środa, 20 kwietnia 2016

Nadia Szagdaj "LOVE"
Ludzie pełni tajemnic

Nadia Szagdaj
LOVE ...a bez niej tylko mrok
Wyd. Bukowy Las
2016
296 stron
Zawód dziennikarza miał być jak najlepszy kochanek - pasjonujący i pełen niespodzianek, ale i stateczny, kiedy trzeba, dający szczęście i przynoszący pieniądze. Tymczasem okazał się zdradziecki i niepewny, w dodatku nudnawy, szczególnie w tej branży, do której trafiła przypadkiem[1].

A później autorka tych słów przypadkiem trafiła na pewien artykuł. I przestało być nudnawo.



Kryminalny Wrocław


Nie miałam jeszcze okazji zapoznać się z kryminalnym cyklem retro Nadii Szagdaj, choć pierwszy tom Kronik Klary Schultz czeka od jakiegoś czasu na półce, za to odbyłam z autorką podróż do współczesnego Wrocławia. Mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska zapewne bez trudu zlokalizują w przestrzeni miasta miejsca opisywane przez nią w najnowszym kryminale LOVE ...a bez niej tylko mrok.

Do Wrocławia wróciła właśnie Ineza Fisher, główna bohaterka wspomnianego kryminału. Dziennikarka przez jakiś czas przebywała w Londynie, a teraz rozgląda się zastawiając, co by tu ze sobą zrobić. W niewesołym rozmyślaniu pomaga jej alkohol i pewnie nie skończyłoby się to dobrze, gdyby nie pewien przypadek.

Od tabloidu do kryminalnego śledztwa


Ina zawsze chciała uchodzić za poważną dziennikarkę śledczą, a nawet nią być. Niestety, do tej pory zajmowała się głównie skandalami gwiazd i innymi tabloidowymi tematami, a te, jak wiadomo, cieszą się wprawdzie zainteresowaniem czytelników, ale tworzenie artykułów na ich temat, trudno określić wybitnym dziennikarskim osiągnięciem. Humor mógłby jej poprawić fakt, że książka jej autorstwa, która właśnie pojawiła się na rynku cieszy dużym zainteresowaniem gdyby nie pewien drobiazg. Fisher napisała ją jako ghostwriter. Celebrytka z zapałem promuje "autobiografię" rozpowiadając ileż to łez kosztował ją powrót do trudnych wspomnień, a sfrustrowana autorka owej "autobiografii" zalewa smutki kolejną szklanką (i to bynajmniej nie herbaty).

Od tygodnia celebrytka święciła triumfy pośród dziesięciu najpopularniejszych pisarzy w Polsce... Pisarzy! A nie umiała porządnie sklecić nawet jednego zdania! (...) A gdyby tak na okładce umieszczono informację: "Autorstwa Inezy Fisher"? Czy wtedy ktoś w ogóle by ją kupił? Nie! Bo przecież chodziło o to, że napisała ją ta Pasiecznik[2].

Gdy wydaje się, że jest źle i lepiej nie będzie, buszującej w Internecie dziennikarce wpada w oko wzmianka o zaginięciu Agnieszki, koleżanki ze szkoły. Wprawdzie kobiety nie widziały się od kilkunastu lat, a w i w dzieciństwie nie były sobie bliskie (delikatnie mówiąc), ale Ina postanawia napisać o Adze artykuł. Początkowo ma to być jedynie krótka wzmianka zwracająca uwagę na zaginioną, ale wydawca ma nadzieję na coś bardziej obszernego. Trzy strony w magazynie są nie do pogardzenia, nawet jeśli to magazyn plotkarski. Ina bierze się do pracy.




Nie całkiem przekonana...


W LOVE dużo się dzieje. Chwilami może nawet za dużo, bo każdy z ważniejszych bohaterów kryje tajemnicę dość sporego kalibru. Czasami mniej znaczy więcej. Jednak umiejętności zaskakiwania czytelników, Nadii Szagdaj odmówić nie można (pewna babcia jest numerem jeden na liście owych zaskoczeń, a konkurencję ma sporą). Ina prowadząc swoje dziennikarskie śledztwo dociera do dawnych znajomych ze szkoły i innych znajomych zaginionej psycholog, dowiadując się przy okazji, jak bardzo postać Agnieszki daleka była od ideału i jak wielkie sekrety mogą skrywać niepozorni ludzie.

Dziennikarka węszy, pyta, nachodzi każdego, kto może pomóc jej w dotarciu do prawdy. Nawiązuje też współpracę z pewnym policjantem. Ilekroć czytam kryminały, a na scenie rodzi się duet damsko-męski zastanawiam się, po jakim czasie nowi znajomi pójdą ze sobą do łóżka i zdarza mi się odetchnąć z ulgą, gdy w jednej na sto książek nie pójdą wcale. Rozumiem, że wspólna sprawa łączy, a gdy ona jest wolna i on nie ma obrączki, to już w ogóle nie ma przeszkód, by nie spędzić miło czasu, ale... to takie oklepane.

Nadia Szagdaj
źr. materiały promocyjne wydawnictwa
Czasami coś mi w fabule zgrzytało. Niby nic wielkiego, ale jednak... zgrzyta.
Dlaczego ktoś, kto zamierza popełnić samobójstwo, po wykonaniu telefonu do innej osoby nie rozłącza się, tylko zmusza rozmówcę do słuchania tego, co się z nim dzieje? Nie chcę zdradzać nic więcej, ale nie jest to wołanie o pomoc i nadzieja, że rozmówca zdoła przyszłego samobójcę uratować, więc ten motyw służy chyba tylko podkręceniu akcji.
Poza tym, bohaterka, która z mieszkania miała widok na jeden z najbardziej ruchliwych placów miasta[3], jednocześnie zbyt często siedziała sama, poddając się ciszy panującej w jej mieszkaniu od strony podwórza[4]. Być może Ina ma przyjemność kuchnię mieć przy jednej ścianie bloku, salon przy drugiej, ale i tak średnio mnie to przekonuje.
No i ten nieszczęsny e-book... Ina oddaje się chwili relaksu z ulubiona lekturą, czyli... kryminałem o detektyw Klarze Schultz. Tu do głosu doszły moje prywatne uprzedzenia, ale postanowiłam się nimi podzielić. Zapachniało mi trochę (na szczęście tylko odrobinę) nachalną kryptoreklamą stosowaną przez Katarzynę Michalak, a to nie jest pozytywne skojarzenie. Nie mam nic przeciwko nawiązywaniu przez pisarzy do innych książek, w tym także ich własnych, ale...

A jednak wciąga...


Marudzę i marudzę, ale musiałabym skłamać, gdybym chciała napisać, że LOVE Nadii Szagdaj mnie nie wciągnęło. Akcja toczy się wartko, na brak atrakcji nie można narzekać, zakończenie zaskakuje (w każdym razie co do motywu, bo tożsamość sprawcy była dość łatwa do odgadnięcia). Plusem jest osadzenie fabuły w rzeczywistych realiach. Sama historia należy do gatunku raczej tych, które pozwalają oderwać się od codzienności i dobrze bawić. Autorka wrzuciła do niej sporo różnych problemów (m.in. przemoc domową). Gdyby zdecydowała się rozbudować te wątki, a nie potraktować je jak epizody towarzyszące śledztwu Iny, mógłby z tego wyjść niezły kryminał z psychologiczną nutą. Tak się jednak nie stało, więc mamy dynamiczny kryminał z dziennikarką, która udowadnia, że sporo racji tkwi w powiedzeniu: uważaj o czym marzysz, bo może się spełnić.


***

Książkę polecam
miłośnikom lekkich kryminałów
marzącym o karierze dziennikarza śledczego
szukającym rozrywkowej lektury na wieczór
mieszkańcom Wrocławia

***

[1] Nadia Szagdaj, LOVE ...a bez niej tylko mrok, Wyd. Bukowy Las, 2016, s. 9.
[2] Tamże, s. 10.
[3] Tamże, s. 14.
[4] Tamże, s. 19.

***



14 komentarzy:

  1. Mam apetyt na tę książkę nawet pomimo minusów i liczę, że ogólnie będę w miarę zadowolona z powieści. Nie dziwię się, że drażniła Cię nachalna reklama własnej twórczości, też nie lubię takich chwytów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niby trochę narzekam, ale książkę dobrze mi się czytało. Wciąga. :)

      Usuń
  2. Może być mimo wszystko ciekawa. Szukam czegoś "lekkiego" :)

    Buziaczki! ♥
    Zapraszam do nas :)
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm... powiem Ci szczerze, że jakoś szczególnie przekonana nie jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W wolnej chwili czemu nie, mimo tych minusów, na które zwróciłaś uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie się czyta. Te minusy nie przeszkadzają w dobrej zabawie podczas lektury. Ot, takie małe zgrzyty. :)

      Usuń
  5. W sumie trochę mnie zaciekawiła, ale odniosłam wrażenie, że aż tak porywająca nie była :) Faktycznie dziwny zabieg z nawiązywaniem do swoich książek, sama chyba nigdy nie zastosowałabym takiego zabiegu, nie będę więcej się wypowiadać co na taki temat myślę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybko się czyta, dobrze się bawiłam, więc ogólnie nie jest źle.

      Co do nawiązywania do swoich książek, wyczulona jestem głównie przez Michalak. Źle mi się zaczął kojarzyć taki zabieg.

      Usuń
  6. Bardzo interesuje mnie ta książka i w najbliższej przyszłości mam zamiar się w nią zaopatrzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja ją po prostu uwielbiam! Czytałam i recenzja równiez jest u mnie. Byłam po prostu zachwycona! Może wątków jest kilka, ale mnie się wszystko bardzo podobało. A babcia, to była po prostu petarda!
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, babci powera nie można odmówić. Ten wątek mnie totalnie rozłożył na łopatki. :D

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.