Dziś kolejne wydanie listy Top 10,
akcji, przy okazji której raz w tygodniu na blogu pojawiają się różnego rodzaju
rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego
zainteresowania i gusta. [źródło]
Tytuł dzisiejszej listy to: Dziesięć ulubionych symboli dzieciństwa.
Tytuł dzisiejszej listy to: Dziesięć ulubionych symboli dzieciństwa.
1. ROWER!
Pamiętam radość z wykonania
pierwszego samodzielnego zakrętu nie zakończonego upadkiem. I ten wiatr we
włosach. I wyścigi, zabawę w policjantów i złodziei, pierwsze samotne wyprawy
poza podwórko. Wolność = rower.
2. GUMA DONALD I TURBO,
a najlepiej dwie, bo wtedy wychodziły większe balony.
Najwięcej frajdy przynosiła wymiana historyjek obrazkowych i wizerunków
samochodów. Nigdy nie kojarzyłam tylu samochodowych marek, co wtedy.
3. LAS
Zawsze będzie mi się kojarzył z niedzielnymi wyprawami
z rodziną i przyjazdem dziadka. Przez lupę obserwowałam wszelkie robaczki,
przez lornetkę ptaki, tata robił zdjęcia, a ja wracałam do domu z kieszeniami
pełnymi skarbów.
4. DINOZAURY
To był prawdziwy szał. Dinozaury były wszędzie: na
naklejkach, koszulkach, w książkach, czasopismach, wszędzie. Miałam kolekcję
niewielkich figurek, ale najcenniejszy był składany szkielet tyranozaura, który
świecił w nocy. Do dziś pamiętam tę rozpacz, gdy dinozaurowi złamał się ogon.
5. KARTECZKI Z NOTESÓW I SEGREGATORÓW
Czyli przedmioty intensywnej wymiany między
dzieciakami z podstawówki. Kto miał jakiś wyjątkowy egzemplarz, ten był
naprawdę kimś! Wycenianiu swoich kolekcji i targowaniu się przy wymianach nie
było końca. Jeszcze niedawno część mojej kolekcji leżała pod łóżkiem, ale
ponieważ walczę z moją manią chomikowania wszystkiego, już jej nie mam.
6. TRUSKAWKI ZE ŚMIETANĄ I CUKREM
To był znak, że lato jest w pełni. Był to zdecydowanie
ulubiony przysmak małej Ani. Gorzej, gdy truskawki wcześniej trzeba było
zbierać własnymi rękami. Jeżeli jest coś, czego w tamtych czasach nienawidziłam
z całego serca, to właśnie przykucanie przy każdym krzaczku i zrywanie owoców
do koszyków i wiaderek.
7. ZŁOTE MYŚLI,
czyli dziennik pełen mniej lub bardziej osobistych
pytań wciskany wszystkim znajomym. Czasami tylko tak można się było dowiedzieć,
kto podoba się najprzystojniejszym chłopakom w klasie. ;)
8. DOMEK W ŻYWOPŁOCIE,
a właściwie wielka dziura wycięta scyzorykiem między
gałęziami szkolnego żywopłotu. W tym momencie chciałabym przeprosić pana, który
pielęgnował szkolną zieleń. Domyślam się, że w tamtych czasach nie myślał
ciepło o dzieciakach, które niszczyły żywopłoty, tnąc gałęzie, malując je
wapnem i znosząc do powstałych dziur wszystko, co znajdowało się na podwórku -
od cegieł i pustaków, po deski, piasek i gwoździe. Za ponad metrową trawę
wiązaną w supły przepraszam również, ale proszę zrozumieć - powstawały z niej
wspaniałe tunele i labirynty.
9. GUMA DO
SKAKANIA I SKAKANKI
Ileż przy
tym było zabawy. Skakało się na różne sposoby, pojedynczo, parami. Czasami
udało się do gry zaprosić chłopaków, a wtedy rywalizacja nabierała zupełnie
innego znaczenia. Przegrać z koleżanką to jedno, ale z kumplem - nigdy w życiu!
Gdy guma kupiona w sklepie się urwała, wiązało się kolejne supły, a gdy stawała
się już zbyt krótka - mamy wyciągały ze swych pasmanteryjnych zapasów zwykłą
gumkę do majtek, dosztukowując brakujący kawałek.
Skakanki
były modne nieco krócej, ale bawiliśmy się nimi niemal wszyscy, bijąc kolejne
rekordy i wymyślając nowe sposoby skakania.
10. RZUTNIK
I BAJKI WYŚWIETLANE NA ŚCIANIE
Dziś pewnie
żaden dzieciak by przy nich nie wysiedział, ale wtedy to było coś. Tata
ustawiał sprzęt, rozwijał ekran, Mama gasiła światło i czytała tekst
pojawiający się pod każdym obrazkiem. To były magiczne chwile spędzone z
Szewczykiem Dratewką, Zuzanką i Utopcami, bohaterami Kwiatu paproci i innymi, których dziś już nie pamiętam.
mała ja |
Zobacz też
Teraz się zastanawiam, w jakim jesteś wieku ;-)
OdpowiedzUsuńRower, gra w gumę i "Donaldy" to moje dziecinstwo. Karteczki do segregatorów - już nie... Więc musisz być młodsza, choć z kolei wśród dzieci w wieku "karteczkowym" nie widziałam już gry w gumę i chyba już nie było "Donaldów"...
Śledztwo trwa. :P
UsuńWszystko to, co wymieniłaś towarzyszyło mi w podstawówce. W gumę grałam raczej pod koniec szkoły, a szał na "Donaldy" mógł już wtedy minąć, bo to był okres zbierania żetonów z chipsów (z jakimiś horrorowymi postaciami), naklejek z dinozaurami, no i wycinków z gazet o Spice Girls. ;)
Karteczki z notesów były wcześniej i je bardziej pamiętam. Te z segregatorów pojawiły się później i chyba na największy boom już nie trafiłam, bo "dorosłemu" uczniowi liceum już nie wypadało. :P
Aha, zajrzyj do mnie na post o konkursie! ;-)
OdpowiedzUsuńJupiiiiiii! ;)
Usuńguma do skakania, karteczki w segregatorze haha pamiętam :D zresztą szał był na to i chyba każdy skakał i zbierał :))
OdpowiedzUsuńgdzie te czasy... ;]
Chciałoby się czasami cofnąć w czasie. Chętnie bym sobie poskakała przez gumę, ale jakby już nie wypada. Zresztą, skąd bym wzięła na to chętnych? :P
UsuńO złote myśli, własnie niedawno je znalazłam robiąc generalny porządek ;)
OdpowiedzUsuńJa też powinnam gdzieś je jeszcze mieć. Po latach to musi być pasjonująca lektura. ;)
UsuńAle świetny ranking. :) Gumę do skakania zawsze mieliśmy z majtek. :P Tzn. nie wyciągaliśmy jej z nich, ale taka domowa lepiej się sprawdzała, niż te kolorowe ze sklepów. ;) I te rzutniki... :) Kurczę, aż poszukam na strychu, może dzieciakom się spodoba coś takiego. :)
OdpowiedzUsuńTa ze sklepu szybciej się naciągała, ale była bardziej szpanerska. :P
UsuńAż ciekawa jestem czy w dobie kolorowych animacji, takie obrazki przyciągną ich uwagę.
To my chyba jakieś podróby mieliśmy, bo kiepsko się naciągała i była krótsza. :P A, a hula-hop? :P
UsuńMyślę, że trochę tak - wiesz, taka atmosfera, zgaszone światło. ;) Chociaż wydaje mi się, że siostra kiedyś szukała u nas rzutnika. Aż zapytam. ;)
Hula hop mnie... yyy... nie kręciło. :P
UsuńMiałam jakiś czas, później się złamało, później skleiło, ale jakoś serca do tego nie miałam.
A serso?
Ta atmosfera, to chyba największy plus. Robi się ciemno, na ścianie pojawiają się obrazki - tylko na jak długo to wystarczy? Testuj dzieciaki i zdawaj relację. :P
O, też robiłam domki. Co prawda nie w żywopłocie, ale opierając gałęzie o drzewo - to było coś! Teraz na moim osiedlu drzew, boisk i zieleni administracja pozbywa się na rzecz nowych bloków. Cóż, takie czasy :(
OdpowiedzUsuńJak byłam bardzo mała szalałam za rowerem. I dopóki mi się nie złamał, byłam jego wielką fanką. Teraz po prawie 20 latach wracam do dawnej sympatii...
Takie domki też robiłam. I jeszcze z desek, jak koło szkoły budowali salę gimnastyczną i dookoła poniewierało się sporo materiałów budowlanych.
UsuńPrzyjemnie jest czasem to powspominać. :)
2, 5, 6, 7 i 10 to u mnie :)) Jeszcze ślizgawka osiedlowa, piłka nożna z kuzynostwem, oranżada na miejscu, takie chrupki duszki.. ehhh rozmarzyłam się:)
OdpowiedzUsuńJa zamiast ślizgawki wolałam trzepak. ;)
UsuńOranżada na miejscu, to było coś. I jeszcze oranżadki w proszku.
Też się rozmarzyłam. :P
Ale boskie zdjęcie - jaki fajny był z ciebie bąbel! I wyrosło to to takie duże...
OdpowiedzUsuńI nadal rośnie, tyle, że wszerz. :P
UsuńEch, zazdroszczę, bo ja właśnie wszerz :)))
UsuńJa właśnie też. :D
Usuń