Drugi dzień na Grandzie był zdecydowanie z tych w rodzaju najbardziej intensywnych. Program był bogaty. Stacje Sensacje działały pełną parą, w Nowej Gazowni odbywało się spotkanie za spotkaniem, można też było się wybrać na spacer po Poznaniu śladami bohaterów kryminałów, a wieczorem w Auli Artis odbyły się Gala Premier oraz spotkanie z Aleksandrą Marininą.
Autorzy kręcili się w okolicach stoisk, więc okazji do rozmów czy podpisania książek nie brakowało.
Joanna Opiat-Bojarska, Marcel Woźniak i jedna z Grandziar - Magda Drogoś-Kraszewska |
Marcel Woźniak |
Robert Małecki |
Ku mojemu zaskoczeniu, miałam też okazję porozmawiać sam na sam z Aleksandrą Marininą. I teraz pozostaje mi tylko żałować, że nie wykorzystałam tej okazji lepiej. Dowiedziałam się jednak jak wyglądały początki kariery pisarskiej autorki, która ma na koncie miliony sprzedanych egzemplarzy swoich książek. Na początku jej teksty pojawiały się w czasopiśmie, ale honoraria za takie teksty były niewielkie. Po kilku latach to, co dawało jej do tej pory jedynie przyjemność, przyniosło i sukces, a życie Aleksandry Marininy bardzo się zmieniło. Jeszcze sześć lat po sukcesie książek wciąż pracowała w milicji. I pewnie gdyby nie pisarska kariera, pracowałaby tam dłużej, starając się awansować. Odniesiony sukces pisarski sprawił, że odeszła z czynnej służby.
O dziwo, to nie praca w milicji sprawiła, że autorka zaczęła pisać właśnie kryminały. Od dziecka lubiła tego typu literaturę, ale w swoich książkach przemyca oczywiście historie poznane w czasie pracy mundurowej. Zapytana o wydarzenia, które najmocniej ją zainspirowały odpowiada, że konkretne wydarzenia z tamtego okresu nie zrobiły na niej aż takiego wrażenia. Ważniejsza w pracy pisarskiej okazała się zdobyta wiedza o ludziach ze światka kryminalnego. Praca w milicji pozwoliła ich lepiej poznać, zrozumieć ich sposób myślenia, podejmowania decyzji. Z tej wiedzy korzystała tworząc portrety negatywnych bohaterów.
Aleksandra Marinina wymyśla na potrzebę swoich książek takie przestępstwa, żeby mogła wokół nich stworzyć takie historie jakie jej się podobają. O samym przestępstwie nie da się napisać książki. Opisanie przestępstwa zajmuje najwyżej trzy strony, nie da się zrobić z tego powieści. Muszą tam być także inne wątki. Intryga kryminalna nie jest dla autorki najważniejsza, dużo ciekawsze jest to, co dzieje się obok. Każda książka porusza inny problem. W Motywach osobistych, kryminale z serii z Anastazją Kamińską, który w Polsce ukazał się niedawno, pisarka wraca do tematu zemsty, nad którym pracowała już przy okazji kryminału Zabójca mimo woli. Zemsta jest dla autorki czymś zupełnie abstrakcyjnym, jeżeli człowiek długimi latami przygotowuje zemstę, żyje zemstą, to znaczy, że oszukuje samego siebie, dlatego, że przykrywa tym zupełnie inne motywy. Jakie? Tego dowiemy się z jej książek.
Autorka nie tylko tworzy literaturę kryminalną, choć tylko z tego gatunku zna ją polski czytelnik. Realizuje się też w innych gatunkach. Ma na koncie sagę rodzinną, dramat psychologiczny, melodramat rodzinny. W Rosji ma czytelników, którzy sięgają wyłącznie po kryminały, ale i sporo grono takich czytelników, którzy czekają na każdą jej książkę. (Ciekawe, czy i u nas pojawi się kiedyś okazja poznania innego oblicza literackiego Marininy).
Co inspiruje Aleksandrę Marininę? Właściwie wszystko. To może być kadr z filmu czy scena rozgrywająca się na ulicy, wystarczy małe ziarenko, wokół którego później powstanie fabuła. Nie szuka tematów na siłę, bo wie, że wtedy go nie znajdzie. Wierzy w prawdę zawartą w powiedzeniu: Nauczyciel przychodzi, kiedy uczeń jest gotowy.
O dziwo, to nie praca w milicji sprawiła, że autorka zaczęła pisać właśnie kryminały. Od dziecka lubiła tego typu literaturę, ale w swoich książkach przemyca oczywiście historie poznane w czasie pracy mundurowej. Zapytana o wydarzenia, które najmocniej ją zainspirowały odpowiada, że konkretne wydarzenia z tamtego okresu nie zrobiły na niej aż takiego wrażenia. Ważniejsza w pracy pisarskiej okazała się zdobyta wiedza o ludziach ze światka kryminalnego. Praca w milicji pozwoliła ich lepiej poznać, zrozumieć ich sposób myślenia, podejmowania decyzji. Z tej wiedzy korzystała tworząc portrety negatywnych bohaterów.
Aleksandra Marinina wymyśla na potrzebę swoich książek takie przestępstwa, żeby mogła wokół nich stworzyć takie historie jakie jej się podobają. O samym przestępstwie nie da się napisać książki. Opisanie przestępstwa zajmuje najwyżej trzy strony, nie da się zrobić z tego powieści. Muszą tam być także inne wątki. Intryga kryminalna nie jest dla autorki najważniejsza, dużo ciekawsze jest to, co dzieje się obok. Każda książka porusza inny problem. W Motywach osobistych, kryminale z serii z Anastazją Kamińską, który w Polsce ukazał się niedawno, pisarka wraca do tematu zemsty, nad którym pracowała już przy okazji kryminału Zabójca mimo woli. Zemsta jest dla autorki czymś zupełnie abstrakcyjnym, jeżeli człowiek długimi latami przygotowuje zemstę, żyje zemstą, to znaczy, że oszukuje samego siebie, dlatego, że przykrywa tym zupełnie inne motywy. Jakie? Tego dowiemy się z jej książek.
Autorka nie tylko tworzy literaturę kryminalną, choć tylko z tego gatunku zna ją polski czytelnik. Realizuje się też w innych gatunkach. Ma na koncie sagę rodzinną, dramat psychologiczny, melodramat rodzinny. W Rosji ma czytelników, którzy sięgają wyłącznie po kryminały, ale i sporo grono takich czytelników, którzy czekają na każdą jej książkę. (Ciekawe, czy i u nas pojawi się kiedyś okazja poznania innego oblicza literackiego Marininy).
Co inspiruje Aleksandrę Marininę? Właściwie wszystko. To może być kadr z filmu czy scena rozgrywająca się na ulicy, wystarczy małe ziarenko, wokół którego później powstanie fabuła. Nie szuka tematów na siłę, bo wie, że wtedy go nie znajdzie. Wierzy w prawdę zawartą w powiedzeniu: Nauczyciel przychodzi, kiedy uczeń jest gotowy.
Rozmowa była krótka (zaraz zaczynało się kolejne spotkanie), ale bardzo sympatyczna, a ja mam na pamiątkę zdjęcia, autograf i jeszcze jedno ciekawe wspomnienie na blogerskiej liście.
Aleksandra Marinina |
Cykl sobotnich spotkań zaczął się bardzo ciekawie. Na scenie pojawili się pisarze Joanna Opiat-Bojarska, Bartosz Szczygielski i Nina Majewska-Brown. Towarzyszył im Leszek Koźmiński, twórca i współorganizator festiwalu Kryminalna Piła, dla którego kryminalistyka to i zawód, i pasja. Jest biegłym w dziedzinie kryminalistycznych badań dokumentów i na scenie wystąpił w roli grafologa wydającego opinie o zaproszonych gościach na podstawie wcześniej dostarczonych rękopisów. Spotkanie poprowadziła Magda Sobczak.
Zanim zapoznaliśmy się z analizą pisma, autorzy opowiedzieli o swoich pisarskich początkach. Nina Majewska-Brown zaczęła pisać, bo... jest bardzo gadatliwa. Słowotoku to jednak nie zmniejszyło. Teraz wciąż mówi dużo, a przy okazji dużo też pisze. Pierwszą książką Joanny Opiat-Bojarskiej wcale nie był kryminał. W Kto wyłączył mój mózg? znajdziemy historię kobiety, którą dotknął zespół Guillaina-Barrégo. Temat nie był przypadkowy, bo z tą właśnie chorobą zmagała się i autorka. Od pisania kryminałów zaczął natomiast Bartosz Szczygielski, po przeczytaniu słabych książek uznając, że zrobi to lepiej. I zrobił, o czym możecie przekonać się sięgając po Aortę. Nie bez znaczenia jest też fakt, że do pisania namawiała go Katarzyna Bonda. Wszak królowej kryminałów się nie odmawia.
Leszek Koźmiński radzi, by do wniosków wysnutych z analizy pisma podejść z przymrużeniem oka, ale autorzy przyznali, że opinie na ich temat były bardzo trafne. Do zabawy zaproszono także publiczność. Naszym zadaniem było dopasowanie analizy do osoby. Okazało się to nie takie proste, bo zdania były mocno podzielone. Sama nie miałam problemu z odgadnięciem który tekst napisała Joanna Opiat-Bojarska, z dwoma pozostałymi było nieco trudniej.
Eksperyment okazał się bardzo ciekawy. Okazuje się, że wiele mówi o nas to w jaki sposób rozplanowujemy tekst na pustej kartce, z jakim naciskiem piszemy czy jakiej wielkości litery stawiamy. I tak dowiedzieliśmy się kto nie znosi bałaganiarstwa, cechuje się zmysłowością i nadaje na policjanta śledczego, kto nie ma duszy hazardzisty, nie zawraca sobie głowy sprawami finansowymi i jest wygadany, a kto nawet z kamienia potrafi wykrzesać iskierkę (tak, to jest cytat z podręcznika).
Spotkanie opuściłam bogatsza o wiedzę, że sposób budowania litery "c" mówi o uroku osobistym i ogromnie ciekawa co też grafolog wyczytałby z moich bazgrołów.
Bartosz Szczygielski |
Nina Majewska-Brown |
Joanna Opiat-Bojarska |
Leszek Koźmiński |
Ciekawe co też wyczyta czytelnik z dedykacji?
Kolejne spotkanie zapowiadało się poważnie. Wszak szykowała się prawdziwa walka! Przemysław Semczuk pojawił się nawet w rękawicach bokserskich! Jego przeciwnikiem miał być Wojciech Chmielarz, a w roli sędziego zapowiedział się Robert Małecki. Wszystko to miało służyć... promocji literatury. Panel Komu wina? nie dotyczył bowiem zagadnień z enologii, a promocji literatury w mediach. A właściwie jej braku.
Wszystko zaczęło się od felietonu. Nie wiem czy wiecie (jeśli nie, warto to nadrobić), ale Wojciech Chmielarz i Przemysław Semczuk udzielają się na portalu smakksiazki.pl. I na tymże portalu pierwszy z panów opublikował felieton o jakże sugestywnym tytule Polskie media mają generalnie literaturę w dupie. Jakiś czas później, na tym samym portalu pojawiła się odpowiedź drugiego z pisarzy. Tym razem tytuł brzmiał Jak nie wiadomo o co chodzi... No i rozgorzała dyskusja na temat tego dlaczego w mediach o literaturze mówi się tak mało oraz co właściwie można z tym zrobić. Pomysł interesującej medialnie publicznej bijatyki był jednym z nich, więc kryminalna Granda miała szansę spłynąć prawdziwą krwią. Ostatecznie stanęło na bardzo ciekawej dyskusji.
Wojciech Chmielarz stwierdził, że brakuje w Polsce pisarzy poruszających masową wyobraźnię. Można w pewnym stopniu zaliczyć do takich Katarzynę Bondę, Katarzynę Puzyńską, Szczepana Twardocha czy Michała Witkowskiego, ale to wciąż nie są postaci rozpoznawalne na taką skalę, która przysłużyłaby się promocji czytelnictwa. Przywoławszy głośny przykład zniknięcia Michela Houellebecq'a
zastanawiał się, kto u nas musiałby zniknąć, by zainteresowały się tym
media.
Robert Małecki uważa, że celebrytyzm odciąga od książek. Że skupienie się na tym jakim samochodem jeździ Szczepan Twardoch, czy w co ubiera się Katarzyna Bonda nie będzie miało wpływu na zainteresowanie literaturą.
Przemysławowi Semczukowi przeszkadza tabloidyzacja książek. Podał przykład książek Neli Małej Reporterki, napisanych w takim właśnie tabloidowym stylu. Młodą autorkę wziął w obronę Wojciech Chmielarz stwierdzając, że w jej książkach jest wiele wartościowych informacji. I może ktoś, kto teraz czyta teksty Neli, później sięgnie po inne książki.
Przy okazji tematu promocji w mediach, pojawił się i temat blogerów. Tych rzetelnych i tych, u których recenzje można kupić, niekoniecznie mając pewność, że ów bloger recenzowaną książkę przeczyta. Było o występach w śniadaniówkach i o tym, że nikt nigdy nie pyta polityków o to, co czytają. O tym, że ludzie tracą umiejętność skupienia i że bez czytania nigdzie nie zajdziemy.
Przemysław Semczuk rozbroił nas anegdotą o występie w telewizji, podczas którego mógł opowiadać o swojej książce, ale bez podawania jej tytułu, bo to byłaby już reklama produktu. Nieopłacona, a przecież do tego dopuścić nie można.
Podsumowanie?
Ależ proszę:
Przemysław Semczuk: Jest dobrze, ale mogłoby być lepiej.
Robert Małecki: Oby było lepiej.
Wojciech Chmielarz: To nie o to chodzi o nas tutaj siedzących na tej kanapie. Tak naprawdę rozmowa dotyczy dużo ważniejszego problemu, pytania gdzie my jako zbiorowość będziemy za dziesięć, piętnaście lat.
Wojciech Chmielarz, Robert Małecki, Przemysław Semczuk |
A co po spotkaniu? Wiadomo. Autografy!
Po chwili przerwy na scenie pojawił się Marek Krajewski, który w rozmowie z Przemysławem Poznańskim (redaktor prowadzący serwisu Zupełnie inna opowieść) wyznał, że w życiu literackim zabił już ok. 30 osób. Inspiracją dla autora może być nawet maszynka mieląca kamienie na żwir. Przecież to idealne narzędzie mogące posłużyć do pozbycia się ciała...
Głównym tematem rozmowy był najnowszy kryminał Marka Krajewskiego Mock. Ludzkie zoo. Ale naczelny pesymista defensywny polskiej literatury kryminalnej zdradził też kilka innych aspektów swojej codziennej pracy pisarskiej. Wciąż pisze codziennie przez 3 godziny i 30 minut (i po tym czasie pisanie przerywa, nawet jeśli jest w połowie zdania), ale zmienił się jego sposób współpracy z redaktorką jego książek. Teraz Karolina Macios nie tylko sprawdza gotowy już tekst, ale także uczestniczy w przygotowywaniu planu powieści.
Co ciekawe, Marek Krajewski w latach szkolnych nie zapowiadał się na pisarza. W liceum polonista jego wypracowania opatrywał komentarzem: Krajewski, staraj się opanować myśli i pióro.
W szkole lubił wuef (do dziś interesuje się sportem; także czynnie - trzy razy w tygodniu biega po 10 km), łacinę i matematykę. Ten ostatni przedmiot chciał studiować, ale matematyk zgasił jego zapał uznając, że Marek Krajewski ma do tego... za mało wyobraźni. Na szczęście nie brakuje mu jej w procesie pisarskim.
Dalej było o definicji powieści retro (to taka, której fabuły nie można przenieść do innych czasów), wspomnieniach pierwszej wygranej na festiwalu kryminału (czego autor nie uznaje za wielki sukces, bo nominowanych było... 9 książek), pedantyzmie, niechęci do podróży w celach turystycznych, kreowaniu czarnych charakterów, koncepcji lalusia-mordercy, pierwowzorach wyglądu zewnętrznego postaci (Popielski - Telly Savalas, Mock - Janusz Gajos), zamiłowaniu do szczegółowych opisów (tym autor tłumaczy drobiazgowe opisy okrucieństwa) i planach na przyszłość. Autor zamierza pisać kryminały jeszcze przez dziewięć lat. Co dalej? Może powieść uniwersytecka, może militarna, a może jednak wciąż kryminały? Czas pokaże.
Marek Krajewski |
Przemysław Poznański |
Bardzo długa kolejka do Marka Krajewskiego świadczy o tym, że choć on sam nie uważa się za ojca chrzestnego polskiego kryminału, jego książki należą do najchętniej czytanych powieści tego gatunku.
Podczas gdy pisarze przygotowywali się do Gali Premier, w Nowej Gazowni rozpoczął się pokaz technik kryminalistycznych zorganizowany przez Leszka Koźmińskiego, Marcina Mańczaka i Pawła Leśniewskiego. Żałuję ogromnie, że nie mogłam być na całym spotkaniu, bo temat zabezpieczania śladów i wykorzystywania ich w dochodzeniu jest ogromnie ciekawy. Pokaz dotyczył głównie daktyloskopii oraz wykorzystywaniu w śledztwie entomologii, czyli nauki o owadach (których okazy można było na miejscu obejrzeć - zarówno w formie dorosłej jak i w stadium mniej urodziwym, czyli formie larwalnej).
Tymczasem w Auli Artis powoli gromadzili się pisarze.
Na Gali Premier zaprezentowano dwanaście świeżutkich kryminałów. Przed nami więc prawdziwie kryminalna jesień. Jest w czym wybierać! Ucieszą się zarówno miłośnicy kryminałów, thrillerów, jak i komedii kryminalnych, powieści o zabarwieniu sensacyjnym, kryminałów retro czy literatury opartej na faktach.
W thrillerze Reguła nr 1 Marty Guzowskiej powraca Simona, specjalistka od starożytnej biżuerii, archeolożka i złodziejka w jednej osobie. Tym razem musi ukraść... złote runo. Tak zaczyna się gra o życie.
Alek Rogoziński promował Lustereczko, powiedz przecie, komedię kryminalną, w której powraca Róża Krull. W czasie konkursu Mister Polonia ginie jeden z uczestników. W śledztwie Róży Krull pomaga... Rafał Maślak. Tak, mówimy tu o jak najbardziej rzeczywistym Misterze Polski.
Zafascynowany historią i zakochany w Poznaniu Bohdan Głębocki w kryminale retro Ślepe ryby przenosi czytelników do Poznania z 1938 roku. Przed lekturą warto przeczytać tom poprzedni, Muszą górę. W promowanej powieści pojawi się wątek nadprzyrodzony związany z... Golemem. Tak, tak - ta postać wiąże się nie tylko z Pragą.
Joanna Opiat-Bojarska, która żadnego tematu się nie boi, w Grze o wszystko (trzecim tomie cyklu o psycholog Aleksandrze Wilk) porusza temat parafilii, czyli zaburzeń preferencji seksualnych. Czy mogą one doprowadzić do zbrodni? Tego dowiemy się z książki. Niepokojące jest to, że autorka czerpie inspiracje z rzeczywistości. W najnowszym kryminale także pojawi się nawiązanie do paskudnej historii, która wydarzyła się naprawdę.
Małgorzata Rogala w wyborze lektur kieruje się intuicją. Jako pisarka nie lubi epatować przemocą, ale nie oznacza to, że jej bohaterowie są bezpieczni. Zastrzyk śmierci to czwarte spotkanie z Agatą Górską i Sławkiem Tomczykiem. Tym razem ginie szef portalu krytyki kulinarnej. Jakie motywy kierowały mordercą, który swej ofierze wstrzyknął truciznę?
Marcel Woźniak to człowiek, który żadnej pracy się nie boi. Ostatnio realizuje się jako pisarz. Zadebiutował dynamiczną powieścią Powtórka, której tłem i jednocześnie ważnym bohaterem jest Toruń (autorowi marzy się dopisek na okładce "powieść miejska").
Marta Matyszczak pisze kryminały z dużą dawką humoru. Sprawy rozwiązuje detektyw Szymon Solański w towarzystwie... psa Gucia. Historie opisywane w kolejnych tomach Kryminału pod psem będą rozgrywać się w różnych miejscach, by czytelnik się nie nudził i mógł poznać ważne dla autorki miejsca. W drugim tomie, Zbrodni nad urwiskiem przenosi akcję z rodzinnego Chorzowa na irlandzką Wyspę Inishmore. To tu zostaje znalezione ciało pewnej Polki...
Furia Michała Larka otwiera cykl kryminałów zatytułowany Dekada. Przenosimy się w tym tomie do lat 90', które autor uznał za ciekawe pod względem psychologicznym, socjologicznym i społecznym. Śledztwo będzie dotyczyć uwodziciela-zabójcy. Jednym z bohaterów cyklu jest Harry, legenda poznańskiej policji, którego autor początkowo chciał uśmiercić, ale zdaje się, że ta postać zostanie z nami na dłużej.
Kelner jest debiutem blogera, Przemysława Garczyńskiego. Młody autor nałogowo pożera książki, ale nie jest fanem sportu, choć jego kryminał zaczyna się od wątku ze sportem związanego. W Poznaniu znaleziono zwłoki mężczyzny ubranego w strój kibica Legii Warszawa. Co jeszcze znajdziemy w Kelnerze? Wątki literackie, obrzędy pogrzebowe wikingów i nowoczesne technologie.
Kryptonim Frankenstein Przemysława Semczuka to wprawdzie historia zbeletryzowana, ale prawdziwa. Opowiada szokującą historię Joachima Knychały, seryjnego mordercy grasującego na Śląsku w latach 1974 - 1982. Autor dotarł do akt sprawy, rozmawiał z ludźmi pracującymi przy sprawie, poznał relacje świadków i wspomnienia samego mordercy. Dzięki jego książce poznamy tę historię z różnych perspektyw.
Robert Małecki, wielki fan czytników e-booków, opowiadał o drugim tomie trylogii z Markiem Benerem. W Porzuć swój strach bohater prowadzi śledztwo w sprawie zaginionej maturzystki, a przy okazji dociera do nowych faktów w sprawie zaginięcia własnej żony.
Na koniec, na Gali Premier pojawił się gość specjalny, Adam Kompowski. Książka, którą polecał, jest wyjątkowa nie tylko dlatego, że zawiera dziesięć opowiadań świetnych pisarzy kryminalnych (Piotra Bojarskiego, Wojciecha Chmielarza, Ryszarda Ćwirleja, Bohdana Głębockiego, Gai Grzegorzewskiej, Joanny Jodełki, Michała Larka, Joanny Opiat-Bojarskiej, Olgi Rudnickiej i Marcina Wrońskiego), ale także dlatego, że całkowity dochód ze sprzedaży Trupów hurtowo trzech zostanie przeznaczony na budowę domu autysty, dla dorosłych cierpiących na autyzm.
Po Gali była oczywiście okazja na to, by stanąć z pisarzami oko w oko.
Intensywną sobotę na Grandzie zwieńczyło spotkanie z Aleksandrą Marininą. Trwało ono dwie godziny, a czytelnicy wprost zasypali autorkę pytaniami, wiele z nich zdając po rosyjsku. Swoją drogą, na sali było sporo osób znających ten język. W efekcie, w trakcie tego momentami bardzo zabawnego spotkania, pół sali śmiało się po słowach autorki, a druga połowa po słowach tłumaczki.
Spotkanie prowadziła prof. Bogumiła Kaniewska. Często pojawiał się temat feminizmu, pracy w męskim, patriarchalnym świecie (przypominam, że Aleksandra Marinina zanim zaczęła żyć z pisania, pracowała w milicji). Autorka zapytana o ideał mężczyzny, przyznała ze śmiechem, że został w domu opiekując się psami. Jeśli feminizm rozumieć jako możliwość głosowania w wyborach, to ten temat zupełnie autorki nie dotyczy, bo w wyborach udziału nie bierze. Natomiast uważa, że każdy człowiek powinien mieć prawo do tego, żeby zajmować się tym, co go w życiu najbardziej interesuje. Jeśli mężczyzna zajmuje się zawodem postrzeganym jako kobiecy (np. fryzjer, choreograf, manikurzysta), to patrzy się na niego jak na kogoś, kto pokonał różne przeszkody i jeśli jest dobry w swoich fachu, to go się za to podziwia, chwali i nie ma problemu z tym, że wykonuje "kobiecy" zawód. Natomiast kobieta w męskim świecie nigdy nie usłyszy, że jest tak samo dobra jak mężczyzna, nie będzie postrzegana jako równa mężczyźnie (przynajmniej przez ludzi wykonujących ten sam zawód). Gdy żona dobrze zarabia, a mężczyzna zostaje w domu z dziećmi, wielu ocenia jego sytuację jako uwłaczającą. I właśnie przeciwko takiemu myśleniu protestuje Aleksandra Marinina.
Gdy Aleksandra Marinina stworzyła postać swojej najważniejszej bohaterki. Anastazji Kamińskiej, postać ta w 95% miała cechy autorki. Później obydwie poszły różnymi drogami. Ponieważ pisarka jest starsza od bohaterki o trzy lata, może prowadzić ją za sobą, pokazywać jak przebiegają różne etapy życia. Ale nie może już powiedzieć, że Kamińska jest nią. Jej bohaterka jest zupełnie inna, silniejsza od swojej twórczyni.
Nie sposób krótko opowiedzieć o tym spotkaniu. Było mądrze, ciekawie, zabawnie. O tym co ma Dzierżyński do Marininy, czy można nie przytyć po trzech deserach i czy po sześćdziesiątce zaczyna się starość. O szkolnych lekturach (autorka uważa, że Dostojewski i Tołstoj to nie jest dobry wybór), wytycznych w pisaniu kryminałów w czasach komunizmu (uczciwy bohater, jest doskonałym ojcem, mężem troskliwym opiekunem rodziców, nie ma w fabule łapówek, niecenzuralnych słów, używek, przemocy - jednym słowem nuda), sposobie pracy nad książką, białym martini i najważniejszych mężczyznach w życiu pisarki.
Aleksandra Marinina, autorka, która działa nie czekając na natchnienie, zdobyła serca chyba wszystkich zgromadzonych na sali.
Dzięki porannemu spotkaniu uniknęłam stania w kolejce po autograf.
A na pamiątkę, oprócz zdjęć, mam też to:
Zobacz też:
Świetna relacja, prawie jakbym tam była :)) Ile autografów, fantastyczna sprawa :)
OdpowiedzUsuńNastępnym razem po prostu przyjedź! :D
UsuńBardzo fajna i szczegółowa relacja :) Super! :)
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńAleksandra Marinina zupełnie mi nieznana autorka. Ależ się działo na grandzie. Tak pozytywnie zazdraszczam! No i wiem, jakie tytuły podpowiedzieć bibliotekarkom do zakupu.
OdpowiedzUsuńDziało się, oj działo. Już czekam na kolejną edycję. :D
Usuńoj zazdroszczę tych spotkań - piękna sprawa! A autografy to już bajka:)
OdpowiedzUsuńA od autografów jeszcze cenniejsze są rozmowy. :)
Usuń