Dawno, dawno temu, zachęcona licznymi zachwytami, obejrzałam Dirty Dancing. Nie zaiskrzyło. Nudziłam się w trakcie seansu jak mops. Może teraz bardziej bym ten film doceniła, może nie. Faktem jest, że przez tamto rozczarowanie odpuściłam oglądanie drugiej części i pewnie długo bym tę produkcję omijała, gdyby nie moje poszukiwania kubańskich tropów w filmie.
Prawdziwej Kuby jednak w tym filmie nie znajdziemy. Występuje ona wprawdzie w tytule, który w oryginale brzmi Dirty Dancing: Havana Nights i w scenariuszu, ale plan zdjęciowy jest "oszukany". Widz jest przez całą produkcję przekonywany, że oto znalazł się na hawańskich ulicach czy parkietach, ale zdjęcia nagrywano w Portoryko. Nie ma więc co liczyć na autentyczne hawańskie plenery. Zresztą, w chwili, gdy film powstawał (czyli nieco ponad dekadę temu), Hawana i tak nie wyglądała już tak, jak pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy to rozgrywa się akcja filmu.
Dirty Dancing 2 ma prostą, dość przewidywalną fabułę. Do stolicy Kuby przeprowadza się amerykańska rodzina, małżeństwo Millerów z dwiema nastoletnimi córkami. Starsza, Katey (Romola Garai), należy do tych grzecznych, poukładanych dobrych uczennic, z którymi rodzice wiążą wielkie nadzieje. Chętnie widzieliby córką u boku chłopaka z dobrej rodziny, a konkretnie syna pracodawcy Millera. Ta jednak poznaje młodego Kubańczyka, Javiera (Diego Luna) i choć początek znajomości nie jest obiecujący, to z czasem młodym ludziom z różnych światów, udaje się znaleźć wspólny język. Skromna dziewczyna w ciuszkach pensjonarki na oczach widzów zmienia się w ognistą kubańską tancerkę.
Fabuła na kolana nie kładzie, ale to nie dla niej ogląda się ten film, a dla muzyki i tańca. Jest dynamicznie, barwnie i bardzo gorąco. W tle dokonują się przemiany społeczno-polityczne rzutujące nie tylko na życie bohaterów, ale i wszystkich mieszkańców Kuby oraz ich amerykańskich gości. Jest bowiem 1958 rok i od obalenia rządów prezydenta Batisty, Kubańczyków dzieli już tylko kilka kroków. Tymczasem na pierwszym planie rozkwita gorące uczucie.
Miło się tę produkcję ogląda, jeszcze przyjemniej słucha ścieżki dźwiękowej. To jeden z tych filmów, który ma w sobie ładunek pozytywnej energii. Nogi same rwą się do tańca. Mamy tu mocno zaznaczony kontrast pomiędzy Kubańczykami a Amerykanami, który wyraża się nie tylko w pozycji społecznej czy zasobności portfela, ale i innej percepcji rzeczywistości, a także (w końcu to film muzyczny) - w innym sposobie przeżywania emocji w muzyce i tańcu, czyli tym, co gra w Dirty Dancing pierwsze skrzypce.
Lekki, przyjemny seans.
zwiastun filmu
Zobacz też:
Ja piszesz: fabuła banalna - zgadzam się, film nie był nagrywany na Kubie - zgadzam się. Ale ja jestem zauroczona tym filmem od wielu lat. Oglądałam go milion razy i ciągle mam ochotę tańczyć razem z bohaterami. Jest jednym z moich ulubionych filmów. A ta muzyka... :D
OdpowiedzUsuńMuzyka jest absolutnie super! Dla niej pewnie jeszcze do tego filmu wrócę. :)
UsuńA ja kocham oryginalny Dirty Dancing. Dla mnie to film kultowy :) "Dirty Dancing 2" średnio mi się podobał. Zachwytu nie było.
OdpowiedzUsuńMuszę obejrzeć pierwszą część jeszcze raz. :)
UsuńUwielbiam obie części i do obu mam sentyment. Dwójka rzeczywiście porywa piękną muzyką i chęcią do tańca. Havana jest moim wielkim marzeniem! :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMoim także! :)
UsuńNawet nie wiedziałam, że druga część istnieje! muszę jak najszybciej obejrzeć! Dzięki!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Udanego seansu. :)
UsuńA ja nie lubię Dirty Dancing ;)
OdpowiedzUsuńBywa. ;)
UsuńNic nie pobije jedynki, którą oglądałam dawno temu ale kilka razy :)
OdpowiedzUsuńMuszę i ja sobie ten film przypomnieć. Może za drugim razem bardziej mi się spodoba.
UsuńDwójki teraz nie pamiętam.
OdpowiedzUsuńWięc może warto sobie odświeżyć?
UsuńDirty Dancing - pierwsza część - kocham uwielbiam, oglądałam go milion razy - nie wierzę że się nudziłaś :(W przeciwieństwie do ciebie druga część totalnie mi się nie podobała, choć muzyka na plus :)
OdpowiedzUsuńTo było dawno temu, może teraz byłoby inaczej. :)
UsuńDruga część zaciekawiła mnie przede wszystkim ze względu na miejsce akcji i muzykę. :)
Lubię tę wersję, zawsze porywa mnie do tańca. Faktycznie nie powala w warstwie fabularnej, ale prostota i banał też są czasem dobre, zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z tak niezobowiązującym kinem. Widzę na FW, że oglądałam go 12 lat temu i dałam mu ocenę 6/10 - czyli całkiem nieźle. Oryginalna wersja ma u mnie 7/10, czyli też bez wielkiej rewelacji, ale mam wieeelki sentyment do Patricka, ach!
OdpowiedzUsuńO tak, nie samymi wielkimi produkcjami żyje widz. Wczoraj też oglądaliśmy jakąś pierdołę z Kubą w tle i świetnie się przy tym bawiliśmy. :D
UsuńJeżeli chodzi o Patricka, to uwielbiam "Uwierz w ducha". <3
Zdecydowanie wolę tą część od pierwszej. Zgadzam się w pełni, że ścieżka dźwiękowa robi tu swoje
OdpowiedzUsuńO tak, jak ktoś lubi takie rytmy, to nie zwróci uwagi na słabą fabułę. :)
UsuńI bez włączania pierwszego filmiku w głowie rozbrzmiało mi "Represent, Cuba!", uwielbiam tę piosenkę, jak z resztą i całą ścieżkę dźwiękową z tego filmu. "Dirty Dancing" lubię oba, obie historie przypadły mi do gustu jako lekkie odskocznie do poprawiania humoru, ale jednak "Havana Nights" ma klimat, który idealnie trafia w mój gust. Mogłabym tańczyć do filmu. :D
OdpowiedzUsuńJa coraz bardziej intensywnie myślę o lekcjach salsy. Tylko mąż nie bardzo ma ochotę. ;)
UsuńJa uwielbiam i pierwszą i drugą część :) Noo i soundtrack długo miałam na mp3, zachwycił mnie :)
OdpowiedzUsuńSoundtrack jest cudny! "Represent, Cuba" mam cały czas w głowie. :)
Usuń