piątek, 17 marca 2017

Filmowa Kuba: "Dirty Dancing 2"




Dawno, dawno temu, zachęcona licznymi zachwytami, obejrzałam Dirty Dancing. Nie zaiskrzyło. Nudziłam się w trakcie seansu jak mops. Może teraz bardziej bym ten film doceniła, może nie. Faktem jest, że przez tamto rozczarowanie odpuściłam oglądanie drugiej części i pewnie długo bym tę produkcję omijała, gdyby nie moje poszukiwania kubańskich tropów w filmie.


Prawdziwej Kuby jednak w tym filmie nie znajdziemy. Występuje ona wprawdzie w tytule, który w oryginale brzmi Dirty Dancing: Havana Nights i w scenariuszu, ale plan zdjęciowy jest "oszukany". Widz jest przez całą produkcję przekonywany, że oto znalazł się na hawańskich ulicach czy parkietach, ale zdjęcia nagrywano w Portoryko. Nie ma więc co liczyć na autentyczne hawańskie plenery. Zresztą, w chwili, gdy film powstawał (czyli nieco ponad dekadę temu), Hawana i tak nie wyglądała już tak, jak pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy to rozgrywa się akcja filmu.

Dirty Dancing 2 ma prostą, dość przewidywalną fabułę. Do stolicy Kuby przeprowadza się amerykańska rodzina, małżeństwo Millerów z dwiema nastoletnimi córkami. Starsza, Katey (Romola Garai), należy do tych grzecznych, poukładanych dobrych uczennic, z którymi rodzice wiążą wielkie nadzieje. Chętnie widzieliby córką u boku chłopaka z dobrej rodziny, a konkretnie syna pracodawcy Millera. Ta jednak poznaje młodego Kubańczyka, Javiera (Diego Luna) i choć początek znajomości nie jest obiecujący, to z czasem młodym ludziom z różnych światów, udaje się znaleźć wspólny język. Skromna dziewczyna w ciuszkach pensjonarki na oczach widzów zmienia się w ognistą kubańską tancerkę.





Fabuła na kolana nie kładzie, ale to nie dla niej ogląda się ten film, a dla muzyki i tańca. Jest dynamicznie, barwnie i bardzo gorąco. W tle dokonują się przemiany społeczno-polityczne rzutujące nie tylko na życie bohaterów, ale i wszystkich mieszkańców Kuby oraz ich amerykańskich gości. Jest bowiem 1958 rok i od obalenia rządów prezydenta Batisty, Kubańczyków dzieli już tylko kilka kroków. Tymczasem na pierwszym planie rozkwita gorące uczucie.

Miło się tę produkcję ogląda, jeszcze przyjemniej słucha ścieżki dźwiękowej. To jeden z tych filmów, który ma w sobie ładunek pozytywnej energii. Nogi same rwą się do tańca. Mamy tu mocno zaznaczony kontrast pomiędzy Kubańczykami a Amerykanami, który wyraża się nie tylko w pozycji społecznej czy zasobności portfela, ale i innej percepcji rzeczywistości, a także (w końcu to film muzyczny) - w innym sposobie przeżywania emocji w muzyce i tańcu, czyli tym, co gra w Dirty Dancing pierwsze skrzypce.

Lekki, przyjemny seans.


zwiastun filmu


Zobacz też:


24 komentarze:

  1. Ja piszesz: fabuła banalna - zgadzam się, film nie był nagrywany na Kubie - zgadzam się. Ale ja jestem zauroczona tym filmem od wielu lat. Oglądałam go milion razy i ciągle mam ochotę tańczyć razem z bohaterami. Jest jednym z moich ulubionych filmów. A ta muzyka... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muzyka jest absolutnie super! Dla niej pewnie jeszcze do tego filmu wrócę. :)

      Usuń
  2. A ja kocham oryginalny Dirty Dancing. Dla mnie to film kultowy :) "Dirty Dancing 2" średnio mi się podobał. Zachwytu nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę obejrzeć pierwszą część jeszcze raz. :)

      Usuń
  3. Uwielbiam obie części i do obu mam sentyment. Dwójka rzeczywiście porywa piękną muzyką i chęcią do tańca. Havana jest moim wielkim marzeniem! :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiedziałam, że druga część istnieje! muszę jak najszybciej obejrzeć! Dzięki!
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja nie lubię Dirty Dancing ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nic nie pobije jedynki, którą oglądałam dawno temu ale kilka razy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę i ja sobie ten film przypomnieć. Może za drugim razem bardziej mi się spodoba.

      Usuń
  7. Dirty Dancing - pierwsza część - kocham uwielbiam, oglądałam go milion razy - nie wierzę że się nudziłaś :(W przeciwieństwie do ciebie druga część totalnie mi się nie podobała, choć muzyka na plus :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było dawno temu, może teraz byłoby inaczej. :)
      Druga część zaciekawiła mnie przede wszystkim ze względu na miejsce akcji i muzykę. :)

      Usuń
  8. Lubię tę wersję, zawsze porywa mnie do tańca. Faktycznie nie powala w warstwie fabularnej, ale prostota i banał też są czasem dobre, zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z tak niezobowiązującym kinem. Widzę na FW, że oglądałam go 12 lat temu i dałam mu ocenę 6/10 - czyli całkiem nieźle. Oryginalna wersja ma u mnie 7/10, czyli też bez wielkiej rewelacji, ale mam wieeelki sentyment do Patricka, ach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, nie samymi wielkimi produkcjami żyje widz. Wczoraj też oglądaliśmy jakąś pierdołę z Kubą w tle i świetnie się przy tym bawiliśmy. :D
      Jeżeli chodzi o Patricka, to uwielbiam "Uwierz w ducha". <3

      Usuń
  9. Zdecydowanie wolę tą część od pierwszej. Zgadzam się w pełni, że ścieżka dźwiękowa robi tu swoje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, jak ktoś lubi takie rytmy, to nie zwróci uwagi na słabą fabułę. :)

      Usuń
  10. I bez włączania pierwszego filmiku w głowie rozbrzmiało mi "Represent, Cuba!", uwielbiam tę piosenkę, jak z resztą i całą ścieżkę dźwiękową z tego filmu. "Dirty Dancing" lubię oba, obie historie przypadły mi do gustu jako lekkie odskocznie do poprawiania humoru, ale jednak "Havana Nights" ma klimat, który idealnie trafia w mój gust. Mogłabym tańczyć do filmu. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja coraz bardziej intensywnie myślę o lekcjach salsy. Tylko mąż nie bardzo ma ochotę. ;)

      Usuń
  11. Ja uwielbiam i pierwszą i drugą część :) Noo i soundtrack długo miałam na mp3, zachwycił mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Soundtrack jest cudny! "Represent, Cuba" mam cały czas w głowie. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.