środa, 6 kwietnia 2016

Karina Bonowicz "I tu jest bies pogrzebany"
Śmiertelnie niepoważnie

Karina Bonowicz
I tu jest bies pogrzebany
Wyd. Czwarta Strona
2016
288 stron
Ojciec mówi, że każdy ma taką śmierć, na jaką sobie zasłużył. To chyba oznacza, że do jednych przychodzi ona jako stara kobieta z papierosem w zębach, z twarzy podobna zupełnie do teściowej, a do innych jako apetyczna blond pielęgniarka w malinowym błyszczyku na ustach. To znaczy ubrana tylko w malinowy błyszczyk. Do jeszcze innych jako pracownik urzędu skarbowego albo facet z reklamy MARLBORO[1].

Ten cytat ma Was przygotować na to z czym przyjdzie Wam się zmierzyć w trakcie lektury powieści I tu jest bies pogrzebany Kariny Bonowicz.

Będzie śmiertelnie niepoważnie choć na nieśmiertelnie poważne tematy.

Cześć, Nina; cześć, Maria


Powinno być dramatycznie, bo branża funeralna przeżywa kryzys, a wraz z nią kryzys przeżywają ci, którzy prowadzą dom pogrzebowy. No bo i na co ci spory wybór trumien czy możliwość zorganizowania płaczek na kameralnym pogrzebie kogoś, kogo chować przychodzą tylko ci, którzy chcą się upewnić, że ten ktoś aby na pewno jest martwy, skoro w mieście nikt nie chce umierać?

Z takim problem boryka się Eugeniusz, właściciel domu pogrzebowego Ryszard&Córki. Nieobecność Ryszarda w tej całej historii zignorujmy. Nie jest ani żywy, ani martwy, tylko niezbyt obecny. Tacy nas nie interesują. Skupmy się na obecności córek, bo tej się przeoczyć nie da. 

Córek mamy sztuk dwie. Oddajmy im głos.

Zaczynam dzień od listy leków przyklejonej taśmą samoprzylepną do lustra w łazience. Na co dzisiaj mamy? Na migrenę, na oczy, na zęby, na ciśnienie. NA ŻYCIE. Przeciw migrenie, przeciw ślepocie, przeciw paradontozie, przeciw zawałowi. Przeciw śmierci. NA ZAPAS. Na wszelki wypadek. Na zdrowie! Cześć, mam na imię Nina i boję się kilku rzeczy. Cześć, Nina[2].

Zaczynam dzień od lustra w łazience. Patrzę, o ile postarzałam się od wczoraj. Porównuję to z tym, o ile postarzałam się od przedwczoraj. I zapisuję. Cześć. Mam na imię Maria i chyba się starzeję. Chyba? Na pewno! Cześć, Maria[3].

Na szczęście więcej bardzo ważnych bohaterek płci żeńskiej w tej powieści nie ma, bo inaczej rano do łazienki trzeba by rozdawać numerki, co i tak nie gwarantowałoby swobodnego do niej dostępu. Mamy więc Marię wiecznie liczącą zmarszczki i Ninę, która widzi u siebie wszystkie objawy wszystkich chorób. Z wyjątkiem hipochondrii.


Witamy w zakładzie pogrzebowym



Dla równowagi, ale tylko płci, bo o jakiejkolwiek równowadze (zwłaszcza psychicznej) trudno tu mówić, mamy także i panów. Kilku, ale skupmy się na dwóch najważniejszych osobnikach. Edwardzie, pisarzu a zarazem mężu Marii, oraz Jakubie, lekarzu Niny.

Cześć, mam na imię Edward i jestem uzależniony. Od relanium, mitomanii i mojej żony, Marii[4].

Cześć, mam na imię Kuba i nie sypiam od trzech miesięcy. Ani sam, ani tym bardziej z kimś[5].


Karina Bonowicz
[źródło]


Ok, skoro już wszyscy się znamy, przejdźmy do fabuły. Edward chwilowo mieszka sam i walczy z niemocą twórczą. Gdy już skończy kolejny romans dla gospodyń domowych, wreszcie będzie mógł kochać się z żoną. Na razie żona, dbając o swoje zdrowie psychiczne i komfort pracy małżonka, przeniosła się do siostry i ojca, którzy mieszkają przy zakładzie pogrzebowym. Myślicie, że to kiepskie tło dla powieści o iście komediowym charakterze? Niekoniecznie.

Śmierć nie jest zabawnym tematem. Nic a nic, choć twórcy Nagrody Darwina zdają się mieć inne zdanie. Nie ma niczego śmiesznego w utracie bliskich, w odchodzeniu powolnym czy gwałtownym, w przygotowaniach do pochówku, w towarzyszeniu żałobnikom. A jednak Karinie Bonowicz udało się stworzyć wokół tego tematu zabawną otoczkę i ryzykownie, acz bardzo udanie, podejść do śmierci nie w czarnym stroju, a z czarnym humorem. Śmierci nie unikniesz. Tych, którym udało się oszukać przeznaczenie jest niewielu. Nie udało się to nawet Davidowi R. Ellisowi. Wbrew temu, co twierdzą niektórzy - Elvisowi także nie. Sorry, ktoś musi Wam o tym powiedzieć. Wszyscy umrzemy. Może więc warto oswoić to, co nieuniknione? Może czasami lepiej jest się śmiać niż liczyć zmarszczki, leczyć się na wszystko i pytać wujka google na ile sposobów może nas zabić czerwona kropka, którą na środkowym palcu mamy od rana i która ewidentnie od śniadania do obiadu powiększyła się o dwa nanometry? Może zamiast kisić się w czterech ścianach, tracić kolejne szanse, rezygnować z marzeń i pragnień, chować się za kurtyną strachu, niewiary we własne siły, lęków rozmaitego kalibru, może zamiast tego wszystkiego warto po prostu żyć?


Chichot, rechot, salwy śmiechu



Ta książka mogła okazać się totalnym niewypałem. Karina Bonowicz nagromadziła w niej taką liczbę absurdalnych i humorystycznych scen, dialogów, postaci, przemyśleń, haseł, że całość mogła okazać się niestrawna. Nic z tego. I tu jest bies pogrzebany rozbawi nawet największego ponuraka. Chichot, rechot, salwy śmiechu - tego się nie da uniknąć, więc bądźcie ostrożni wybierając miejsce, w którym zasiądziecie do lektury. W ponurych wnętrzach poczekalni czy środków komunikacji publicznej, gdzie więcej jest ponurych twarzy niż tych rozjaśnionych uśmiechem, będziecie wyglądać dziwnie. Choć, z drugiej strony - może uda wam się rozśmieszyć otoczenie?

I tu jest bies pogrzebany to powieść, która uczy dystansu. Do siebie, do otoczenia. Autorka nie oszczędziła nawet pisarskiego światka, tworząc postać Edwarda, któremu wena wymyka się bezlitośnie, marzenie o prawdziwej psychofance nie chce go opuścić, a seks z żoną będzie dlań nagrodą za to, że napisał nie tylko pierwsze zdanie swej powieści, ale i ostatnie.





Karina Bonowicz oddaje głos bohaterom. To oni wprowadzają czytelników w swój świat, przerysowany, ale dzięki temu jeszcze zabawniejszy i tak cudnie absurdalny. Opowiadając swe przygody zdolni są podnieść do góry kąciki ust nawet największym smutasom. Tu nawet to, co w rzeczywistości nie jest wcale zabawne, ma humorystyczne zabarwienie. Skojarzenia, gry słowne - tego w I tu jest bies pogrzebany nie zabraknie. Autorka stawia na rozrywkę i rozrywki dostarcza.

Możesz więc wybrać - być sztywnym i wspomóc biznes Edwarda i jego córek lub dać się rozbawić i zmobilizować autorkę do stworzenia kolejnych zabawnych fabuł. Wybór należy do ciebie.

Zaczęło się od śmierci babci. Po babci był kurier DHL-u, któremu pomyliły się imiona dziewczyn, kasjerka, którą trafił szlag, chłopak, któremu dziewczyna powiedziała: Jedź, lewa strona wolna", kierowca autobusu, który myślał, że mąż sąsiadki nadal jest w delegacji etc. etc[6].

Zaczęło się więc od babci. A skończy... Sami sprawdźcie!



***

Książkę polecam
czytelnikom z poczuciem humoru
ceniącym czarny humor
poszukującym powieści dostarczających dużej dawki rozrywki
potrzebującym ładunku pozytywnej energii
szukającym pozytywnych lektur

***

[1] Karina Bonowicz, I tu jest bies pogrzebany, Wyd. Czwarta Strona, 2016, s. 20.
[2] Tamże, s. 42.
[3] Tamże, s. 43.
[4] Tamże, s. 42.
[5] Tamże, s. 43.
[6] Tamże, s. 20-21.

***


30 komentarzy:

  1. Czasem przydaje się taka lektura okraszona czarnym humorem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No pewnie! Nie ma to jak pośmiać się nad książką. :D

      Usuń
  2. Uwielbiam te momenty, kiedy śmieję się do książki w autobusie lub metrze, a ludzie patrzą na mnie, jak na dziwaka :) Chyba odnajdę się w tej historii. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się próbuję powstrzymywać od parskania nad książką, ale nie zawsze wychodzi. :D

      Usuń
  3. Ja już po :)Niektóre skojarzenia autorki to małe majstersztyki :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepsza jest Nina, bez dwóch zdań;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w stu procentach. Dla mnie to w ogóle fascynująca postać, bo mnie trzeba wołami ciągnąć do jakiegokolwiek lekarza. :D

      Usuń
  5. Potrzeba mi pozytywnego ładunku energii- a dystans do świata też potrzebny, książkę będę mieć na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie musisz koniecznie przeczytać tę książkę. :)

      Usuń
  6. Bardzo zaintrygowała mnie ta książka. Zapisuję tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam i bardzo mi się podobała :). Wyśmienita powieść przepełniona czarnym humorem. Po prostu fenomenalna!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się świetnie bawiłam. A mąż musiał wysłuchiwać co lepszych tekstów. :D

      Usuń
  8. Czasami odczuwam potrzebę rozluźnienia się i poprawienia sobie humoru w trakcie lektury, dlatego "I tu jest bies pogrzebany" może być w sam raz idealna dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam wielką chrapkę na tę powieść, ale nie mogę w tym miesiącu na nią sobie pozwolić. W przyszłym tez mam napięty budżet ;/ Twoja recenzja jeszcze bardziej mnie przekonała, że warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka nie zając. Jak nie w tym miesiącu to innym. Ale warto o niej pamiętać. :)

      Usuń
  10. Coś czuję, że to jest książka dla mnie, mimo że za komediami literackimi nie przepadam. Ale mam wrażenie, że ten czarny humor i oswajanie śmierci ma w sobie to coś. No i nie będę kryć, że mam w sobie wiele z bohaterek, a przynajmniej na pierwszy rzut oka tak to wygląda :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odejdź od lustra! :D

      Mnie mało która książka śmieszy i chyba wolę lektury trzymające w napięciu niż komediowe, bo tymi pierwszymi łatwiej trafić w mój gust. Ale akurat powieść Kariny Bonowicz ogromnie przypadła mi do gustu. Od czasów "Dożywocia" Marty Kisiel nie bawiłam się tak dobrze podczas lektury, a i wcześniej niewiele było równie zabawnych. :)

      Usuń
  11. Miejsce akcji na pewno nietuzinkowe. Może znajdziemy ją w bibliotece, bo na zakup na razie nie mamy aż takiego parcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że mimo wszystko wpadnie Wam w ręce. ;)

      Usuń
  12. Jestem zaintrygowana na tyle, że od razu dodaję do listy do przeczytania, z postanowieniem, że nie będzie tam czekała X lat ;-) Ciekawa jestem jak autorka wszystko połączyła w całość i chętnie poznam bohaterki i bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Coś dla mnie ^^ Czarny humor, zakład pogrzebowy i tak dalej... Brzmi intrygująco :) Będę miała ją na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  14. Czarny humor to jest to :D Muszę zapamiętać tytuł :P

    OdpowiedzUsuń
  15. Tylko dlaczego okładka taka nijaka, a właściwie, mówiąc dosadnie: amatorska. Na pierwszy rzut oka wygląda jak self-publishing, od Czwartej Strony oczekiwałabym czegoś lepszego (biorąc pod uwagę np. okładkę "Dziewczyny z rewolwerem", która w polskim wydaniu nawet bardziej przyciąga wzrok niż oryginalna).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem? Mnie się nawet podoba, choć wśród książek CS jest sporo takich z ciekawszymi okładkami. Rzecz gustu, więc się sprzeczać nie będę. :)

      Ale do selfów bym tego nie porównywała. To zdecydowani inny poziom.

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.