wtorek, 28 lipca 2015

Z Anką Rogozińską po Poznaniu,
czyli śladami bohaterki powieści
"Zaufaj mi, Anno" Joanny Opiat-Bojarskiej



Łukasz dotarł na ulicę Krysiewicza w ekspresowym tempie. Minął sklep z artykułami erotycznymi znajdującymi się na rogu i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu kamienicy, która niebawem miała się stać prywatnym akademikiem.
Miał ułatwione zadanie. Kamienice stały tylko z jednej strony ulicy. Bardzo szybko zauważył, że w oknach jednej z nich nie ma ani jednej firanki. Budynek wyglądał na opuszczony.
- Bingo!






Wycieczka zaczęła się tam, gdzie książka się kończy, czyli na ulicy Krysiewicza.

W sobotnie południe zebraliśmy się tuż przy pomniku Starego Marycha, który stoi w pobliżu wylotu tejże właśnie ulicy. To na ulicy Krysiewicza główna bohaterka kryminału Zaufaj mi, Anno Joanny Opiat-Bojarskiej wpakowała się w nie lada kłopoty Jakie? Nieee... Tego Wam przecież nie zdradzę. Powiem tylko, że historia ta kończy się bardzo dramatycznie.

A o to i Stary Marych, choć tu akurat w tle ma ulicę Półwiejską, a nie Krysiewicza.

Widzicie tę uśmiechniętą panią w okularach przeciwsłonecznych? To właśnie nasza przewodniczka.

Nasza przewodniczka Karolina Dąbrowska, czyli Profesjonalny Przewodnik po Poznaniu, nie tylko pokazała nam miejsca związane z fabułą powieści, ale także zasypała nas ciekawostkami historycznymi z nimi związanymi. Pierwszy z trzech przystanków zaliczyliśmy na ulicy Wrocławskiej, zatrzymując się tuż przy dawnym Hotelu Saskim.

Rogozińska stała przed okazałą, pięciokondygnacyjną kamienicą na ulicy Wrocławskiej i w skupieniu obserwowała okolicę.
Naprzeciwko znajdował się rozległy, ale niski budynek, który wydawał się nie pasować do reszty zabudowy. Był o połowę niższy, a na morelowej elewacji widniał numer dwadzieścia pięć.




Hotel Saski jest najstarszym istniejącym obiektem hotelowym w Poznaniu, choć obecnie nie jest już wykorzystywany zgodnie ze swą pierwotną funkcją. W znajdującej się wewnątrz budynku Sali Redutowej, odbywały się ważne uroczystości.





Ulica [Wrocławska] biegła od Starego Rynku w kierunku południowym i od kilku lat była deptakiem, udostępnionym pieszym i rowerzystom. W jego ciągu znajdowała się kiedyś Brama Wrocławska - jedna z głównych rak dawnego Poznania, stanowiąca element murów miejskich. 
Dokładną lokalizację bramy upamiętniono czerwoną kostką brukową (...).




Jak wyjaśniła przewodniczka, dziwny kształt jaki tworzy czerwona kostka brukowa, nie jest efektem nieprzewidzianego braku materiałów podczas budowy drogi. Znaczy on miejsce, w którym znajdowała się Brama Wrocławska, niegdyś stanowiąca część murów miejskich




Wpadła na Stary Rynek, rozglądając się jak uczestniczka biegu na orientację. W tym jedynym miejscu w mieście traciła poczucie kierunku. Nie wiedziała czy szybciej dotrze do pręgierza, jeśli pobiegnie w lewą stronę, czy - w prawą.




Kolejny przystanek: pręgierz. Oryginalny można zobaczyć w mieszczącym się w ratuszu Muzeum Historii Miasta Poznania, na Rynku stoi kopia. Przewodniczka opowiedziała nam o tym, do czego pręgierz służył przed laty i jak wyglądało życie kata, który używał go do wymierzania kar. Zaskoczył mnie fakt, że wzniesiony w 1535 roku pręgierz ufundowany został z grzywien nanoszonych na służące za... noszenie przesadnie eleganckich strojów.

Pręgierz był charakterystycznym miejscem położonym przy południowo-wschodnim narożniku ratusza. Współczesnym miejscem spotkań wszelkiego rodzaju. Najczęściej randek i spotkań w ciemno. Kiedyś służył do wykonywania kary chłosty, obcinania palców czy uszu i innych form publicznego piętnowania.

Typowy pejzaż poznański: remonty, wykopaliska, turyści i lody (choć coraz rzadziej włoskie,
a coraz częściej domowej roboty).


"Widzimy się pod pręgierzem". Ile razy Anka to słyszała w swoim życiu?
Późnogotycka kolumna dźwigająca kata ubranego w rycerską zbroję znajdowała się przy południowo-wschodnim narożniku ratusza, czyli budynku, w którego wieży mieściła się jedna z największych atrakcji turystycznych Poznania - koziołki. Metalowe samce codziennie punktualnie w południe wyjeżdżały zza zamkniętych drzwi usytuowanych nad zegarem i bodły się ku uciesze widzów.





Ostatnim przystankiem naszego godzinnego spaceru była dzielnica Chwaliszewo, a konkretnie stojąca tam Czerwona Chata.

Kiedyś Chwaliszewo otoczone było z każdej strony Wartą i przypominało Wenecję. Niestety, od zawsze cieszyło się złą sławą. Stanowiło dom i miejsce pracy dla wielu nożowników, złodziei i innych bandytów. Dziś w miejscu budynków zburzonych w czasie wojny powstawały nowoczesne kompleksy apartamentowców, a śmierdząca historia mieszała się ze lśniącą szkłem nowoczesnością.



nowoczesność vs. relikt przeszłości

"Czerwona chata" pięknie statystowała w nagraniu. Stanowiła wyszukane tło dla Anki. W oddali majaczyły wieże poznańskiej katedry, a ceglana elewacja posesji numer pięć, naznaczona zębem czasu, zamykała bieg ulicy Czartoria, na której stała dziennikarka.


Pierwszego trupa w powieści znaleziono właśnie tutaj.



Tego dnia świat przykryty śniegiem darł się wniebogłosy. Artur starał się go uspokoić, muskając kamerą najgłośniejsze elementy otoczenia: bruk przykryty śniegiem zmieszanym z piaskiem, przeciwpowodziowe mury oporowe starego koryta Warty i kamienicę numer pięć.
Ta ostatnia stanowiła wspomnienie wielkomiejskiego ogromnego kompleksu bloków mieszkalnych, tak zwanych domów robotniczych. Wspomnienie prezentujące się równie odstraszająco, jak jeden ząb pozostały w szczęce, stanowiący pamiątkę kompletnego uzębienia.
W przeszłości na kompleks, który postawiono na planie litery C, składało się ponad dwieście mieszkań dla robotników, łaźnia oraz przedszkole dla czterdzieściorga dzieci. Wewnętrzny dziedziniec przekształcono w obsadzony roślinnością skwer o charakterze rekreacyjnym.
Obecnie kamienica - a właściwie jej pozostałości, które przetrwały walki o Poznań podczas drugiej wojny światowej - mieściła w sobie jedynie kilkanaście mieszkań.


Oficjalnie budynek jest niezamieszkały, ale pewne zjawiska zdają się temu przeczyć.
Jedno jest pewne, lifting wnętrz, którego na potrzeby powieści dokonała Joanna Opiat-Bojarska,
z rzeczywistością nie ma zbyt wiele wspólnego. Wnętrza są w opłakanym stanie.


Co odważniejsi zaglądali do środka. Nie było jednak chętnych, by wspiąć się po schodach.





Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na poznańską katedrę, ruszyliśmy (a właściwie - ruszyłyśmy) do biblioteki. Tam, w filii nr 11 Biblioteki Raczyńskich, czekała na nas Joanna Opiat-Bojarska, autorka powieści Zaufaj mi, Anno.



Joanna Opiat-Bojarska we własnej,
bardzo uśmiechniętej, eleganckiej i gadatliwej, osobie.

O spotkaniu napiszę Wam innym razem.

***

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Zaufaj mi, Anno Joanny Opiat-Bojarskiej, Wyd. Filia, 2015.

***

Zapraszam także tutaj

14 komentarzy:

  1. Oj bardzo chciałabym pojechać do Poznania, nie tylko śladami książkowych bohaterów :) Do tej pory tylko przez niego przejeżdżałam i czekałam na pksie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Drugiej części jeszcze nie znam, poluję na nią dopiero, ale pierwsza była całkiem, całkiem. Taka wycieczka to musi być coś fajnego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo. No i przy okazji dowiedziałam się czegoś nowego o mieście, w którym mieszkam już dość długo. :)

      Usuń
  3. Dzięki Tobie zwiedziłam Poznań.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moje okolice :) Poznań odwiedziłam tyle razy, że to miasto już mnie nie zachwyca tak jak kiedyś. Teraz to w tamtym kierunku wybieram się jedynie na zakupy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja uwielbiam odkrywać go na nowo. Zwłaszcza, że niewiele o nim wiem. Np, dawny Hotel Saski mijałam mnóstwo razy i nigdy nie zastanawiałam się co to za budynek. ;)

      Usuń
  5. Przepiękny rynek i rzut oka na katedrę w uroczym wydaniu :) Chodzą za mną autorki książki ale w takim wydaniu z wycieczką ach ech :))))
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze, że chodzą. Spodobają Ci się. :)

      Usuń
  6. Bez względu na powód, dla którego odwiedzamy dane miasto, spacer z przewodnikiem to zupełnie inna, lepsza jakość poznawania tegoż miasta, zwłaszcza jeśli przewodnik jest tak uroczy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam ten problem, że lubię sobie sama organizować czas, więc np. kilkudniowa wycieczka z przewodnikiem się nie sprawdza. Ale zwiedzanie z przewodnikiem np. muzeum, czy taki spacer jak ten po Poznaniu - to już zupełnie inna sprawa. A przewodniczka jest super, więc gdybyś chciała pozwiedzać Poznań, to serdecznie polecam panią Karolinę. :)

      Usuń
  7. Z przyjemnością przespacerowałam się po Poznaniu, zwłaszcza po Starym Rynku. Dla mnie to miasto mojego dzieciństwa. Teraz z przyjemnością sięgnę po książkę, którą cytujesz. Szkoda tylko, że na zdjęciu nie ma mojej ulubionej Studzienki Bamberki... Pewnie w książce nie mowy o tej figurce z brązu...Przytulone kolorowe kamieniczki do Ratusza - ten obrazek wciąż mnie wzrusza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się skończą prace archeologiczne, to obfotografuję w końcu porządnie Rynek i okolice.
      Nie kojarzę Bamberki w powieści. Może pojawi się innym razem. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.