poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Beata Szady "Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy"
W sercu wyjącego psa

Beata Szady
Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy
Wyd. Czarne
2016
176 stron
Na mapie Peru wygląda jak pies. Leży na zachodnim brzegu Ameryki Południowej. Patrzy na wschód, na Brazylię, i wyje. Z pyska wycieka mu Amazonka[1].

Gdyby Beata Szady była zwykłą turystką, nie zaś dziennikarką z doktoratem, która naukowo zajmuje się reportażem dotyczącym współczesnej Ameryki Łacińskiej, zapewne opowiedziałaby nam o tej Limie, której stare miasto wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO, z której przyjeżdża się zachwyconym tamtejszymi kościołami i uroczym Parque de la Reserva. Wspomni o tym, ale tylko przy okazji. Tak naprawdę Beata Szady opowie o czymś zupełnie innym.

O życiu na ulicy, a właściwie o ludziach nierozerwalnie z nią związanych, stale słyszących jej wołanie. O ludziach niewidzialnych dla państwa, biednych, uzależnionych, których historie można wyczytać ze smutku w oczach i blizn na ciele. O ludziach przegranych i takich, którzy wciąż się nie poddają. Wierzą, że mogą zacząć nowe, lepsze życie.


Blizny


Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy to opowieść o przetrwaniu. Bo tym dla wielu bohaterów tego reportażu jest każdy dzień - walką o przetrwanie. Wprawdzie w stolicy Peru nie brak luksusowych dzielnic, bogatych mieszkańców, eleganckich samochodów i wieżowców ze szkła, na którym tańczą promienie peruwiańskiego słońca, ale to tylko jedna strona medalu. Na drugiej jest bieda, są sypiące się domy, dzieci, które pracują na ulicy, brud, nielegalny handel, przestępczość, ludzie odurzeni terokalem... Ciemna strona wielkiego miasta.

Beata Szady przygląda się ludziom ulicy. Odczytuje historię ich blizn - śladów przemocy i pecha, samookaleczenia i głupoty. 
Cztery krechy na przedramieniu. Bo było źle. 
Jedna pod brodą. Długa na ponad dziesięć centymetrów. Ze śladami szwów, na pamiątkę nieudanej próby poderżnięcia gardła. Napastnik miał mniej szczęścia. 
Trzy okrągłe z boku szyi. Już nie wiadomo skąd. 
I wiele innych.

Jedni mają dokąd wrócić na noc. Dla innych ulica jest domem. Tu pracują, tu walczą o przetrwanie. Na różne sposoby. Często nie mają dowodów tożsamości. Ich wyrobienie wymaga zachodu. I gotówki. Tej samej, którą lepiej przeznaczyć na zapełnienie żołądków. Lub nałóg. Uzależnionych nie brakuje. Bo przecież w czymś trzeba szukać ucieczki. 

Dom Wasi


Beata Szady przygląda się nie tylko tym, którzy potrzebują pomocy (choć nie zawsze pomóc sobie pozwalają), ale i tym, którzy ją oferują. 

Dom Wasi to dom dla chłopców z ulicy, prowadzony przez prywatne stowarzyszenie o tej samej nazwie. Znajduje się w zamieszkanej przez klasę średnią części dzielnicy Chorrillos na południu Limy. Wybór miejsca jest bardzo ważny. Chodzi o to, żeby nie było ani zbyt bogato - bo wtedy chłopcy będą się czuli gorsi i nie nawiążą kontaktu z sąsiadami - ani zbyt biednie, by mogli poznać normalne życie, bez nędzy i patologii[2].

Powinno w tym momencie powiać optymizmem. Jest miejsce, są chęci, są środki. Pomarańczowy salon, zielono-wiśniowa kuchnia. Tchnie radością. Niestety pozorną, bo praca dyrektora domu i wolontariuszy często okazuje się syzyfową. Chłopcy wracają na ulicę. Niewielu jest takich, którzy widzą szansę na poprawę swojego losu. Historie przytaczane przez Beatę Szady zwyczajnie przygnębiają. Poczucie beznadziei nie opuszcza. Trudno uczynić głuchym na zew ulicy tych, których ona wychowała. Trudno nauczyć żyć inaczej: bez przemocy, bez agresji, na zupełnie innych zasadach. 

Opowieść o wielkim mieście


Przeczytałam reportaż o Limie, ale tak naprawdę, przeczytałam reportaż dość uniwersalny, o wielkim mieście i jego problemach. O powiększających się kontrastach, o rozrastających się dzielnicach biedy, o miejscach, do których lepiej nie zaglądać. Ani za dnia, ani tym bardziej po zmroku. Mówiąc o problemach współczesnej Limy, dziennikarka wymienia przeludnienie, przestępczość, nierówność społeczną, zaniedbane budynki, zanieczyszczenia, nadmiar śmieci, problemy z komunikacją, brak poczucia bezpieczeństwa. Czy nie są to problemy wielkich skupisk ludności, w których oprócz mieszkańców ważnych i liczących się, oprócz szarej masy ewidencjonowanych przeciętniaków, są też tacy, których istnienia próbuje się nie dostrzec, zostawiając ich z ich trudną egzystencją?

Turyści pragną piękna, prawdy już mniej[3].

Pisząc o Limie Beata Szady każe zajrzeć za pałac prezydencki. Tam znajdziecie jedną z najbiedniejszych dzielnic miasta. Mówi o problemach z wodą. Za dwadzieścia lat może jej po prostu zabraknąć. Wspomina o tym, że niektórzy eksperci jedyny ratunek dla miasta widzą w siłach natury. Gdyby regularnie nawiedzane przez trzęsienia ziemi po prostu się rozsypało, można by je postawić na nowo. Przywołuje jednak także statystyki, które mówią, że limańczycy wierzą w poprawę, wierzą w lepsze jutro.

Lima ją woła


Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy. Niewielki format. Krótkie rozdziały. Mało, by temat wyczerpać, wystarczająco, by nim zainteresować. Dziennikarka zamyka swoje opowieści w krótkich rozdziałach, pisze mocno, ale z dystansem. Jej język jest językiem konkretów, nie emocji, a jednak trudno tych emocji pozbyć się w trakcie lektury. Na tym polega jej siła. Na sugestywności zwięzłych opisów.

Beata Szady spędziła w Limie wiele czasu i wiele pewnie jeszcze spędzi. Lima ją woła tak, jak ulica woła chłopców z placu Grau. Tych, których nazywają piraniami. 

Mam nadzieję, że dzięki tym powrotom powstanie kolejna książka. Mam nadzieję, że limańczycy nie mylą się wierząc w lepsze jutro.

Peru to wyjący pies, Lima to krab, a tułów tego kraba to stare miasto. Na pierwszy rzut oka ładne, dość zadbane. Z myślą o turystach. Można ich spotkać na dwóch głównych placach - żółtym Plaza de Armas z pałacem prezydenckim i katedrą oraz białym Plaza de San Martín z pomnikiem José de San Martína, który wyzwolił Peru spod władzy hiszpańskiej. Ale to tylko fasada. Wystarczy w dowolnym miejscu zejść z trasy, żeby po kilkunastu metrach znaleźć się w innym świecie[4].
***

Książkę polecam
zainteresowanych tematyką Ameryki Łacińskiej
ceniącym język konkretów
wybierającym się do Peru
szukającym reportaży o problemach metropolii

***

[1] Beata Szady, Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy, Wyd. Czarne, 2016, s. 23.
[2] Tamże, s. 79.
[3] Tamże, s. 163.
[4] Tamże, s. 157.


11 komentarzy:

  1. Tematyka mogłaby mnie zainteresować więc w miarę możliwości sięgnę po egzemplarz tej pozycji. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tematyka bardzo ciekawa, więc jak najbardziej - warto.

      Usuń
  2. Nie zainteresowała mnie ta książka, więc nie będę się specjalnie za nią oglądała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś marzyłam o tym, żeby pojechać do Peru, teraz nie wiem czy zdecydowałabym się na taką podróż, gdybym miała możliwość, ale zainteresowanie regionem pozostało. Niedawno sprawiłam sobie tę publikację i cieszę się, że nie jest rozczarowująca, nawet jeśli nie wyczerpuje tematu, a relacja autorki mogłaby dotyczyć również innej metropolii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bym chciała tam pojechać, choć nie bez obaw. ;)

      Czekam w takim razie na Twoją opinię. :)

      Usuń
  4. Czytam takie książki, więc bardzo możliwe, że w jakimś momencie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety nie sięgam po takie lektury, mam tak mało czasu na czytanie, że muszę bardzo ostrożnie dobierać książki - nie mam czasu na coś, co mnie nie zaciekawiło w 100%. A szkoda, bo w sumie fajnie przeczytać czasem coś innego :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Książki wydawnictwa Czarne - zawsze chętnie, biorę w ciemno!

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.