Rosa Ribas, Sabine Hofmann Dar języków Wyd. Sonia Draga 2016 488 stron |
Nie miała ani wielkich przyjaciół, ani - tym samym - prawdziwych wrogów, jedynie kilka osób jej nie lubiło[1], a jednak komuś zalazła za skórę na tyle mocno, że pozbawił ją życia.
Smutny był koniec Mariony Sobrerroca, wdowy po lekarzu, kobiety należącej do barcelońskiej socjety. Już nie poczytamy o niej w kronikach towarzyskich, nikt nie będzie pisał o jej sukniach czy manierach. Jeśli pojawi się artykuł na temat tej kobiety, będzie dotyczył prowadzonego śledztwa. W końcu zabójca jest na wolności.
Artykułem zajmie się Ana Martií, młoda dziennikarka, która do tej pory nie miała okazji się wykazać przy pisaniu poważniejszych, bardziej znaczących tekstów. Spod jej pióra wychodziły relacje z bali i innych towarzyskich spotkań. Teraz stoi przed szansą pchnięcia swej kariery do przodu, co jest okazją wartą potraktowania z całą powagą.
I tak właśnie robi Ana, świadoma, że jako kobieta zawsze będzie miała trudniej niż dziennikarze płci męskiej. Mamy bowiem rok 1952, kiedy to równouprawnienie było mrzonką i kobieta-dziennikarka nie była traktowana poważnie i widziano ją raczej w roli piszącej o szmatkach i zabawach niż ważnych wydarzeniach bieżących. Drwiące spojrzenia taksowały kobiety siedzące za kierownicą samochodu, a to co wypada im robić, a czego nie - miało zdecydowanie większe znaczenie niż obecnie.
Czasy są w ogóle niełatwe i to nie tylko dlatego, że w Barcelonie zbliża się termin kongresu eucharystycznego, a trup wdowy po lekarzu psuje wizerunek miasta. Wystarczy wspomnieć, że akcja powieści rozgrywa się w czasach dyktatury Franco. Choć nie będziemy śledzić politycznych rozgrywek, to Rosa Ribas i Sabine Hofmann, autorki Daru języków, nie odcinają swojej opowieści od historycznego tła. Przeciwnie. Dają odczuć jak trudne i niepewne są to czasy, kiedy to łatwo było popaść w niełaskę, stać się ofiarą nagonki, a byle donos mógł owocować zaproszeniem na komisariat, gdzie niejednemu od przesłuchań pękały kości. To czasy cenzury i innych obostrzeń. Dla Barcelony to także okres, kiedy to za chlebem docierały do niej grupy imigrantów z południa, głodni głodem, który oficjalnie nie istniał. Oczywiście tych kilka lakonicznych zdań nie oddaje w pełni dramatu tamtych czasów, ale i autorki nie wgłębiają się zbyt mocno w temat, skupiając na tym, co w kryminałach najistotniejsze. Na dochodzeniu.
Wydawałoby się, że głównymi bohaterami powieści kryminalnej, będą śledczy. Nie tym razem, choć oczywiście pojawią się w powieści także i mundurowi. Kryminalna Brygada Dochodzeniowa ma bowiem przed sobą nie lada zadanie. Śledztwo ma być zakończone jak najszybciej, sprawca ma zostać ujęty, a o całym tym przykrym zamieszaniu, Barcelona i jej goście mają zapomnieć nim rozpocznie się kongres. Trudność polega na tym, że do wielkiego wydarzenia jest tuż, tuż, a inspektorzy nie bardzo mają pomysł na to, jaki mógł być motyw zbrodni i kto mógł jej dokonać.
Ana, która kręci się koło nich zbierając materiały, ma sporo oleju w głowie. Nie zawodzi ją też intuicja. Do współpracy werbuje kuzynkę, której umiejętności jako lingwistki mogą okazać się bardzo cenne przy ustaleniu pewnych faktów, i tak mól książkowy i początkująca dziennikarka[2] docierają do informacji, do których nie dotarli śledczy. Oczywiście będzie to miało swoje konsekwencje. Dobre i sporo złych, a nawet niebezpiecznych.
Dar języków powstał we współpracy Katalonki, Rosy Ribas, i Niemki - Sabine Hofmann. Panie poznały się we Frankfurcie, a efektem ich wieloletniej przyjaźni są także wspólnie napisane książki. Jeśli miałam jakieś wątpliwości co do tego, czy powieść napisana w duecie może być dobra, to szybko się ich pozbyłam. Autorki zafundowały mi interesującą wyprawę do Barcelony z czasów dyktatury Franco, choć użyły go wyłącznie jako tła zdarzeń, dając pojęcie czytelnikom o tym, w jak trudnych czasach żyją bohaterowie, ale nie pchając frankistowskich wątków na pierwszy plan. Ten wypełniony jest warstwą kryminalną. Snują się po nim śledczy, podejrzani, osoby postronne lub postronne pozornie, a także nasz samozwańczy duet dochodzeniowy - dwie bystre kobiety, które chcą dotrzeć do prawdy, a nie jedynie zamknąć śledztwo nim gubernator tupnie swą ważną nóżką i zacznie jeszcze dobitniej domagać się podania głowy mordercy na tacy.
Kryminał Rosy Ribas i Sabine Hofmann ma w sobie nutki tajemniczości powodujące chęć wgłębienia się w opowiadaną historie, ma klimat miejsca i epoki, a główne bohaterki wzbudzają sympatię i biorą na siebie nie tylko rolę detektywów, ale i przewodniczki po czasach, kiedy to dyskryminacja ze względu na płeć była czymś powszechnym, a poczucie bezpieczeństwa niekoniecznie. Trochę w tej powieści znajdziemy także i dziennikarskich smaczków, bo za sprawa połowy samozwańczego duetu śledczego, będziemy świadkami niejednej interesującej sceny. Ciekawym motywem okazał się wątek lingwistyczny i umiejętność czytania listów między wierszami, czyli tworzenie profilu piszącego na podstawie doboru słów, stylu itp. Miłym akcentem dla mnie okazało się pojawienie w treści Złudy Carmen Laforet, którą to Ana kupiła w księgarni Cervantesa. Lubię odnajdować książki w książkach. Zwłaszcza te dobre, z powieść Laforet bez wątpienia taka jest.
Kolejna udana literacka podróż do Barcelony już za mną. To miasto rzuciło na mnie urok, a Dar języków wcale tego uroku nie zdjął, choć pokazuje to miasto od strony pełnej intryg i nieczystych zagrań.
I tak właśnie robi Ana, świadoma, że jako kobieta zawsze będzie miała trudniej niż dziennikarze płci męskiej. Mamy bowiem rok 1952, kiedy to równouprawnienie było mrzonką i kobieta-dziennikarka nie była traktowana poważnie i widziano ją raczej w roli piszącej o szmatkach i zabawach niż ważnych wydarzeniach bieżących. Drwiące spojrzenia taksowały kobiety siedzące za kierownicą samochodu, a to co wypada im robić, a czego nie - miało zdecydowanie większe znaczenie niż obecnie.
Z dyktaturą w tle
Czasy są w ogóle niełatwe i to nie tylko dlatego, że w Barcelonie zbliża się termin kongresu eucharystycznego, a trup wdowy po lekarzu psuje wizerunek miasta. Wystarczy wspomnieć, że akcja powieści rozgrywa się w czasach dyktatury Franco. Choć nie będziemy śledzić politycznych rozgrywek, to Rosa Ribas i Sabine Hofmann, autorki Daru języków, nie odcinają swojej opowieści od historycznego tła. Przeciwnie. Dają odczuć jak trudne i niepewne są to czasy, kiedy to łatwo było popaść w niełaskę, stać się ofiarą nagonki, a byle donos mógł owocować zaproszeniem na komisariat, gdzie niejednemu od przesłuchań pękały kości. To czasy cenzury i innych obostrzeń. Dla Barcelony to także okres, kiedy to za chlebem docierały do niej grupy imigrantów z południa, głodni głodem, który oficjalnie nie istniał. Oczywiście tych kilka lakonicznych zdań nie oddaje w pełni dramatu tamtych czasów, ale i autorki nie wgłębiają się zbyt mocno w temat, skupiając na tym, co w kryminałach najistotniejsze. Na dochodzeniu.
Panie wiodą prym!
Wydawałoby się, że głównymi bohaterami powieści kryminalnej, będą śledczy. Nie tym razem, choć oczywiście pojawią się w powieści także i mundurowi. Kryminalna Brygada Dochodzeniowa ma bowiem przed sobą nie lada zadanie. Śledztwo ma być zakończone jak najszybciej, sprawca ma zostać ujęty, a o całym tym przykrym zamieszaniu, Barcelona i jej goście mają zapomnieć nim rozpocznie się kongres. Trudność polega na tym, że do wielkiego wydarzenia jest tuż, tuż, a inspektorzy nie bardzo mają pomysł na to, jaki mógł być motyw zbrodni i kto mógł jej dokonać.
Ana, która kręci się koło nich zbierając materiały, ma sporo oleju w głowie. Nie zawodzi ją też intuicja. Do współpracy werbuje kuzynkę, której umiejętności jako lingwistki mogą okazać się bardzo cenne przy ustaleniu pewnych faktów, i tak mól książkowy i początkująca dziennikarka[2] docierają do informacji, do których nie dotarli śledczy. Oczywiście będzie to miało swoje konsekwencje. Dobre i sporo złych, a nawet niebezpiecznych.
Udana współpraca katalońsko-niemieckiego duetu
Dar języków powstał we współpracy Katalonki, Rosy Ribas, i Niemki - Sabine Hofmann. Panie poznały się we Frankfurcie, a efektem ich wieloletniej przyjaźni są także wspólnie napisane książki. Jeśli miałam jakieś wątpliwości co do tego, czy powieść napisana w duecie może być dobra, to szybko się ich pozbyłam. Autorki zafundowały mi interesującą wyprawę do Barcelony z czasów dyktatury Franco, choć użyły go wyłącznie jako tła zdarzeń, dając pojęcie czytelnikom o tym, w jak trudnych czasach żyją bohaterowie, ale nie pchając frankistowskich wątków na pierwszy plan. Ten wypełniony jest warstwą kryminalną. Snują się po nim śledczy, podejrzani, osoby postronne lub postronne pozornie, a także nasz samozwańczy duet dochodzeniowy - dwie bystre kobiety, które chcą dotrzeć do prawdy, a nie jedynie zamknąć śledztwo nim gubernator tupnie swą ważną nóżką i zacznie jeszcze dobitniej domagać się podania głowy mordercy na tacy.
Kryminał Rosy Ribas i Sabine Hofmann ma w sobie nutki tajemniczości powodujące chęć wgłębienia się w opowiadaną historie, ma klimat miejsca i epoki, a główne bohaterki wzbudzają sympatię i biorą na siebie nie tylko rolę detektywów, ale i przewodniczki po czasach, kiedy to dyskryminacja ze względu na płeć była czymś powszechnym, a poczucie bezpieczeństwa niekoniecznie. Trochę w tej powieści znajdziemy także i dziennikarskich smaczków, bo za sprawa połowy samozwańczego duetu śledczego, będziemy świadkami niejednej interesującej sceny. Ciekawym motywem okazał się wątek lingwistyczny i umiejętność czytania listów między wierszami, czyli tworzenie profilu piszącego na podstawie doboru słów, stylu itp. Miłym akcentem dla mnie okazało się pojawienie w treści Złudy Carmen Laforet, którą to Ana kupiła w księgarni Cervantesa. Lubię odnajdować książki w książkach. Zwłaszcza te dobre, z powieść Laforet bez wątpienia taka jest.
Kolejna udana literacka podróż do Barcelony już za mną. To miasto rzuciło na mnie urok, a Dar języków wcale tego uroku nie zdjął, choć pokazuje to miasto od strony pełnej intryg i nieczystych zagrań.
***
Książkę polecam
miłośnikom kryminałów
szukającym barcelońskich tropów w literaturze
wielbicielom silnych kobiet
poszukującym powieści, których akcja rozgrywa się w czasie dyktatury Franco
ciekawym intryg barcelońskiej socjety
***
[1] Rosa Ribas, Sabine Hofmann, Dar języków, przeł. Patrycja Zarawska, Wyd. Sonia Draga, 2016, s. 137.
[2] Tamże, s. 413.
***
Przeczytaj też
Autorski kobiecy duet i duet bohaterek na tropie... tylko podwójnego morderstwa kobiet brak... Zaciekawiłaś mnie.
OdpowiedzUsuńA kto powiedział, że brak? ;)
UsuńZ miłą chęcią przeczytałabym kryminał z nutką tajemniczości:)
OdpowiedzUsuńFajny, więc serdecznie zachęcam. :)
UsuńNaprawdę świetna recenzja - w tak barwny i porywający sposób piszesz o książce, że nie sposób po nią nie sięgnąć. :)
OdpowiedzUsuńMiło mi. :)
UsuńNapisały razem jeszcze co najmniej jedną powieść kryminalną, o ile dobrze pamiętam. Mówisz o równouprawnieniu za czasów Franco: nie tylko nie było o nim mowy, ale kobiety były traktowane jako nieletnie przez całe swe życie i potrzebowały "tutora" męskiego do załatwienia jakiejkolwiek sprawy urzędowej, nie mogły dysponować własnymi pieniędzmi, pracować poza domem etc bez zgody tegoż osobnika.
OdpowiedzUsuńTa druga nie jest niestety przetłumaczona na polski, ale tak po cichu liczę na to, że zostanie. :)
UsuńNie miałam o tym pojęcia...
Premiera tej książki mi umknęła, a chętnie przeczytałabym kryminał, którego akcja toczy się w Barcelonie :) Będę polować :)
OdpowiedzUsuńJa jak tylko zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach, to nie mogłam usiedzieć z radości. :D
UsuńZapowiada się świetna powieść, dawno nie czytałam historii z wątkiem kryminalnym, która poruszyłaby mnie jakoś bardziej, ale widzę, że ten tytuł może taki być. Dodatkowym smaczkiem są kobiece postaci i nieciekawe czasy, w których przyszło im żyć.
OdpowiedzUsuńW takim razie, trzymam kciuki, żeby książka trafiła w Twój czytelniczy gust. :)
Usuń