czwartek, 11 maja 2017

Kino hiszpańskie: "Nuestros amantes"



Wybór zupełnie losowy. Ot, odpaliłam Netflix i kliknęłam w pierwszy, lepszy hiszpański film, jaki się nawinął pod kursor. Padło na komedię romantyczną Nuestros amantes (reż. Miguel Ángel Lamata) i choć nie jestem miłośniczką tego typu kina, to przecież nie samym thrillerem czy dramatem żyje widz i czasem warto postawić na coś nieco mniej przygnębiającego.


Przepadłam od razu, bo już pierwsza scena przeniosła mnie do ukochanej Saragossy, w której w ubiegłe wakacje zostawiłam sporą część serca. Co więcej, główni bohaterowie poznali się w kawiarni, do której trafiliśmy przypadkiem w sierpniu. Było gorąco (ok. 40 stopni!), intensywne zwiedzanie dało nam się we znaki, a ja miałam ochotę na spróbowanie horchaty. La Bendita skusiła nas ciekawym wnętrzem, obietnicą cienia, wolnym stolikiem przy oknie i horchatą właśnie. Było tłoczno i gwarnie, więc ten wolny stolik potraktowałam jak cud, bo każde niezajęte krzesło w mig znajdowało właściciela. Pamiętam, że przez szybę gapiłam się na tętniące życiem miasto i popijając słodki napój o dość dziwnym, ziemniaczanym posmaku, nie potrzebowałam do szczęścia niczego więcej.

Zatęskniłam za Saragossą oglądając Nuestros amantes, oj, zatęskniłam.


scena z filmu


Sam film jest dość specyficzny (pewnie dla niektórych będzie przegadany i przewidywalny), ale mnie zauroczył nie tylko ze względu na miejsce akcji. Dwa duże plusy wędrują za główną parę aktorską i dialogi, często dość abstrakcyjne, czyli takie jak lubię.

Carlos (Eduardo Noriega) i Irene (Michelle Jenner) poznają się właśnie w La Bendita. To ona go zaczepia, zapraszając do zabawy, do wspólnego spędzenia wolnego czasu. Bez pocałunków, bez zakochiwania się, bez wymieniania numerami telefonów, a nawet bez podawania swoich imion. Szybko się okazuje, że oboje nadają na tych samych falach, ale i oboje mają swoje małe sekrety oraz bolesne miłosne rozczarowania, które w końcu nieproszone wcinają się w tę relację.


kadr z życia - La Bendita


Bądźmy szczerzy - fabuła nie powala. Ale to w końcu komedia romantyczna, więc nikt się cudów po niej spodziewać nie będzie. Na Noriegę i Jenner patrzy się z ogromną przyjemnością, a Saragossa w tle tworzy wspaniały plener. Wizualnie jest więc cudnie. Równie urocze są dialogi. Czasami zabawne, niekiedy refleksyjne. Bywają absurdalne i abstrakcyjne. Wiele w nich nawiązań literackich, trafnych sformułowań, niebanalnych wymian myśli i poglądów. Takich rozmów na co dzień nie usłyszycie, brzmią dość nietypowo i raczej nienaturalnie, ale tu zdają się pasować do niespełnionego, nieco sfrustrowanego pisarza i pełnej życia oraz emocji kobiety, która popadając ze skrajności w skrajność, potrafi być to marzycielska, to wulgarna, to dająca popis erudycji, to znów histerii. Dla mnie super!

Całość w magiczny sposób poprawia nastrój. Mimo zdrad, złamanych serc i całego tego damsko-męskiego bałaganu, który obserwujemy na ekranie i w który prędzej czy później pakuje się większość z nas.

Po obejrzeniu filmu, ogromnie żałuję, że podczas pobytu w Saragossie nie dotarliśmy do Parque Grande José Antonio Labordeta. Po cichu mam nadzieję, że nadrobimy to któregoś dnia.


scena z filmu

kadr z życia

scena z filmu
kadr z życia
I jeszcze raz ten sam deptak, tyle że w wydaniu nocnym.


Zobacz też:




8 komentarzy:

  1. Przegadany i przewidywalny - tak bym go właśnie określiła ;) Zalety: ładna ona, ładny on, no i miasto ;) Ale genialnie musi być zobaczyć i porównać film z tym co się widziało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, ale powiem Ci szczerze, że mnie się to przegadanie szalenie podobało. Lubię takie rozmowy. :D

      Usuń
  2. PS Może Cie to zainteresuje: Alpinista John Porter przyjeżdża do Polski.
    link: http://www.granice.pl/kultura,alpinista-john-porter-przyjezdza-do-polski,7108

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super, ale szkoda, że nie ma spotkania w Poznaniu. :(

      Usuń
  3. Wydaje mi się, że każdy obraz wskrzeszający pielęgnowane przez nas, pobłyskujące radością wspomnienia jest warty uwagi, chociażby tylko jako katalizator tych wzruszeń, więc przedstawiona dziś przez Ciebie produkcja nie może osłabić mojego zaciekawienia. Zwłaszcza że mocnym punktem tego filmu na tle innych wydają się być abstrakcyjne dialogi, należące również do moich ulubionych. Odcienie nonsensu zawsze jakoś przełamują sztampę. A i sama fabuła, choć pozornie znana, w reinterpretacji świetnych aktorów nie może rozczarować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, w takim razie, czy film Ci się spodoba. Dla wielu będzie pewnie przegadany, ale mnie zauroczył nie tylko przez wzgląd na Saragossę. :)

      Usuń
  4. A ja byłem w Parque Grande José Antonio Labordeta i jest bajeczny. Tak samo jak cała Saragossa do której pojechaliśmy z żoną z powodu filmu Nuestros Amantes. Polecam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja najpierw byłam w Saragossie, a później odkryłam film. Mam nadzieję, że jeszcze wrócę do tego miasta, bo bardzo mnie zauroczyło. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.