czwartek, 28 marca 2013

Jaume Cabré "Wyznaję"
Katalońska opowieść

Jaume Cabré
Wyznaję
Wyd. Marginesy
2013
768 stron
Są takie książki, których się nie szuka. To one znajdują właściciela. Wchodzisz do księgarni czy biblioteki, a ona już tam jest. Czeka na ciebie. Wręcz prosi o odrobinę zainteresowania. Nie masz pojęcia o czym jest, zwykle nawet nie kojarzysz nazwiska autora. Ale gdy tylko twoje spojrzenie spocznie na okładce, już wiesz. Ta książka musi by Twoja.

W ten sposób rozpoczęła się moja przygoda z Carlosem Ruizem Zafónem, gdy pewnego dnia mój wzrok natrafił na Cień wiatru. Tak odkryłam wspaniałe Miasto ślepców José Saramago i wzruszające Dojrzewanie błazna Jonasa Gardella. I za sprawą takiego cichego wołania z półki do mojej biblioteczki trafiło Wyznaję Jaume Cabré.

Swoim zwyczajem nawet nie zainteresowałam się notą wydawcy. Ponad siedemset stron katalońskiej powieści, z chłopcem na okładce, który to stojąc na palcach próbuje ściągnąć książkę z jednej z wyższych półek zawalonego tomami regału, po prostu nie mogła być słabą pozycją. Inna sprawa, że nie znając choćby zarysu treści, wymyśliłam sobie, że będzie to coś na kształt wcześniej wspomnianego Cienia wiatru. Jakaś tajemnicza historia, mnóstwo książek, w tym ta jednak - kluczowa dla fabuły, odrobina dobrych uczuć i trochę negatywnych emocji, no i przede wszystkim, klimatyczne uliczki Barcelony, za dnia skąpane słońcem, nocą odkrywające swe mroczniejsze oblicze. Cóż mogę napisać teraz, kiedy lektura Wyznaję jest już za mną?

Zaskoczenia bywają takie przyjemne.

Bohaterem powieści Jaume Cabré jest Adrian Ardèvol, syn miłośnika rzadkich rękopisów, właściciela antykwariatu, człowieka, który od bliskich żądał spokoju i posłuszeństwa. W fascynującym świecie starych przedmiotów i transakcji handlowych brakuje uczuć. Wspominając dzieciństwo, Adrian zastanawia się nad tym, co właściwie trzymało razem jego rodziców. Nie sądzę, żeby kiedykolwiek się kochali. W ich domu nigdy nie było miłości. Ja byłem tylko przypadkową konsekwencją zdarzeń.[1] Podsumowanie dzieciństwa i młodości dalekie jest od pozytywnego. Tak, z wielu powodów przyjście na świat w tej rodzinie było błędem.[2] Adrianowi brakowało ciepła, rodzicielskiej troski. Nikt nie pytał go o marzenia, o plany. Jego przyszłość była z góry określona. Przede wszystkim miał poznać dziesięć języków obcych: kataloński, hiszpański, francuski, niemiecki, włoski, angielski, łacina, greka, aramejski i rosyjski.[3] W swej łaskawości, Feliks Ardèvol, nie wymagał od siedmioletniego chłopca, by od razu brał się za aramejski. Miał zacząć od dużo łatwiejszego niemieckiego.

Nikt nie pytał chłopca o zdanie. Adrian miał być erudytą, poliglotą, skończyć prawo i historię (oraz jeszcze jeden kierunek studiów, który będzie mógł sobie sam wybrać). Nawet śmierć ojca niewiele zmieniła w życiu chłopca. Co prawda przeszedłszy pod skrzydła matki nie musiał już tak intensywnie skupiać się na wkuwaniu słówek i zgłębianiu tajemnic gramatyki, ale nadal nikt nie pytał go o to, czego pragnie. Marzeniem matki było mieć za syna wybitnego skrzypka i to gra na tym instrumencie zdominowało życie chłopca. Och, jak bardzo zazdrościł on swojemu jedynemu przyjacielowi, Bernatowi. Ten uczył się gry z własnej woli, nikt nie planował mu przyszłości, niczego nie narzucał. A przede wszystkim, na pytanie o to kim chce być, gdy dorośnie wolno mu było odpowiedzieć jeszcze nie wiem.[4]

Wielowątkowa powieść Katalończyka to nie tylko historia życia Adriana od dzieciństwa aż do śmierci. Rolę, którą sugerując się okładką, przypisałam jakiejś tajemniczej, starej księdze, przejęły skrzypce. I to skrzypce nie byle jakie, bo skonstruowane przez Lorenza Storioniego, pierwsze, którym nadano własne imię. Vial przewijać się będzie przez karty powieści, łącząc poszczególne wątki w spójną całość. Zanim skrzypce trafiły w ręce Feliksa Ardèvol i jego syna, przechodziły z rąk do rąk. I nie zawsze działo się to legalnie. Nie zawsze bezkrwawo. Skrzypce nie przyniosły szczęścia żadnemu ze swoich właścicieli.

Dźwięki skrzypiec przenoszą nas w miejscu i czasie. Pojawimy się w Rzymie z okresu pierwszej wojny światowej, Barcelonie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, Katalonii z okresu inkwizycji, Paryżu, Cremonie, Pardàc, a przede wszystkim znajdziemy się w czasach drugiej wojny światowej, gdy krematoria pracowały na najwyższych obrotach, a naziści bawili się w bogów, odbierając życie i przeprowadzając okrutne eksperymenty medyczne. 

Smutna jest opowieść Adriana, tyle w niej nieszczęść, tak wiele zła, bezsensownego cierpienia i rozlewu krwi. Trudno szukać w niej ciepła, miłości, szczęścia. Choć jest tu miejsce na rodzące się uczucia, zawierane małżeństwa i przyjaźnie, te dobre chwile giną w natłoku tragicznych zdarzeń, smutnych wspomnień.  

Zawiedzie się ten, kto spodziewa się lekkiej powieści, którą można pospiesznie przelecieć wzrokiem, bez szkody dla odbioru utworu. Wyznaję należy do tych powieści, które mają w sobie wiele do odkrycia i zyskują przy każdym kolejnym czytaniu. Forma powieści jest niewątpliwie oryginalna, co dodatkowo utrudnia lekturę. Przyznaję, że przyzwyczajenie się do nielinearnej fabuły zajęło mi sporo czasu. Częste przeskoki w czasie i przestrzeni, nagłe zmiany narracji z pierwszo- na trzecioosobową, brak wyróżnionych dialogów (niekiedy nawet nie do końca wiadomo kto wypowiada dany tekst), początkowy sprawiały, że trudno było mi się wciągnąć w historię. Do tego należy dodać, że w powieści występuje ok. dwustu bohaterów, co też nie ułatwia szybkiego czytania.  Ale jako miłośniczka wszelkich eksperymentów literackich, której nie straszna jest Gra w klasy Julio Cortázara, szybko pogodziłam się z tym, że powieść Jaume Cabré nie jest lekturą na dwa czy trzy wieczory, że wymaga skupienia i dopiero, gdy potraktuję ją z należną uwagą, otworzy przede mną drzwi do fascynującego choć mrocznego świata, który zbudowali ludzie bez skrupułów, z wątpliwą moralnością i żądzą posiadania. 

Dodatkową trudność podczas lektury sprawiają obcojęzyczne, nieprzetłumaczone cytaty. Tłumaczka książki, Anna Sawicka, wyjaśnia, że ten zabieg miał spowolnić tempo zapoznawania się z lekturą i uzmysłowić czytelnikowi, że w otaczającym go świecie wiele jest kwestii, których nie rozumie. Podobny sens mają wcześniej wymienione przeze mnie trudności, jak choćby brak wyróżnionych dialogów, czy inne zabiegi literackie, jak choćby moment, w którym w jednej scenie inkwizytor nagle staje się nazistą, a akcja przenosi się w czasy drugiej wojny światowej.

Wyznaję wciąga, fascynuje, intryguje. Daje odetchnąć tylko czasami, zwykle jednak oplata nićmi złych uczynków razem tworzących sieć, z której niełatwo się wyplątać. Zło rodzi zło, echem odbija się w murach budynków, w ludzkich umysłach i sercach. Rozprzestrzenia się, zbiera żniwa. Smuci i przeraża. Jak można być obojętnym wobec nieszczęścia kamieniowanej kobiety? Jak pogodzić się z losem dziewczynki, która przerażona ściska w dłoni kawałek szmatki, wierząc w cudowna moc ocalenia, podczas gdy podkute buty nazistów wystukują rytm kroków prowadzących przez komin do troposfery? Można napisać o tym wiele tekstów i nadal zadawać te same pytania. Cabré pisząc o tragediach jednostek, opowiada dramatyczną historię wielu ludzi. Poszczególne sceny stają się materiałem do rozważań na temat ludzkiej moralności. Zarówno oryginalne jak i polskie wydanie w drukarni pojawiło się 27 stycznia w rocznicę wyzwolenia obozu w Auschwitz, co ma dodatkowe znaczenie symboliczne.

jedne z zajęć na uniwersytecie, Adrian rozpoczął wykonaniem partity numer jeden J. S. Bacha
(tu pierwsza część wyk. przez Arthura Grumiaux)


Powieść Katalończyka to także sporo muzyki. Jako laik nie mogę niestety w pełni docenić kompozycji historii, gdzie tempo, nastrój i sposób narracji zmieniają się przez cały czas. Najnowsze wydanie katalońskie zawiera płytę z utworami występującymi w książce, granymi przez  jej bohatera. Sam autor w wywiadzie dla Onetu tłumaczy: moją intencją kiedy piszę, jest komponowanie, a nie spisywanie historii. Słowo za słowem płynie jak nuta za nutą, dźwięk za dźwiękiem. Składnia tekstu powinna być jak najbardziej harmonijna, melodyjna.[5] 

Nie pozostaje mi nic innego, jak dołączyć do tych, którzy z zachwytem wypowiadają się na temat jedynej wydanej w Polsce książki Jaume Cabré. To naprawdę kawał dobrej historii, opowiedzianej w ciekawy sposób, wartej poświęconego jej czasu. To intrygujący eksperyment literacki, stanowiący pewnego rodzaju czytelnicze wyzwanie. Wyznaję zaspokoi oczekiwania także wybrednych czytelników, gotowych na zabawę konwencją, przygodę muzyczną i literacką.




zwiastun książki

***

[1] Jaume Cabré, Wyznaję, przeł. Anna Sawicka, Wyd. Marginesy, 2013, s. 41.
[2] Tamże, s. 86.
[3] Tamże, s. 48
[4] Tamże, s. 106.
[5] onet.pl [27.03.2013]

105 komentarzy:

  1. Widzę że podchodzisz do książek podobnie jak ja. Lepiej nie czytać noty wydawcy niż to zrobić i się przekonać, że za wiele w niej zdradził ;-)
    Przyznam że bardzo zachęciłaś mnie do lektury. Intrygują mnie nawet te cytaty, może tego własnie nam trzeba ... zwolnić a nie gonić książka za książką. Oj to teraz będę się głowić gdzie mogłabym zdobyć tę książkę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie tak. Już kilka razy się nacięłam. Wolę dać się zaskoczyć.

      Ciekawy zabieg, to fakt. Choć na początku trudno się do tego przyzwyczaić. Przez pierwsze sto stron miałam w głowie jedynie mętlik. Na pewno wrócę jeszcze do tej książki, bo sporo rzeczy nie wyłapałam.

      Usuń
  2. Zachorowałam ostatnio na tę książkę. Jej okładka przyciąga wzrok. Zapisałam się oczywiście do bibliotecznej kolejki. Cieszę się, że to dobra książka. Mam nadzieję, ze mnie też zachwyci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, okładka przyciąga jak magnes. O książkach może nie jest zbyt wiele, ale zazdrość mnie skręcała, gdy Adrian urządzał swoją bibliotekę. Och, mieć tyle książek (i szansę na to, by je wszystkie przeczytać)... Aż się rozmarzyłam. ;)

      Usuń
  3. Już od jakiegoś czasu jestem bardzo "nakręcona" na tę książkę, ale zbieram pieniążki, bo to siedmiuset stronicowe dzieło tez sobie troszkę kosztuje :-)
    Dziwne, że do tej pory byłam przekonana, że tę powieść napisała.... kobieta! Dopiero Twój post mi uświadomił, że Jaume Cambre to mężczyzna, haha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cena faktycznie jest kosmiczna, dlatego też od razu jej niestety nie kupiłam, ale za to mąż nie miał oporów i sam mi ją przytargał. ;)

      100% faceta z wąsem. ;)

      Usuń
  4. Już przeczytałaś? U mnie jeszcze książka niestety czeka na swoja kolej, odrobinę gabaryty mnie przerażają, muszę mieć na nia czas i nastrój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogłam się jej doczekać, więc jak tylko pozbyłam się "pożyczek" z biblioteki, to zabrałam się za nią od razu.
      Ale to fakt - książka wymaga i czasu, i nastroju. Nie da się jej czytać po łebkach, autor o to zadbał.

      Usuń
  5. Wczoraj zaczęłam ją czytać, ale przerwałam. To chyba nie jest jej czas. Jednak na pewno ją kiedyś przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, sama przez pierwsze sto stron nie bardzo rozumiałam i książkę, i zamieszanie wokół niej. Nie jest to łatwa lektura, ale jak już znajdziesz taki czas, że będziesz mogła go jej poświęcić, skupić się nad nią, to nie pożałujesz. :)

      Usuń
  6. Słyszałam o tej książce. Ostatnio o niej bardzo głośnio. Ja jakoś nie potrafię się do niej przekonać i na dodatek widzę, że zawiera obcojęzyczne, nieprzetłumaczone cytaty, co podejrzewam, że będzie mnie irytować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię nieprzetłumaczonych cytatów, ale - o dziwo - w tym przypadku "kupuję" teorię autora. I jakoś udało mi się nie zgrzytać zębami w trakcie czytania.

      Usuń
  7. Będę miała tę książkę na uwadze, ale potrzebuję dla niej sporo czasu. Nie chciałabym jej porzucić z braki skupienia na przykład.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie. Ja mam wrażenie, że przeczytałam ją nieco za szybko, ale na pewno jeszcze do niej wrócę.

      Usuń
  8. Świetna recenzja - od razu chce się pójść do księgarni i kupić "Wyznaję"... Przeglądałam tę kilkusetstronicową powieść i poczułam, że muszę ją mieć. Na razie kiepsko z moimi finansami, ale na pewno zrobię wszystko, aby zapoznać się z tą powieścią, bo jestem pewna, że jest tego warta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Cena jest rozbrajająca, to fakt. Ale gdzieś czytałam, że była/jest w promocji, więc może uda Ci się upolować ją w sensowniejszej cenie.

      Usuń
  9. Najpierw przeczytałam krytyczną recenzję tej książki w "Uważam Rze", teraz Twoją bardzo pozytywną. Chyba wreszcie sama przekonam się, jaka jest ta książka. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, chętnie przeczytałabym tę recenzję (ciekawa jestem jakie miał zarzuty jej autor), ale zdaje się, że tam jest płatny dostęp. =/

      Usuń
  10. Tak dużo książek, tak mało czasu, jeszcze mniej możliwości finansowych, a Ty dokładasz kolejną, którą bez zastanowienia przeczytałbym z wielką chęcią. Niedobra Ty! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, niedobra ja. =)
      Ale co ja poradzę, że ta książka mnie prześladowała i aż się prosiła o przygarnięcie? Biedna ja. ;)

      Usuń
  11. Zgadzam się w 100% z Twoją recenzją :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się. :)
      Zaraz pobiegnę przeczytać Twoją.

      Usuń
  12. Po tej recenzji czuję się strasznie głupia. I jak taki nieobeznany ze sztuką kloszard. Prostactwo i ignorancja. Jestem jeszcze większym laikiem od Ciebie. Nie umiałabym wymienić ani jednego utworu Bacha, i nie umiałabym skumać tej książki, tzn. skumałabym - ale pozazdrościłabym tych języków, muzyki, i te skrzypce, o, raju. Jestem plebsem, wprowadź mnie na salony, a nie będę umiała skorzystać z 50 sztućców przy talerzu. Wolę jednak moje kryminałki, nie wywołują we mnie poczucia niższości i nieznajomości kanonów literatury, bo nawet Cortazar jest mi obcy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tej lekturze czuję się równe głupia, więc się nie przejmuj. Przeraża mnie to jak słabo znam klasykę literacką, filmową, muzyczną, jak mało wiem o teatrze, operze, sztuce w ogóle. Z drugiej strony pocieszam się, że nie da się ogarnąć wszystkiego. Zwłaszcza jeśli lubi się kryminałki. :)

      A bardziej od języków, zazdrościłam bohaterowi biblioteki (biblioteczka byłaby tu określeniem kompletnie nie na miejscu). Choć jedno łączy się z drugim, bo nie dość, że książek miał całe mnóstwo, to jeszcze w rożnych językach.

      Usuń
    2. Tia... dzisiaj sobie poczytam "Imię Róży" w oryginale... jutro "Sto lat samotności" też w oryginale... i może "Cierpienia Wertera".. hm, w oryginale... A żeby nie było tak ambitnie, to jeszcze coś Paulo Coelho - w oryginale. I co mi tam, Marukamiego też w oryginale!
      A potem pójdę skoczyć z mostu, bo mózg mi eksploduje.

      Usuń
    3. Zapomniałaś o jakimś uroczym tomisku napisanym po aramejsku. :P

      Usuń
    4. Ach, tak! To w takim razie... Rękopisy aramejskie z Qumran - w oryginale!

      Usuń
    5. Rękopisy skąd? Rety, nawet nie wiem o czym Ty do mnie mówisz (mozg zaczyna niebezpiecznie dymić).

      Usuń
    6. Nie wiem, w googlach wyskoczyło ;)

      Usuń
    7. Ufff... A już chciałam biec do biblioteki. :P

      Usuń
  13. Nie przepadam za tłumem bohaterów w książce, jak i za brakiem linearności. Brak tłumaczeń czasami doprowadza mnie do szału, mimo że w tym przypadku to celowy zabieg.
    Ale... I tak zainteresowała mnie ta książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to dobra książka i przede wszystkim ciekawie napisana. Szkoda tylko, że ze mnie taka muzyczna noga i pojęcia nie mam co miała na myśli tłumaczka opowiadająca o scenie śmierci w konwencji fugi. =)

      Usuń
    2. Nie wiem, ale skojarzyło mi się z "Oczami szeroko zamkniętymi"... :P

      Usuń
    3. Wierzę na słowo, bo jakoś tak nadal mi się nie udało obejrzeć. =)

      Usuń
    4. Dziwi mnie Twoje zdziwienie. :P

      Usuń
  14. Moje wrażenia dotyczące tej książki doskonale charakteryzuje pierwsze zdanie tej recenzji. Jak tylko weszłam do księgarni to zwróciłam uwagę na tę książkę, a raczej na jej okładkę. Już zbieram fundusze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzuca się w oczy, to fakt. Nie dość, że ma świetną fotkę na okładce, to jeszcze do tego format, który też ją wyróżnia spośród innych.

      Usuń
  15. No to pozostaję mi czekać na Światowy Dzień Książki, czyli promocje, i kupić "Wyznaję". Przeczytam jednak dopiero, gdy będę miała więcej czasu na spokojną lekturę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko jak zwykle pamiętaj, co złego, to nie ja. ;)
      A metoda czytania jest jak najbardziej słuszna. Pobieżne jest bez sensu, a na dodatek jest niemożliwe ze względu na styl.

      Usuń
  16. No jeszcze jakby miała trochę mniej stron, ale na te 700 to się nie rzucę :D.

    Pozdrawiam!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 768, jeśli chodzi o ścisłość. :P
      Prawie jak King. ;)

      Usuń
  17. Odpowiedzi
    1. Oj, strzelę focha! :P

      Usuń
    2. To strzelaj, byle by Ci minęło do czerwca ;)

      Usuń
    3. To zależy, jak często będziesz spamowała mojego bloga. :P

      Usuń
    4. http://repostuj.pl/obrazek.php?41927
      :P

      Usuń
    5. Naucz się lepiej migowego do czerwca, bo się nie dogadamy. :P

      Usuń
    6. Ale z Ciebie zadziora!
      Pozdrowienia dla małżonka... ;)

      Usuń
    7. Nie wiem jak to jest w migowym, ale postaram się przekazać. =)

      Usuń
    8. To na niego też się foszysz? Jejciu, z Myszą pewnie obie chodzicie.. w milczeniu ;)

      Usuń
    9. Z Myszą w milczeniu się nie da, bo to gadatliwe stworzenie. =)

      Usuń
  18. Trochę się obawiam tej książki, a raczej tego, że po prostu nie zrozumiem, co autor chciał przekazać. Wspominasz o "Grze w klasy", miałam podejście do tej powieści, ale niestety poległam. Co do "Wyznaję", to na chwilę obecną spasuję. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Gra w klasy" jest zdecydowanie bardziej "hardcorowa". "Wyznaję" jest o wiele prostsza w odbiorze, treść napisana zwykłym językiem z pewnością nie robiłaby aż takiego wrażenia. Cały "problem" polega na tym, by czytać niespiesznie, bo wtedy łatwo się pogubić. A poza tym - ta lektura to sama przyjemność, mimo wszechobecnego mroku ludzkich dusz. ;)

      Usuń
    2. To może jednak dam szansę tej książce, a raczej sobie na przeczytanie tego tomiszcza :)

      Usuń
    3. Cóż mogę jeszcze dodać poza standardowym "co złego, to nie ja"? ;P

      Usuń
  19. Chyba jednak się przejdę do biblioteki. I to już jutro. Muzyka to- obok książek- moja największa pasja, a skrzypce są ukochanym instrumentem, niespełnionym marzeniem. Ich dźwięk mnie rozdziera. Mam wrażenie, że ta powieść może stać się dla mnie czymś takim, czym stały się "Purpurowe Skrzypce". Dostrzegam kilka drobnych podobieństw, ale tylko drobnych.
    I te nieprzetłumaczone cytaty,przestrzeń lat, przeskoki czasowe.Wszystko co tak uwielbiam, w jednym.
    AnnRK co ja bym bez ciebie zrobiła!? Mam ochotę cię ucałować za tą recenzję!
    Nie wiem co zrobię, jak nie będzie w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idź koniecznie! :)
      Wierzę, że książka bardzo Ci się spodoba.

      Ucałujesz mnie, jak przyjedziesz do Poznania (no i jak książka faktycznie Ci się spodoba). =D

      Usuń
    2. Oj, spodoba mi się, już to bardzo silnie przeczuwam. To coś zdecydowanie dla mnie. Ach, te skrzypce! Kocham muzykę klasyczną, fascynuje mnie. Jak jednocześnie ja i mój znajomy się obijamy na zajęciach, potrafimy dyskutować o tym bez końca. Jeden z moich licznych fiołów :P
      Ogólnie strasznie mnie to intryguje, jak nie będzie, będę wyć na środku biblioteki, a potem wyląduje w empiku, gdzie zbankrutuje.

      Usuń
    3. Nie zbankrutujesz, mogę to zagwarantować :) Książka mnie zaciekawiła i z chęcią zabiorę Leanice książeczkę, aby samemu ją przeczytać :P

      Usuń
    4. Oj tam, bankructwo bankructwem, ale niektóre książki po prostu warto mieć. Tym bardziej, że jeżeli Ci się spodoba, to na pewno będziesz do niej wracać. A jak nie, zawsze możesz sprzedać lub wymienić. :)

      ---

      Ciastek, no to namawiaj Leanikę, widzisz, że biedactwo się wciąż waha. ;)

      Usuń
    5. Przekonał mnie, jest już zamówiona, w przyszłym tygodniu będę miała :)

      I... wygrałaś! Przytargałam dzisiaj stosik książek z biblioteki.

      Usuń
    6. Super! Teraz tylko pozostaje mi trzymać kciuki za to, żeby Ci się spodobała. :)

      Podwójne zwycięstwo. Jestem mistrzem! Co wypożyczyłaś? :)

      Usuń
    7. Oj, jestem niemal pewna, że mi się spodoba :)

      A przywlokłam:
      M.D. Lachlan- "Synowie Boga"
      Jeffrey Archer- "Ścieżki chwały"
      Carlos Ruiz Zafon- "Światła Września"
      Marek S. Huberath- "Vatran Auraio"
      Diane Setterfield- "Trzynasta opowieść"

      Usuń
    8. O, "Światła września" jeszcze przede mną. Ciekawe czy warto je czytać. :)

      Usuń
    9. Przekonamy się, dzisiaj zacznę czytać ^^
      Na razie przeżywam ponowną ekscytację "Hrabią Monte Christo", co mi przypomina, że muszę wstawić recenzje tegoż dzieła,bo się w trójce e-pik nie zmieszcze *maszeruje do pulpitu nawigacyjnego*

      Usuń
    10. No tak, a mi to przypomina, że jeszcze "Hrabiego..." nie czytałam. Wstyd i hańba.

      Usuń
    11. O, to dobrze się składa nawet, bo wyszedł mi pean zamiast recenzji. Może cię zmotywuje :P

      Usuń
    12. Zaraz pójdę poczytać. :)
      A książkę też na pewno przeczytam, ale chcę mieć ją na własność, więc to trochę potrwa.

      Usuń
  20. Muszę, po prostu muszę przeczytać! A najlepiej zdobyć na własność, bo "Wyznaję" pewnie pięknie prezentuje się na półce. :D
    Naprawdę nie czytasz not na okładce? Ja bym tak nie potrafiła... Zazwyczaj to od nich zależy, czy dana książka trafi w moje ręce. Fakt, parę razy się zdarzyło, że opis był zbyt szczegółowy, ale nie wiem, czy mogłabym zacząć czytać, nie wiedząc, o czym właściwie jest powieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno się wyróżnia formatem. :P

      Naprawdę. Teraz wybieram książki nieco bardziej świadomie, bo cośtam poczytam o nich na blogach, ale zwykle biorę w ciemno i z biblioteki, i księgarni. Póki co mam spore szczęście, bo mało kiedy źle trafiam. :)

      Usuń
  21. Intryguje mnie ta książka od momentu, gdy zaczęła się pojawiać na blogach i portalach. Okładka zwiastuje książkę o książkach, o pasji czytania, ale, jak piszesz, nie do końca jest to prawdą:)
    Marzy mi się kilkaset stron z bibliofilem w roli głównej - pobiegłabym do księgarni w podskokach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okładka jest trochę myląca, ale bohaterowie krążą między miłością do muzyki, a miłością do literatury, więc i książki są obecne. Urządzanie biblioteki jest jednym z milszych momentów w tej powieści. ;)

      Taka książka to by było coś... Biegłabym do księgarni z takim samym entuzjazmem. ;)

      Usuń
  22. Świetny tekst napisałaś, naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem. I dzięki Tobie mam jeszcze większą ochotę na poznanie twórczości tego pisarza! :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Po pierwsze...
    Miał zacząć od dużo łatwiejszego niemieckiego.
    Pozwól, że prychnę i zapłaczę gorzko nad swoimi zdolnościami lingwistycznymi ^^
    Po drugie, zupełnie a propos, przypomniało mi się, że wciąż nie ruszyłam "Skrzypiec" Rice o.ó

    Co do książki - zapowiada się świetnie. Na eksperymenty wszelakie jestem otwarta. Kiedy spojrzałam na okładkę, pomyślałam dokładnie to samo, co Ty - Zafón. A wygląda na to, że Cabré jest przeciwieństwem Zafóna. Ale to dobrze - oryginalność się ceni, poza tym nie wiem, czy chciałabym trafić na historię bliźniaczo podobną do "Cienia". Raczej nie :/
    Na razie nie dam rady, cięższych lektur mam pod dostatkiem i "Wyznaję" będzie musiało czekać do lata. Ale tytuł leci prosto do mojej chcę-listy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prychaj i płacz, a ja się przyłączę. ;)

      Zafón to przede wszystkim mroczna tajemnica i magiczna Barcelona, Cabré to mroczne ludzkie dusze i ciekawy styl, a tajemnica skrzypiec jest jak gdyby pretekstem do podróży w czasie i przestrzeni.

      Usuń
  24. Opis okładkowy jest dość enigmatyczny. Tym porównaniem do "Gry w klasy" mnie nie zachęciłaś bo ledwo przebrnęłam i nie rozumiem (jeszcze) fenomenu tej powieści, ale resztą recenzji już zdecydowanie tak. Szkoda tylko, że w mojej bibliotece jestem dopiero 10 w kolejce :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że dopiero po przeczytaniu Twojego komentarza spojrzałam na ten opis? :P
      Gdybym przeczytała go wcześniej, to wyobraziłabym sobie chłopca, który nie ma przyjaciół (pewnie bogaty, więc rodzice nie pozwalają mu się bawić z "plebsem", a inne bogate dzieciaki raczej mu dokuczają niż się z nim bawią), matka się nim nie interesuje (typ damy, która myśli raczej o przyjęciach i wypadach do teatru), ojciec-bibliofil siedzi wiecznie w swoim gabinecie. Samotny chłopiec żyje sobie w otoczeniu książek, coraz bardziej wciąga się w ich magiczny świat, aż pewnego dnia trafia na jakąś tajemniczą historię (tu pojawiają się skrzypce) i rozpoczyna "wędrówkę w czasie", by te tajemnicę rozwikłać.

      No cóż... Chyba nie bardzo bym trafiła, więc potwierdza się moja teoria, że opisy z okładek spokojnie można olać. :P

      Porównanie "Gry w klasy" jest takie trochę na wyrost, bo to jednak zupełnie inny kaliber. Po prostu obydwie książki są pewnego rodzaju eksperymentem literackim. z tym, że Cabre jest zrozumiały, a Cortazar już nie tak bardzo. ;)

      Usuń
  25. Będąc kiedyś w księgarni, miałam tę książkę w ręce i z niemałym bólem serca jednak odłożyłam na półkę. Niemożliwie prozaiczna sprawa mnie do tego zmusiła - brak na to funduszy...
    Moja biblioteka jeszcze jej nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten ból, niestety książka nie należy do najtańszych. :(

      Usuń
  26. Mam ją w planach, zaciekawiłaś mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Miły efekt zaskoczenia. Lubię sięgać po książki, które z półki mnie wołają. Nie czytam noty, nie zerkam do środka. Po prostu spojrzę na tytuł, okładkę i biorę do kasy. Ta książka na pewno trafi na moją półkę. Nie ma innej możliwości, ja ją po prostu muszę mieć, by móc w każdej chwili się nią delektować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło wiedzieć, że nie tylko ja nie czytam not, bo już przez moment poczułam się jak jakieś dziwadło. ;)

      A co do tej książki, to bardzo dobry pomysł. Nie do każdej się wraca, ale ta ma w sobie coś, co zachęca do ponownego przeczytania, nawet jeśli nie całości, to fragmentów.

      Usuń
  28. Nie wczytywałam się dokładnie w Twoją opinię, bowiem mam "Wyznaję" i planuję przeczytać ją na "czysto". Ale książka robi wrażenie, skoro tyle czytelników jest pod jej urokiem, musi być wyjątkowa.
    PS. Jak tam twoja marcowa Trójka? Podeślesz dwa brakujące linki? Pozdrawiam świątecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I słusznie. Też bym nie czytała. Ale mam nadzieję, że zajrzysz, jak już będziesz po lekturze.

      Co do linków... Ech... W końcu zapomniałam przytargać z biblioteki "Rebekę", a nieszczęśliwa miłość, może i coś by się znalazło, ale tak trochę na siłę, więc nie wiem czy to ma sens.

      Usuń
    2. To zanotuję, Twoją jedną lekturę marcową. Ale w kwietniu nie odpuścisz mam nadzieję :)

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że nie. Ale tak swoją drogą, zdziwiło mnie to, że ta nieszczęśliwa miłość jakoś tak słabo mi się przewija przez lektury. Byłam pewna, że nie będę musiała szukać żadnej książki z takim wątkiem, że sama się trafi. :P

      Usuń
  29. Zaintrygowała mnie juz sama okładka tej książki. Mam ochotę ją przeczytać powieść Cabré odkąd tylko pojawiała się w księgarniach. Po Twojej długiej (i dobrze!) recenzji stwierdzam, że nie powinnam zwlekać z lekturą. Szkoda tylko, że na półkach zalega juz tyle ksiażek, a nie narzekam też na nadmiar wolnego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrób tak jak ja, olej pozostałe książki i bierz się za tą. Rzadko mi się zdarza, żebym po zdobyciu na własność jakiejś książki od razu się za nią brała. To był jeden z nielicznych wyjątków. I nie żałuję. :)

      Usuń
  30. Trochę przeraża mnie ilość stron, ale zachęciłaś mnie wystarczająco, żebym zaczęła szukać tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć, format robi wrażenie. Ale jeszcze raz powtórzę: warto! :)

      Usuń

  31. Uff...recenzja pierwsza klasa, aż dech zapiera w piersiach. Jak tu teraz nie przeczytać tej książki. Na pewno sięgnę po nią, tylko tak jak innych przeraża mnie jej objętość:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)

      Gdyby książka była kiepska, to faktycznie objętość byłaby przerażająca, a tak - mamy 700 stron bardzo dobrej powieści, więc nie ma co się wahać.

      Usuń
  32. Widzę, ze to wymagająca lektura. Może kiedyś przeczytam, kiedy "świat" pozwoli mi się przy niej zatrzymać. Świetna recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wymagająca przede wszystkim wolnego czasu, bo to nie jest lektura, którą można przelecieć wzrokiem bez szkody dla jej odbioru.

      Dziękuję! :)

      Usuń
  33. Mam ją na półce i ciągle czekam z jej czytaniem - dlaczego? Jest taka boska, boję się rozczarowania. Ale może zachwycę się niewspółmiernie, jak nigdy dotąd? Jeszcze niech sobie poleży :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basia, to nie wino, żeby miało leżeć i nabierać mocy! Czytaj, ale już! :)

      Usuń
  34. Dostałam tę książkę w prezencie już rok temu. Zaczęłam ją czytać, ale zupełnie do mnie nie trafiła. Niemniej zamierzam ponownie do niej usiąść w nadziei, że tym razem będzie inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda. Z jednej strony wiem, że to bardzo specyficzna książka i nie każdemu przypadnie do gustu, z drugiej - zawsze mi żal, gdy komuś się nie spodoba.

      Usuń
  35. Dla mnie, tę powieść czyta się niczym piękna mozaikę - zbieramy malutkie elementy, które powoli tworzą piękny obraz całości. Moja recenzja na: http://pozycjeobowiazkowe.blogspot.com/2016/02/wyznaje-jaume-cabre-wydawnictwo.html Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie czytałam. :)

      Usuń

Zapraszam do udziału w dyskusji. ;)

Wszelkie obraźliwe komentarze oraz reklamy stron będą usuwane.