Jak uwieść czytelnika? Jak sprawić, by zauroczył się opowiadaną przez nas historią? Któż może lepiej odpowiedzieć na te pytania niż ten, który od lat z powodzeniem podbija serca miłośników reportaży.
Mariusza Szczygła miałam okazję poznać na spotkaniu blogerów w Agorze. Do tej pory czytałam tylko jedną jego książkę - warte polecenia reportaże o Czechach w zbiorze Gottland, jednak (jak wielu innych uczestników spotkania), wyszłam z sali oczarowana i wiem, że nie będę odkładać pozostałych jego książek zbyt daleko w czasie, a i znany mi zbiór chętnie sobie przypomną.
Nazywam się Mariusz Szczygieł i poproszono mnie, żebym opowiedział jak uwieść czytelnika - takimi słowami reporter rozpoczął swoje wystąpienie. Szybko się okazało, że w uwodzeniu słuchaczy jest równie dobry.
Nie uważa się za pisarza, a za reportera. Dla niego pisarz to jest ktoś wielki. Jest autorytetem. Ktoś kto stwarza swój świat, stwarza mikrokosmos, którego nie było, pisze tak jak nikt dotąd.
Podobało mi się to, co mówił o relacji między czytelnikiem, a tekstem. Bo przecież nawet reportaż informacyjny, powinien nie tylko przekazywać wiedzę, fakty, ale także wzbudzać emocje.
Pisanie? To nie takie proste ludziom czas zajmować. - Usłyszał od pewnej pacjentki szpitala psychiatrycznego. Od tego czasu tę sentencję uczynił swoim mottem. Trudno nie docenić trafności owego sformułowania. Jako autor wciąga swoich czytelników do pewnego rodzaju gry, by czas, jaki poświęcają na lekturę jego książek, nie był czasem straconym. W pisaniu ma kontrolę nad wszystkim, dokładnie wie jaką rolę mają poszczególne zdania i jaką reakcję u czytelnika wywołają. Wie jak zaintrygować. Nie przeładowuje treści opisami. Jego samego one nie wciągają. Jest człowiekiem konkretu i lubi być blisko swojego bohatera bez względu na to, czy jest prawdziwy, czy zmyślony. U niego temat jest na drugim miejscu, ważniejsza jest forma, sposób, w jakiej snuje daną opowieść.
Odczytując fragmenty książek (nie tylko swoich, ale także np. polecanej przez niego Samotności Portugalczyka Izabeli Klementowskiej) przy okazji "ilustrował" swoje pomysły na to, jak uwieść czytelników.
Nastawione na informowanie reporterskie teksty, często są najeżone datami, faktami, nazwiskami. Mariusz Szczygieł zupełnie inaczej podchodzi do swej funkcji informatora. Według niego czytelnik najpierw musi zostać zainteresowany, uwiedziony tematem, a dopiero później, gdy historia go zaciekawi, należy mu "sprzedać" konkretną wiedzę. Dobry reportaż nie powinien na początku zawierać zbyt dużo informacji. Powinny one być dawkowane, by nie zniechęcić do lektury nadmiarem danych. Reporter użył porównania do pierwszej randki, kiedy to staramy się jak najlepiej wypaść, zrobić dobre pierwsze wrażenie, a to co nieładne, zwyczajne, mniej powabne, pojawi się w związku później. Podobnie powinno się tworzyć reportaż: najpierw zaserwować magnetyczny początek, a informowanie odłożyć nieco w czasie. Wszystkie ważne informacje się ukażą, ale dopiero we właściwym momencie, jak już czytelnik będzie uwiedziony. Jako autor, stara się stopniowo docierać do sedna tematu, ale też nie lubi dłużyzn. Wobec swoich tekstów jest bardzo okrutny, stara się w nich umieszczać jedynie najważniejsze informacje. Myślę, że to cenne wskazówki dla nas, blogerów, bo przecież doskonale mogą się sprawdzić podczas pisania recenzji.
Reporter opowiadał też o języku reportaży, o tym jak on sam stara się unikać utartych związków frazeologicznych. Warto zarzucić stosowanie oczywistych sformułowań, choć nie należy przesadzać także w drugą stronę i rościć sobie pretensji do bycia Proustem czy Balzackiem. Dobrze jest używać słów jako ilustracji pewnych komunikatów, które ciekawie zobrazują prosty przekaz. Jak np. napisać, że kochanka Goebbelsa, Lida, nie poszła z Hitlerem do łóżka? Nie kochali się? Nie przespali się ze sobą? Mariusz Szczygieł napisał tak: [Hitler] nie powiedział już nic i pozwolił jej odejść. Nie przekonała się, czy naprawdę miał tylko jedno jądro. Trafne? Trafne i doskonale obrazuje to jak uniknąć literackich kalek i wbić się w pamięć czytelnika.
Mariusz Szczygieł przyznał też, co w świecie jego, jako osoby piszącej, jest w stanie go upokorzyć. Nie, nie są to negatywne recenzje, wstawienie jego twórczości do "taniej książki" czy sprzedaż poniżej oczekiwań. Otóż najbardziej poniżyłoby go to, gdyby miał zapytać kogoś kto przeczytał jego książkę: i jak ci się podobało? (Wyjaśnienie kwestii owych upokorzeń znajdziecie w jego felietonie w najnowszym numerze czasopisma Książki. Magazyn do czytania).
W dalszej części spotkania reporter opowiadał o procesie twórczym, swoich przygodach jako reportera, rozmówcach i stosowaniu "kłamstwa formy" (gdy nie wszystko odbywa się tak, jak to jest napisane, ale nie ma to znaczenia dla tekstu).
Mariusz Szczygieł dał się poznać jako przesympatyczny gawędziarz z dużym poczuciem humoru i czechofil, który... nie pije piwa, nie lubi zakurzonych, zadymionych czeskich knajp i nie znosi... Szwejka (przeczytał pierwszy tom do połowy). Myślę, że z tego spotkania nikt nie wyszedł niezadowolony, a jedyny zawód, jaki nas spotkał to ten, że reporter niestety nie mógł się z nami wybrać na integracyjne posiedzenie w kawiarni.
Zazdroszczę spotkania :) Jeśli chodzi o twórczość Mariusza Szczygła to polecam ( poza Gottlandem ) "Zrób sobie raj" :)
OdpowiedzUsuńMam w planach. :)
UsuńTeż miałam przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z panem Szczygłem (w moim mieście) i muszę przyznać, że bardzo dobrze go określiłaś: "przesympatyczny gawędziarz..." ;-)
OdpowiedzUsuńTakie właśnie zrobił na mnie wrażenie. :)
UsuńJestem pewna, że słowa i tak nie oddały całego ducha tego spotkania. Bardzo mi się podobała jego książka "Zrób sobie raj" i chętnie przeczytam kolejne, gdy czas na to pozwoli. Jego reportaże uwodzą już od pierwszych zdań.
OdpowiedzUsuńNo pewnie, że nie. Mariusz Szczygieł jest niepodrabialny i tylko on zrobiłby porządną relację z własnego spotkania. :)
Usuń"Zrób..." mam w planach, ale chyba sobie najpierw odświeżę "Gottland", bo akurat tę książkę nie tylko mam w planach, ale i fizycznie na półce. ;)
Miło było powspominać to rewelacyjne spotkanie :D
OdpowiedzUsuńOj, tak. :)
UsuńFenomen Szczygła jako osoby i jako twórcy nadal mnie zaskakuje. Na całe szczęście okazuje się, że nie tylko ja jestem pod jego urokiem. ;)
OdpowiedzUsuńTakich zauroczonych była tam cała sala. ;)
UsuńTylko pozazdrościć. Chciałabym zobaczyć tak nietuzinkową osobowośc na żywo.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, żebyś miała okazję, bo to naprawdę ciekawa osobowość. :)
UsuńNie wiem dlaczego, ale za samą jego osobą nie przepadam - być może zmieniłoby się to po bliższym poznaniu :)
OdpowiedzUsuńTo pewnie dlatego, że jeszcze nie byłaś na żadnym spotkaniu z tym panem. ;)
UsuńAleż fantastycznie musiało być na tym spotkaniu:)
OdpowiedzUsuńByło. :)
UsuńSpotkałam go jak jeszcze pracował w Polsacie. Byłam wtedy z moimi uczniami na widowni jego talk show. Bardzo sympatyczny człowiek.
OdpowiedzUsuńSuuuuuper! :)
UsuńZazdroszczę :)) Świetnie się czytało Twoją relację :) A to motto o pisaniu... jakże prawdziwe.
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńBardzo mi się spodobało.
Duże wrażenie wywarł na mnie zbiorem reportaży "Niedziela, która zdarzyła się w środę". Bardzo chciałbym przeczytać Jego najnowsze dwutomowe dzieło.
OdpowiedzUsuńTego jeszcze niestety nie czytałam.
UsuńDwutomowe? Masz na myśli "Antologię polskiego reportażu"? Jeśli tak, to Szczygieł je "tylko" skompletował, a same teksty są wielu różnych autorów.
No zazdroszczę ci i tyle:) Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Cenię tego autora bardzo. Zaraził mnie miłością do Czech tak mocno, że próbuję nauczyć się tego języka:)
OdpowiedzUsuńNo proszę, to faktycznie Mariusz Szczygieł ma moc zarażania pasją. :)
UsuńZazdroszczę. Już kilka razy miałam okazję uczestniczyć w takim spotkaniu, a zawsze były kosmiczne tłumy i nie miało to sensu, bo albo nagłośnienia nie było, albo ciężko było do sali choćby palec wcisnąć. :( Szczygła uwielbiam, przeczytałam sporo jego książek, uwodzi kapitalnie. :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że tak ciężko się wbić na takie spotkanie. Tym bardziej się cieszę z tego wyjazdu.
UsuńPo raz kolejny Ci zazdroszczę. :)
OdpowiedzUsuńMotto pana Mariusza bardzo mi się podoba.
Faktycznie nadmiar danych może zniechęcić, ale niektórzy autorzy atakują nas mnóstwem danych praktycznie od pierwszej strony, a i tak ich kochamy. Martin jest chyba dobrym tego przykładem.
;)
UsuńMnie też się spodobało. Bardzo trafne.
Zgoda, ale to jednak inny typ literatury. Mam wrażenie, że z reportażu przeładowanego faktami zrobiłby się po prostu podręcznik, a tego nie chciałabym czytać.
Musiało to być bardzo ciekawe spotkanie. Mariusz Szczygieł to bardzo interesująca postać i ma wiele do powiedzenia. Chętnie poznam jego twórczość, bo zostałam zaintrygowana tą relacją. :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. Na pewno nie pożałujesz. :)
Usuńnaprawdę fajnie wypadło to spotkanie!
OdpowiedzUsuńBardzo! Oby takich jak najwięcej.
Usuń