadało, zastawa, z której się nie jadło, łóżka, w których spać nie było wolno. Sprzątanie całości to był istny rytuał. Perfekcyjny, będący częścią każdego dnia.
Do tego królestwa trafił odkurzacz, zwany przez wszystkich sweeperem. I można by pomyśleć, że lepszego miejsca dla niego nie było, lecz życie okazuje się brutalne również i dla odkurzaczy. 

Sam sweeper był sprzętem kontrowersyjnym – prezentem przysłanym przez wujka Iszajahu, wujka który zdradził socjalistyczne ideały, na rzecz realizacji amerykańskiego snu i wyjechawszy do kapitalistycznego kraju, w którym zepsute kobiety robią sobie „manikiur”, a młodzi bezsensownie żują gumę, próbował „odkupić swe winy” wspomagając rodzinny budżet. Pieniądze z powrotem odsyłał brat wuja, a mąż babci Toni. Tymczasem w wujku rosła chęć zemsty. I tu wkracza sweeper – prezent zbyt wielki i ciężki by go odesłać. I choć jak to z planami bywa, nie wszystko wyszło tak, jak miało, to rodzina zyskała wspaniały temat rozmów, przedmiot całej masy anegdot i historii, opowiadanych wielokrotnie, oczywiście w wielu różnych wersjach.

Cała książka jest właściwie zbiorem takich historii. Nie ma tu ciągłości zdarzeń, do jakich przyzwyczajają nas sagi rodzinne. To raczej luźne opowiastki o życiu rodziny Shalev, krótkie scenki, powtarzane anegdoty. Całość napisana lekko i z humorem. Czyta się więc dobrze. I nie ważne, że na każde „to było tak…” znajdzie się opozycyjne „To wcale nie było tak!”. Bo przecież rodzinne opowieści żyją własnym życiem i każda z nich ma wiele różnych wersji.



***

[1] Pojęcia nie mam jak odmienić jej imię. Wybaczcie. :)
[2] Meir Shalev, Moja babcia z Rosji i jej odkurzacz z Ameryki, przeł. Magdalena Sommer, wyd. Muza S.A., 2011, s. 90.
[3] Tamże, s. 18.

6 komentarzy:

  1. Nigdy nie słyszałam o tym autorze. Może kiedyś się skuszę i przeczytam tę książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie oryginalny tytuł książki, to pewnie bym nigdy na niego nie trafiła.

      Usuń
  2. to prawda, jest to niezbyt znany autor w Polsce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, tacy "egzotyczni" pisarze, są raczej niezbyt u nas promowani.

      Usuń
  3. mimo to, warto od czasu do czasu pzreczytać książkę egzotyczego autora, w końcu w ten sposób wyrabiamy sobie obraz o świecie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że warto! Ja takie książki bardzo lubię, choć jak napisałam wyżej, są słabo promowane i często trudno je zdobyć.

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.