poniedziałek, 21 lipca 2014

Palcem po mapie i czytamy po hiszpańsku
(¿Español? Sí, gracias nr 27)


Czytam, robię notatki, przeczesuję sieć, wędruję palcem po mapie. Do urlopu zostały trzy tygodnie. Już wiedziałam czego chcę, ale w ręce wpadł mi Przystanek Barcelona. Jego autorka, Katarzyna Wolnik-Vera z bloga Przystanek Hiszpania sprawiła, że raz jeszcze muszę zastanowić się nad tym czy na pewno chcę iść tam, gdzie chciałam iść jeszcze kilka dni temu i czy w zamian nie wolałabym zajrzeć w zupełnie inne miejsce.


Pomysłów mam kilka, bo i ten, by znaleźć miejsca znane z filmów (głównie Vicky Cristina Barcelona, Smak życia oraz Pachnidło) lub ruszyć śladami bohaterów Cienia wiatru. Wszystkie trzy filmy obejrzałam niedawno ponownie, w planach mam jeszcze powrót do wspomnianej pierwszej części Cmentarza Zapomnianych Książek Zafóna. Zdążę? Oby!


Pomiędzy wyszukiwaniem kolejnych katalońskich atrakcji, a oglądaniem zdjęć w sieci i przewodnikach oraz filmów kręconych w tej części Hiszpanii, która obecnie najbardziej mnie interesuje, staram się przyswoić choć trochę hiszpańskich słówek (niestety nie katalońskich - ten język jest mi kompletnie obcy). Idzie opornie, bo w temperaturach iście barcelońskich mam wrażenie, że mózg zamienił mi się w papkę i z takim samym skutkiem mogłabym uczyć odmiany czasowników mojego kota, ale wychodzę z założenia, że lepiej wiedzieć mało niż nic. Ponieważ niedawno dotarł do mnie kwartalnik ¿Español? Sí, gracias to z lepszym lub gorszym skutkiem podczytuję kolejne artykuły. Mój hiszpański jest naprawdę slaby, ale się nie poddaję i liczę na to, że z każdym kolejnym numerem coraz szybciej będę wyłapywała sens czytanych treści.

Niedawno pojawił się numer lipcowy ¿Español? Sí, gracias, ale mam też u siebie poprzedni magazyn, do którego zakupu namówił mnie mąż, przyuważywszy na okładce zdjęcie stolicy Katalonii. Przyznaję, próbowałam się wykręcić od zabrania magazynu ze sobą, obawiając się, że równie dobrze mogłabym czytać tekst po chińsku, ale pomyślałam, że w najgorszym wypadku obejrzę sobie zdjęcia. Okazało się jednak, że nie było aż tak źle (co nie znaczy, że udało mi się wszystko przeczytać bez trudu) i już po chwili przeniosłam się do magicznej Barcelony.

¿Español? Sí, gracias nr 26 (kwiecień-czerwiec 2014)

Do lektury kolejnego numeru nie trzeba mnie już było namawiać. Wszystkie artykuły są oznaczone stopniami trudności, co dla mnie jest dużym plusem. Zaczęłam od tekstów najprostszych czyli artykułu o Cyrku Słońca (fr. Cirque del Soleil, hiszp. El Circo del Sol) oraz od... przepisu na danie z zielonej fasolki oraz szynki. Szynką użytą w przepisie jest jamón serrano, którą obiecałam sobie spróbować przy okazji wakacyjnego wyjazdu do Barcelony. Potrawa wygląda na bardzo prostą do zrobienia, z rodzaju tych, których nawet ja nie popsuję, więc mam nadzieję, że zmobilizuję się do kulinarnego "szaleństwa".

Artykuł o El Circo del Sol przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Odkąd zrozumiałam, że cyrk to nie tylko świetna rozrywka, ale też niewola dla zwierząt, które wolałyby raczej być anonimowymi przedstawicielami fauny niż gwiazdami areny, przestałam chodzić na przedstawienia tego typu. Kanadyjski cyrk jest jednak cyrkiem wyjątkowym - tu nie ma występów zwierząt, za to artyści dają z siebie wszystko. To nie tylko akrobacje, ale niemal teatralne przedstawienia ze wspaniałą scenografią i oryginalną muzyką. Obecnie cyrk zatrudnia ok. 600 artystów, 4 tys. innych pracowników. Wszyscy razem tworzą wielokulturową mieszankę ok. 40 różnych narodowości. Widowisko, które wspólnie tworzą z pewnością jest czymś, czego się nie da zapomnieć.


¿Español? Sí, gracias dzieli się na kilka działów tematycznych: bieżące wydarzenia, artykuły publicystyczne, podróże, kulturę, społeczeństwo oraz część zawierającą ćwiczenia.

W aktualnym numerze możecie poczytać m.in. o końcu kryzysu dyplomatycznego pomiędzy Hiszpanią a Argentyną, niedawno zmarłym polityku, twórcy hiszpańskiej demokracji Adolfo Suárezie oraz o królu Alfonsie X Mądrym (1221 - 1284), założycielu szkoły dla tłumaczy, skupiającą w sobie uczonych chrześcijańskich, żydowskich i arabskich (biorąc pod uwagę czasy, król wykazał się niezwykłą tolerancją religijną) oraz o hiszpańskiej pływaczce - Mireia Belmonte jest trzykrotną mistrzynią świata.

Tematem z okładki jest warta uwagi historia Irene Villa, hiszpańskiej dziennikarki, która w w wieku 12 lat w wyniku zamachu ETA w Madrycie straciła obydwie nogi. Mimo tej dramatycznej historii, Irene się nie załamała. Zamiast rozpaczać nad zmarnowanym życiem zaczęła uprawia sport. Bierze udział w zawodach paraolimpijskich jeżdżąc na... nartach.


Typowo praktycznym dla uczących się języka jest tekst zawierający rozmówki, w których to przychodzi student do banku i chce otworzyć konto czy zablokować skradzioną kartę debetową oraz artykuł pełen zwrotów i wyrażeń na lato.

Najbardziej interesujący mnie artykuł znalazłam oczywiście w dziale Viajes (Podróże), który przeniósł mnie do znajdującego się w Patagonii Parku Narodowego Torres del Paine. Niesamowite miejsce! Wspaniałe lodowce, różnorodność fauny i flory, romantyczne zachody słońca nad malowniczymi górami... Można się rozmarzyć.


Jeśli język hiszpański nie jest Wam kompletnie obcy i znacie już podstawowe słowa, to gorąco zachęcam do sięgnięcia po ¿Español? Sí, gracias. Jeśli Wasza znajomość tego języka jest bardziej zaawansowana, to pewnie nawet nie muszę Was zachęcać do lektury. Sami pewnie wiecie, że w nauce łączenie przyjemnego z pożytecznym odnosi świetne skutki.


egzemplarz recenzencki



34 komentarze:

  1. Kiedyś miałam takie ambitny plan, żeby uczyć się hiszpańskiego, ale ostatecznie nie poznałam żadnego słówka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z hiszpańskim nigdy nie miałam styczności i raczej już tego nie zmienię;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś planowałam troszkę pouczyć się hiszpańskiego, bo w Hiszpanii mieszka mój kuzyn, ale jakoś trudno mi się zebrać. Może po maturze to zmienię ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej wiesz, że zrobił ten post na mnie bardzo pozytywne wrażenie? Aż sama jestem zdziwiona bo Hiszpański to zdecydowanie nie moja bajka. Ale jakoś tak opisałaś ta gazetkę ciekawie i z takim prywatnym zaangażowaniem, że strasznie dobrze mi się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że mnie to cieszy? :)
      Staram się pisać tak... hmm... sama nie wiem. We wszystkie posty się angażuję, bo są moje, z moimi przemyśleniami i pasjami. Cieszę się, że choć czasem to widać. :)

      Usuń
  5. Na mojej półce czeka płytka i książka od wydawnictwa Edgard (kurs podstawowy hiszpańskiego). Kiedy ja się za niego wezmę? :))
    Bardzo ciekawy post.

    OdpowiedzUsuń
  6. W trakcie pobytu w Katalonii, oglądając codziennie ich telewizję po kilku dniach złapałam się na tym, że zaczęłam trochę rozumieć... Może zdecyduję się na tą gazetę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z katalońskiego co załapałam, to już zapomniałam. :(

      Usuń
  7. Nie mam czasu na gazetki, nawet po hiszpańsku ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Przystanek Barcelona" mam na oku, a gazety tej nie czytam, bo nie znam hiszpańskiego! Ale szkoda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może warto zacząć się uczyć? Dla mnie brzmi on przepięknie. :)

      Usuń
  9. Jak się ostatnio przekonałam mój hiszpański jest na tyle "dobry" by zamówić sobie napój przy barze, ewentualnie pogawędzić o pogodzie ;] Przydałaby mi się solidna powtórka, ale na razie czytam English Matters :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Hiszpański to dla mnie łacina;) Ale wyobrażam sobie już Twoją relację śladami filmu i Cienia wiatru... To byłoby coś... Mogę jechać z Tobą? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, żeby starczyło czasu na taką wycieczkę. Mam nadzieję, że choć kilka miejsc z "Cienia..." odnajdę.

      10 sierpnia czekam na lotnisku! :D

      Usuń
  11. Mam angielską wersje tego magazynu i jestem zachwycona jego wykonaniem. Co do hiszpańskiego nigdy bym sie nie odważyła czytać cokolwiek w tym języku, bo nawet nie znam podstaw, więc wielki podziw dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja podstawy właśnie odgrzebuję, m.in. dzięki magazynom. Angielski zdecydowanie łatwiej mi się czyta. ;)

      Usuń
  12. To chyba tylko w hiszpańskim i angielskim są oznaczenia poziomów. W "moich" trzech językach tego nie ma, a szkoda, bo mogłabym też siebie sprawdzić w ten sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może warto zasugerować takie rozwiązanie redakcji. Z tego co kojarzę, angielski (EM) jest oznaczany dopiero od tego numeru, a Business English nadal nie jest. Czyli jest szansa na zmiany.

      Usuń
  13. Oj, hiszpańskiego nie znam, jedynie jakieś pojedyncze słówka, ale marzę, aby się go nauczyć. Jestem ciekawa tych Twoich tras z bohaterami książek - mam nadzieję, że będą posty na blogu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli uda mi się przejść taką trasę (czyt. znaleźć czas, nie zgubić się, nie zboczyć z trasy na widok czegoś innego itp.) to coś na pewno powstanie. Chciałabym znaleźć choć kilka miejsc znanych z "Cienia wiatru".

      Usuń
  14. Całość jest prześliczna! Wciąż mam niestety wrażenie, że mój język hiszpański ogranicza się do podstawowych zwrotów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój też. I nadal będzie się ograniczał, jeśli niczego z tym nie zrobimy. ;)

      Usuń
  15. Hiszpański jest mi zupełnie obcy, a ja mam problem z kupnem angielskiej wersji tego magazynu, więc odpuszczę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz zamówić przez internet. A poza tym w Empiku jest. Sama kupowałam go... w Piotrze i Pawle.

      Usuń
    2. Chyba bardziej opłaca się kupować przez internet. Starsze numery są tańsze o około dwa złote.

      Usuń
    3. O, dobrze wiedzieć. Starszych nie kupowałam. Tylko bieżące.

      Usuń
  16. Hiszpańskiego to się chyba nigdy nie nauczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takim podejściem na pewno. ;)
      Więcej optymizmu! :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.