Marta Kisiel Dożywocie Wyd. Fabryka Słów 2010 376 stron |
Życie nie jest sprawiedliwe, a spadki nie są rozdzielane po równo. Jeden otrzyma dworek na wsi, drugi fortunę na Hawajach, trzeci zaś... Lichotkę. Nie wyobrażajcie sobie jednak, że to ostatnie to takie byle co, jak mogłaby sugerować nazwa. Co to, to nie. Ceglany domek z werandą w sam raz dla jednej rodziny. Dookoła las, a więc i powietrze czyste, i ptaszki śpiewają, i na grzybki można się wybrać jesienią o nieludzkiej porze. Można się też cieszyć niczym niezmąconym spokojem, z dala od zgiełku miasta, korków, psujących się wind i innych utrapień stref silnie zurbanizowanych. Wiele można. Wystarczy tylko przymknąć jedno oko, by nie spoglądać na koślawą przybudówkę, a później drugie, by nie katować się widokiem upiornej, gotyckiej wieżyczki.
Doprawdy, żadne to poświęcenie.
Z reguły to co ma zewnętrze, zawiera także i wnętrze. W przypadku Lichotki, bogate w drewniane ornamenty planowane, dywanowe dziury przypadkowe i kondycyjne niedostatki natury ogólnej. Oraz dożywotników. Domiszcze jest bowiem zamieszkane, a spadkobierca, który swym dzielnym tico zmierza właśnie na spotkanie odziedziczonego przeznaczenia, nie ma o tym pojęcia. Nie wie też, że domek marzeń, na widok którego pewna dama miała sczeznąć z zazdrości, a on sam, upojony owym sczeznięciem, siedzieć w tym czasie w swych włościach produkując kolejny wydawniczy bestseller, nie wie, że ów domek oprócz wieżyczki, kryje kilka innych niespodzianek. I wszystkie są niepożądane.
Czasami, oprócz włości o różnym standardzie i zużyciu, spadkobierca otrzymuje też pieska lub kotka, niekiedy zaś tylko mrówki faraonki bądź stadko komarów przyssanych do oczka wodnego w zamierzeniu upiększającego ogród. Konrad Romańczuk odziedziczył uczulonego na pierze anioła-pedanta, pradawnego stwora z głębin zasiedlającego piwnicę (niegdyś siejącego zagładę, obecnie pretendującego do tytułu master chefa rodem z hell's kitchen), uduchowione widmo panicza, co to sam się w zaświaty wysłał strzelając sobie w zakochaną łepetynę, kotkę z charakterkiem i ostrymi pazurkami, pyskate utopce... Na tym nie kończy się lista nieco oryginalnych postaci przewijających się przez Dożywocie Marty Kisiel.
Marta Kisiel migająca się od odpowiedzi na bardzo ważne pytanie Kraków 2014 |
Jeśli chce się uciekać z miasta, to tylko do Lichotki. Tam, apsik! i alleluja, anioł zwany Lichem, odziany w podkoszulek z Garfieldem, z gołą pupą, ale za to w bamboszkach, posprząta, wypierze, zadba o rodzinną atmosferę, przytuli, rozczuli, noskiem pociągnie, kichnie, a czasem na chwilę przysiądzie na werandzie celem wydepilowania wywołujących alergię piór, by po chwili znów się krzątać po domu niczym jego perfekcyjny pan. Tam też, w piwnicy, powstaje najlepsze tiramisu, a gdy mieszkańców Lichotki zawiodą nerwy i zdrowie, znajdzie się także i rosołek. Potwór zwany Krakersem nie pozwoli nikomu umrzeć z głodu.
A skoro jesteśmy już przy śmierci...
Szczęsny - samobójca maniakalny, miłośnik poezji irytujący nad wyraz, widmo zbyt widoczne i nazbyt słyszalne, dusza przesiąknięta dramatyzmem, jękliwa dość i solą w oku Konrada będąca - to jeszcze jeden wart uwagi lokator. Dorzućcie do tego zespołu kilka drobnych stworzeń z gatunku tych, które nigdy nie pojawiają się nie czyniąc spustoszenia i pomyślcie co też może wyniknąć, gdy pod jednym dachem spotka się takie różnorodne i nieokiełznane towarzystwo.
Marta Kisiel integrująca się z blogerami Kraków 2014 |
Gdybym miała uciekać z miasta, czego nie planuję tak jak i nie planowały tego bohaterki rozmaitych powieści "rozlewiskopodobnych, to popędziłabym do Lichotki tak ochoczo, że zostałyby po mnie jedynie puste regały i kurz na drodze. Tam nie sposób się nudzić! Jak nie mieszkańcy, to obcy - zawsze znajdzie się ktoś, kto namiesza, zamiesza i rozrusza towarzystwo. Co jeden to większy oryginał. Być może w takich warunkach nie powstałaby epokowa powieść, a i prowadzenie bloga książkowego mogłoby się okazać zbyt wielkim wyzwaniem, ale śmierć z nudów nie groziłaby mi ani przez chwilę.
Nie wiem czym Marta Kisiel poi swą wyobraźnię, czym ja podkarmia, podkręca i jaki tuning stosuje, ale mam nadzieję, że ma spore zapasy pomysłów i humoru. Póki co, braku jednego i drugiego zarzucić jej nie można. Co krok, to dowcip. Co scena, to rechot. Co zdanie, to paszcza się śmieje. No, chyba, że Licho zalicza spotkanie z lokówką, wtedy makijaż spływa od nadmiernego zawilgocenia gałek ocznych. Biedny aniołek. Ti, ti, ti, maleństwo moje.
O bohaterach Dożywocia mogłabym mówić długo i entuzjastycznie, bo bez nich domiszcze byłoby tylko domiszczem, las lasem, a spadek spadkiem. W skrócie: rudera, chaszcze i kłopocik. Uwielbiam ich tak, jak tylko bohaterów literackich uwielbiać można najbardziej, a więc tak bardzo, że chętnie oddałabym utopcom własną wannę, Krakersowi kuchnię, Szczęsnemu drugi pokój, a i dla reszty coś bym znalazła. Licho wzięłabym do siebie, bo smarkające, poczciwe metr pięćdziesiąt z aureolką nad wyraz mnie rozczula. Znaki rozpoznawcze - celofanowe włosy, krzywo ostrzyżone na rozjechanego jeża, oskubane skrzydła, bamboszki, towarzyszy mu różowy królik[1]. Słodziak, prawda? No i fajnie by było mieć własnego anioła stróża, nawet jeśli to przede wszystkim on wymagałby opieki.
w tej historii zabrakło tylko zwariowanych pingwinów... |
O wszechobecnym humorze, dla odmiany, mówić nie będę. O tym się nie mówi, to się przeżywa. Bądź nie. Podobno Duńczyk, Ole Bentzen, umarł śmiejąc się podczas seansu filmu Rybka zwana Wandą. Lojalnie więc ostrzegam: pod tym względem Dożywocie może być szkodliwe, śmiertelnie wręcz.
Zabawna i pomysłowa - brzmi to tak płytko, że nawet niewielkie utopce nie zdołałyby się w tym stwierdzeniu zanurzyć. Pisarstwo Marty Kisiel wymyka się poza utarte schematy, nawet, gdy jej bohater w tym samym czasie wymyka się z miasta na wieś. Cieszy się paszcza, złe emocje przegrywają w starciu z dużą dawką humoru i nawet zatwardziały mieszczuch może poczuć palącą potrzebę zamieszkania w wiejskiej scenerii. Oczywiście z aniołem, apsik!, gratis.
Na koniec, chciałoby się dwukrotnie zacytować samą autorkę.
Po pierwsze: PISZ. PISZ. PISZ. PISZ. PISZ[2].
Po drugie: Moja cierpliwość to nie Schengen, ma swoje granice[3].
Niecierpliwie czekam więc na nową książkę.
***
Książkę polecam
miłośnikom niezwykłych historii o niezwykłych bohaterach
wielbicielom fantastycznych powieści humorystycznym
poszukującym świetnej rozrywki pozwalającej oderwać się od rzeczywistości
smutnym nieposiadaczom smarkającego anioła
***
Książkę polecam
miłośnikom niezwykłych historii o niezwykłych bohaterach
wielbicielom fantastycznych powieści humorystycznym
poszukującym świetnej rozrywki pozwalającej oderwać się od rzeczywistości
smutnym nieposiadaczom smarkającego anioła
***
[1] Marta Kisiel, Dożywocie, 2010, Fabryka Słów, s. 147.
[2] Tamże, s. 39.
[3] Tamże, s. 199.
***
Tu też warto zajrzeć
***
Kto może, temu zaleca się stawienie się tutaj:
Kto nie może, temu zaleca się, żeby jednak mógł.
Chętnie zapoznam się z autorką
OdpowiedzUsuńNaczytałam się już o tej książce i autorce, samych dobroci zresztą:) Kiedyś bardzo lubiłam takie zwariowane książki, więc planuję się zabrać za twórczość pani Marty.
OdpowiedzUsuńJestem kupiona! Bardzo chętnie przeczytam! A zamiast domku na Hawajach też wybrałabym Lichotkę. Może trochę zimniej, ale za to klimat bardziej swojski :D
OdpowiedzUsuńNo i na Hawajach nie ma Licha, Krakersa, Szczęsnego, utpców, Rudolfa Valentino, panny Bercikówny... ;)
UsuńMnóstwo osób poleca twórczość Mart Kisiel ze względu na ten humor właśnie. I to mnie z jednej strony przyciąga, a z drugiej odpycha, bo wiecznie narzekam na powieści mające być zabawne i rozśmieszające do łez.
OdpowiedzUsuńTa jest zabawna i rozśmieszająca do łez. Najpierw przeczytaj, a później (nie)będziesz narzekać. ;)
UsuńO tej pisarce już słyszałam i czuje, że jej proza mogłaby mi się spodobać. Chętnie więc poznam jej książkę.
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie strasznie. Koniecznie musze przeczytać książkę autorki :)
OdpowiedzUsuńMarta Kisiel i jej "Dożywocie" kusi mnie od dłuższego czasu. Lubię takie zabawne książki z ciekawymi bohaterami :)
OdpowiedzUsuńSchengen też ma swoje granice.
OdpowiedzUsuńGdybym nie czytała Nomen Omen - nabrałabym się na tą entuzjastyczną recenzję. Niestety nie każda książka, w której "co scena to rechot", a postaci są do oporu udziwnione, jest wybitna
Rechot to wg Wikisłownika skrzekliwy odgłos wydawany przez żaby lub ropuchy lub też donośny śmiech.
UsuńDopóki książki nie przeczytam, stawiam na żaby lub ropuchy;P
@Joly_fh - nabrać się na entuzjastyczną recenzję? To tak jakbym z premedytacją chciała Ci wcisnąć coś, co nie jest tego warte... To tylko moja opinia, z którą możesz się zgadzać lub nie. Nie widzę tu możliwości nabierania kogokolwiek, w końcu każdy ma własny gust.
Usuń@Krzystof, raczej na utopce, to one rządzą w wodnej strefie. ;)
@Ann RK, wygląda na to, że nie tylko tam;-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA bo tylko Ty czekasz na nową książkę... Jest nas wielu :D
OdpowiedzUsuńTylko co z tego, z koro autorka uparcie nas ignoruje? :P
UsuńTwoja recenzja jest lepsza niż rzeczona książka, chociaż pewnej świeżości autorce odmówić nie można. I wyobraźni. Moim zdaniem jednak, brakuje jej warsztatu - czego dowodem "Nomen Omen". Jednak, przyznać trzeba, zadatki na dobrego pisarza Marta Kisiel ma :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy dziękować, czy protestować. :P
UsuńPo prostu przeczytaj "Nomen omen"...;-)
UsuńPrzeczytałam. ;)
UsuńPodrzuciłabym Ci link do recenzji, ale... mnie się książka podobała. ;)
Czytałam, znam, uwielbiam! Niesamowite poczucie humoru. I ta moc nawiązań wszelakich. I garnitur postaci nieprzeciętnych! A niech to Licho! Rewelacja!
OdpowiedzUsuńMuszę to mieć! Zdecydowanie. :) Moje klimaty jak nic. :)
OdpowiedzUsuńTak, tak, tak! Ania, ta książka jest jak pisana specjalnie dla Ciebie. :D
UsuńNie wiem, czy przeczytam. Na razie mam mieszane uczucia. Czas pokaże ;) [ Szept Myśli ]
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam czytając Twoją recenzję, świetnie napisana :) Po Kisiel sięgnę na 100%, wreszcie uda mi się dorwać jej książki :)
OdpowiedzUsuńDzięki. ;)
UsuńCzytaj i baw się dobrze.
Kusisz, znowu kusisz! I co ja mam teraz niby zrobić? Teraz to już MUSZĘ przeczytać :)
OdpowiedzUsuńAż nabrałam chęci przekonania się na sobie, co to za twór zabawny.
OdpowiedzUsuńZ chęcią poszukam tej pozycji :)
OdpowiedzUsuńzapraszam - http://rozdzial5.blogspot.com/
Fiu, fiu, to się postarałaś, ale żebyś nie obrosła w piórka jak ten anioł gołodupiec i alergik, to wiedz, że książkę już wyciągnęłam na światło dzienne, skubana nawet pachnie jak nowa, ale przeczytam ją tylko dlatego, że mam sentyment do Tico, bo długie lata nim jeździłam, wiec z góry zakładam, że spadkobierca to fajny ludź. Poza tym lubię humor, no i lubię oryginalne postacie, no i jeszcze mam słabość do pingwinów z Madagaskaru, a skoro one podchodzę do książki, to coś w niej musi być ;-)
OdpowiedzUsuńOk, może być i przez sentyment do tico. Ważne, żebyś przeczytała. Pingwiny pozdrawiają. :D
UsuńEhh kocham Licho, apsik alleluja!
OdpowiedzUsuńjak będę miała kiedyś okazję to na pewno przeczytam, nie może być inaczej - jak tak zachęcasz :)
OdpowiedzUsuńjaka młoda kobitka z tej Marty...
OdpowiedzUsuń"Dożywocie" jako jeszcze jako opowiadanie czytałam w zbiorku opowiadań "Kochali się, że strach"[2007]. Fajnie, że rozwinęło się jako powieść :)
OdpowiedzUsuńA najbardziej z całej ferajny polubiłam Krakersika :D
Jego też uwielbiam. :D
UsuńUśmiałam się serdecznie w trakcie czytania ,,Dożywocia", więc jeśli autorka kiedyś do Lichotki wróci, to ja również to zrobię :).
OdpowiedzUsuńPo megapozytywnych recenzjach Viv kupiłam dwie książki autorki ale jak to się stało, że jeszcze do nich nie zajrzałam, nie wiem sama. Może w święta uda mi się nadrobić to zaniedbanie :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie, koniecznie, koniecznie. Życzenia radosnych Świąt nabiorą nowego znaczenia. :P
UsuńNie czytałam nic tej autorki, ale jej nazwisko nie jest mi obce. Pewnie kiedyś nadrobię :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za prywatę, ale przeniosłam się na nową domenę i nie ma mnie w obserwowanych. Szczegóły tutaj: http://www.recenzje-kiti.pl/2014/12/juz-jest-nowa-domena-wwwrecenzje-kitipl.html
Gratuluję zrobienia nowego kroku w blogowaniu. :)
UsuńJeju... I ja żadnej książki autorstwa tej pani nie przeczytałam jeszcze? jak to się stało?? :)
OdpowiedzUsuńWstydź się i nadrób koniecznie. ;)
UsuńOpis domku jego otoczenia zachęciły i to bardzo, ale już te pistacje fantastyczne trochę mniej - choć jak czytam to musi być tam wesoło ;)
OdpowiedzUsuńFantastyką się nie przejmuj - też jej nie czytuję, a "Dożywocie" połknęłam szybciej niż Licho ciastka. ;)
Usuń