Remigiusz Grzela Złodzieje koni Wyd. Studio Emka 2014 304 strony |
Zaczyna się mocną sceną. Na lewo medalion z wizerunkiem Matki Boskiej, na prawo rewolwer. Pomiędzy nimi - stos kartek. W pobliżu - butelka wódki. I człowiek, który rozlicza się z przeszłością.
Jestem zesrany ze strachu[1].
Nie wróży to niczego dobrego. Jeszcze nie wiem, czy jest to zapowiedź zdarzeń, czy już epilog. Czy od tego momentu ruszy lawina wypadków czy też kurtyna lada moment opadnie, a ja jestem świadkiem ostatecznej walki. Wiem tylko tyle, że mam do czynienia z przytłaczającym ciężarem emocji.
Tak. Nie wróży to niczego dobrego.
Trzech mężczyzn, przedstawicieli trzech pokoleń. Oto bohaterowie powieści Złodzieje koni Remigiusza Grzeli. Pomiędzy nimi inni mężczyźni. A także kobiety. I historia. Ta, która uczy i ta, która nie.
Stanisław - najstarszy z nich. 86 lat na karku i wzbudzająca kontrowersje przeszłość. Dla jednych bohater, dla innych zwykły morderca. Walczył w czasie wojny, walczył już po, być może nawet nie spostrzegłszy, że ogłoszono jej koniec. Żołnierz wyklęty, stawiający opór sowietyzacji Polski. Pewne zdarzenia pozostawiają krew na rękach na zawsze, nie można też liczyć na cudzą niepamięć.
Po wszystkim uciekł za ocean. Założył firmę, spotkał miłość swego życia. Teraz wrócił do ojczyzny, by udzielić telewizyjnego wywiadu na temat swoich wojennych działań. Nie czuje się winny.
Jerzy - syn Stanisława. Niespełniony aktor, nieślubny syn, niedoskonały ojciec. Syna traktuje z dystansem, nie okazuje mu uczuć. Surowy, niedostępny. Przez lata czekał na telefon od ojca. Bezskutecznie. Byłem nikim. We własnych oczach byłem śmieciem. Nie umiałem sobie wytłumaczyć, dlaczego ojciec nie chce mnie poznać[2].
Kamil - syn Jerzego. W środku, zraniony chłopiec, który na próżno wypatruje oznak zainteresowania ze strony ojca, bezskutecznie czeka na wsparcie i dobre słowo. Chce być inni niż on. Otworzyć się na świat i ludzi. Pragnie związać się ze środowiskiem filmowców. Asystuje przy produkcji filmu o bezdomnych. Poznaje przy okazji jednego z nich, Belmondo sypiącego z rękawa historiami, kto wie, czy podyktowanymi wspomnieniami, czy raczej bujną fantazją. Tacy ludzie, często nieświadomie, mogą poruszyć kamyczek zmieniający czyjeś życie.
W powieści Remigiusza Grzeli, relacje na linii ojciec-syn są relacjami kalekimi. Dobre słowa, uczucia i emocje pojawiają się w nich niezwykle rzadko, jakby były czymś wstydliwym, niewłaściwym, uwłaczającym okazaniem słabości. Ma talent[3] - myśli Jerzy o synu, dodaje jednak: Nigdy mu tego nie powiedziałem. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiem[3]. Sam pozbawiony ojcowskiej uwagi, porzucony nim przyszedł na świat, powiela błędy Stanisława. Choć z żoną Ewą tworzy udany związek, nie potrafi stworzyć więzi z synem. Życie dało mu nienajlepszy przykład, właściwie nie dało żadnego. Nikt nie pokazał mu, jak wiele daje zwykłe "dobra robota" z towarzyszącym temu uśmiechem i przyjacielskim poklepaniem po plecach. Sam tego się nie nauczył, skrywszy się w swej skorupie, wychyla się z niej po to, by Kamila ranić. Baran, zdechlak, łamaga, kaleka. Bogactwo epitetów jest nieprzebrane. Wszystkie uderzają celnie i bolą o wiele dłużej, niż uderzenie otwartą dłonią.
W Złodziejach koni nie brak i kobiecych bohaterek. Te, choć same niejednokrotnie wiele przeszły, mają w sobie więcej siły (a może i chęci?), by starać się podtrzymywać rodzinne więzi. Wspierają swych mężczyzn i trudno oprzeć się wrażeniu, że gdyby nie ich obecność, ostatnie nici łączące ojców i synów, zerwałyby się bezpowrotnie.
Ta książka boli, boli cholernie. Złodzieje koni są gorzką pigułką, która utyka w gardle i rozpuszcza się powoli, aż zawartość żołądka podniesie się na tyle wysoko, by zacząć dławić. Tyle w niej żalu, bólu, pretensji, nienawiści. Tak wiele poranionych spojrzeń, niepewnych gestów, skrywanych uczuć, rozdrapanych ran. W ten cały emocjonalny chaos wpada grad wojennych wspomnień. Stanisław żyje z nimi od lat, Kamil, a przede wszystkim Jerzy, dopiero teraz mają okazję usłyszeć kilka słów bolesnej prawdy. Nie, nie od Stanisława. Głos zabierze ktoś jeszcze.
Remigiusz Grzela jest nie tylko autorem książek, wierszy czy sztuk teatralnych. To przede wszystkim doskonały rozmówca i słuchacz. Pewnie on sam nie byłby w stanie z marszu wymienić wszystkich swych interlokutorów. Siadywał oko w oko z wieloma przedstawicielami świata kultury i sztuki. Rozmawia z ludźmi od lat, wysłuchuje kolejnych historii, angażując się w nie nie tylko jako dziennikarz, ale także jako człowiek. Jest bacznym obserwatorem, chłonącym emocje, zdolnym do empatii, która - mam wrażenie - nieco nam rdzewieje, gdy egoistycznie stawiamy na piedestał własne uczucia, nie licząc się z innymi. To widać w jego powieści Złodzieje koni. Człowiek niewrażliwy, nawet najbardziej doskonały warsztatowo, nigdy nie stworzyłby takiej książki.
Jeżeli literaturę można podzielić na tą pisaną z wielkiej i małej litery, to Złodzieje koni bez wątpienia plasuje się w czołówce tej pierwszej. W gęstej prozie Grzeli, każde słowo ma znaczenie, każde zdanie jest starannie przemyślane. Tu nie ma miejsca na przypadki, zbędne wtręty, rozległe opisy, pozbawione znaczenia dialogi. Autor biorąc na tapetę nie relacje między pokoleniami mężczyzn, pisze o trudności, z jaką niektórym przychodzi walka ze słabościami charakteru, przyznanie się do własnej niedoskonałości, odsłonięcie się i okazanie uczuć.
Wplatając w fabułę wątki wojenne, pisarz zastanawia się nad tym, w jaki sposób tak tragiczny okres w dziejach ludzkości, odbija się na ludzkich zachowaniach. Wojna jako symbol zła, generuje także złe zachowania. Czy walcząc w obronie lub przeciwko czemuś (komuś), można usprawiedliwić postępowanie, które w "normalnych", pokojowych warunkach jest niedopuszczalne? Czy walka z sowietyzmem jest wystarczającym usprawiedliwieniem ataku na sowiecką wieś? Mordu na cywilach, rzezi dokonanej na dzieciach, kobietach? Trudno to ocenić z perspektywy wygodnego łóżka czy fotela, żyjąc w rzeczywistości może nie idealnej, ale stosunkowo bezpiecznej. O tym też będzie w tej książce.
Powieść Grzeli składa się z krótkich rozdziałów, historii na przemian opowiadanych przez trzech głównych bohaterów. Ich relacje uzupełniają się wzajemnie, dzięki czemu na całość możemy spojrzeć z szerszej perspektywy. Język bywa dosadny, wulgarny. To, brutalne podkreślenie pewnych emocji, nie razi - nadaje mocy.
Choć Złodzieje książki to powieść przygnębiająca, pełna negatywnych uczuć, autorowi udało się wpleść odrobinę komizmu, dzięki językowej sprawności, stworzyć zlepki słów rozładowujących choć na chwilę atmosferę.
Pani Jola wydobywa z siebie fragmenty arii (...). Czasem przebija czysta nuta. Ale kiedy już, już przestaje fałszować, Wanda Za Dwie Dychy, która reprezentuje damy, bo damy, co mamy, na drągu, w pociągu, w przeciągu, opierdala Jolę po prostu, żeby zamknęła swój wyjec czy ryjec. I wachlując się odklejoną rzęsą, chce mnie, marynarza swego, zabrać do portu, w którym zgubię się, a wtedy ona poprowadzi mnie tajemniczymi uliczkami do świątyni rozkoszy aaaaaaaaaaaa[5].
Powieść Remigiusz Grzeli mistrzowsko łączy w sobie skrajność emocji, od przytłaczającego smutku (pewien list nawilżył mi oczy lepiej, niż niejedne krople), przez wściekłość i nienawiść, po wywołujące uśmiech historie Belmondo. Ukazuje relacje międzyludzkie, stawia niełatwe pytania. Co tu dużo mówić - to jedna z najlepiej napisanych książek, jakie dane mi było przeczytać.
Johnny Cash - I Walk The Line
***
Książkę polecam
miłośnikom powieści pełnych emocji
zainteresowanych tematyką trudnych relacji międzyludzkich
ceniących dopracowane językowo historie
zastanawiającym się nad tym, czy wojna może być usprawiedliwieniem pewnych zachowań
***
[1] Remigiusz Grzela, Złodzieje koni, Wyd. Studio Emka, 2014, s. 7.
[2] Tamże, s. 134.
[3] Tamże, s. 21.
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 23.
***
***
Zapraszam tutaj
Dla mnie zbyt bolesne. Kiedyś bym pewnie przeczytała (miałam chyba większe skłonności masochistyczne za młodu;)), teraz wolę poprzestać na recenzji.
OdpowiedzUsuńMnie te skłonności chyba zostały. ;)
UsuńKsiążka wydaje się bardzo dobra, ale na razie nie mam chęci na taką tematykę.
OdpowiedzUsuńJest więcej niż bardzo dobra. :)
UsuńPotrafisz zachęcić porządnie, teraz mam szaloną ochotę na tę książkę :)
OdpowiedzUsuńSłusznie! Mnie ogromnie poruszyła.
UsuńNie powiem, pierwszy cytat robi wrażenie. ;)
OdpowiedzUsuńCała reszta robi jeszcze większe. ;)
UsuńHmm, ciągnie mnie do takich książek, lubię nurzać się tak przeróżnych, często negatywnych emocjach, nawet jeśli będę się po lekturze czuć się podle, to wiem że było warto, dlatego skuszę się na ten tytuł.
OdpowiedzUsuńNaprawdę ogromnie zachęcam. świetna książka o relacjach międzyludzkich.
UsuńNie znam tego autora, ale to, co napisałaś bardzo zachęca do lektury tej ksiązki. Z pewnością spróbuję
OdpowiedzUsuńGorąco zachęcam. :)
UsuńKsiążka nie dla mnie ..aczkolwiek wiem, że są osoby które cenią sobie takie pozycje :]
OdpowiedzUsuńNp. ja. :D
UsuńWysoka ocena i bardzo rzetelna recenzja. Nie sposób po jej przeczytaniu przejść obojętnie wobec tej ksiażki.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że udało mi się zachęcić Cię do lektury, bo to bardzo wartościowa pozycja.
UsuńWłaśnie zaskakujące jest to, że książka mimo wszystko czasami rozśmiesza, że są tam elementy komiczne. Mnie też się bardzo podobała. Udało mi się potem wymienić kilkoma e-mailami z autorem i zdecydowanie stwierdzam, że to musi być niezwykły, wrażliwy człowiek. :)
OdpowiedzUsuńDla mnie taka umiejętność wplatania komedii w tak ciężki temat to dowód na to, że Remigiusz Grzela jest świetnym pisarzem.
UsuńPoczątek zapowiada świetną książkę. Będę ją miała na uwadze.
OdpowiedzUsuńOgromnie zachęcam. :)
UsuńNie lubię wątków wojennych w książkach. Z drugiej strony relacje międzyludzkie i w rodzinie mnie ciekawią. Tylko obawiam się całości jako "gorzkiej pigułki".
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w tym przypadku ciekawość zwycięży. Wydaje mi się, że się nie rozczarujesz.
UsuńJa za wojną w książkach nie przepadam..
OdpowiedzUsuńBywa i tak, tylko szkoda, że przez to stracisz dobrą lekturę.
UsuńBardzo zachwalasz, nie mówię więc nie.
OdpowiedzUsuńZachęcam. :)
UsuńNa tę chwilę niestety mówię nie, ale kto wie co przyniesie przyszłość ;)
OdpowiedzUsuńMoże książkę Remigiusza Grzeli? :D
UsuńAle świetna książka! Ciekawa jestem jak autor ukazał relacje ojca z synem. Nie ukrywam, że przyciąga mnie też tragizm i smutek, takie książki mają w sobie coś takiego, że aż chce się je czytać...
OdpowiedzUsuńCzytaj, czytaj koniecznie. Jestem pewna, że Ci się spodoba. :)
UsuńTo jedna z lepszych książek polskich autorów. Tak myślałam, że spodoba się i Tobie.
OdpowiedzUsuńTo dobrze myślałaś. Jest absolutnie rewelacyjna. :)
Usuń