Na tegoroczne wakacje mieliśmy kilka pomysłów. Ostatecznie wylądowaliśmy znów w Katalonii. Tym razem nie bezpośrednio w Barcelonie, a w Gironie oddalonej od stolicy regionu o niespełna 100 km. Postanowiliśmy to wykorzystać i obejrzeć samo miasto, a także kilka okolicznych miejscowości.
Pierwotny plan zakładał pobudkę pierwszego dnia wakacji o 6 rano i wycieczkę na Costa Brava. W praktyce okazało się to nierealne. W Gironie wylądowaliśmy przed północą, w hotelu dobrą godzinę później, a w łóżkach ok. godziny drugiej w nocy. Wstawanie po czterech godzinach szybko uznaliśmy za głupotę. W końcu mamy urlop! Przesunęliśmy budzik na dziewiątą i kilka sekund później już spaliśmy.
Rano, tuż po śniadaniu, obraliśmy kierunek na dworzec. Naszym celem była miejscowość Besalú, urokliwe, średniowieczne miasteczko. Im bardziej się do niego zbliżaliśmy, tym gęstsze chmury pokrywały niebo. To sprawiło, że wyłaniające się na horyzoncie mury robiły nieco mroczne wrażenie.
Przechadzkę zaczęliśmy jednak nie od charakterystycznego mostu na rzece Fluvià, a od spaceru wąskimi uliczkami miasta.
Zaglądaliśmy do pobliskich sklepików.
Na widok niektórych wyrobów, usta rozciągały się w szerokim uśmiechu.
Sporo czasu spędziliśmy w sklepie z katalońską ceramiką.
A to kolejny wyrób, który skradł moje serce.
Ostatecznie zakupy zrobiliśmy tutaj. Daliśmy się uwieść sprzedawcy, który na nasz widok pośpiesznie wyciągnął plastikowe kubeczki, które napełnił kolorowymi płynami. Kawa, pomarańcza, czarna porzeczka... Nasz wybór padł na ten ostatni. W zimowy wieczór rozgrzewać będą nas nie tylko wspomnienia, ale i pyszny likier.
Spacerując po miasteczku, trafiliśmy na niewielki rynek. Obejrzeliśmy z zewnątrz kościół, ocalałą po wojnach część klasztoru benedyktyńskiego Sant Pere de Besalú. Kościół liczy sobie ponad 1000 lat.
W oczy rzucił nam się jednak inny budynek, w którym mieściło się Micromundi - muzeum miniatur. Nie wahaliśmy się zbyt długo i po chwili mieliśmy już w rękach bilety. Muzeum powstało dzięki inicjatywie jubilera i kolekcjonera Lluísa Carrerasa. Zebrane w muzeum eksponaty wyszły spod rąk artystów z wielu stron świata, m.in. narodowości hiszpańskiej, włoskiej, belgijskiej, meksykańskiej czy chińskiej.
Wspaniale było zwiedzić ten lilipuci świat. W pierwszym z pomieszczeń znajduje się m.in. apteka z XIX wieku czy salon fryzjerski z lat 20' ubiegłego stulecia, a także kwiaciarnia, salon modystki i wiele innych interesujących pomieszczeń. Wszystkie stworzone są w skali 1:12.
Drugie pomieszczenie to miniatury umieszczone w gablotach, które obejrzeć można przez szkło powiększające. Eksponaty zrobione są w skali od 1:100 do 1:500. Wśród nich znajdziecie słonia ekwilibrystę, cyrk, konia trojańskiego, narodziny Pinokia czy Arkę Noego.
By obejrzeć eksponaty z pokoju numer trzy, potrzebowaliśmy już mikroskopów. Musicie więc wybaczyć, że nie zamieszczę tu zdjęć tworów w skali 1:100000, wśród których znajdowała się m.in. karawana zamontowana na uchu igielnym czy świątynia Sagrada Familia namalowana na... główce od szpilki. Wierzcie mi na słowo - to naprawdę robi wrażenie. Ogromnie się cieszę, że zajrzeliśmy do Micromundi. Okazuje się, że nie tylko gigantyczne budowle mogą zostawić turystę z opadniętą szczęką.
Tymczasem, korzystając z poprawy pogody, postanowiliśmy ruszyć w stronę mostu, po drodze zaprzyjaźniając się z jednym z żywych mikro mieszkańców Besalú.
Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie. Mury sprawiały niekiedy posępne wrażenie, by za chwilę cieszyć oczy w pełnym słońcu. Długo krążyliśmy po XII-wiecznym moście, obserwując zmieniające się światła i cienie.
Na zwiedzanie Besalú nie mieliśmy zbyt dużo czasu, bo jeszcze tego samego dnia chcieliśmy przespacerować się ulicami Girony. Ostatni rzut okiem na rosnące na parapecie kaktusy i chwilę później zajęliśmy miejsca w autobusie.
Serdecznie zapraszam też do lektury relacji z poprzedniego wyjazdu do Katalonii, które znajdziecie w zakładce Fotografia --> Podróże.
Też planuję powrót do Hiszpanii w następnym roku. Piękne krajobrazy...
OdpowiedzUsuńMnie po cichu też marzy się kolejna wyprawa, ale teraz bardzo bym chciała zwiedzić Andaluzję. A Ty dokąd byś się chciała wybrać?
UsuńPiękne zdjęcia! Z pewnością zachęcają do odwiedzenia Besalu. Lecieliście samolotem? Jeśli tak to jak tam się mają ceny biletów, bo marzy mi się Hiszpania w przyszłym roku :)
OdpowiedzUsuńTak, lecieliśmy samolotem. A co do cen lotów, to są bardzo różne. Od 100 zł z hakiem po 600 i więcej (w jedną stronę, z bagażem podręcznym). Warto je śledzić, bo w międzyczasie też się zmieniają. Czasami bilet w jednym tygodniu jest droższy o kilkaset zł niż w poprzednim czy następnym.
UsuńJestem pod wrażeniem, piękne miejsce:)
OdpowiedzUsuńMnie też bardzo się podobało. Trochę żałowałam, że nie wstaliśmy wcześniej, żeby mieć więcej czasu na zwiedzanie.
UsuńMiniaturowe pomieszczenia są niesamowite! A samo miasteczko z mostem wydaje się być bardzo klimatyczne :) W pełnym słońcu prezentuje się pewnie jeszcze lepiej :)
OdpowiedzUsuńSłońce wiele zmienia, to fakt. Ale i z ciężkimi chmurami prezentowały się świetnie. Miejsce warte uwagi. :)
UsuńTo muzeum i miniatury muszą być boskie!
OdpowiedzUsuńSą! Zachwycają szczegółami. Naprawdę kawał dobrej, precyzyjnej roboty.
UsuńPrzepiekne miejsca. Mam nadzieje, że kiedyś też je zwiedze.
OdpowiedzUsuńI tego Ci życzę. :)
UsuńTen most jest przecudowny!
OdpowiedzUsuńHm, mam wrażenie, że to muzeum miniatur to był strzał w dziesiątkę. Wydaje mi się, że kiedyś wspominałaś, że coś takiego chciałabyś zobaczyć. :D
BTW, nadal nie jestem w stanie zrozumieć tego, dlaczego "opublikuj" jest po lewej stronie. Ciągle automatycznie chcę klikać w "wyloguj się". :|
UsuńTo masz chyba lepszą pamięć ode mnie. :D
UsuńBlogspot sprawdza Twoją czujność :P
A chyba coś wspominałaś, jak wrzucałam zdjęcia z domku dla lalek. :)
UsuńA może. Tyle rzeczy bym chciała zobaczyć, że już sama się w tym gubię. :D
UsuńTymi wszystkimi, wspaniałymi zdjęciami wywołujesz moją zazdrość. To wszystko jest takie cudne, że chyba za rok tam pojadę :)
OdpowiedzUsuńJak tylko będziesz miała okazję, to jedź koniecznie. Tam jest cała masa pięknych miejsc. Nie sposób się nudzić. :)
UsuńZazdroszczę i ja wyjazdu :) Przepiękne zdjęcia. A motyl i mnie oczarował :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńA motyl cudnie wygląda w słońcu. :)
Uwielbiam takie kamienne domy, uliczki, zaułki.
OdpowiedzUsuńJa też! Mają swój klimat. Zwłaszcza po zmroku. :P
UsuńMiło znów popatrzeć i powspominać. To już prawie cztery miesiące od pobytu w Besalu...
OdpowiedzUsuńA ja dziękuję za inspirację! Sama chyba nie wpadłabym na pomysł, żeby tam jechać. :)
UsuńŚwietne fotki: szczególnie te wyroby i widoki:)
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńMalownicze miejsce do fotografowania.
Zakochałam się w tych biało-brązowych fotelikach:)
OdpowiedzUsuńSą przeurocze. ;)
UsuńAch jak pięknie :) ta sowa mnie powaliła :D też taką chcę!
OdpowiedzUsuńKtoś tu ma chyba słabość do sów. :P
UsuńPiękny reportaż... Czuję po prostu się jak po prawdziwej przechadzce tymi uroczymi uliczkami. Mury i mosty miasteczka robią imponujące wrażenie...
OdpowiedzUsuńSpodobałoby Ci się tam Olu, jestem tego pewna. :)
UsuńAleż tam pieknie. Zazdroszczę tych widoków.
OdpowiedzUsuńWspaniała fotorelacja. Świetne zdjęcia.
Dziękuję. Urocze miasteczko i na szczęście nie aż tak mocno opanowane przez turystów jak inne.
UsuńCudowne ! Miejsce, ceramika, ale przede wszystkim zdjęcia! Jakim fotograficznym cudem Ty je robisz? ;)
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńNikonem D90 niestety wciąż z kitowym obiektywem, ale może w końcu zacznę odkładać na coś lepszego.
Stety, niestety. Ważne, że zdjęcia cudne ;)
UsuńJa tam nigdy nie jestem zadowolona. No dobra, czasem jestem. Ale rzadko. ;)
UsuńPerfekcjonistka :P W końcu znalazłam czas i mobilizacje, by przebrnąć przez moje zbiory fotograficzne. I zaczęłam przedstawiać Majorkę na blogu ;) Wystarczył mi tydzień na wyspie, by się rozregulować. Po powrocie w Polsce czułam się na tyle nieswojo, że zaniedbuję książki, zaniedbuję recenzje. Chciałabym przerywać podróż chwilowymi powrotami. A nie odwrotnie...
UsuńRaczej maruda. :D
Usuń"Chciałabym przerywać podróż chwilowymi powrotami. A nie odwrotnie..." - marzenie. :)
Robi wrażenie! Chciałabym tam pojechać.
OdpowiedzUsuńA skoro już zobaczyłaś most na żywo, to teraz, jeśli nie czytałaś, koniecznie zapoluj na książkę "Most Żydów".
http://czytelniczy.blogspot.com/2013/04/most-miedzy-historia-wspoczesnoscia.html
Dzięki za trop! Nawet nie wiedziałam, że jest jakaś książka z akcją w tamtym miejscu. Szkoda tylko, że moje biblioteki jej nie mają. No, ale może gdzieś ją namierzę. :)
UsuńCudnie! Przez Ciebie sprawdzałam bilety do Barcelony, ale w pasującymi mi terminie są drogie :(
OdpowiedzUsuńRóżnice w cenie bywają naprawdę spore. :/ Nam się akurat udało, bo to głównie cena zaważyła o tym, że polecieliśmy ponownie do Barcelony. Mam nadzieję, że uda Ci się trafić innym razem. Tam jest tak pięknie. :)
UsuńCudowne to wszystko jest. :)
OdpowiedzUsuńMiniatury umieszczone w gablotach miałam możliwość obejrzeć rok temu w Pradze. Genialnie to wygląda :))
Dobrze wiedzieć, że w Pradze jest coś podobnego. Marzy mi się choć krótki wypad do tego miasta, to może przy okazji zobaczę te miniatury.
UsuńOgromnie ci zazdroszczę, że miałaś możliwość zobaczenia na żywo tak zachwycające miejsca. Już sam widok twoich zdjęć zapiera dech w piersiach.
OdpowiedzUsuńSama sobie zazdroszczę. ;)
UsuńA tak serio: naprawdę warto tam pojechać.
Nie wiem, co jest ładniejsze: wąskie uliczki czy miniaturki pokoi.
OdpowiedzUsuńWszystko ma swój urok. Na mnie jedno i drugie zrobiło wrażenie. Most też. :)
UsuńPatrząc na te zdjęcia, mam wrażenie, że książki o doskonaleniu technik fotograficznych nie są Ci potrzebne:)
OdpowiedzUsuńŚwietne reportaż i cóż, troszkę zazdroszczę takich wspaniałych wakacji.
Ech, żebyś wiedziała ile zdjęć jest nieudanych... No i ile mogłoby być lepszych.
UsuńDziękuję. :)
Dobrze móc tak sobie pooglądać piękne zdjęcia pięknych miejsc, nawet jeśli są wspomnieniem nie własnych wakacji :)
OdpowiedzUsuńPewnie, że to nie to samo, co być tam osobiście, więc trochę Ci zazdroszczę tych wakacji. A najbardziej tego, że jesteście panami samych siebie, wybieracie miejsca, które chcecie i spędzacie w nich tyle czasu, ile Wam odpowiada. Ja jeżdżę na zorganizowane wycieczki, uważam, że ma to wiele plusów, ale ten niestety wielki minus, że trzeba podporządkować się programowi.
Z przyjemnością przeczytam i obejrzę dalsze odcinki Twojej urlopowej relacji ;)
O tym, jakiej chęci nabrałam na pojechanie do Hiszpanii, to już nawet nie wspomnę :D
Oglądanie cudzych zdjęć i relacji pomaga zorganizować własne wakacje. :) Besalu jest tego dobrym przykładem, bo wybrałam się tam pod wpływem cudzej fotorelacji.
UsuńNie potrafiłabym się odnaleźć na zorganizowanej wycieczce. Nie cierpię sytuacji typu: macie godzinę na zwiedzanie tego i tego, w chwili kiedy potrzebowałabym na to ze trzy, albo odwrotnie: pałętania się przez pół dnia po miejscu, które kompletnie mnie nie ciekawi.
Samodzielne zorganizowanie wycieczki jest bardziej czasochłonne i niepozbawione minusów w stylu: "o rety, rety - gdzie ten dworzec? jak się nie pośpieszymy to nie zdążymy tu czy tam, a następny autobus za dwie godziny".
Ale nie sądzę, bym potrafiła sama zorganizować np. wycieczkę na Kubę. ;)
Cieszę się, że Ci się podoba i mam cichą nadzieję, że kiedyś poczytam Twoją fotorelację z Hiszpanii. :)
Tak właśnie jest, niestety, jak napisałaś. Przy licznej grupie trzeba się trzymać programu, a nie daj Boże, gdy trafi się pilot, który pozwala sobą rządzić i zmieniać plan wycieczkowiczom, wtedy dopiero jest bałagan i strata czasu. Ale są i plusy. Na przykład przewodnicy, od których można dowiedzieć się, jak wygląda codzienność w takim obcym kraju, czyli to, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Myślę też, że w tym samym czasie dociera się jednak do większej ilości obiektów do zwiedzenia, a ja zazwyczaj nie jeżdżę na długo. No i poza tym jestem zbyt wygodnicka, żeby samodzielnie zająć się organizacją :D
UsuńA ja sądzę, że potrafiłabyś :) Masz już przecież pewne doświadczenie. Internet też jest w tym bardzo pomocny.
Też mam taką nadzieję, choć z kierunku hiszpańskiego to raczej północ biorę pod uwagę, z Portugalią od razu, bo tam jeszcze nie byłam, a na południu i trochę w centrum półwyspu ważniejsze rzeczy już widziałam. Więc rozsądek podpowiada, żeby teraz na północ, ale serce mocniej pika na widok uroczych południowych miejsc z Twoich zdjęć :)
To fakt: dużym plusem są dobrze wyszkoleni przewodnicy. Sama tak wielu informacji nie wygrzebię. Co do liczby obiektów, to pewnie też masz rację. Zwłaszcza, gdy się jedzie na objazdówkę. Przeszła nam w tym roku przez myśl objazdówka po Bałkanach, ale termin nam nie pasował.
UsuńNo dobra, na Kubę może i tak, ale np. do krajów arabskich bym się nie odważyła. :D
To może południowy zachód? Andaluzja + Portugalia. Jeśli tak, to weź mnie ze sobą. :D
A gdzie byłaś? Opowiadaj ze szczegółami!
Ze szczegółami to trochę trudno, bo to było 12 lat temu, a nawet to co pamiętam, zabrałoby tu masę miejsca. :D
UsuńAle chociaż trasę opiszę, bo super była. I o pilocie muszę wspomnieć, bo był jeszcze lepszy niż trasa Do tej pory pamiętam, że Arek miał na imię. Wycieczka była całkiem autokarowa, już z Polski. Arek gadał cały czas, najpierw opowiadał o Hiszpanii, a jak już wracaliśmy, to o Maroku, bo tam też pilotował – no, po prostu to był jakiś pasjonat swojej pracy :).
A jechaliśmy przez Lyon do Barcelony, później Walencja, Granada, Kordoba, Gibraltar (nadprogramowy, ale cały autokar zgodnie dopłacił i całe szczęście, bo było warto), Toledo, Madryt i przez Saragossę do Polski, a po drodze noclegi na wybrzeżu we Włoszech i w Pradze. To wszystko chyba w 15 dni, więc dość męczące, ale i tak bardzo miło wspominam. I celowo taką wycieczkę wyszukaliśmy, bo uparłam się na Alhambrę ( wiesz, „bronią się jeszcze twierdze Grenady” i te rzeczy :) ).
Pokaz flamenco był w okolicach Granady, w jednym z takich domów wydłubanych w skałach. Podobno bardziej kameralny niż to, co jest w Sewilli (wg słów pilota), choć i tak było trochę turystów. Jednak samo wnętrze to już bonus do pokazu.
W Kordobie obowiązkowo Mezquita - robi wrażenie.
Na Gibraltarze za to jaskinie, w których żyli neandertalczycy i skała, na której żyją małpy, podobno jedyne miejsce w Europie, gdzie żyją na wolności.
Ale najpiękniejsze było dla mnie Toledo, takie stare, kamienne. Widok z góry, z tarasu po prostu mnie powalił. Jakbyś była w Toledo, to koniecznie uwzględnij obejrzenie obrazu Śmierć hrabiego Orgaza el Greca.
Z Madrytu mieliśmy jeszcze wypad do Doliny Poległych (też koniecznie). A, jeszcze jedno – w Madrycie kilka przecznic od naszego hostelu ETA podłożyła bombę, ale dowiedzieliśmy się o tym, jak już sytuacja była opanowana.
To była jedna z moich pierwszych wycieczek, wcześniej byłam tylko w Paryżu i we Włoszech, więc wszystko było dla mnie nowe: i wielokulturowość, i palmy, i gaje oliwkowe, i ta architektura orientalna.. Ale myślę, że i teraz byłabym taką trasą zachwycona.
Bardzo dobrze tę Hiszpanię wspominam :)
To kiedy jedziemy ? :D
A na objazdówce po Bałkanach byliśmy w 2008 i też polecam, choć daleko jej było do tej po Hiszpanii, nawet pod względem upału jej nie dorównywała :D
Jej, wycieczka marzenie. :)
UsuńA sam Madryt warto obejrzeć?
Ale zaraz, zaraz - to w Katalonii byłaś czy nie? Bo jeśli nie, to zacznij się pakować. ;)
Kiedy jedziemy do Andaluzji? Czekaj sekundę, tylko dopnę walizkę. :D
Rany, Ty chyba byłaś już prawie wszędzie. A takie największe podróżnicze marzenie to...?
Pewnie, że warto, choćby dlatego, że stolica. Poza tym Toledo bardzo, ale to bardzo warto odwiedzić, a stamtąd do Madrytu już blisko.
UsuńA Barcelona to niby gdzie? :D Wprawdzie to było 13 lat temu, nie 12, jak mi się wydawało (ale ten czas leci, przed chwilą zajrzałam do albumu, a tam, jak byk – 2001 rok) i na bardzo krótko, ale jednak.
Dopięłaś? To widzimy się za godzinę na lotnisku na Lublinku :D
Największe już jest spełnione – to Chiny były. I bardzo chciałabym pojechać tam jeszcze raz, ale jest jeszcze tyle innych miejsc na świecie godnych odwiedzenia. Właściwie co roku gdzieś jedziemy (całoroczne oszczędności nam na to idą), a że wiekowo na pewno bliżej mi do Twoich rodziców niż do Ciebie, to nic dziwnego, że zdążyłam już być tu i tam.
W tym roku jeszcze nigdzie nie byliśmy, bo zimą trochę chorowałam, a latem za gorąco, ale rok się przecież jeszcze nie skończył. Na razie nie zdecydowaliśmy, gdzie teraz, ale jak będę wiedziała, to napiszę, a najpóźniej po powrocie:)
No tak, lista hiszpańskich miejscowości do koniecznego zobaczenia jakby mi się ciągle wydłuża. :D
UsuńNo niby tam, ale zarzuciłaś mnie taką liczbą miejscowości, że jak doszłam do końca wpisu, to już zapomniałam co było na początku. :D
Za godzinę od wtedy czy za godzinę od teraz? :P Mam nadzieję, że beze mnie nie poleciałaś!
O Chinach to ja nawet nie marzę. Przynajmniej póki co. ;) Ale w Europie jest tyle do odkrycia, że jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, powoli będę zwiedzać różne kąty.
Po powrocie, to ja będę czekała na zdjęcia! Dużo zdjęć. Bardzo, bardzo dużo zdjęć. :) Ciekawa jestem co wymyślisz. A fotki z Chin gdzieś wrzucałaś?
Za to będziesz miała w czym wybierać, jak nadejdzie czas planowania następnego wyjazdu :)
UsuńAle to nie moja wina, tylko biura, które ułożyło taką długą trasę.
No, coś Ty! Co to by była za wycieczka bez Ciebie? :D Zmarnowane pieniądze tylko.
Europa ma bardzo wiele interesujących miejsc do zaoferowania. Skandynawię bym na przykład chciała zobaczyć. A dzisiaj wypatrzyłam fajną wycieczkę do Toskanii, ale nie wiem jeszcze, czy to będzie ta najbliższa, zobaczymy.
Postaram się, żeby było dużo, bylebym tylko aparatu nie zapomniała. W Chinach był z nami taki wycieczkowicz, co całą trasę telefonem fotografował :)
My na szczęście mieliśmy tam aparat i przywieźliśmy sporo zdjęć. Ale na blogu jest tylko kilka, możesz je zobaczyć tutaj:
http://wycieczkiliterackie.blogspot.com/2012/01/prowadzacy-umarych-opowiesci-prawdziwe.html
i tu: http://wycieczkiliterackie.blogspot.com/2010/12/cesarzowa.html
Wcześniej nie opisywałam wyjazdów tak jak Kuby, czasem fotki dawałam najwyżej przy okazji postów o książkach z danego kraju. Jest więc po kilka zdjęć z Egiptu, Indii i Rosji. Te rosyjskie robione jeszcze „analogowym” aparatem i później zeskanowane. Tu są linki, jeśli będziesz miała ochotę, to serdecznie zapraszam do obejrzenia:
Egipt - http://wycieczkiliterackie.blogspot.com/2012/02/gdzie-rzym-gdzie-krym-czyli-miedzy.html
Indie - http://wycieczkiliterackie.blogspot.com/2011/11/moja-indyjska-trylogia.html
Rosja - http://wycieczkiliterackie.blogspot.com/2012/03/tamten-swiat.html
Wybieranie kiepsko mi idzie. Na pytanie: co chcesz zobaczyć?, odpowiedź jest zawsze jedna: wszystko.
UsuńWredne biuro. ;)
Tak też myślałam. :D
Na Toskanię apetytu narobiły mi te wszystkie książki i filmy, które przez pewien czas były takie modne. Jedź, jedź - przetrzesz szlaki. :P
Zapłakałabym się na śmierć, gdybym nie wzięła na wycieczkę aparatu.
Dziękuję za linki! Najbardziej podobały mi się te zdjęcia, które umieściłaś w tekście o "Cesarzowej", a totalnie mnie zaskoczyłaś notką o Indiach. Czynsz za slumsy????
Dopisałam sobie też do listy "Uśmiechy Bombaju". :)
To chyba normalne, myślę, że każdy, kto lubi podróże, chciałby zobaczyć Wszystko :)
UsuńMnie natomiast ominęły jakoś toskańskie lektury. Musiałabym nadrobić przed wyjazdem i w trakcie.
Slumsy z moich zdjęć to jednak wyższa półka w porównaniu z tym, co widzi się na filmach dokumentalnych. Zapraszano nas do środka, jak na nasze polskie warunki urządzone mniej niż skromnie, ale czysto i schludnie. Jednak trochę się krępowałam obfotografowywać w środku. Co innego na zewnątrz. Zwróciłaś uwagę na zdjęcie, jak wciągają telewizor na pięterko?
Ale nie zdziwiłabym się, gdyby za wydzielone miejsce na chodniku też trzeba było płacić komuś haracz.
Pocieszające. :D
UsuńTe książki o Toskanii, które czytałam, mają zwykle podobny schemat: ktoś postanowi zmienić życie i przenieść się do Toskanii czy Ligurii i tam uczy się funkcjonowania w zupełnie innym środowisku i zachwyca oliwą i pomidorkami. ;)
Podobne obrazki były w jakimś programie podróżniczym (Cejrowski??), ale dotyczyły chyba krajów Ameryki Południowej. Slumsy i tv, radio czy satelita.
Przepiękne miasteczko! Na pewno kiedyś je odwiedzę :) To muzeum miniatur robi mega wrażenie!
OdpowiedzUsuńPS Moi szefowie byli pod koniec czerwca we Włoszech i przywitała ich ściana deszczu, dobrze więc, że skończyło się na chmurach :)
Czekam na dalsze relacje, zwłaszcza o miejscach, w których nie byłam :)
Ogromnie żałuję, że spędziliśmy tam tak mało czasu, bo już śpieszyliśmy się, żeby pozwiedzać Gironę. Miasteczko urocze i podejrzewam, że po nim i po okolicach można spokojnie spacerować cały dzień.
UsuńDeszcz też był! Jeden wieczór nam zmarnował, bo chciałam wieczorem zajrzeć na fiestę do dzielnicy Gracia, a następnego dnia raz jeszcze posiedzieć przy magicznych fontannach. Skończyło się na tym, że o 21 skapitulowaliśmy i wróciliśmy do guest house'u. Ten jeden raz przed 23. :D
I właśnie takie relacje budzą we mnie mocno uśpionego podróżnika :) Takie klimatyczne uliczki zawsze mnie zachwycają :)
OdpowiedzUsuńMnie też. No, może w nocy nieco mniej. :P
UsuńPrzepiękne zdjęcia. Cudowne kolory. Jakie urocze te maleńkie mebelki! Motyl wspaniały. Nic dodać, nic ująć :) Zdjęcia fantastyczne! Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńCiężko mi się zabrać za ogarnianie zdjęć, ale myślę, że niebawem coś się pojawi.