sobota, 17 marca 2018

Jordi Sierra i Fabra "Pięć dni w październiku"
[RECENZJA]

cykl z inspektorem Mascarellim, tom 3



Pomyślał o tym, co przed chwilą powiedział. O tym, co słowo "pokój" oznacza teraz, w czasach dyktatury trzymającej kraj żelazną ręką i przeciwko której tak niewiele osób chciało stanąć z bronią w ręku. Wojna już nie miała fizycznego wymiaru, lecz moralny. Wojna odczuć. Wielu zwykłych prostych ludzi uważało, że szczęście mogą znaleźć w ciszy.
Lecz pokoju nie otrzymywało się w prezencie.
Pokój trzeba było wywalczyć[1].



Nieufność, niechęć, strach



Barcelona, 1948 rok. Od zakończenia drugiej wojny światowej minęły trzy lata, ale faszyzm w Hiszpanii wciąż ma się niepokojąco dobrze. Barcelończycy robią co mogą, by przystosować się do trudnych warunków będących efektem dyktatury Franco, by żyć normalnie (jakkolwiek ową normalność definiować) mimo licznych represji i zakazów. 

Z budynków zniknęły flagi Katalonii, zakazany symbol nieuznawany przez tych, którzy świętując Dzień Hiszpańskości szczycą się siłą rasy o hiszpańskich korzeniach. Ci sami minionej wojny wojną nie nazywają. Mówią o niej jako o powstaniu, krucjacie, jakby te określenia czyniły ją słuszną. 

Ludzie są ogromnie nieufni. Niechętnie otwierają drzwi obcym, wypytywanie ich o kogoś z bliskich wzbudza podejrzenia, niechęć, często strach. Tym bardziej skomplikowane zadanie będzie miał Miquel Mascarell, dawny inspektor policji, przeciwnik Franco od zawsze wierny Republice, który w frankistowskiej Hiszpanii ma do przeprowadzenia bardzo trudne śledztwo. Trudne i niebezpieczne, bo zleceniodawca nie należy do tych, którym można odmówić ani do tych, przed którym można przyznać się do porażki...


Gdzie jest ciało?



Mascarell wiedzie życie u boku swej młodej towarzyszki, Patro. Po śmierci żony (za którą wciąż tęskni, czego konsekwencją są burzliwe dialogi, jakie prowadzi z nią w myślach) nie spodziewał się, że przyjdzie mu się jeszcze zakochać, a po ponad ośmioletnim pobycie w więzieniu i powrocie do pokaleczonego miasta, że znajdzie szczęście, o którego istnieniu zdążył już zapomnieć. W życie pary wkracza jednak ktoś, kogo pojawienie się może zwiastować jedynie problemy.





Benigno Sáez to człowiek bezwzględny, wpływowy, przesiąknięty frankistowską ideologią. Przeciwieństwo Mascarellego pod każdym względem, a przy tym człowiek, który skrzywdził przed laty Patro. Tenże Sáez zleca dawnemu inspektorowi odnalezienie miejsca pochówku siostrzeńca, który zginął przed ponad dekadą, gdy wojna domowa dopiero się zaczynała.

Takiej osobie się nie odmawia. Miquel nie ma wielkiego wyboru, choć szansa na to, że uda znaleźć się ciało jest niemal żadna. Bierze się więc do pracy, motywowany trochę strachem, trochę obiecanym wynagrodzeniem, a częściowo także możliwością powrotu do tego, co dostarczało mu dreszczy emocji przez wiele lat. Prowadzenia policyjnego śledztwa.


Świat strachu i represji



Pięć dni w październiku to trzecie dochodzenie inspektora, który już inspektorem nie jest. Jordi Sierra i Fabra po raz kolejny kreśli sugestywny obraz Barcelony, w którą dyktatura Franco uderzyła z całą mocą. Kataloński pisarz portretuje udręczone miasto i jego mieszkańców. Tych oddanych nowej władzy i tych, którzy nią gardzą. Prowadząc śledztwo Mascarell wielokrotnie zderza się z podejrzliwością i nieufnością dotkniętych represjami, a jego wędrówka od drzwi do drzwi staje się świetnym sposobem na to, by opowiedzieć jak żyją ludzie w frankistowskiej rzeczywistości. Autor nawiązuje m.in. do sytuacji kobiet pozbawionych wszelkich praw. Opowiada o tych, którym udało się uciec przed wojną za ocean i o tych, którzy siłę czerpią ze zwycięstw lokalnej drużyny piłkarskiej. Znienacka Barça stała się religią, aktem wiary, czymś w rodzaju nieuzbrojonej armii gotowej podbić Hiszpanię Franco. Mogła być tym albo ruchem oporu pod maską sportu[2]. Katalończycy wciąż się nie poddali i co jakiś czas dają temu wyraz.

Jest w tej historii ogrom niezgody na politykę Franco, jest ogrom krytyki reżimu ze wszystkimi jego konsekwencjami, jest przedstawienie świata pełnego represji oraz ludzi, którzy wciąż walczą w taki czy inny sposób manifestując swoją pogardę dla nowej władzy. Na tym tle rozgrywa się kryminalna fabuła, wciągająca, o dość oryginalnym przebiegu i finale, który może przynieść dramatyczne rozwiązanie.

Trudny jest świat opisywany przez Katalończyka. Trudny, boleśnie prawdziwy. Nawet jeśli nie chce się weń wejść, to literacko warto.



Jordi Sierra i Fabra
Pięć dni w październiku
Wyd. Albatros
2014
336 stron



[1] Jordi Sierra i Fabra, Pięć dni w październiku, przeł Elżbieta Sosnowska, Wyd. Albatros, 214, s. 258-259.
[2] Tamże, 71.



Zobacz też:

Inne




10 komentarzy:

  1. Raczej nie moja tematyka tym razem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Ty pięknie piszesz! Czemu ja dopiero teraz tu do Ciebie zajrzałam?

    Jedyna jak dotąd książka, w której otarłam o się o temat wojny domowej w Hiszpanii, i to w rozkwicie, to rzecz jasna "Komu bije dzwon", bo cóż innego :D
    Chociaż wydaje mi się, że czytałam coś jeszcze, ale nie pamiętam. Tematyka frankistowskiej Hiszpanii rzeczywiście trudna, żałuję, że nie znam jej lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Wiesz, podobno lepiej później niż wcale. ;)

      Kurcze, a wiesz, że ja tej książki nadal nie przeczytałam? Muszę w końcu nadrobić. A Ciebie zachęcam do lektury serii z Marcarellim. :)

      Usuń
  3. Czuję się zachęcona do jej przeczytania:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejna świetna książka,opis genialny ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem świeżo po przeczytaniu, Twój opis trafia w samo sedno. Książka jest mega dobra ;)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.