czwartek, 15 stycznia 2015

Susanne Mischke "Zabij, jeśli potrafisz!"
Gdy zaginie dziecko...

Susanne Mischke
Zabij, jeśli potrafisz!
Wyd. Dom Wydawniczy PWN
2014
432 strony
Wystarczy chwila nieuwagi. Wciągająca rozmowa z przechodzącym przypadkiem znajomym, zapatrzenie się w coś albo nic, skupienie na wykonywanej w danym momencie czynności, ot, choćby prozaicznym płaceniu za zakupy. Wystarczy na moment spuścić oko z wózka, odejść kilka metrów... Na jeden fatalny moment, który zmienia wszystko.

Szwecja. Göteborg. Hala targowa. Tłok. Przepychanie się z dziecięcym wózkiem nie jest łatwe. Może więc zostawić go na chwilę, nie ciągnąć ze sobą marudzącej córeczki? To przecież tylko kilka kroków. Zakupy zajmą zaledwie chwilę.

Tinka postawiła wózek obok straganu, tuż przy zielonych plastikowych skrzynkach z sałatą, i zajęła miejsce w kolejce[1]. Ludzie napierali z różnych stron, wykrzykując coś do sprzedawców. Wokół ścisk, hałas i warzywa. Tinka zapłaciła za sprawunki, po czym zaczęła przedzierać się z powrotem w kierunku dwudziestomiesięcznej Lucie. Dramat tamtego dnia polegał na tym, że Lucie już tam nie było.


Mimo dość szybkiej interwencji policji, dziecka nie udało się odnaleźć. Ani tego roku, ani następnego. Ani nawet po czterech latach, gdy zgłoszono zaginięcie sześcioletniej Walerii. Media przypomniały wówczas sprawę zniknięcia maleńkiej Lucie. Niestety nadal nie było świadków, śladów, ani żądania okupu, które rzuciłoby światło na przyczyny porwania. Komisarz Greger Forsberg i jego partnerka Selma Valkonen wpadli jednak na pewien nowy trop, który być może pozwoli ustalić co też wydarzyło się przed laty.

Policjanci nie wiedzą jednego: po czterech latach od tamtego feralnego dnia, ktoś odezwał się do ojca Lucie w sprawie jej porwania. Leander ma szansę dowiedzieć się, gdzie jest jego dziecko (co z miejsca rodzi nadzieję na to, że jest wciąż jest żywe). Właściwie musi zrobić tylko jedną rzecz, by tak się stało.

Tylko jedną, nie zajmującą zbyt wiele czasu.
Tylko jedną, więc nie powinno stanowić to problemu dla kogoś, kto tak bardzo chce odzyskać swoją córeczkę.
Tylko jedną.

Musi kogoś zabić.

Niemiecka autorka Susanne Mischke pisze książki od dwudziestu lat. Ma na swoim koncie nie tylko kryminały, ale także powieści młodzieżowe. Zabij, jeśli potrafisz! należy do tej pierwszej grupy i jest na razie jedynym utworem tej autorki, który trafił do rąk polskich czytelników. Niemka wciela w niej w życie koszmar kochających rodziców. Pozwala, by jej bohaterów dopadł dramat utraty dziecka i to z gatunku tych, które nie dają odpowiedzi na to, co też się z bezbronnym maleństwem mogło stać. Niepewność co do losów Lucie potęguje tragedię. Czy żyje, czy też już dawno nie ma jej na tym świecie? Jeśli żyje, to gdzie? Z kim? Czy jest szczęśliwa? Czy może cierpi? Jeśli umarła, to w jaki sposób? Gdzie jest jej ciało? Gdzie grób, nad którym można pomodlić się i zapłakać?

W referacie do spraw zaginionych trwają poszukiwania Walerii, wznawiane jest dochodzenie dotyczące małej Lucie, na tapecie pojawia się też jeszcze jedno zgłoszenie, pozornie nie mające nic wspólnego z wymienionymi śledztwami. Pewnej kobiecie zaginął mąż. Te trzy sprawy będą miały pewne punkty wspólne, ale póki co, oczywiście więcej jest pytań niż odpowiedzi.

Zabij, jeśli potrafisz! wciąga, bo sprawa nad którą pracują śledczy należy do tych, które działają na wyobraźnię. Kogo nie poruszy los maleńkiego dziecka, zdanego na łaskę i niełaskę obcych, przebywającego z dala od matki (nawet jeśli nie jest ona idealna) i ojca, w warunkach nieznanych, z ludźmi o nie wiadomo jakich pobudkach? Grozę potęguje fakt, że nietrudno wyobrazić sobie taką sytuację na własnym podwórku. Pośpiech, błyskawiczne zakupy, nieporęczny wózek, dziecko, którego lepiej nie budzić biorąc je na ręce. Przecież to na chwilę, kilka minut, nic złego nie może się stać.

A jednak...

Temat jest więc nie tylko ciekawy z punktu widzenia intrygi kryminalnej, ale i wart uwagi jako zjawisko, które nie powinno mieć miejsca. Konsekwencje lekkomyślnej decyzji mogą być niewyobrażalne. Dodatkowo, w toku akcji powieści Mischke, za sprawą jeżącego włos na głowie listu (Chcesz mieć córkę z powrotem? Wiem, gdzie jest Lucie[2].), rodzi się pytanie: ile człowiek jest w stanie zrobić, ile może poświęcić, dla dobra swego dziecka? Czy istnieje granica, której zdesperowany rodzic nie przekroczy? Czy, jeśli okaże się to koniecznie, będzie potrafił zabić, by uratować swoje potomstwo?

Susanne Mischke wprowadziła do powieści kilka wątków i sporo postaci, więc początkowo może się ona wydawać chaotyczna. Trzeba się skupić, uzbroić w cierpliwość, a później cieszyć coraz ciekawiej rozwijającą się akcją. W pewnym momencie większość elementów wskakuje na swoje miejsca, choć kilka pytań nie doczeka się odpowiedzi (nie dotyczą one jednak głównej sprawy). Gdy już czytelnik mniej więcej połapie się w tym, kto jest kim, już do końca będzie czytał lekturę w napięciu. Zabij, jeśli potrafisz! należy do tych książek, które w miarę zbliżania się do finału, czyta się coraz szybciej. Nie ma tu głębokich przemyśleń, filozoficznych rozważań. Są dramaty, śledztwa, niebezpieczne sytuacje, niedoskonali bohaterowie. Spodobał mi się fakt, że autorka nie wykreowała Tinki jako matki idealnej, ale takiej, która zna nie tylko uroki macierzyństwa, ale i te chwile, w których nawet własnego dziecka miewa się dość.

Zabij, jeśli potrafisz! działa na wyobraźnię nie tylko rodziców. Duże prawdopodobieństwo zaistnienia podobnych wydarzeń w rzeczywistości oraz bohaterowie, których bez trudu możemy sobie wyobrazić w swoim otoczeniu, są największymi autami kryminału Mischke.


Deep Purple Smoke On The Water

***

Książkę polecam
miłośnikom kryminałów
poszukującym książek z wątkiem porwania
tym, którym zdarza się zostawiać dziecko w wózku "na chwilkę" w miejscu publicznym
wielbicielom wielowątkowych kryminałów
ciekawym co stało się z małą Lucie

***

[1] Susanne Mischke, Zabij, jeśli potrafisz!, przeł. Sylwia Miłkowska, Wyd. Dom Wydawniczy PWN, 2014, s. 12.
[2] Tamże, s. 99.

***

egzemplarz recenzencki

29 komentarzy:

  1. To wynika, że wszystkim ta książka się podoba tylko nie mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze jak czytam książki o takiej tematyce, próbuję sobie wyobrazić co może wtedy czuć rodzic. Mam dzieci, więc wyobraźnia rusza z kopyta. Książkę przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzadko mam okazję czytać kryminały autorstwa niemieckich pisarzy. Człowiek się jakoś tak zafiksował na punkcie Skandynawów... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Polaków? Zafiksowywanie się na punkcie polskich kryminałów jest fajne. ;)

      Usuń
  4. Nie mam zbyt dużego doświadczenia z niemieckimi autorami, więc chętnie przeczytam :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Motywy zaginięcia dziecka zawsze porusza, stąd też i fabuła kusi. Jednak nie lubię chaosu, ale... zdarzało się, że książki przeładowane informacjami wybitnie mi się podobały, więc kto wie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu jest dużo wszystkiego, to fakt. Na początku się nieco gubiłam. ;)

      Usuń
  6. Ciekawa recenzja. Chyba dodam książkę do pozycji, które chce przeczytać

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest chyba koszmar każdego rodzica! Podoba mi się ten zabieg autorki, mający na celu pokazanie, ile człowiek jest w stanie zrobić, by odzyskać ukochane dziecko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie, ciekawi mnie to, ile osób potrafiłoby zabić, by odzyskać dziecko...

      Usuń
  8. Właśnie czekam na tę książkę i jestem jej bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam i faktycznie wolno się rozkręca. Książka Mischke mi się podobało, nie domyśliłam się nawet kto stał za porwaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się domyśliłam, ale nie na tyle szybko, żeby zepsuć sobie lekturę. No i zaskoczyła mnie tożsamość osoby, którą miał zabić Leander. ;)

      Usuń
  10. Może uda mi się przeczytać:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ciekawa książka. Z pewnością kiedyś po nią sięgnę!

    OdpowiedzUsuń
  12. To może być bardzo ciekawy kryminał, w grę wchodzi bezbronne dziecko, a to zawsze działa na wyobraźnię. Szczerze, boję się czytać takich opowieści, zawsze wtedy przekładam to na moją rodzinę. Jednak ten zainteresował mnie i postaram ją zdobyć i przeczytać. Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze trudniej się czyta książki tego typu, które nie są typowymi kryminałami, a dramatami. Ciężki kaliber.

      Usuń
  13. Bardzo ciekawie piszesz o tym kryminale. Mam nadzieję, że kiedyś wpadnie w moje ręce, bo taka historia nie może być prze mnie pominięta!

    OdpowiedzUsuń
  14. Okładka przyciągająca wzrok i ta fabuła! O tak, zachęciłaś mnie. Nieczęsto takie książki czytam, ale teraz chętnie bym po nią sięgnęła.

    OdpowiedzUsuń
  15. O, dobrze wiedzieć, bo brzmi ciekawie, a od czasu do czasu takie emocje też są potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  16. Obecnie znów mam ''fazę' na kryminały, a powyższy tytuł akurat przykuł moją uwagę, więc bardzo chętnie poznam go bliżej.

    OdpowiedzUsuń
  17. Książka mnie zainteresowała, bo wątki porwania zawsze budzą emocje, a zwłaszcza jak porwane zostaje małe, bezbronne dziecko, które całkowicie zdane jest na łaskę porywacza. Zastanawiam się tylko czy rzeczywiście można zrozumieć rodzica, który spuszcza z oka malutkie dziecko. Nie mam dzieci, ale wydaje mi się, że gdybym je miała, to nie zostawiłabym wózka bez opieki. Za dużo takich książek się naczytałam, żeby wierzyć w to magiczne "nic się nie stanie przez chwilę" :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie nie można. W praktyce, pewnie różnie bywa. Wyobrażam sobie tę scenę. Market. Dziki ścisk w kolejce do kasy na dziale warzywnym. Masz do wyboru, przeciskać się z wózkiem co nie jest bezpieczne ani dla wózka, ani dla dziecka i wcale nie daje szans na powodzenie, bo niekoniecznie jesteś w stanie dopchać się z tym wszystkim tam gdzie potrzebujesz, albo na chwilę zostawić wózek tuż obok. Dziecko zaczyna marudzić, ty masz ręce zajęte, bo trzymasz w nich zakupy, za które chcesz zapłacić. Odpada więc wzięcie dziecka na rękę. Śpieszysz się, widzisz kłębiący się tłum i podejmujesz szybką decyzję. Odstawiasz wózek tuż obok (przecież to miejsce publiczne, są kamery, jest ochrona, co może się stać?) i przepychasz się do kasy. Samej ci o wiele łatwiej niż z wózkiem. Minuta-dwie i będziesz z powrotem. Co może się stać w tak krótkim czasie?

      Myślę, że nawet najrozsądniejszej matce może się przydarzyć taka sytuacja. :/

      Usuń
  18. Gdy przeczytałam wstęp Twojej recenzji od razu przed oczami pojawiła mi się widziana kiedyś w telewizji sytuacja gdy kobieta stała z wózkiem na peronie. Chwila nieuwagi i potoczył się on prosto pod pędzący pociąg. Dziecku cudem nic poważnego się nie stało, ale to pokazuje jak niewiele trzeba, by wydarzyła się tragedia.

    Widzę, że dużo dylematów pojawia się w książce i tematów do przemyśleń, a to lubię. Ciekawe gdzie mieści się (i czy w ogóle jakaś jest) granica tego, co rodzic jest w stanie zrobić dla swojego dziecka.

    A w ogóle to chyba przestanę Cię odwiedzać, bo co rusz mnie kusisz jakąś książką :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG, nawet sobie tego nie chcę wyobrażać. :/
      Naprawdę niewiele trzeba... Podczas lektury od razu przypomniała mi się ta afera z dzieckiem zostawionym przez ojca w samochodzie w upalny dzień. :/

      Przepraszam. :P

      Usuń
  19. Czytałam niedawno i mnie się także podobała ta książka :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Jestem ciekawa co się stała z małą Lucie, motywy porwań są zawsze interesujące chociaż niestety przerażające.. Książkę chętnie przeczytam, bo rozbudziła moją wyobraźnie już sama recenzja :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.